LG G5 – test
Projektantów smartfonów LG można pochwalić nie tylko za talent do wymyślania nietypowych rozwiązań, ale także za odwagę niezbędną do implementowania tych (nierzadko dość szalonych) pomysłów w sklepowych produktach. Serie G Flex i V są najlepszą prezentacją ich umiejętności i fantazji, ale też w bardziej klasycznych flagowcach, mających przypodobać się mniej przebojowym użytkownikom, nie brakowało eksperymentów, takich jak przeniesienie przycisków regulacji głośności na tył obudowy. Inaczej mówiąc, „inne” telefony w ofercie LG to żadna nowość i ogólnie pojęta „inność” to od dłuższego czasu jedna z głównych kart przetargowych smartfonów tej marki. To dobrze, że LG nie chodzi wydeptanymi przez innych ścieżkami, ale... to wcale nie musi wychodzić mu na dobre.
LG G5 – dane techniczne | |||
---|---|---|---|
Wymiary | 149,4 × 73,9 × 7,7 mm | LTE | Cat 9 |
Masa | 159 g | Wi-Fi | 2-zakresowe, ac |
Ekran | 5,3 cala | NFC | Tak |
2560 × 1440 | Podczerwień | Tak | |
LCD | Radio FM | Tak | |
Procesor | Snapdragon 820 | Wyjście obrazu | Tak |
2 × 2,15 GHz Kryo 2 × 1,6 GHz Kryo | Host USB | Tak | |
Adreno 530 | Redukcja szumów | Tak | |
RAM | 4 GB | Dostępna pamięć | ok. 21,1 GB |
Akumulator | 2800 mAh | mikro-SD | Tak (64+ GB) |
Aparat z tyłu | Zdjęcia: 16 MP, F/1.8, OIS, laserowy autofokus, LED, HDR + 8 MP, f/2.4 | ||
Wideo: 2160p @ 30 kl./sek., 1080p @ 30 kl./sek., 720p@120 kl./sek. | |||
Aparat z przodu | Zdjęcia: 8 MP, F/2.0, HDR | ||
Wideo: 1080p @ 30 kl./sek. |
LG G5 wyraźnie różni się od swoich poprzedników, kojarzonych z wszechobecnym plastikiem różnej jakości. G5 jest pierwszym czołowym smartfonem tej marki, którego obudowa jest niemal w całości wykonana z metalu. Co ważne, zmiana ta nie została okupiona rezygnacją z łatwo wymienialnego akumulatora, bo choć w G5 nie ma żadnej zdejmowalnej klapki, to wystarczy wcisnąć umieszczony w dolnej części lewej krawędzi przycisk i pociągnąć za „podbródek” urządzenia, by z wnętrza wysunął się akumulator o pojemności 2800 mAh. Bardzo sprytne rozwiązanie.
Niektórym może się ono kojarzyć z serią smartfonów Samsung Wave, ale projektanci LG poszli o krok dalej, bo wysuwający się z G5 element, do którego przyczepiono akumulator, można wymienić na inny i w ten sposób zwiększyć funkcjonalność telefonu (o czym więcej piszemy na następnej stronie). LG G5 jest więc nie tylko ostatnim flagowcem z akumulatorem, który można wymienić w dowolnej chwili, ale też pierwszym flagowcem „modularnym”. Wszystko to wygląda i brzmi bardzo ciekawie, ale czy działa jak należy? Z tym bywa różnie.
Po pierwsze – jakość wykonania. Jeszcze zanim pierwsze egzemplarze G5 trafiły do sklepów, w sieci pojawiły się doniesienia o tym, że w metalowej obudowie tego telefonu jest mało metalu. Okazało się, że choć konstrukcja G5 faktycznie jest metalowa, to pokryto ją stosunkowo grubą warstwą farby gruntującej i farby nadającej urządzeniu jego końcowy kolor. Nie ma więc co liczyć na doznania estetyczne i dotykowe, które zapewniają „prawdziwie” aluminiowe słuchawki HTC, Huawei lub Apple. Czy to znaczy, że są one gorsze? To już zależy od upodobań, ale jeśli projektanci tego telefonu próbowali nadać mu ekskluzywny charakter, to nie do końca im się udało.
To prowadzi nas do drugiego problemu. Równomierność nałożenia wspomnianej farby jest bardzo różna. Widzieliśmy kilka egzemplarzy G5 i w wielu dało się dostrzec, gdzie pod warstwą farby znajdują się anteny komunikacyjne przecinające obudowę. Najczęściej można się ich dopatrzyć w okolicy tylnego aparatu. Przy pewnej dozie szczęścia dostanie się sztukę, w której wszystko będzie pokryte jak należy albo anteny będą zauważalne tylko po dokładnym przyjrzeniu się obudowie. Jednak sporo nabywców G5 zgłasza, że nie mieli aż tyle szczęścia. Sami też widzieliśmy egzemplarz G5, w którym wzdłuż tyłu obudowy biegła wyraźnie odznaczająca się kolorem szeroka linia. Zapewne z biegiem czasu proces produkcji zostanie usprawniony i takie wpadki będą rzadsze, ale na razie trzeba uważać na to, co się kupuje.
Godna pochwały chęć stworzenia smartfona z solidną obudową i wymiennym akumulatorem pociągnęła za sobą pewien nieprzyjemny kompromis. Otóż LG G2 potrafi zaczarować swoimi bardzo wąskimi ramkami i świetnie demonstruje, jak poręczny może być smartfon z ekranem o przekątnej 5,2 cala. Jego następca, LG G3, jest większy i ma szersze ramki, ale nadal jest to jeden z najporęczniejszych 5,5-calowców. Tymczasem LG G5, choć ma ekran o przekątnej 5,3 cala, jest zaledwie o niecały milimetr węższy od 5,5-calowego LG G3, o 3 mm dłuższy i ma mniejszy o 200 mAh akumulator. Krótko mówiąc, modularność G5 sprawiła, że jego obudowa jest duża, jak na sprzęt z wyświetlaczem tej wielkości.
O tym, jak LG G5 leży w dłoni, można by się długo rozpisywać. Już wspominaliśmy, że jego metalowa obudowa nie ma metalowej powierzchni, jak też o jego rozmiarach, a teraz czas na kilka słów o jego błyszczącej krawędzi. Otóż dookoła obudowy biegnie charakterystyczny srebrny pasek. Jego walory estetyczne są właściwie niepodważalne, bo bez niego bryła byłaby wyjątkowo monotonna, ale kto wpadł na pomysł, by go wyprofilować w tak drażniący dłoń sposób? LG G5 to smukły i dobrze wyważony smartfon, jednak ta srebrna wstawka naprawdę psuje przyjemność trzymania go. Po kilku dniach przyzwyczailiśmy się do tego, lecz i tak zdecydowanie wolimy fazowania HTC 10 i delikatne kształty Galaxy S7...
To jeszcze nie koniec naszych zastrzeżeń. Spójrzcie na te zdjęcia:
Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy te dziwne przerwy, myśleliśmy, że sprzęt kiedyś komuś upadł, przez co stracił trochę farby. Zdarza się. Potem się okazało, że ten typ już tak ma. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę z tego, że te przerwy są potrzebne, by z telefonu w ogóle dało się zadzwonić, bo wiążą się z rozmieszczeniem anten, ale czy nie dało się tego zrobić gustowniej?
Nie podoba nam się również to, że wysuwana część LG G5 nie jest idealnie spasowana z resztą obudowy: między telefonem a jego „podbródkiem” jest widoczny delikatny prześwit. W naszym egzemplarzu testowym wyraźnie widać i czuć ostre przejście między główną częścią smartfona a dodatkową, bo ich krawędzie tworzą nie linię prostą, lecz delikatny „schodek”. Przycisk zwolnienia blokady modułu jest chybotliwy. Przyciski do zmiany głośności – po raz pierwszy od czasów Swifta G umieszczone na lewej krawędzi obudowy, a nie pod aparatem – są (jak na nasz gust) zbyt mało wyraziste w działaniu i zbyt łatwe do wciśnięcia. Znajdujący się z tyłu wyłącznik, z którym zintegrowano skaner linii papilarnych, klika jak wyłącznik taniego laptopa z supermarketu.
Dużo narzekania, jak na pierwszą stronę artykułu o flagowcu za niemal 3000 zł, prawda? Powody są dwa. Po pierwsze, LG G5 sprawił na nas wrażenie smartfona, w którym nie zadbano o szczegóły. W ogólnym rozrachunku jest to dość porządny sprzęt i znaczna część powyższych zastrzeżeń to zwykłe czepialstwo, ale od sprzętu tej klasy nauczyliśmy się oczekiwać czegoś więcej: pieczołowitego dopracowania każdego elementu. Po drugie, dopiero co zakończyliśmy testy Samsunga Galaxy S7 edge i HTC 10. W żadnym razie nie są to telefony doskonałe, ale pod względem jakości wykonania i wyglądu zrobiły na nas bardzo duże wrażenie, które mamy świeżo w pamięci. I właśnie to bezpośrednie zestawienie G5 z jego największymi, bardziej dopracowanymi rywalami sprawia, że wszelkie niedoróbki bolą bardziej niż zwykle. W tym towarzystwie LG G5 wygląda jak brzydkie kaczątko, tyle że akurat tego brzydkiego kaczątka chyba żadne dodatkowe moduły nie przemienią w łabędzia...
Moduły LG G5 – czy warto?
Wszystkie narzekania z poprzedniej strony straciłyby wszelką siłę przebicia, gdyby pomysł z modularnością LG G5 okazał się trafiony i z nawiązką wynagradzał wszelkie związane z tym kompromisy. Na razie do sprzedaży trafią dwa moduły do LG G5. Pierwszy, LG CAM Plus, pełni funkcję uchwytu fotograficznego z dodatkowym akumulatorem o pojemności 1200 mAh. Drugi, LG Hi-Fi Plus, to wsuwana przystawka z zaawansowanym przetwornikiem analogowo-cyfrowym i wzmacniaczem słuchawkowym, przygotowana z myślą o mobilnych melomanach.
Mieliśmy okazję poużywać obu modułów i pozostawiły one po sobie bardzo mieszane uczucia. Z tej dwójki bardziej do gustu przypadł nam uchwyt fotograficzny. Umożliwia on o wiele wygodniejsze trzymanie telefonu w czasie wykonywania zdjęć (także przednim aparatem) oraz bardzo wygodne przybliżanie i przełączanie się między tylnymi aparatami, a także zapobiega zbyt szybkiemu rozładowaniu się akumulatora w czasie wakacyjnych sesji zdjęciowych. Pomysł fajny, ale widzimy dla niego zastosowanie jedynie w czasie urlopowego wyjazdu, na którym sprzęt będzie pełnił funkcję głównego aparatu fotograficznego. Pierwszy problem polega na tym, że gdy chce się skorzystać z któregokolwiek z modułów, najpierw trzeba wyciągnąć z telefonu akumulator i podczepić go pod wsuwany moduł, a to wymaga czasu (szczególnie ponowne uruchamianie systemu) i po prostu nie jest wygodne. Wsuwanie modułu foto do G5 ma więc sens tylko wtedy, gdy ma się pewność, że będzie się z niego korzystało przez cały dzień (albo przynajmniej przez dużą jego część). A żeby korzystać z niego cały dzień, trzeba mieć kieszeń lub torbę, w której da się wygodnie nosić tak duży i gruby telefon. To wraz z ceną tego akcesorium, która wynosi 399 zł, sprawia, że trudno nam sobie wyobrazić długie kolejki klientów ustawiających się przed sklepami, by je kupić.
Do modułu LG Hi-Fi Plus jesteśmy nastawieni jeszcze sceptyczniej. Nie dlatego, że coś jest z nim nie tak pod względem technicznym. W module tym zamontowano jedne z lepszych dostępnych układów scalonych zaprojektowanych z myślą o przenośnych odtwarzaczach tej klasy. DAC ESS Sabre 9028C2M i wzmacniacz ESS Sabre 9602C naprawdę dobrze się sprawują i są zdolne zaspokoić potrzeby bardzo wymagających miłośników mobilnego grania, ale... naszym zdaniem powinny być montowane bezpośrednio w telefonie, a nie w kosztującym 699 zł dodatku. W LG V10 dało się stworzyć tor audio zbliżonej klasy (znajduje się tam 32-bitowy DAC ESS Sabre poprzedniej generacji, 9018C2M, oraz identyczny wzmacniacz), a nie trzeba dopłacać, by korzystać z jego możliwości. W konkurencyjnym HTC 10 zadbano o porządny wzmacniacz słuchawkowy i brzmienie tego telefonu również nie pozostawia pola do narzekań. A więc da się zaprojektować porządne wyjście słuchawkowe w niemodularnym smartfonie i... LG dobrze o tym wie. Oczywiście, nie mamy wątpliwości, że LG G5 z wsuniętym w jego obudowę modułem Hi-Fi Plus to absolutna czołówka smartfonowego brzmienia, i zapewne znajdą się chętni do wydania 699 zł w zamian za doznania dźwiękowe tej klasy, ale ta strategia biznesowa nas nie przekonuje i uważamy, że nie jest to działanie – nazwijmy to tak – prokonsumenckie.
Czyli dostępne obecnie moduły to dodatki mocno niszowe, z których skorzysta stosunkowo niewielka część posiadaczy tego smartfona. Dość powiedzieć, że LG G5 z oboma modułami to wydatek rzędu 4000 zł (2900 zł + 700 zł + 400 zł), co już bardzo mocno ogranicza pulę potencjalnych użytkowników tego rozwiązania. Na razie też nic nie wiadomo o dalszych modułach. LG zachęca różne firmy do projektowania ich, ale trudno przewidzieć efekt tych działań i to, czy w przyszłości pojawi się jakiś naprawdę ciekawy i przydatny moduł do G5, który okaże się niemal obowiązkowym zakupem dla każdego posiadacza tego modelu. Pozostaje jeszcze kwestia przyszłej kompatybilności. Czy obecne moduły będą pasowały do kolejnych słuchawek LG? Przedstawiciele marki twierdzą, że jej przyszłe flagowce również będą modularne, ale... czy w czasie ich tworzenia ktoś będzie się przejmował kompatybilnością wsteczną z modułami poprzedniej generacji? Jest to bardzo wątpliwe.
Czy zatem warto było kombinować z modularnością LG G5? Na razie uważamy, że nie. Rozwiązanie to na pewno jest bardzo ciekawe i znajdzie zagorzałych zwolenników (szczególnie łatwo wymienialny akumulator), ale wymagało pewnych kompromisów. Dodajmy: kompromisów, z którymi muszą się pogodzić wszyscy użytkownicy, mimo że poczyniono je ze względu na moduły, które na razie będą wykorzystywane przez niewielu. Być może uprawiamy tu czarnowidztwo i rozwój wydarzeń na rynku uświadomi nam w przyszłości, jak bardzo mylimy się w tej ocenie, ale na razie jesteśmy sceptycznie nastawieni do tego pomysłu i uważamy go za trochę przekombinowany. Przynajmniej w obecnej postaci.
Konkurencja odchudza, a LG robi swoje
Główni rywale LG skupiają się na przybliżaniu swoich nakładek systemowych do czystego Androida i w najnowszych ich wersjach upraszczają je oraz pozbawiają pewnej funkcjonalności. Natomiast LG trzyma się swojej dotychczasowej strategii, przez co nakładka G5 jest w tej chwili jedną z najbardziej rozbudowanych i konfigurowalnych.
Zacznijmy od najważniejszego. Po pierwszej prezentacji G5 na targach MWC wielu osobom nie spodobał się pomysł LG, by na stałe pozbawić interfejs swoich telefonów standardowej szuflady z narzędziami i pójść drogą chińskich nakładek systemowych, upodabniających Androida do iOS. Na szczęście w sklepowej wersji oprogramowania użytkownikom dano wybór i każdy może sam zadecydować, czy chce, żeby wszystkie skróty do programów były umieszczane na ekranach domowych, czy jednak woli mieć je schowane w dodatkowym menu i na ekrany domowe ręcznie wyciągać tylko najczęściej używane ikony. Teraz każdy powinien być zadowolony.
W ogóle słowo wybór to swego rodzaju motyw przewodni nakładki LG. Możliwości dostosowywania różnych elementów interfejsu do potrzeb i upodobań są tu ogromne. Można zmienić rozmiar i krój czcionki systemowej, przełączać układ ikon w szufladzie z narzędziami między 4 × 5 a 5 × 5, zmieniać kolor dolnego paska z przyciskami systemowymi i zmieniać układ przycisków, dobierać siłę wibracji i jej... rytm (da się nawet tworzyć własne schematy wibracji, więc jeśli ktoś zapragnie, by telefon wibrował w rytm ulubionego utworu – droga wolna). Można nawet zmieniać ikony poszczególnych skrótów do programów.
Żeby w tym wszystkim dało się jakoś połapać, menu ustawień systemowych w standardowej konfiguracji zorganizowano za pomocą tematycznych kart (choć jeśli ktoś woli standardową, przewijaną w pionie listę, może do niej wrócić) i zintegrowano z nim wyszukiwarkę ustawień.
W dobie cięć w oprogramowaniu dokonywanych przez konkurencję warte wzmianki są wszelkiego rodzaju dodatkowe funkcje multimedialne. Narzędzia LG służące do przeglądania zdjęć, filmów i odtwarzania muzyki bardzo łatwo połączyć z różnymi usługami sieciowymi. Odtwarzanie multimediów trzymanych w chmurze jest tu dziecinnie proste, bo dostęp do nich nie różni się niemal niczym od przeglądania zawartości telefonu (system obsługuje konta w usługach Dropbox, Microsoft OneDrive, Google Drive i Box). Każdy utwór i obrazek można dwoma dotknięciami ekranu wysłać do odbiornika DLNA. W G5 można też bardzo łatwo aktywować tryb serwera DLNA. Jeszcze 2 lata temu były to standardowe funkcje oprogramowania każdego czołowego modelu smartfona, ale teraz można je znaleźć jedynie w urządzeniach Sony i LG, więc jeśli lubisz udostępniać i przesyłać multimedia w domowej sieci, LG G5 szybko przypadnie Ci do gustu. W tej chwili nie ma on zbyt silnej konkurencji na tym polu.
Zastrzeżenia? W sumie mamy jedno: domyślna skórka zasługuje na to, by natychmiast ją wymienić. Dobrze, że LG udostępnia narzędzie, które pozwala przeglądać i pobierać alternatywne skórki, tworzone przez pracowników firmy i innych użytkowników telefonu. Oczywiście, jest to czysto subiektywna opinia, jednak efekty pracy projektantów i artystów w konkurencyjnych konstrukcjach bardziej przypadły nam do gustu.
Podsumowując ten podrozdział: nakładka LG spodoba się tym, którzy nie mają bzika na punkcie czystego Androida i cenią sobie możliwość wyboru sposobu działania i wyglądu różnych elementów systemu. Co ważne, te wszystkie dodatkowe funkcje i opcje nie wpływają negatywnie na szybkość działania, więc „lżejsze” oprogramowanie wcale nie musi oznaczać szybszego oprogramowania.
Tradycyjna łączność wymieszana z nowinkami
Skoro już jesteśmy przy liście porzucanych przez konkurencję funkcji, z których LG na razie nie ma zamiaru rezygnować, należy do niej dopisać dwie pozycje: port podczerwieni i radio FM. Korzysta z nich coraz mniej osób, ale ci, którzy robią to na co dzień, często nie wyobrażają sobie przesiadki na pozbawiony ich telefon.
Wart uwagi jest też port USB zamontowany w LG G5. Na środku dolnej krawędzi obudowy wstawiono złącze USB typu C połączone z kontrolerem USB 3.0, gwarantującym transfery znacznie szybsze niż przez podstarzały interfejs USB 2.0. Nie jest to tak nowoczesne rozwiązanie jak kontroler USB 3.1 HTC 10 (choć w praktyce różnice są bardzo niewielkie), ale i tak o niebo lepsze od mikro-USB 2.0 z Galaxy S7... Trzeba tylko uważać na jedno: telefon ten nie będzie współpracował z każdym kablem USB. Nasz testowy LG G5 w ogóle nie chciał się dogadać z komputerem, gdy próbowaliśmy go podłączać do portu USB 3.0 za pomocą swojego redakcyjnego przewodu, który wykorzystywaliśmy we wszystkich dotychczasowych testach smartfonów z USB typu C. Dopiero użycie kabla USB znajdującego się w pudełku z LG G5 albo portu USB 2.0 w pececie sprawiało, że telefon był wykrywany przez komputer.
Poza tym LG G5 wygląda pod względem łączności bardziej standardowo. Jest tu Bluetooth 4.2, modem LTE Cat 9 i moduł Wi-Fi ac (ale nie Wave 2). Jakość połączeń i głośność słuchawki są dobre, ale czasem żałowaliśmy, że zakres regulacji głośności rozmowy kończy się tak szybko.
Chcesz mieć naprawdę dobre audio? Kup moduł
Jakość wyjścia słuchawkowego w LG G5 jest bardzo typowa, jak na sprzęt klasy. Przetwarzaniem dźwięku zajmuje się DAC Qualcomma zintegrowany z procesorem, a w torze audio nie ma dodatkowego wzmacniacza wysokiej klasy. Inaczej mówiąc, po LG G5 należy się spodziewać brzmienia porównywalnego z tym, które zapewnia Samsung Galaxy S7 (czyli i tak – z punktu widzenia typowego smartfonowego słuchacza muzyki – bardzo wysokiej jakości). Jeśli oczekujesz czegoś więcej – a szczególnie jeśli potrzebujesz więcej mocy, bo maksymalna głośność po podłączeniu bardziej wymagających słuchawek zdecydowanie nie zachwyca – uwagę musisz skierować w stronę LG V10, HTC One albo... dodatkowego modułu audio, o którym pisaliśmy (i który delikatnie krytykowaliśmy) na poprzedniej stronie.
W obudowie G5 znalazło się miejsce dla jednego głośnika, który umieszczono w najbardziej nielubianym przez nas miejscu, czyli na dolnej krawędzi. Gdy przetwornik ten nie jest niczym zasłonięty, to gra zaskakująco głośno i całkiem ładnie (czyli zdecydowanie lepiej niż głośnik Galaxy S7). Niestety, wystarczy choć trochę go zasłonić (o co nietrudno w czasie grania i oglądania filmów), żeby jego głośność drastycznie spadła i stał się przez to bezużyteczny. Mamy nadzieję, że twórcy smartfonów kiedyś w końcu pójdą po rozum do głowy i zakończą tę dziwną modę na umieszczanie przetworników w tym miejscu...
Świetna matryca LCD ograniczona oprogramowaniem
LG to jeden z rozgrywających na rynku smartfonowych wyświetlaczy. Ekrany kolejnych telefonów z rodziny G są pokazem umiejętności inżynierów tej firmy. W LG G5 pokaz ten robi wrażenie: udowadnia, jak dużo można jeszcze wycisnąć z techniki LCD, którą wielu uważa za przestarzałą.
Ekran LG G5 zmalał względem dwóch poprzedników, bo jego przekątna mierzy 5,3 cala, natomiast rozdzielczość pozostała niezmieniona i wynosi 2560 × 1440 pikseli. Prawdziwych innowacji trzeba więc poszukać trochę głębiej. Największe wrażenie zrobiła na nas ogromna maksymalna jasność. Tak jak w smartfonach Samsunga, tak i tutaj nie da się ręcznie aktywować maksymalnej jasności matrycy. Po ustawieniu systemowego suwaka jasności na 100% wyświetlacz G5 osiąga 450–460 cd/m2, ale po wyjściu na zewnątrz w słoneczny dzień automatyka może sprawić, że będzie to... ponad 900 cd/m2. Ostatni raz widzieliśmy coś takiego w czasach Xperii P, ale w niej tak wysoka jasność była ustawiana kosztem kontrastu i odwzorowania kolorów (co jest efektem ubocznym zastosowania układu subpikseli RGBW). W LG G5 nic takiego się nie dzieje: ekran tego smartfona zawsze bardzo dobrze odwzorowuje czerń i utrzymuje kontrast statyczny na bardzo wysokim poziomie, rzędu 1800 : 1. Po prostu czapki z głów. Tak jasny wyświetlacz pozostaje idealnie czytelny w każdych warunkach (przynajmniej w teorii, bo jak jest w praktyce – o tym za chwilę).
Ciekawie rozwiązano też kwestię wyświetlania godziny oraz ikonek powiadomień na „wyłączonym” ekranie. Jest to bardzo przydatna funkcja, z powodzeniem wykorzystywana wcześniej przez Nokię, Microsoft, Motorolę/Lenovo i (od niedawna) Samsunga. Wydawałoby się, że najlepiej spisuje się ona w smartfonach z matrycami AMOLED, bo można w nich aktywować tylko wybrane piksele, zamiast cały ekran, dzięki czemu ciągłe wyświetlanie cyfr zegara nie zużywa dużo energii. W G5 poprawiono efektywność energetyczną trybu Always-on-Display za pomocą dwóch oddzielnych stref podświetlenia. Górny, wąski pasek ekranu – na którym pojawia się godzina, data oraz ikony powiadomień – może być sterowany i aktywowany niezależnie od reszty. Dodatkowo funkcja ta jest sprzężona z czujnikiem zbliżeniowym telefonu i jeśli zostanie on zakryty (na przykład po wsunięciu do kieszeni), to ekran zostanie całkowicie wyłączony. Szkoda tylko, że tak wyświetlany zegar często jest bezużyteczny poza budynkami, bo gdy na matrycę smartfona pada światło słoneczne, przestaje on być widoczny.
Odwzorowanie barw oraz ich maksymalne nasycenie pozostały właściwie niezmienione względem LG G4. Panel LG G5 umie wyświetlić bardziej nasycone barwy od tego, co zakłada standard sRGB (szczególnie zieleń i czerwień), ale nie aż tak nasycone jak matryce AMOLED Samsunga.
Do tej pory pisaliśmy tylko o pozytywnych stronach wyświetlacza LG G5, ale nadszedł czas na wyliczenie zastrzeżeń. Po pierwsze, jest on kiepsko skalibrowany i w ustawieniach systemu nie ma ani suwaka regulacji temperatury bieli, ani gotowych profili kolorystycznych. Inaczej mówiąc, użytkownik G5 jest skazany na bardzo zimną, niebieską biel i przejaskrawione barwy. Wiemy, że większości użytkowników tego telefonu te problemy zupełnie nie będą przeszkadzały, ale byłoby dobrze, gdyby projektanci LG zaczęli brać przykład z konkurencji i starali się zaspokoić potrzeby bardziej wymagających użytkowników.
Poza tym wspomniana kilka akapitów wcześniej automatyczna regulacja jasności, która jest zdolna zwiększyć siłę podświetlenia do kosmicznych wartości, działa bardzo kapryśnie. Często automatyka, zamiast ustawić na stałe jakąś jasność, przełączała się między standardowym podświetleniem a wzmocnionym po każdym delikatnym obróceniu telefonu i taki „migający” ekran nie tylko wcale nie czyni użytkowania sprzętu bardziej komfortowym w słoneczną pogodę, ale wręcz na odwrót. Kilka razy zdarzyło nam się nawet, że automatyka postanowiła zwiększyć jasność ekranu po przejściu z pełnego słońca do cienia. Działa to również w drugą stronę i ekran G5 często świecił zbyt jasno w pomieszczeniach i po zmroku, przez co musieliśmy korzystać z funkcji ręcznego sterowania podświetleniem znacznie częściej, niżbyśmy chcieli. Krótko mówiąc, automatyczna regulacja jasności w LG G5 wymaga gruntownych poprawek, bo w tej chwili ekran często nie świeci wystarczająco jasno i często świeci zbyt jasno.
I jeszcze jedno. Wycieki podświetlenia. Dawno o nich nie wspominaliśmy w żadnym teście smartfona i sądziliśmy, że już nigdy nie będziemy musieli tego robić, ale LG zafundowało nam niespodziankę. Nasz egzemplarz testowy miał duży wyciek w prawym górnym rogu, który był na tyle zauważalny, że widać go było nawet za dnia w czasie zwykłego surfowania po sieci – po prostu górny róg wyświetlacza był jaśniejszy. I z tego, co wiemy, wynika, że to nie jest wyłącznie przypadek tego egzemplarza (choć użytkownicy częściej zgłaszają wycieki w dolnej części matrycy).
Reasumując, ekran LG G5 to prawdziwy cud techniki o przekątnej 5,3 cala i prawdziwy pokaz możliwości jego twórców (śmiemy twierdzić, że pod względem technicznym jest to obecnie najbardziej zaawansowany smartfonowy ekran LCD), ale w pokazaniu pełni swoich możliwości przeszkadzają mu niedoróbki.
Nieprzewidywalny czas działania
Im bardziej zaawansowany smartfon, tym trudniej przewidzieć i zmierzyć jego czas działania. W przypadku LG G5 może się on wahać między bardzo dobrym a bardzo słabym, w zależności od tego, co się robi ze sprzętem, gdzie się go używa i które z jego funkcji wykorzystuje.
Zacznijmy od pozytywów. LG G5 naprawdę dobrze radzi sobie z lekkim użytkowaniem. Nie marnuje energii w czasie spoczynku (z wyłączoną funkcją Always-on-Display, ale włączonymi usługami lokalizacyjnymi i obsługą Wi-Fi traci on 4–5% energii akumulatora na 12 godzin), a w niższych ustawieniach jasności podświetlenia jego ekran okazuje się bardzo energooszczędny (szczególnie jeśli obraz jest statyczny, kiedy to do akcji może wkroczyć funkcja Display Memory) i ogólnie nie sposób mu niczego zarzucić. Problemy zaczynają się wtedy, gdy zaczyna się wykorzystywać pełnię jego potencjału i wszystkie jego funkcje.
Po włączeniu Always-on-Display smartfon ten w stanie spoczynku rozładowuje się jakieś 4–5 razy szybciej, i to nie tylko dlatego, że aktywny pasek wyświetlacza potrzebuje energii, ale też ze względu na dezaktywowanie trybu Doze. Funkcje fotografowania i nagrywania filmów również nie obchodzą się zbyt łaskawie z ogniwami akumulatora, szczególnie gdy intensywnie wykorzystywane są oba aparaty i funkcja łączenia pochodzących z nich obrazów w jeden film. Do tego dochodzi ekran. W słoneczny dzień, gdy automatyczna regulacja ustawia maksymalną dostępną jasność podświetlenia, kolejne procenty na systemowym wskaźniku naładowania znikają jak przeceniony towar w Biedronce. Zresztą sami zobaczcie:
Niecałe 2,5 godziny przy włączonym ekranie to (delikatnie mówiąc) niezbyt zachwycający wynik. Oczywiście, zademonstrowany tutaj przypadek należy do tych skrajnych, ale dobrze pokazuje, co się dzieje z akumulatorem G5, gdy sprzęt jest użytkowany przez dłuższy czas w pełnym słońcu i poza zasięgiem sieci Wi-Fi. W mniej ekstremalne dni mieszanego użytkowania w budynkach i poza nimi, słuchania muzyki, surfowania po sieci itp. było już lepiej: przeważnie udawało nam się osiągnąć 3,5–4 godziny przy włączonym ekranie, ale to nadal zauważalnie mniej, niż zapewnia Galaxy S7 – wynik co najwyżej poprawny. Inaczej mówiąc, jeśli wybierasz się w podróż z G5, to lepiej się zaopatrz w bank energii lub zapasowy akumulator, bo jest bardzo prawdopodobne, że będziesz ich potrzebował.
LG G5 obsługuje funkcję Quick Charge 3.0 i jest sprzedawany z kompatybilną z tym standardem ładowarką, pozwalającą naładować akumulator od zera do 50% w mniej więcej 20–25 minut, a od zera do 100% – w mniej więcej 75 minut.
Moda na podwójne aparaty
Ostatnio niektórzy producenci smartfonów dochodzą do wniosku, że jeden tylny aparat to zbyt mało (być może mają na to wpływ plotki mówiące, że najnowszy iPhone również będzie wyposażony w dwa tylne aparaty). Dopiero co testowaliśmy najnowszego flagowca Huawei z dodatkowym aparatem z monochromatyczną matrycą, wykorzystywanym do wykonywania czarno-białych zdjęć wysokiej jakości lub rozmywania tła, i rezultat tego karkołomnego eksperymentu przypadł nam do gustu, więc z niecierpliwością czekaliśmy na egzemplarz testowy G5. Choć rozwiązanie zaimplementowane przez LG jest mniej ekstrawaganckie, to i tak otwiera przed smartfonowymi fotografami możliwości zupełnie niedostępne dla użytkowników innych telefonów
Pierwszy aparat LG G5, bardziej standardowy, jest oparty na 16-megapikselowej matrycy o proporcjach 16 : 9. Jego optyka została wyposażona w autofokus, optyczną stabilizację oraz przysłonę F/1.8 i zapewnia dość typowy, 75-stopniowy kąt widzenia. Drugi aparat ma mniejszą matrycę, 8-megapikselową, i pozbawiony autofokusu obiektyw typu fisheye o przysłonie F/2.4, który w poziomie widzi aż w 135 stopniach. A więc przez większość czasu korzysta się ze znacznie bardziej zaawansowanego aparatu z typowym dla smartfonów obiektywem, ale w każdej chwili można przełączyć się na aparat z obiektywem szerokokątnym, pozwalającym spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy.
Jakość zdjęć
Standardowy aparat LG G5 (czyli ten z obiektywem o dłuższej ogniskowej) nie zaskakuje. Na największą pochwałę zasługuje bardzo rozsądny tryb HDR i świetnie zarządzająca nim automatyka. I mimo że bazowy zakres tonalny zdaje się gorszy niż w Huawei P9, ten znakomity HDR – który faktycznie uatrakcyjnia zdjęcia – w znacznej mierze to rekompensuje. Jakość obrazu jest bardzo dobra, ale jest co w niej poprawiać. Od czasu LG G2 aparaty w smartfonach tej marki zapewniają zdjęcia o bardzo specyficznej charakterystyce: z pogrubionymi krawędziami i lekko „akwarelowymi” gradientami. To sprawia, że gęsto upakowane, drobne szczegóły często są tracone i aparat nie wykorzystuje w pełni rozdzielczości swojej matrycy. Szczególnie dużych problemów przysparzają mu drzewa i trawa, zamieniane w kolorową mozaikę, która mogłaby zainspirować twórcę witraży. Poza tym widać, że nawet w razie użycia bazowej czułości matrycy obraz jest silnie odszumiany w słabiej oświetlonych partiach kadru. Można się też przyczepić do kiepskiej jakości obrazu w rogach (na zdjęciach o proporcjach 16 : 9) i bardzo słabego działania autofokusu w gorszym świetle. Nie dość, że jest on powolny, to jeszcze jest bardzo niepewny i często ustawia ostrość zupełnie nie tam, gdzie powinien.
Ogólnie mamy wrażenie, że jakość zdjęć zbyt mało różni się od tego, co można wycisnąć z LG G4. Z jednej strony to dobrze, bo aparat G4 nadal jest bardzo dobry, a ten w G5 jest od niego trochę ostrzejszy, więc niewątpliwie nastąpił pewien postęp. Jednak najgroźniejsi rywale zrobili znacznie większy krok naprzód w dziedzinie jakości i mimo wszystko zostawili LG lekko w tyle. W ubiegłym roku aparat LG G5 mógłby się bić o miejsce na szczycie podium, w tym roku ląduje poza nim.
A co z aparatem o szerokokątnym obiektywie? On nie ma zapewniać zdjęć nie wiadomo jakiej jakości, o czym świadczą gorsze parametry. On ma dawać specyficzny efekt. I robi to. Szerokokątne obiektywy fisheye (choć ten w G5 jeszcze nie bije pod tym względem rekordów) są specyficzne i sprawdzają się tylko w wyjątkowych miejscach i sytuacjach. Fotografując nimi, trzeba uważać na geometrię sceny, bo zakrzywiają wszystkie proste linie. Mocno deformują także ludzkie twarze i sylwetki, więc zdecydowanie nie nadają się do typowych portretów. Na dodatek jakość zdjęć wykonanych tym 8-megapikselowcem nie zachwyca, szczegółowość obrazu w rogach kadru jest słaba, sprzęt nie radzi sobie w słabym oświetleniu (mniejsza matryca, ciemniejsza optyka), a ponadto wiele zarejestrowanych nim zdjęć i nagrań okazuje się do niczego przez... palce użytkownika zasłaniające sporą część kadru. Jest tu na co ponarzekać. Jeśli jednak znajdzie się dla tego dodatkowego aparatu odpowiedni temat, to potrafi on zrobić zdjęcie zupełnie nieprzypominające czegokolwiek wykonanego jakimkolwiek innym smartfonem. Ta ogromna przestrzeń scen ma swój urok i jeśli będziesz nią oczarowany, będziesz także umiał wybaczyć niedociągnięcia.
Podsumowując, jeśli szukasz jak najlepszego i najbardziej przewidywalnego smartfonowego aparatu i chcesz, żeby po prostu działał, to wiedz, że LG G5 nie jest złym wyborem, tyle że są lepsze. Jego standardowy aparat jest dobry, lecz nie aż tak dobry jak w innych czołowych modelach (choć różnice nie są duże i dotyczą szczegółów). Jeśli jednak szukasz nowych wyzwań, wiesz, do czego służą szerokokątne obiektywy nierektalinearne, i umiesz się nimi posługiwać, to dodatkowy aparat LG G5 zapewni Ci sporo frajdy. Nam, pomimo niedociągnięć, zapewnił.
Oprogramowanie
Oprogramowanie modułu fotograficznego LG G5 różni się od oprogramowania instalowanego w G4 tylko drobiazgami. Pozostał podział na trzy tryby działania interfejsu. Pierwszy, Prosty, ma być szybki i – jak sama nazwa wskazuje – prosty. Po wybraniu go w interfejsie aparatu nie ma nawet przycisku spustu migawki, bo zdjęcie wykonuje się przez dotknięcie ekranu w (niemal) dowolnym miejscu. Drugi, Podstawowy, to jedyny, w którym można nagrywać filmy, ręcznie włączać i wyłączać HDR, a także wykonywać zdjęcia seryjne. Tutaj przycisków jest już więcej i użytkownik ma większą kontrolę nad wyglądem zdjęć, choć bardzo brakuje jakiegokolwiek suwaka kompensacji ekspozycji. Trzeci, Ręczny, działa tak samo jak w G4, czyli pozwala ręcznie ustawić odległość ostrzenia, balans bieli, kompensację ekspozycji, ISO i czas naświetlania, ale tylko podczas fotografowania, czyli nie ma tu zaawansowanego trybu ręcznego wideo, znanego z LG V10. W trybie ręcznym można też zapisywać zdjęcia Raw w plikach DNG, korzystać z cyfrowej poziomicy i z odświeżanego na żywo histogramu. Najważniejszą nowością są dwa przyciski widoczne na środku górnej części kadru, służące do przełączania się między tylnymi aparatami. LG G5 pozwala też fotografować i filmować oboma tylnymi aparatami jednocześnie i komponować ujęcia w jedną całość.
Wszystko to są sprawdzone rozwiązania, które generalnie działają, i LG G5 nadal może się pochwalić jednym z najbardziej rozbudowanych trybów ręcznych, ale szkoda, że przez rok, który minął od wprowadzenia G4, nie poprawiono kilku irytujących rzeczy. Już w teście LG G4 wspominaliśmy o tym, że w trybie ręcznym brakuje trybu seryjnego, możliwości włączenia HDR i trybów półautomatycznych. No i nadal ich brakuje. W trybie Podstawowym bardzo zaś brakuje suwaka kompensacji ekspozycji. Z tego powodu, żeby wykorzystać pełnię możliwości aparatu tego smartfona, trzeba się ciągle przełączać między różnymi wersjami interfejsu, a to ani nie jest szybkie, ani nie działa kojąco na nerwy. Pracownicy LG zajmujący się oprogramowaniem aparatu, podobnie jak osoby odpowiedzialne za jakość zdjęć, spoczęli na laurach. Na razie jeszcze ujdzie im to na sucho, ale mamy nadzieję, że nie będą spoczywali zbyt długo ;)
Przykładowe zdjęcia
Kamera nie jak w LG V10
Gdy na targach MWC po raz pierwszy zobaczyliśmy LG G5, bardzo nas ciekawiło, czy ten smartfon ma tak rozbudowane oprogramowanie kamery jak LG V10. Okazało się, że nie. Ręczny tryb filmowania (przynajmniej na razie) pozostanie zarezerwowany dla modeli należących do rodziny V. W wyniku tego w LG G5 oprogramowanie kamery jest bardzo, ale to bardzo podstawowe. Można w nim jedynie zmienić rozdzielczość wideo (Ultra HD, Full HD lub HD), włączyć HDR i aktywować całkiem skuteczną cyfrową stabilizację obrazu. Jest tu jeszcze tryb nagrywania w spowolnionym tempie, ale jest on całkowicie bezużyteczny. Po wybraniu go telefon rejestruje (a przynajmniej próbuje) klipy 720p z szybkością 120 kl./sek., ale jakość obrazu w tych nagraniach jest słaba i w wielu z nich nawet nie udawało się utrzymać stałych 120 kl./sek. Co dziwne, sprzęt nie zapisuje też wideo Full HD z szybkością 60 kl./sek. Oprogramowanie i możliwości kamery LG G5 nie są więc mocną stroną tego telefonu.
Za to bardzo fajna jest możliwość przełączania się między tylnymi aparatami w czasie filmowania (także w Ultra HD). Przejście jest szybkie, ale gdy obiekty w kadrze się poruszają, widać, że płynność na chwilę lekko spada. Czasem atrakcyjną opcją może być wykorzystanie funkcji Wyskakujące okienko. Po wybraniu jej smartfon nagrywa filmy obiema kamerami i umieszcza obraz ze standardowego aparatu nad obrazem z aparatu z obiektywem szerokokątnym. Trudno to wyjaśnić słowami, więc niżej zamieściliśmy przykłady zastosowania tego dodatku.
Jakość filmów jest dobra – nie mamy tu większych zastrzeżeń, może wyjąwszy jakość zoomu cyfrowego i dźwięku. Z drugiej strony na dużą pochwałę zasługuje połączenie cyfrowej stabilizacji obrazu i nagrań rejestrowanych szerokokątnym aparatem. Cyfrowa stabilizacja z natury zawęża kadr, co w smartfonie zazwyczaj jest efektem niepożądanym, ale akurat w tym przypadku nie ma to większego znaczenia, bo i tak pozostaje on względnie szeroki, a w zamian dostajemy naprawdę stabilny (jak na smartfonowe standardy) obraz. Kamera jest więc bardzo dobra i nie rozczarowuje jakością wideo, ale jeśli ktoś liczył na rozwiązania rodem z V10 i jakieś małe rewolucje, niech wie, że nie znajdzie ich tu zbyt wiele.
Przykładowe nagrania Ultra HD
Przykładowe nagrania Full HD
Przykładowe nagranie z cyfrową stabilizacją
Snapdragon 820 + UFS = wydajnościowe delikatesy
LG G5 jest drugim (po HTC 10) testowanym przez nas smartfonem ze Snapdragonem 820 i dzisiejszy test potwierdza, że jest to procesor zdecydowanie lepszy od osławionego Snapdragona 810. A jeśli połączy się go z nowoczesnym nośnikiem danych i zadba choć trochę o optymalizację oprogramowania, to rezultat jest godny największych pochwał. Tym bardziej że w G5 rdzenie procesora są spowalniane mniej i później, niż w HTC 10, dzięki czemu w trakcie typowego użytkowania mogą się w pełni wykazać niemal przez cały czas.
Benchmarki potwierdzają, że po smartfonach z tym procesorem można się spodziewać bardzo wysokiej wydajności jednowątkowej i świetnej wydajności w grach. Dłuższe testy ujawniają pewne problemy ze spowalnianiem po pewnym czasie, ale w bardziej realistycznych, praktycznych zastosowaniach one właściwie nie występują. Nawet po długiej zabawie w wymagających grach 3D trudno się gołym okiem dopatrzyć jakichś niepokojących spadków płynności animacji, a obudowa telefonu nie nagrzewa się zbyt mocno.
Za to można stwierdzić, że rozdzielczość QHD to czasem nadal zbyt dużo dla jakiegokolwiek smartfonowego układu graficznego. Wtedy z pomocą przychodzi zaszyte w oprogramowaniu G5 menu ustawień oszczędzania energii, w którym da się ograniczyć rozdzielczość renderowania grafiki 3D do 1080p. A jeśli ktoś bardzo chce, to może też ograniczyć maksymalną liczbę renderowanych w ciągu sekundy klatek do 30 (wszelkie skojarzenia z Game Tools z Galaxy S7 są jak najbardziej wskazane...).
Krótko mówiąc, jesteśmy niemal w stu procentach zadowoleni z wydajności i szybkości działania LG G5. System tego telefonu działa bardzo sprawnie (i w przeciwieństwie do TouchWiza animacje są tu wyświetlane niemal cały czas w 60 kl./sek.), programy instalują się i aktualizują błyskawicznie (czyli tak jak w Galaxy S7, a nie jak w HTC 10), a wydajność w grach jest wysoka (i nieograniczana irytującymi spowalniaczami). Oczywiście, czasem można dostrzec jakąś zgubioną klatkę animacji i byłoby dobrze, gdyby throttling w ogóle nie występował, ale nie ma co przesadzać z czepialstwem, bo wydajność i szybkość działania LG G5 to bardzo mocne strony tego smartfona.
Smartfon dla poszukiwaczy przygód
Testowanie LG G5 przypominało przejażdżkę kolejką górską. Smartfon ten co chwila wspina się na wyżyny, by za chwilę zaliczyć spektakularny zjazd. Gdy jazda dobiegła końca i emocje opadły, poczuliśmy, że wprawdzie doznania były w pewnym stopniu przyjemne, ale po drodze nie obyło się bez zawrotów głowy.
Przejdźmy jednak do mniej kwiecistej części podsumowania. Pod pewnymi względami LG G5 to jeden z najbardziej imponujących i najciekawszych tegorocznych flagowców, a pod innymi – zdecydowanie najgorszy i najbardziej nijaki. Tak mocne elementy, jak: najnowocześniejsza smartfonowa matryca LCD, świetna wydajność i rewelacyjna szybkość działania (wolna od bolączek Galaxy S7 i HTC 10), połączono z kiepską (jak na sprzęt tej klasy) jakością wykonania, nieciekawym wyglądem i kilkoma drobnymi problemami, do których należy wymagająca poprawek funkcja automatycznej regulacji jasności ekranu.
Mimo wszystko tych dobrych i wyjątkowych rzeczy jest tu całkiem sporo. Żaden inny smartfon tej klasy nie może się pochwalić łatwo wymienialnym akumulatorem. Żadnym innym smartfonem nie da się zrobić takich zdjęć, jakie zapewnia szerokokątny aparat LG G5. Ofiarą tegorocznych zmian w ofercie konkurencji padły też takie dodatki, jak: port podczerwieni, radio FM i pewne funkcje oprogramowania, które kiedyś były oczywistością, więc tych wyróżników można znaleźć w LG G5 naprawdę sporo. No i nie można zapominać o modułach. Co prawda nas one do siebie nie przekonały – i na razie pomysł ten sprawia wrażenie przekombinowanego i zbyt drogiego – ale na pewno znajdą pewne grono zwolenników (jak liczne – czas pokaże).
Czy to jednak wystarczy, żeby wybaczyć temu smartfonowi drażniące krawędzie, kiepskie spasowanie wysuwanej części obudowy z resztą, fakturę tyłu, która ma więcej wspólnego z plastikiem niż z metalem, stosunkowo szerokie ramki (szczególnie trudne do przełknięcia dla osób zastanawiających się nad przesiadką z G2 lub G3), czas działania w praktyce zauważalnie gorszy od osiągów rywali i garść innych mniejszych i większych niedostatków i problemów?
Na początku testów sądziliśmy, że zdecydowanie nie wystarczy. Z biegiem czasu coraz bardziej przyzwyczajaliśmy się do dziwactw G5 i coraz bardziej byliśmy skłonni je wybaczyć, przez co nasza odpowiedź zmieniła się na „być może”. Ostatecznie LG G5 możemy polecić jedynie osobom szukającym wrażeń i technicznych nowinek, swego rodzaju gadżetowym poszukiwaczom przygód, bo jest to sprzęt zaskakujący i wyjątkowy. Szkoda tylko, że na tym zaskakiwaniu i wyjątkowości ucierpiała dbałość o szczegóły i pewne bardzo fundamentalne elementy każdego smartfona.
Przeczytaj także: Samsung Galaxy S7 – test dopracowanego następcy Galaxy S6
HTC 10 – test flagowca HTC z ambicjami
Huawei P9 – test eleganckiego chińskiego flagowca z dwoma tylnymi aparatami
Dlatego trudno nam polecić ten model komukolwiek, kto szuka zwyczajnie porządnego telefonu, sprzętu, który po prostu działa, bo dla takich osób konkurencja LG przygotowała solidniejsze i bardziej zrównoważone produkty.
Do testów dostarczył: LG
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2899 zł