Koniec legendy

Każda legenda ma swój koniec, nie inaczej jest w przypadku pecetowo-konsolowej serii Batman. Przez kilka lat niewątpliwie została dość mocno wyeksploatowana. W każdej części pojawiały się mniej więcej te same elementy, chociażby fantastyczny system walki i posępny, mroczny klimat. Niemniej repertuar złoczyńców dość mocno się wyczerpał – większość spośród tych bardziej znanych już wykorzystano. Ludzie z Rocksteady Studios najwyraźniej nie chcieli przeciągać struny i uznali, że czas najwyższy zamknąć temat, ale postanowili zrobić to z hukiem. Środków im nie zabrakło, w Batman: Arkham Knight jest sporo nowości, choć gra opiera się na sprawdzonym fundamencie.

Ponieważ założenie było takie, że groteskowa seria Batman ma się zakończyć z pompą, starano się zaskoczyć graczy. Powołano do życia zupełnie nowego złoczyńcę, tytułowego Arkham Knighta. Fabuła toczy się dookoła niego oraz powracającego w wielkim stylu Scarecrowa. Ci dwaj w halloweenowy wieczór, w rok po zakończeniu wydarzeń przedstawionych w Batman: Arkham City, postanowili raz na zawsze pozbyć się obrońcy Gotham. Wraz z innymi szumowinami przejęli ulice miasta, które opuścili mieszkańcy. Cała akcja ma charakter militarny: Arkham Knight dokonuje inwazji z użyciem czołgów, piechoty, helikopterów i tym podobnych środków. Komisariat policji pęka w szwach, jedynym ratunkiem jest Batman. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale oprócz dwóch wyjątkowo groźnych najeźdźców we znaki dają mu się jego własne poważne problemy o podłożu psychologicznym. To przydaje rozgrywce pikanterii, głównie za sprawą czarnego humoru, ale nic więcej nie możemy zdradzić, żeby nie popsuć niespodzianki.