Komputery domowe...

Przez wiele lat komputery z procesorami w architekturze x86 uznawane były za zabawki dla domowych użytkowników. Oczywiście pozwalały korzystać z procesora tekstu (kto jeszcze pamięta dziś to pojęcie?), grać w proste gry czy uczyć się programowania. Do poważnej pracy służyły jednak inne, specjalizowane maszyny, takie jak stacje graficzne nieistniejącego już Silicon Graphics z procesorami MIPS czy komputery Apple z IBM PowerPC. Obu tych rozwiązań, a także wielu innych nie ma dziś już na rynku. Dlaczego?

Ogromną zaletą pecetów było oczywiście to, że były względnie tanie, łatwe w rozbudowie i co prawda niezbyt wydajne w porównaniu z dedykowanymi rozwiązaniami, ale za to uniwersalne. Na pewno pomogło też niezwykłe tempo rozwoju wymuszane przez wielu konkurujących ze sobą producentów CPU, kart graficznych i wszelkich innych komponentów. Użytkownik profesjonalny nadal nie miał jednak łatwo. Procesory w latach dziewięćdziesiątych nadał były jednordzeniowe, ale coraz więcej producentów zauważyło nową niszę na rynku i zaczęły pojawiać się dwuprocesorowe płyty główne. Były to rozwiązania niezwykle drogie, a do tego niezbyt uniwersalne. Po pierwsze, niewiele programów mogło z nich korzystać. Po drugie popularny wówczas Windows 98 nie obsługiwał SMP (ang. Symmetric MultiProcessing) i nie rozpoznawał drugiego procesora w systemie, a czasem wręcz odmawiał startu. Pozostawał więc Windows NT z jego licznymi, z punktu widzenia domowego użytkownika, ograniczeniami oraz Linux. Ktokolwiek używał Linuksa w zeszłym wieku wie, że nie było to rozwiązanie dla Kowalskiego czy Smitha...