Chiny i ogólnie Azja są regionem, w którym znajduje się większość fabryk wytwarzających procesory, pamięci, panele ekranów, ale też składających te i inne elementy w gotowe urządzenia. Dlatego koronawirus jest tak niebezpieczny dla segmentu IT, który przecież i bez niego ma swoje problemy, wynikające choćby z cały czas rosnącego popytu na urządzenia elektroniczne, przy równocześnie zbyt niskiej podaży. Trzeba jednak zauważyć, że nie wszystkie branże nowych technologii są narażone na wpływ wirusa w tym samym stopniu, ale równocześnie prawie wszystkie powinny zanotować spadek produkcji.
Od wpływu koronawirusa branża IT nie może uciec
W najlepszej sytuacji są podmioty, których fabryki są w wysokim stopniu zautomatyzowane. Wśród nich są głównie firmy produkujące układy scalone, pamięci RAM i NAND oraz panele do ekranów i telewizorów. Większość z nich znajduje się w regionach nieobjętych kwarantanną, gdzie powinno być stosunkowo bezpiecznie, takich jak Xi’an (fabryki Samsunga), czy Wuxi (fabryki SK Hynix). Inna sprawa, że mimo mniejszego zapotrzebowania na pracowników, braki w kadrach i tak są odczuwalne. Do głosu mają również dochodzić kwestie logistyczne oraz mniejsze zamówienia ze strony podmiotów, wykorzystujących produkowane układy w gotowych urządzeniach. Z naszej perspektywy to chyba najważniejszy temat, bo większość z nas nie zamawia przecież kości NAND, a np. smartfona lub nośnik SSD.
Obserwatorzy branży, tacy jak firma TrendForce, zauważają spore problemy z działaniem łańcucha dostaw, w tym przede wszystkim niedobory niektórych elementów i braki możliwości odbioru innych. Część zakładów wytwarzających gotowe urządzenia musiało wstrzymać produkcję z powodu zbyt małej liczby pracowników. Można to dostrzec w segmencie urządzeń noszonych, takich jak inteligentne opaski i zegarki. Większość zakładów wytwarzających te produkty zlokalizowanych jest w miastach Guangdong, Jiangsu i Zhejiang. Mimo dość dużej odległości od Wuhan, wstrzymano w nich produkcję, która miała zostać wznowiona w połowie lutego, ale termin jej ponownego uruchomienia przesunięto. Powód jest prosty, pracownicy tych fabryk pochodzą z prowincji objętych ochroną. Owszem część z nich może wrócić do pracy (po chińskim Nowym Roku), ale w każdym takim wypadku wymagana jest dwutygodniowy okres kwarantanny.
Ze smartfonami, notebookami, monitorami i telewizorami sytuacja wygląda podobnie. Problemem jest brak rąk do pracy i zbyt mała dostępność części kluczowych komponentów w łańcuchu dostaw. Analitycy wskazują przede wszystkim na niedobory płytek drukowanych i akumulatorów. Dlatego spodziewane dostawy mają zmaleć w tym kwartale nawet o ponad 10 procent, co w przypadku smartfonów przekłada się na dziesiątki milionów sztuk. Odczują to osoby, które będą chciały nabyć nowe flagowce chińskich marek, takich jak Xiaomi. Dość powiedzieć, że Mi 10, wyprzedał się w Państwie Środka w mniej niż minutę i sądzę, że z pierwszą partią na Polskę może być bardzo podobnie. W lepszej, ale też nieidealnej sytuacji jest Samsung, wytwarzający wiele komponentów dla swoich urządzeń mobilnych na terenie Korei Południowej. Firma również jest w dużym stopniu uzależniona od tego, czy i kiedy przywrócone zostaną prace we współpracujących z nią chińskich fabrykach.
Epidemia w Azji = wzrost cen sprzętu na całym świecie
Znaczenie chińskich podmiotów jest bardzo duże i tu doskonałym przykładem jest segment pamięci RAM. Choć ogromna liczba kości jest wytwarzana poza granicami Państwa Środka, to braki innych elementów od samego początku zwiastowały podwyżki cen. Pewnie zauważyliście, że wiele popularnych modułów zaczęło drożeć od momentu pojawienia się doniesień o koronawirusie. Dobrym przykładem jest popularny pakiet Crucial Ballistix Sport LT 2x 8 GB 3200 MHz CL16, który przez większość stycznia tego roku kosztował około 310 złotych, podczas gdy teraz 369 zł.
Inny popularny zestaw G.Skill Aegis 2x 8 GB 3000 CL zanotował jeszcze większy skok cenowy. W okolicach 7 stycznia można go było kupić za 250 złotych, a teraz zestaw kosztuje aż 100 złotych więcej. Mniejsze lub większe wzrosty można zauważyć dla właściwie wszystkich dobrze sprzedających się modułów RAM. Co prawda, pisałem nie tak dawno o przewidywaniach DRAMeXchange na temat wzrostów cen pamięci na początku roku, ale prognozowane wzrosty nie przełożyłyby się na pewno na tak duże podwyżki.
Jeśli zwlekaliście z zakupem nośnika SSD, to teraz niestety możecie pluć sobie w brodę, bo tego typu urządzenia drożeją w podobnym tempie co pamięci RAM. Chętnie kupowany w Polsce Goodram CX400 512 GB nabędziecie teraz za 300 złotych, czyli o 80 złotych więcej niż na początku stycznia. Samsung 860 EVO 1 TB przez prawie cały poprzedni miesiąc kosztował 550 złotych, a po pojawieniu się informacji o koronawirusie cena poszybowała do 640 złotych. W miarę sensownym wyborem wydaje się być zakup Cruciala MX500 500 GB, bo w jego przypadku cena od połowy stycznia zwiększyła się "tylko" o 30 złotych.
Przeglądając rankingi popularnych laptopów, zauważyłem, że wiele z nich to produkty, które są w sprzedaży od dłuższego czasu. Na rynkową ekspansję nowych konstrukcji musimy poczekać, co ma związek z sezonowością tego segmentu. Z tego powodu ceny laptopów spadają, bo sklepy chcą się pozbyć zapasów magazynowych. Nie można jednak wykluczyć, że nowe komputery przenośne będą droższe, niż się spodziewamy, właśnie z powodu trwających w tym momencie problemów. Ceny monitorów i TV zasadniczo są na tym samym poziomie co sprzed ogłoszenia wybuchu epidemii. Ciekawie natomiast wygląda sytuacja w segmencie smartfonów.
W Polsce telefony chińskich marek cieszą się ogromną popularnością, szczególnie te w cenie poniżej 1000 złotych. Jednym z chętniej wybieranych urządzeń jest Xiaomi Redmi Note 8T, kosztujący w styczniu tego roku 670 złotych. Od tego czasu, pomijając krótką promocję i spadek ceny do 519 zł, smartfon podrożał do prawie 800 zł. Fluktuację cen można dostrzec również dla innych modeli tego producenta, choć pewnie nie tak znaczące jak w powyższym przykładzie. Z drugiej strony, część urządzeń potaniało przed spodziewaną prezentacją ich następców, które miały zostać ujawnione na targach Mobile World Congress 2020 w Barcelonie. Dokładnie tych samych targach, które niestety nie tak dawno odwołano.
Wiemy już, że drożeją pamięci RAM i nośniki SSD, a jak jest z płytami głównymi? Odpowiedź jest prosta i skomplikowana równocześnie: to zależy. Jeśli wybieracie tańsze modele, które na dodatek są już na rynku od dłuższego czasu, to raczej nie będziecie narzekać na drożyznę. Jeśli chcielibyście sprzęt z nieco wyższej półki, to zapłacicie nawet kilkaset złotych więcej niż jeszcze 2 miesiące temu. Zauważyłem też, że najczęściej drożeją produkty firmy MSI i duża część droższych modeli Gigabyte'a. Płyty ASRocka drożały natomiast w ciągu ostatnich kilkunastu dni, by teraz zanotować obniżki cen – w niektórych przypadkach do poziomu sprzed podwyżki, w innych im bliskim.
Przyszłość wcale nie wygląda zbyt optymistycznie
Spore wyzwanie czeka producentów konsol. O ile teraz Sony i Microsoft nie muszą się specjalnie martwić o produkcję urządzeń obecnej generacji – bo popyt na nie znacząco zmalał – o tyle przed obiema firmami premiery PlayStation 5 i nowego Xboksa. W sieci coraz częściej pojawiają się opinie, że jeśli epidemia koronawirusa nie zostanie szybko opanowana, to wprowadzenie konstrukcji nowej generacji może zostać opóźnione. Do tego dochodzi również temat cen sprzętu, bo już teraz szacowany koszt PS5 jest bardzo wysoki i według doniesień Bloomberga Sony ma poważne obawy, że będzie musiało sprzedawać konsolę w cenie nieakceptowalnej dla dużej części potencjalnych klientów. Trzeci gracz na rynku konsol, czyli Nintendo, obniżył spodziewane dostawy Switcha, co równocześnie przekłada się na spodziewane wyniki finansowe Nvidii. Nie tak dawno podczas prezentacji raportu za Q4 FY2020 zieloni ogłosili przycięcie przychodów w pierwszym kwartale roku fiskalnego 2021, wskazując jako powód właśnie koronawirusa.
Złośliwi powiedzą, że pojawienie się wirusa COVID-19 to po prostu kolejna okazja do zwiększenia cen. Widziałem już przykre porównania obecnej sytuacji z wydarzeniami z wcześniejszych lat, związanymi z zalaniem fabryk dysków twardych, uszkodzeniem wafli krzemowych przez niskiej jakości chemikalia, czy awarii prądu w fabrykach Samsunga. Wtedy też cena sprzętu rosła, ale nie wiązało się to bezpośrednio z tragedią ludzką. Teraz jest niestety zupełnie inaczej. Przykład epidemii koronawirusa pokazuje natomiast jeden problem, z którym branża będzie musiała sobie w przyszłości jakość poradzić. Mowa o ogromnym uzależnieniu od chińskiego rynku i jego mocy produkcyjnych. Jestem bardzo ciekawy, czy obecne wydarzenia skłonią największe firmy do dywersyfikacji i stworzenia jakiegoś alternatywnego łańcucha dostaw i produkcji.