Huawei Mate S – test
Huawei Mate S nie jest do końca zupełnie nowym smartfonem tej marki, ponieważ bliższy rzut oka zdradza, że tak naprawdę jest to połączenie Ascend Mate 7, Honora 7 i Huawei P8. Po pierwszych dwóch odziedziczył metalową obudowę, po tym drugim – procesor, a po trzecim – aparat i... brak dwuzakresowego modułu Wi-Fi. W pewnym sensie jest to więc podsumowanie tegorocznych osiągnięć projektantów firmy, do którego dorzucono ekran AMOLED i obsługę 3D Touch (ale tylko w najdroższej, 128-gigabajtowej wersji, która nie jest oficjalnie dostępna w naszym kraju). Czy to wystarczy, by Huawei Mate S mógł odnieść sukces?
Huawei Mate S – dane techniczne | |||
---|---|---|---|
Wymiary | 149,8 × 75,3 × 7,2 mm | LTE | Cat 6 (do 300 Mb/s) |
Masa | 156 g | Wi-Fi | jednozakresowe, n |
Ekran | 5,5 cala | NFC | Tak |
1920 × 1080 | Podczerwień | Nie | |
AMOLED | Radio FM | Nie | |
Procesor | Kirin 935 | Wyjście obrazu | Nie |
4 × 2,2 GHz Cortex-A53 4 × 1,5 GHz Cortex-A53 | Host USB | Tak | |
Mali-T628 MP4 | Redukcja szumów | Tak | |
RAM | 3 GB | Dostępna pamięć | ok. 22,5 GB |
Akumulator | 2700 mAh | mikro-SD | Tak (64+ GB) |
Aparat z tyłu | Zdjęcia: 13 MP, sensor RGBW, OIS, F/2.0 dual-LED, autofokus, HDR | ||
Wideo: 1080p @ 30 kl./sek. | |||
Aparat z przodu | Zdjęcia: 8 MP | ||
Wideo: 1080p @ 30 kl./sek. |
Jak wspomnieliśmy kilka zdań wcześniej, Mate S mocno nawiązuje wyglądem do modeli Honor 7 i Ascend Mate 7, jednak pewne drobne detale sprawiają, że Eska ma trochę własnego charakteru. Kryje się on głównie w lekko zmodyfikowanym kształcie metalowej obudowy: jej tył jest przyjemnie wyprofilowany, krawędzie są bardzo wąskie, a na dodatek zastosowano tu tak zwane szkło 2.5D, co oznacza, że również szklane brzegi ekranu są lekko zaokrąglone. Nie brzmi to jak opis dużych zmian i... nie są to duże zmiany, ale to wystarczy, by sprzęt wydawał się na żywo zgrabny i bardzo przyjemnie leżał w dłoni. Jest przy tym zauważalnie zgrabniejszy i przyjemniej leży w dłoni, niż wspomniane przed chwilą dwa starsze modele smartfonów tej firmy. Mate S jest też zbudowany z wyraźną dbałością o drobne detale, co widać chociażby po błyszczących, spolerowanych kantach czy bardzo delikatnych i nierzucających się w oczy plastikowych wstawkach, niezbędnych w smartfonie, którego obudowa jest odlana ze stopu aluminium. Krótko mówiąc, po wzięciu Huawei Mate S do ręki faktycznie ma się wrażenie obcowania z gadżetem najwyższej klasy, ale to akurat nic nowego w przypadku smartfonów tej marki.
Metalowe przyciski regulacji głośności umieszczono w bardzo typowym miejscu, czyli w górnej części prawego brzegu obudowy, i nie możemy powiedzieć o nich nic złego. Dolna krawędź telefonu jest zajęta przez standardowy port mikro-USB 2.0 (bez wyjścia obrazu) i dwa szeregi otworów: pod prawym znajduje się dodatkowy mikrofon i głośnik, a pod lewym – drugi mikrofon (tak, Mate S ma na dole aż dwa mikrofony, wykorzystywane w czasie nagrywania filmów i do redukcji szumów). Jedyne nieregularności na gładkim tyle to wystający obiektyw aparatu i umieszczona w zagłębieniu płytka czytnika linii papilarnych. Płytka ta pełni też funkcję gładzika odczytującego gesty, za pomocą których można nawigować po systemie. Co ważne, Huawei Mate S nie jest smartfonem dual-SIM. Owszem, jego szufladka na karty wygląda tak jak w wielu modelach dual-SIM tej firmy, ale tutaj w miejsce karty mikro-SD nie da się włożyć drugiej karty nano-SIM. Co prawda w kilku ostatnich artykułach prosiliśmy o to, by szufladki tego typu (czyli takie, które każą wybierać, czy chce się korzystać z dwóch kart SIM czy z karty SD) w końcu znikły, ale mieliśmy na myśli trochę inne rozwiązanie niż to z Mate S ;)
Huawei Mate S z zewnątrz faktycznie wygląda jak sprzęt klasy premium. Przypadnie do gustu niemal wszystkim miłośnikom dobrze wykonanych metalowych telefonów. Jego wygląd co prawda nie jest nowy, ale nadal się sprawdza i w połączeniu z drobnymi poprawkami wprowadzonymi w tym modelu sprawia, że sprzęt wydaje się naprawdę atrakcyjny i poręczny. Jednak nie spodziewaliśmy się niczego innego po smartfonie Huawei, bo nigdy nie mieliśmy większych zastrzeżeń co do jakości wykonania urządzeń tej marki. Za to często mieliśmy zastrzeżenia co do wyposażenia i wydajności. Te niedostatki dawało się jakoś przełknąć jedynie dzięki względnie niskim cenom. Czy Mate S to krok naprzód pod tym względem?
Oprogramowanie, łączność i multimedia
Oprogramowanie smartfonów Huawei nadal jest swego rodzaju fantazją na temat tego, co by było, gdyby Android i iOS miały dziecko. Fantazją bardzo specyficzną i niekoniecznie łatwą do polubienia, ale coraz bardziej dopracowaną. Z jednej strony trzeba się przyzwyczaić do widoków mocno odbiegających od androidowych standardów. Nie ma tu chociażby typowej szufladki na programy i wszystkie nowe skróty do nich trafiają na kolejne ekrany domowe (gdzie trzeba je ręcznie przestawiać, bo nie ma żadnych opcji sortowania), a wygląd i sposób działania niektórych elementów nakładki Emotion UI niemal żywcem wzięto z różnych wersji iOS. Z drugiej strony funkcjonalność systemu jest mocno rozbudowana: jest oddzielne menu do zarządzania powiadomieniami, osobne do określania, które narzędzia mogą się łączyć z siecią i pozostawać uruchomione w tle po wyłączeniu ekranu, i tak dalej. Różnego rodzaju dodatków jest tu na tyle dużo, że pierwsza konfiguracja Mate'a S potrafi zająć znacznie więcej czasu niż w przypadku typowych smartfonów z Androidem 5.1. Na szczęście większość z tych dodatków jest sensowna i faktycznie przydatna (podoba nam się możliwość wykonywania gestów na czytniku linii papilarnych i podręczna wyszukiwarka programów uruchamiana przesunięciem palca w dół na ekranie domowym), ale i tak ocena tej nakładki w dużym stopniu zależy od upodobań.
Po testach Honora 7 mieliśmy nadzieję, że w smartfonach Huawei w końcu na stałe zagoszczą dwuzakresowe moduły Wi-Fi ac, ale Mate S szybko wylał na nas wirtualny kubeł zimnej wody. Jak to możliwe, że telefon z końca 2015 roku wyceniony na 2700 zł umie się łączyć jedynie z 2,4-gigahercowymi sieciami Wi-Fi? Na dodatek antena Wi-Fi Mate'a S nie jest najmocniejsza i często gubił on sygnał szybciej niż inne testowane przez nas modele. Oczywiście, jeśli masz starszy router i nigdy się nie łączysz z 5-gigahercowymi sieciami, to nie ma to dla Ciebie większego znaczenia, lecz taki fundamentalny brak jest co najmniej dziwny. Poza tym Mate S, w przeciwieństwie do Honora 7, nie został wyposażony w port podczerwieni, co także wydało nam się trochę dziwne. Dobrze, że chociaż udało się jakoś pogodzić metalową obudowę z obsługą NFC, a jakość połączeń telefonicznych i słuchawki jest co najmniej przyzwoita.
Huawei Mate S ma też pewne zauważalne braki w obsłudze multimediów. Jego dekoder wideo nie obsługuje rozdzielczości UHD, nie ma tu wyjścia obrazu (dobrze, że przynajmniej nikt nie wpadł na pomysł, by się pozbyć obsługi Miracasta), wbudowany głośnik, choć jest dość mocny, pod względem brzmienia pozostawia sporo do życzenia i łatwo go zasłonić dłonią. Także wyjście słuchawkowe, mimo że jest wystarczająco głośne, odstaje pod względem jakości dźwięku od wyjść montowanych w czołowych modelach innych marek. W testach smartfonów Huawei nie raz pisaliśmy, że nie są one dobrym wyborem dla miłośnika mobilnych multimediów, i wciąż podtrzymujemy tę opinię.
Ekran Super AMOLED starszej generacji
W Mate S postawiono na rzadko spotykaną w produktach tej marki 5,5-calową matrycę AMOLED, która od strony technicznej sprawia wrażenie lekko podstarzałej. Po pierwsze, Huawei konsekwentnie trzyma się założenia, że smartfony nie potrzebują ekranów o rozdzielczości większej niż Full HD. W teorii ma ono sens, jednak w przypadku matryc AMOLED z układem subpikseli Pentile dodatkowe piksele dają większą poprawę jakości obrazu niż w tradycyjnych matrycach LCD, a w tej klasie cenowej i rozmiarowej rozdzielczość QHD nie jest już czymś nadzwyczajnym. Teoria mówi też, że niższa rozdzielczość powinna zapewnić lepszy czas działania, ale w przypadku Mate S to twierdzenie również nie może przetrwać zderzenia z rzeczywistością (o czym więcej piszemy w następnej sekcji). Na koniec pozostała nam kwestia jasności użytego ekranu. To jedna z ciemniejszych konstrukcji spośród tych, z którymi mieliśmy ostatnio do czynienia. Zresztą maksymalna jasność tej matrycy w dużej mierze zależy od tego, jak duża jej część wyświetla coś białego, więc w przypadku strony internetowej z białym tłem i dużą ilością tekstu może ona spaść nawet poniżej 300 nt. W smartfonie z 2013 roku jeszcze by to przeszło, ale jak na dzisiejsze flagowcowe standardy, jest to mało i użytkowanie telefonu w słoneczny dzień nie jest tak komfortowe, jak powinno być. Podsumowując, ekran Huawei Mate S nie jest zły i osoby mniej wyczulone na tym punkcie będą zadowolone, bo matryce AMOLED nie schodzą poniżej pewnego sensownego poziomu, ale na tle bezpośrednich rywali (szczególnie z obozu Samsunga) nowość wypada w tej dziedzinie nie najlepiej.
Krótki czas działania
Głównym powodem słabych osiągów w testach czasu działania jest mała efektywność energetyczna wyświetlacza. Już wspominaliśmy o tym w poprzednim akapicie: ekran Huawei Mate S jest w nim największym konsumentem energii, choć dużo zależy od tego, co wyświetla. Po ustawieniu ciemnej skórki systemu i ciemnego zestawu kolorów narzędzi czas działania jest znośny. Jednak dla kogoś, kto preferuje jaśniejsze barwy i dużo surfuje po sieci, dobicie do 3 godzin z włączonym ekranem może być sporym wyzwaniem. Tym bardziej że również w czasie spoczynku zużycie energii w Mate S wydało nam się większe niż zwykle. Inaczej mówiąc, osoby często korzystające z przeglądarki internetowej i komunikatorów raczej powinny trzymać się od tego smartfona z daleka i na przykład wybrać... Honora 7, który pod tym względem jest zdecydowanie lepszy i bardziej przewidywalny.
Huawei Mate S nie ładuje się tak szybko jak niektóre nowe smartfony, ale nie wypada pod tym względem źle. Akumulator od zera od 80% napełnia się w tempie odrobinę ponad 1% na minutę, więc po godzinie i kilku minutach telefon jest naładowany w 3/4 i dopiero powyżej 80% szybkość ładowania wyraźnie spada, bo 100% pojawia się na wskaźniku dopiero po następnej godzinie.
Dobra jakość zdjęć i podła jakość filmów
Huawei Mate S otrzymał dokładnie ten sam aparat, który jest wykorzystywany w Huawei P8. Oznacza to stabilizowany optycznie obiektyw o przysłonie F/2.0 i zbudowany z 13 mln pikseli specyficzny sensor Sony IMX278, wyróżniający się układem pikseli RGBW. Ponieważ nie jest to nowy aparat, od razu wiadomo, czego się można spodziewać, i faktycznie nasze oczekiwania znalazły odzwierciedlenie w praktyce.
Oprogramowanie
Oprogramowanie aparatów Huawei powoli staje się coraz mocniejszą ich stroną. Co prawda nadal niektóre elementy menu aparatu nie chcą się obracać wraz z telefonem i podgląd kadru jest trochę węższy od zdjęcia (o kilkadziesiąt pikseli z każdej stron), lecz do jego funkcjonalności nie można się przyczepić. Oprócz rzeczy wprowadzonych w P8, takich jak ulepszony tryb nocny i tryby służące do malowania światłem (opisane przez nas w teście Huawei P8), dodano tu niezły tryb ręczny, w którym można zmienić tryb pomiaru światła, ekspozycję, czas naświetlania, odległość ostrzenia i balans bieli. Kogoś, kto będzie wolał pozostać przy podstawowych opcjach i przyciskach, Huawei Mate S również nie zawiedzie, bo zwykły tryb automatyczny jest bardzo przyjemny w użytkowaniu i połączono go ze sprawnie działającą automatyką i szybkim autofokusem. No i Huawei nadal zapewnia najlepszy istniejący system szybkiej korekty ekspozycji, przeniesiony do Mate S z modelu P8:
Oprócz tego warto wspomnieć o miłym dla oka trybie HDR i skutecznym sklejaniu panoram o bardzo wysokiej rozdzielczości, ale to i tak nie wszystko, co ma do zaoferowania oprogramowanie tego aparatu. To kawał porządnej roboty. Dzięki temu wszystkiemu aż chce się wyjmować telefon z kieszeni i wykonywać nim kolejne zdjęcia (także autoportrety, a to dzięki niezłemu 8-megapikselowemu aparatowi z przodu). Jednak mamy nadzieję, że ktoś w końcu poprawi te głębsze menu i sprawi, że da się z nich przyjemnie korzystać, gdy telefon jest trzymany poziomo...
Jakość obrazu
Jakość zdjęć jest taka sama jak w przypadku modelu P8, czyli bardzo solidna. Aparat ten nadal ma lekkie problemy z gęsto upakowanymi drobnymi detalami, ale nadrabia to przyjemną kolorystyką, zakresem tonalnym i stosunkowo małą ilością szumów. Dużo daje też optyczna stabilizacja obrazu, dzięki której znacznie łatwiej wykonać nieporuszone zdjęcie w słabym oświetleniu. Krótko mówiąc, tylko najlepsze z najlepszych smartfonowych aparatów mają przewagę nad Mate S pod względem jakości obrazu i funkcjonalności, ale i tak nowość Huawei nie pozostaje w tych dziedzinach zbyt daleko za konkurencją.
Kamera
Niestety, nagrywanie filmów to nadal słaba strona urządzeń Huawei. Jedyne, co ratuje klipy od totalnej porażki, to przyzwoita jakość dźwięku i optyczna stabilizacja obrazu (w menu można dodatkowo włączyć stabilizację cyfrową, ale lepiej tego nie robić, bo ma ona negatywny wpływ na obraz). Wymienione zalety nie mogą jednak zamaskować tego, że maksymalna dostępna rozdzielczość nagrań to 1080p. Gdyby to chociaż było Full HD dobrej jakości, nawet dałoby się to przeboleć, ale tak nie jest, bo obraz jest zbyt mocno skompresowany, a kodek wideo nie jest dobrze skonfigurowany (profil Baseline wiecznie żywy...). Jeśli Huawei faktycznie poważnie myśli o wejściu na smartfonowe salony, musi w końcu coś zrobić na tym polu, bo prawdę powiedziawszy, nietrudno znaleźć telefon kosztujący mniej niż 1000 zł, który lepiej rejestruje wideo.
Przykładowe zdjęcia
Przykładowe nagrania Full HD
Kirin 935 (nadal) nie nadaje się do gier
Smartfonom Huawei nie da się odmówić jednego: nawet jeśli ich procesory nie są zbyt szybkie, to oprogramowanie jest dobrze zoptymalizowane, dzięki czemu system działa sprawnie. To samo można powiedzieć o Mate S, który ma najsłabszy procesor i układ graficzny w tej klasie sprzętu. Kirin 935 to ta sama jednostka centralna, która jest montowana w Honorze 7, i już o tym znacznie tańszym urządzeniu mówiliśmy, że gracze powinni się trzymać od niego z daleka. Łatwo się domyślić, że skoro układ ten nie był (delikatnie mówiąc) mocną stroną modelu za 1700 zł, do smartfona o 1000 zł droższego pasuje jak siodło do świni.
Huawei Mate S na tle rywali jest bardzo, ale to bardzo powolny i dotyczy to wydajności zarówno procesora, jak i układu graficznego. Żeby było ciekawiej, osiągi są mocno ograniczane przez throttling. Po obciążeniu czterech szybszych rdzeni procesora ich taktowanie spowalnia z 2,2 GHz do 1,6 GHz, a układ graficzny po kilku minutach gry traci niemal połowę swojej wydajności (jakby jeszcze było co tracić...). Oczywiście, docelowa grupa użytkowników tego telefonu zapewne nie przejmie się takimi rzeczami. Przeciętny użytkownik takiego smartfona, jeśli tylko sprzęt działa sprawnie i pozwala komfortowo surfować po sieci, odpisywać na mejle i oglądać filmy, nie potrzebuje nic więcej do szczęścia. Mimo wszystko montowanie tak słabego procesora w tak drogim urządzeniu jest lekkim nietaktem (widocznie ktoś w Huawei za długo patrzył na zdjęcia HTC A9 ;)). Tym bardziej że gdyby wstrzymano się chwilę z wprowadzeniem Mate S do sprzedaży, można by go oprzeć na Kirinie 950, niedawno zaprezentowanym wraz z nowym modelem Huawei Mate 8. Układ ten jest znacznie nowocześniejszy i bardziej pasuje do współczesnego flagowca.
Honor 7 w przebraniu, ale... droższy i gorszy?
Huawei Mate S to bardzo typowy smartfon Huawei: piękny, ciekawy i... pod pewnymi względami irytująco wybrakowany. Do tej pory pewne braki występujące w kolejnych modelach tego chińskiego giganta dało się usprawiedliwić stosunkowo niską ceną, lecz w przypadku Mate S ten argument stracił moc. Na Mate S trzeba wyłożyć aż 2700 zł, co stawia go w ringu z najbardziej zaawansowanymi słuchawkami znanych producentów, więc i wymagania są odpowiednio większe niż w przypadku Huawei P8 czy Honora 7. Jeśli porówna się jakość wyświetlacza, czas działania, jakość wideo, wydajność i wyposażenie na przykład z tym, co zapewnia Galaxy S6... Delikatnie mówiąc, nie wygląda to zbyt dobrze. Owszem, na tle Galaxy S6 nie najlepiej wygląda zdecydowana większość tegorocznych telefonów, ale Mate S nie wygląda najlepiej nawet na tle... ubiegłorocznej generacji flagowców. Ba, trudnych rywali wcale nie trzeba mu szukać w ofercie innych firm, wystarczy porządnie się przyjrzeć produktom Huawei. Wśród nich jest pewien bardzo podobny, również metalowy, ale o 1000 zł tańszy i naszym zdaniem lepszy. To Honor 7, który nie odbiega istotnie wyglądem od Eski, ma zbliżone oprogramowanie i tak samo dobry czytnik linii papilarnych, a przy tym zapewnia normalny moduł Wi-Fi, znacznie lepszy czas działania, jaśniejszy ekran, funkcję dual-SIM i kilka innych ciekawych dodatków. Jedyne, co przemawia na korzyść Mate S, to smuklejsza obudowa oraz... idealna czerń AMOLED-ów.
Naprawdę nie rozumiemy, co Huawei chce osiągnąć modelem, który nie zdoła nawiązać równej walki nie tylko ze swoimi bezpośrednimi rywalami, ale też z wcześniejszymi, tańszymi produktami w ofercie tej marki. Jeśli ma on kolejny raz pokazać światu, że projektanci firmy znają się na swojej pracy, to mu się udało. Jednak Huawei mogłoby w końcu pokazać, że ma nie tylko zdolnych projektantów, ale też zdolnych inżynierów, którzy w te piękne obudowy potrafią włożyć sprzęt faktycznie godny flagowca i ceny sięgającej niemal 3000 zł. Wiemy, że jest to w zasięgu możliwości tego producenta, więc czekamy dalej.
Do testów dostarczył: Huawei
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2700 zł