Dream Machines pragnie wtargnąć na rynek akcesoriów do gier z hukiem. W tym celu do swojej oferty wprowadza dwie myszy skonstruowane na podstawie opinii graczy i – nie ma co ukrywać – inspirowane innymi cenionymi konstrukcjami. To modele DM1 Pro oraz DM2 Comfy. W nasze ręce trafiły obie konstrukcje. Dziś bardzo wnikliwie przetestujemy wersję bardziej profesjonalną, DM1. Do Comfy wrócimy nieco później.
DM1 wyraźnie jest wzorowana na myszy SteelSeries Sensei. Tamta była ceniona za niezwykle wygodny, uniwersalny i zapewniający świetną kontrolę kształt. Sami kiedyś stwierdziliśmy, że gdyby Sensei była oparta na dobrym czujniku optycznym, byłaby jeszcze większym hitem. SteelSeries, niestety, zaliczył potknięcie, a ekipa Dream Machines wyczuła, że to może być naprawdę dobry pomysł. W tym miejscu przypomnimy tylko, że firma Zowie miała jeszcze ciekawsze początki, bo kopiowała myszki Microsoftu praktycznie w całości. Spójrzmy więc na dane techniczne DM1 Pro:
- sensor optyczny Pixart PMW3310
- poziomy dpi: 400, 800, 1600, 3200, 5000
- taktowanie USB: 1000 Hz
- maksymalna prędkość czujnika wg producenta: 3,3 m/s
- kabel z ochronnym oplotem o długości 1,85 m
- 6 przycisków
- przełączniki Omron o żywotności 20 mln kliknięć pod przyciskami głównymi
- Plug & Play – brak dodatkowego oprogramowania
- wymiary: 125 mm × 68 mm × 39 mm
- rzeczywista waga: 86 g.
DM1 Pro zdecydowanie nie jest kierowana do niedzielnych graczy, lecz do tych, którzy podchodzą znacznie poważniej do elektronicznej rywalizacji. Ma o tym świadczyć wybór sensora i przełączników, bardzo surowy wygląd i brak dodatkowego oprogramowania.
Zestaw
Mysz jest pakowana w proste pudełko z dość cienkiego kartonu. Po wypakowaniu sprzętu na grzbiecie zauważyliśmy lekkie otarcie. Na szczęście po przetarciu palcem ślady znikły. Mimo to producent mógłby zabezpieczać grzbiet dodatkową cienką folią. W zestawie dołączono instrukcję obsługi w języku polskim oraz komplet dodatkowych ślizgaczy.
Materiały i wykonanie
Obudowa DM1 jest zbudowana z trzech głównych części. Całość jest wyjątkowo lekka. Producent starał się, by mysz nie miała żadnych zbędnych elementów, dlatego nawet płytka drukowana jest montowana na zaciski, bez użycia śrubek. Grzbiet i boki zostały pokryte matową i dość miękką w dotyku gumą. Dzięki temu powierzchnia ta, niezależnie od stanu skóry, ma świetne właściwości przeciwpoślizgowe. Obawiamy się jednak, czy nie zacznie się zbyt szybko łuszczyć. Dziś technologia nanoszenia warstwy wierzchniej jest już dopracowana, ale i tak będą to musieli zweryfikować użytkownicy.
Jakość spasowania grzbietu z bokami jest bardzo dobra. Szczelina jest minimalna i regularna.
Boki ze spodem są spasowane przeciętnie. Widzimy niewielką szczelinę, mniejszą z przodu i z tyłu, a większą na środku. Nie jest to znacząca wada, a raczej nasze czepianie się, ale zwróciliśmy na to uwagę, gdyż najczęściej problem jest ze spasowaniem boków i tyłu, a nie boków i spodu.
Na powyższym obrazku widzimy przy okazji, że ślizgacze są wyjątkowo grube. Ma to pozytywny wpływ na ich trwałość. Zapewniają dobry poślizg bez efektu przyklejenia, a ich regularny kształt ułatwi ewentualną wymianę.
Spód zrobiono ze zwykłego plastiku. Nie mamy żadnych krytycznych uwag co do jego wykonania.
Przewód USB został wyposażony w czarno-czerwony oplot. Jest on dość sztywny. Po użyciu mouse bungee na szczęście nie mieliśmy odczucia, że kabel przeszkadza.
Ergonomiczność
DM1 to mysz o symetrycznej obudowie, ale ze względu na to, że przyciski boczne są tylko po lewej stronie, jest dostosowana wyłącznie do osób praworęcznych. Wyważenie jest prawie idealne: 47/53. Mysz bez kabla waży 86 g. Została zaprojektowana tak, by pasowała do każdego rodzaju chwytu, zarówno palm (całą dłonią), claw („szponem”), jak i finger (palcami). Chociaż to akurat nie zasługa Dream Machines, a SteelSeries, bo jak już powiedzieliśmy, kształt jest wzorowany na modelu Sensei. Najwygodniejsze ułożenie palców to 1 + 2 + 2 lub 1 + 3 + 1. Plastik przed rolką i za nią pozwala wygodnie oprzeć środkowy palec.
Boki myszy zostały delikatnie wyprofilowane dla wygody użytkowania. Nie ma tu żadnego elementu, który by przeszkadzał, niezależnie od stosowanego chwytu. Biegną minimalnie po skosie do podkładki i tworzą jakby kształt \_/, co ma bardzo pozytywny wpływ na kontrolę i ułatwia podnoszenie myszki. Ci, którzy lubią kontakt dłoni z podkładką, będą bardzo zadowoleni z ich kształtu. Kształt Sensei/Xai jest większości graczy bardzo dobrze znany, jednak pokusiliśmy się o małe porównanie z DeathAdderem, Castorem i ZA12.
Przyciski
Przyciski główne są dość głośne, przy czym lewy jest głośniejszy od prawego. Tak hałaśliwe przełączniki ostatnio spotkaliśmy w Zowie ZA. Są średnio twarde. Pracują minimalnie lżej od tych w Zowie, ale zauważalnie ciężej niż w Castorze i znacznie ciężej niż w DA13. Na szczęście głębokość skoku oraz bardzo wyraźnie odczuwalny moment aktywacji pozwalają łatwo wykonywać wielokrotne szybkie kliknięcia. Przełączniki odbijają dość dynamicznie. Przyciski przetestowaliśmy swoją standardową metodą.
• M416 – bez najmniejszego problemu mogliśmy wystrzelić serię pojedynczych pocisków. • M16A3 – podobnie jak w przypadku M416, tak i tym razem celne strzelanie do oddalonego przeciwnika pojedynczymi kulami nie sprawiało żadnych trudności. Dość dobrze mogliśmy kontrolować częstotliwość wystrzałów. • AEK917 – ta broń ze względu na swoją szybkostrzelność jest najlepszym testerem przycisków myszy. Okazało się, że strzelanie pojedynczymi pociskami było możliwe, ale wychodziło w co drugiej próbie, jeśli skupiliśmy się na klikaniu, i w co trzeciej podczas normalnej gry.
Przyciski boczne nie są optymalnie umieszczone. Są na dobrej wysokości, tuż nad kciukiem, ale mogłyby się znajdować bliżej tyłu myszy. Teraz trzeba ją trzymać pełnym chwytem palm, tak żeby kciuk leżał między przyciskami. W razie użycia najbardziej popularnego chwytu, czyli całą dłonią, ale lekko cofniętą, kciuk spoczywa akurat na przycisku „wstecz”, a żeby dosięgnąć „do przodu”, trzeba się nieco nagimnastykować (chyba że kciuk jest wyjątkowo długi). Rozmiar tych przycisków jest optymalny, a dzięki temu, że wystają minimalnie poza obudowę, są dość precyzyjne w użyciu. Przełączniki są bardzo ciche.
Rolka wydaje się dość zwyczajna. Podczas szybkiego przekręcania czasami słychać charakterystyczne terkotanie. Punkty aktywacji są dobrze wyczuwalne. Powinna się ona jednak wciskać znacznie lżej. Siła potrzebna do tego, by użyć wbudowanego w nią przycisku, musi być znacznie większa niż w przypadku ZA czy Castora. Wykonywanie wielokliku rolką jest bardzo trudne. Nad rolką znajduje się przycisk do zmiany dpi – szkoda, że tylko w jedną stronę. Do jego działania nie mamy zastrzeżeń.
Testy
Interpolacja
Nie było zaskoczenia: wszystkie rozdzielczości są nieinterpolowane. Wiemy, że sensor ten bez problemu osiąga powyżej 7000 dpi, tymczasem w DM1 ograniczono tę wartość do 5000 dpi.
Prędkość maksymalna
Test ten pokazuje, jak szybko da się przesuwać mysz po podkładce. W momencie przekroczenia prędkości maksymalnej, jaką może osiągnąć czujnik, ruch dłoni w ogóle przestaje być odwzorowywany, zaczyna być odwzorowywany chaotycznie albo na przykład w trakcie gry, zamiast się odwrócić, nagle spoglądamy pod nogi lub w niebo.
Wyniki są bardzo dobre. Sensor we wszystkich niższych rozdzielczościach przekracza 5 m/s. Taktowanie USB w trakcie zwykłego przesuwania myszy jest bardzo stabilne i waha się w okolicach 1000 Hz.
Predykcja
Predykcja, inaczej przyciąganie kątowe, to zdolność sztucznego przyciągania wskaźnika, zwłaszcza podczas szybkich ruchów, do osi X lub Y. Dzięki temu kreski wychodzą prostsze. Efekt niepożądany szczególnie w dynamicznych grach.
Predykcja nie występuje nawet w najmniejszym stopniu.
Jitter
Skoki wskaźnika zdarzają się zwłaszcza myszom laserowym, jak również w wysokich ustawieniach dpi oraz przy źle dobranej podkładce. Testy na obecność jittera wykonaliśmy na podkładce HyperX Fury w dwóch najwyższych rozdzielczościach (2000 dpi i 4000 dpi). Do zarejestrowania tego zjawiska użyliśmy metody nieco czulszej i precyzyjniejszej od zwykłego Painta.
Wynik tego testu również nie jest dla nas zaskoczeniem. Jak można było się spodziewać, nawet w najwyższej rozdzielczości nie sposób zauważyć jakichkolwiek niechcianych skoków wskaźnika.
LOD
Parametr LOD (lift-off distance) mówi o tym, na jaką wysokość trzeba unieść mysz, by wskaźnik przestawał reagować na ruch. Wysokość tę mierzymy za pomocą płyt CD podkładanych pod ślizgacze.
Określenie wartości LOD | |
---|---|
Ozone Evo | 0,5 CD |
Goliathus Speed | < 1 CD |
SS Dex | < 1 CD |
Qpad XT-r | 0,5 CD |
Icemat 2 nd | Nie działa |
Biały papier | < 0,5 CD |
Wynik jest świetny. Najwyższy LOD zarejestrowaliśmy na tradycyjnych podkładkach – czarnych materiałowych. Nie przekracza on jednak grubości płyty CD. W dużej mierze jest to zasługa dość grubych ślizgaczy, które unoszą sensor nieco bardziej niż w przypadku konkurencyjnych konstrukcji z tym samym czujnikiem.
Akceleracja
Test przeprowadziliśmy na „maszynce" w grze Quake III Arena. Oto nasza metoda:
1. Patrzymy w jeden punkt. 2. Wykonujemy powoli jeden pełny obrót. 3. Wykonujemy myszą ruch powrotny, dokładnie do punktu na podkładce, z którego zaczęliśmy obrót. 4. Jeśli wskaźnik powrócił do tego samego punktu na ekranie, oznacza to, że czujnik jest wolny od zjawiska akceleracji. Jeśli przy większej prędkości mysz zrobiła więcej niż dokładnie jeden pełny obrót powrotny, oznacza to, że akceleracja występuje.
Test przeprowadziliśmy kilkukrotnie na materiałowej podkładce. Wynik oceniamy jako prawie idealny. Raz na jakiś czas przy maksymalnie szybkim ruchu zdarzało się, że mysz gubiła pojedyncze piksele. Pod tym względem jednak wypadła lepiej od produktów Zowie, chociaż różnica jest na granicy błędu pomiarowego.
Subiektywna ocena działania w grach
Graliśmy jedynie w gry z gatunku FPS. Mysz sprawowała się w nich znakomicie. Sensor działał rewelacyjnie. Nie zauważyliśmy żadnego opóźnienia czy pływów wskaźnika. W grze Battlefield 3 przyciski główne pozwoliły skutecznie strzelać do celów znajdujących się w różnej odległości, a w Quake 3 doceniliśmy ich natychmiastową reakcję. Kształt obudowy jest optymalnie dostosowany do różnych sposobów chwytania. To w połączeniu z małą wagą myszy zapewnia bardzo dobrą kontrolę. Jedyne, co nam dokuczało podczas gry w trzeciego Battlefielda, to przycisk boczny „do przodu”: przypisaliśmy do niego funkcję, z której korzystało nam się niezbyt wygodnie. Niektórym może brakować dodatkowego przycisku do zmiany dpi, tak żeby ustawienia czułości nie były zapętlone i można je było zmieniać na zasadzie góra-dół.
Podsumowanie
Ostatnio zauważyliśmy pewien trend: producenci dzielą się na tych, którzy projektują sprzęt dla graczy, i tych, którzy projektują sprzęt dla ambitnych graczy. Chociaż nadal jest sporo myszek, które trudno wrzucić do określonego worka, DM1 Pro zdecydowanie należy do tej drugiej grupy. Widać, że jest to sprzęt stworzony z myślą o maksymalnej skuteczności. Ma ją zapewnić optymalne połączenie niezawodności i precyzji sensora z obudową gwarantującą jak największą kontrolę i wygodę, pozbawioną wszelkich zbędnych udziwnień, które mogłyby stanowić zbędny balast.
Dream Machines DM1 nie jest idealna. Spotkaliśmy się z lepszymi przełącznikami, za to były one mniej trwałe. Widzieliśmy już lepszą jakość wykonania, ale przy większej wadze i mniej męczącym kształcie, niepozwalającym na tak dynamiczne ruchy.
Po zsumowaniu tych wszystkich cech okazuje się, że DM1 z punktu widzenia ambitnego gracza nie można kompletnie nic zarzucić. Przeciętny Kowalski mógłby jedynie zwrócić uwagę na spasowanie spodu z bokami i ewentualną trwałość wierzchniej gumowanej powierzchni. Oczywiście, Dream Machines DM1 Pro otrzymuje nasz znaczek „Rekomendacja”.
Do testów dostarczył: Dream Machines
Cena w dniu publikacji (z VAT): 219 zł