Serca z kamienia
Wiedźmin 3: Dziki Gon okazał się znakomity. Zagrało niemalże wszystko: fabuła, ogromny i bogaty świat, wiele aspektów mechaniki, czas zabawy i dużo innych elementów. Jednak ludzie stojący za trzecią częścią przygód Geralta z Rivii nie spoczęli na laurach. Co rusz dorzucali za darmo drobiazgi, które sprawiały, że już i tak bogaty świat stawał się jeszcze lepszy, bardziej dopieszczony. To właśnie dlatego, że twórcy gry wywiązali się z praktycznie wszystkich obietnic złożonych graczom, oczekiwania wobec dodatku Wiedźmin 3: Serca z kamienia były spore. Zapewne mało kto podejrzewał, że załoga CDP Red wyłoży się na pierwszym większym dodatku, dookoła którego zdążyło się zrobić spore zamieszanie. Wyszła jednak z tej próby z tarczą.
Wiedźmin 3: Serca z kamienia to dodatek do podstawowej wersji gry, której instalacja jest niezbędna. Sugerowany poziom bohatera to 32. i wyższe. Jednak twórcy nie wymagają od graczy, aby wcześniej kończyli wątek główny. Po zainstalowaniu rozszerzenia mogą z miejsca przystąpić do wykonywania nowych zadań. Mało tego, jeżeli ich Geralt nie osiągnął wymaganego poziomu, gra podniesie go do minimalnego, i po kłopocie. To spory ukłon w stronę miłośników gatunku, którzy dotąd nie zabrali się za trzeciego Wiedźmina. Swoją drogą, są tu tacy?
Imponująco duży dodatek
Serca z kamienia to przede wszystkim zestaw nowych misji, które rozgrywają się obok wątku głównego. Zaczyna się niewinnie, od typowo wiedźmińskiego zlecenia. Ale, jak zawsze, rzeczy przyjmują inny obrót, niż zakładał bohater. Sytuacja bardzo szybko eskaluje, staje się wręcz rozpaczliwa i wymusza na Geralcie... Nie, nie mogę napisać więcej, wybaczcie. Geralt ma talent do pchania się w kłopoty, nic się pod tym względem nie zmieniło – i to musi Wam wystarczyć. Zestaw zadań, które stawia przed nim los, ma dość osobliwy charakter, zwłaszcza dla nas, bo dodatek wręcz ocieka swojskimi akcentami. Już po krótkim czasie widać, w którą część polskości celowali autorzy Serc z kamienia, i udało się im to wręcz perfekcyjnie. W grze bardzo dużą rolę odgrywa banda rozbójników, żywcem wyrwanych z Mickiewicza – oczywiście, chodzi o szlachtę. Takiej kompanii jeszcze w Wiedźminie nie było i tak naprawdę nie mam pojęcia, co mogłoby ją przebić i bardziej zaskoczyć – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – gracza.
Szlachecka zgraja to przezabawne typy, a obserwowanie ich hulaszczego życia i podejścia do wielu spraw to czysta przyjemność. Widać tutaj smykałkę twórców do tworzenia postaci niezależnych, bo rzeczona banda jest wielowymiarowa, no i ponad wszystko – wbrew pozorom – tajemnicza. Nie obeszło się bez stosownych, mistrzowsko zrealizowanych linii dialogowych. Są błyskotliwe, zabawne, często wręcz do łez, a także dają do myślenia i są zdecydowanie niejednoznaczne... Wszystko się zgadza. Jednak najbardziej uderzające w Sercach z kamienia jest to, że dodatek stworzono przede wszystkim z myślą o polskim rynku. Angielska wersja językowa jest naprawdę dobra: gracz usłyszy zawadiackich Szkotów zamiast naszych krajan i to też świetnie się sprawdza. Niemniej w dodatku znalazła się imponująca liczba elementów bezpośrednio nawiązujących do naszej kultury i żywcem wyrwanych z niej cytatów, co tylko powoduje, że nową zawartość rodzimy miłośnik serii będzie chłonął niczym gąbka wodę. Jestem przekonany, że takiej frajdy dodatek nie zapewni żadnej innej nacji.
Także opowiedziana w grze historia to jest to, co tygrysy lubią najbardziej: jest niejednoznaczna i pełna niespodzianek. Gracz podczas wykonywania kolejnych zadań będzie poznawał coraz to nowe fakty, łączył wszystko w całość po swojemu, a i tak nie raz i nie dwa zostanie mocno zaskoczony. Jego zdanie na temat konkretnych postaci niezależnych będzie ewoluowało i wielokrotnie wywoływało skrajne emocje.
Twórcy w wyjątkowo zręczny sposób dawkują fabułę; przez większość czasu praktycznie nie sposób przewidzieć, co się będzie działo. Co więcej, Serca z kamienia to nie jest liniowa opowieść, prowadząca za rękę. Wyborów nie brakuje; pojawiają się ich konsekwencje, natychmiastowe i odroczone, czyli ten element, z którego Wiedźmin 3: Dziki Gon jest tak znany. Tempo akcji w poszczególnych zadaniach też zostało dobrane w sam raz, dzięki czemu na długo przykują do monitora lub telewizora, mimo że są podobne do siebie i znalazły się już w podstawowej wersji Trójki. Poszczególne sekcje mają zupełnie inny klimat, ale zawsze specyficzny. Zmiana tempa akcji i nastroju bywa natychmiastowa, często wręcz uderzająca. Niemniej wydarzenia na ekranie praktycznie zawsze ociekają klimatem i są nadspodziewanie spójne, z którejkolwiek strony by spojrzeć.
W Sercach z kamienia nie ma wprawdzie nowych obszarów, ale nieco rozbudowano tereny na północ od Novigradu i na wschód od Oxenfurtu. Pojawiło się sporo nowych budowli i całe mrowie znaków zapytania, które aż się proszą o to, by je eksplorować. Część związanych z nimi działań jest żywcem wyrwana z podstawowej wersji gry, chociażby likwidowanie gniazd potworów i poszukiwanie skarbu czy obozowiska bandytów. Eksploracja tych terenów plus nowe misje to mniej więcej dziesięć godzin zabawy, czyli całkiem sporo, biorąc pod uwagę, że niektóre kompletne gry można dzisiaj skończyć bez problemu w ciągu siedmiu, ośmiu.
W Sercach z kamienia pojawiło się też trochę nowego oręża i wyjątkowo przydatny jegomość z odległych krain Ofiru, który za „niewielką” opłatą zgodzi się zakląć oręż oraz pancerz Geralta. To oznacza, że uprzednio umieszczone w nich kamienie i glify zostaną usunięte. Ale nowe moce, z których można skorzystać, są imponujące. Przykładowo każdy atak może wydłużać działanie eliksirów albo część obrażeń może być odbijana we wrogów. Najbardziej przesadzony to znaczne zwiększenie zasięgu ataków. Geralt sprawia wrażenie wyposażonego w trzymetrowe miecze, dosłownie. Grupy uciążliwych wrogów likwiduje się dzięki temu wyjątkowo szybko. A skoro już o nich mowa: nie ma zbyt wielu nowych, ale więcej nie powiem, nie chcę psuć Wam zabawy. Tak czy inaczej, jest naprawdę dobrze.
Galeria
Warto?
Zdecydowanie! Serca z kamienia mają imponującą zawartość; wierzę, że dokładnie takiej oczekiwali miłośnicy serii. Nowy dodatek to obok kilku, w porywach kilkunastu godzin gry w fantastycznym świecie znakomita fabuła, barwne postacie, świetna narracja oraz multum niejednoznaczności i wielowymiarowość. Nowe tereny z dotychczasowymi zszyto bezboleśnie, co też zasługuje na spory plus. W obliczu licznych zalet i jedynie znikomych wad nie sposób nie polecić tego dodatku. To gratka dla miłośników nie tylko Geralta z Rivii, ale także szlacheckich klimatów w wyjątkowo swojskim wydaniu.
Na koniec jeszcze łyżeczka dziegciu. Otóż w wersji pecetowej jest sporo błędów. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest ich znacznie więcej niż w podstawowej wersji gry. Nie można wykonać niektórych zadań, pojawia się też kilka śmiesznych wpadek, na przykład Geralt nieustannie kuca lub podskakuje po automatycznym przemieszczeniu się do nowego obszaru. Jeśli chodzi o stronę czysto techniczną, bardzo boli to, że praktycznie nie działa głębia tła. Dało się z nią cuda wyprawiać z poziomu wtyczki ReShade, a teraz nie ma takiej możliwości, choć mam nadzieję, że zostanie to poprawione. Na razie obfity efekt głębi pojawia się na krótko zaraz po zakończeniu przerywnika filmowego, a następnie jest wyłączany, zupełnie nie wiadomo dlaczego. Od strony wizualnej gra sporo przez to traci. Coś by się jeszcze znalazło, ale to drobiazgi, które nie przeszkadzają w zabawie.
Do testów dostarczył: CDP
Cena w dniu publikacji (z VAT): 39,99 zł