Wstęp, opakowanie, dodatki, dane techniczne oraz budowa
Gdy się patrzy na model Panasonic RP-HD10, na usta ciśnie się pytanie: „Dlaczego tyle to trwało?”. W ostatnich 2 latach drogie słuchawki, głównie nauszne, stały się wyjątkowo popularne. Interes zwietrzyły nawet te firmy, które choć były kojarzone z dobrym sprzętem audio, słuchawki omijały szerokim łukiem. Po raz kolejny należy wspomnieć, że można już kupić konstrukcje nauszne takich marek, jak Focal, NAD i KEF, które do niedawna miały z nimi tyle wspólnego co wielkanocny zając ze świętami Bożego Narodzenia. Obok jest cała gama produktów doświadczonych graczy: Sennheisera, Beyerdynamica czy Ultrasone'a. Nieco dalej jest Samsung ze swoją serią Level oraz Philips z rodziną Fidelio. Jest w czym wybierać. Panasonic już na starcie ma pod górkę, trochę zaspał, konkurencja ma już ugruntowaną pozycję na rynku. Pozostaje się przekonać, czy model RP-HD10 może coś tu zmienić – zagrozić konkurencji oraz sprawić, że miłośnicy dobrego brzmienia w słuchawkach zaczną traktować tę firmę na równi z innymi.
Kartonowe opakowanie jest przyozdobione licznymi informacjami technicznymi. Nie obeszło się też bez fotografii urządzenia, na której wyeksponowano duży przetwornik z magnesem neodymowym. Pudełko od środka jest wyłożone piankową formą i w niczym nie odstaje od podobnie wycenionych konkurencyjnych zestawów. Po wzięciu go do ręki i otworzeniu widać, że RP-HD10 to produkt luksusowy, drogi.
Dodatków jest mało, ale tak naprawdę niczego nie zabrakło. W zestawie znalazła się obowiązkowa złota przejściówka z małego wtyku słuchawkowego (3,5-milimetrowego) na duży (o średnicy 6,3 mm). Oprócz tego są dwa przewody sygnałowe o różnej długości. Są praktycznie tak samo zwieńczone – po obydwu stronach mają wtyki w rozmiarze 3,5 mm. Z jednej strony są one umieszczone w plastikowych obudowach, a z drugiej – w aluminiowych. Krótszy kabel ma końcówkę kątową i oprócz długości to jedyna różnica. Oba są bardzo elastyczne i grube, praktycznie się nie plączą. Na oficjalnej stronie Panasonica jest jeszcze informacja o pokrowcu w zestawie oraz przewodzie z wtykiem TRRS, a zatem z mikrofonem, niemniej w zestawie testowym tych elementów nie było.
Panasonic RP-HD10 | |
---|---|
Czułość | 92 dB/mW |
Impedancja | 18 omów |
Pasmo przenoszenia | 4–50 000 Hz |
Masa | 320 g |
Wtyk | 3,5 mm (pozłacany, kątowy) |
Przewód sygnałowy | pojedynczy, 1,2 m |
Typ przetwornika | dynamiczny |
Budowa
Panasonic RP-HD10 to konstrukcja teoretycznie nauszna, czyli nauszniki nie obejmują małżowin, ale są zaprojektowane w taki sposób, że te niewielkie bez problemu się zmieszczą. Dlatego bardziej skłaniam się ku stwierdzeniu, że RP-HD10 są wokółuszne lub hybrydowe. Z którejkolwiek strony by spojrzeć, to zaleta. Tym bardziej że to produkt przeznaczony również do użytku poza domem.
Nauszniki są świetne. Mają mnóstwo miejsca w środku – niewielkie małżowiny praktycznie nie będą uciskane. To bardzo dobrze, przecież mowa o słuchawkach przeznaczonych także na ulicę. Powleczona skóropodobnym tworzywem gąbka jest bardzo miękka i dość wysoka. Dzięki temu RP-HD10 naprawdę dobrze izolują od odgłosów otoczenia. Owszem, skóra trochę się grzeje, w końcu odprowadzanie powietrza w słuchawkach zamkniętych nigdy nie jest najlepsze, ale i tak jest pod tym względem nieźle. Nauszniki mają asymetryczny kształt: są nieco grubsze i wyższe tuż przy tylnej krawędzi małżowin. Przetwornik audio jest dynamiczny, ma średnicę 50 mm i osadzono go w plastikowej, antywibracyjnej ramie. Jego membranę wykonano z tworzywa MLF, czyli wielowarstwowej folii.
Obudowy muszli są aluminiowe i wyglądają świetnie. Chyboczą się w płaszczyźnie pionowej, choć to zrozumiałe, bo dzięki temu łatwiej dopasować produkt do głowy. Ten mechanizm jest bardzo prosty. Aluminiowa część muszli jest umieszczona w plastikowym owalu, który łączy się bezpośrednio z pałąkiem. Rzeczony owal, mimo że plastikowy, sprawia bardzo dobre wrażenie. Widać, że Panasonic postanowił nie oszczędzać. Dodatkową zaletą, wcale nie małą, jest możliwość obrócenia muszli o 90 stopni, tak aby słuchawki mogły komfortowo spoczywać na karku. Niemniej obracają się nie w tę stronę, co powinny, więc przetworniki są odsłonięte, co należy uznać za wadę.
Pałąk RP-HD10 jest znakomity. Ne wiem, czy jego szkielet wykonano z plastiku czy z aluminium, ale sprawia bardzo dobre wrażenie, jest „pancerny”. Obito go skórą lub skóropodobnym tworzywem. Materiał ten przykrywa od spodu bardzo dużą ilość gąbki. To przekłada się na bardzo dużą wygodę – to jedna z mocniejszych stron słuchawek Panasonica.
Ze względu na zamkniętą, wizualnie mocno „uliczną” konstrukcję model RP-HD10 może być z powodzeniem wykorzystywany poza domem. Sprzyja temu użycie tylko jednego gniazda od kabla sygnałowego, zamontowanego na spodzie lewej muszli. Przewody biegnące do drugiego przetwornika są schowane w pałąku oraz w plastikowych listwach przy jego stalowych ramionach.
Ramiona pałąka są stalowe, bardzo solidne i elastyczne. Mają stosowne podziałki oraz cyfry ułatwiające symetryczne ustawienie muszli. Słychać też charakterystyczne kliknięcia. Bardzo ładnie to wszystko rozwiązano – w tym miejscu nie mam żadnych krytycznych uwag.
Nowością jest możliwość regulacji pałąka również w poziomie. W żadnym innym produkcie czegoś takiego nie widziałem. Panasonicowi najwyraźniej bardziej zależało na wygodzie aniżeli na takim a takim umiejscowieniu przetwornika względem małżowiny, choć to teoretycznie wpływa na dźwięk. W praktyce nie zmienia się ono znacząco i wiele osób nawet nie zauważy różnicy w brzmieniu. Natomiast pomysł, by umożliwić dodatkowe dostosowanie muszli względem małżowin, jest jak najbardziej udany.
Platforma testowa, metodyka i materiał wykorzystany w testach
Posłużyliśmy się dwoma źródłami dźwięku: smartfonem iPhone 5S oraz DAP-em iBasso DX90, o którym już pisaliśmy na łamach bloga. Te dwa źródła zupełnie inaczej brzmią, a ich użycie pozwoliło właściwie określić charakterystykę brzmieniową RP-HD10. W roli tła wykorzystaliśmy swój wieloletni model odniesienia, słuchawki Aurvana Live! z wymienionym kablem.
Jedynym słusznym sposobem oceny możliwości sprzętu odtwarzającego muzykę jest odsłuch do momentu, aż tester wreszcie będzie pewien, co gra najlepiej, gdzie wypada najlepiej i dlaczego. Owszem, odsłuch zawsze jest dość subiektywny, każdy ma własne upodobania, ale ucho zaznajomione z dużą liczbą urządzeń oraz tester mający odpowiedni punkt odniesienia to bardziej wiarygodne źródło niż cyfry, które często są po prostu elementem marketingu.
Zanim przystąpiliśmy do testów, słuchawki były „wygrzewane” przez mniej więcej 100 godzin.
A oto kompletna lista odtwarzania:
- A Challenge Of Honour – „Slavery Called Democracy”
- Bat For Lashes – „Sleep Alone”
- Daemonia Nymphe – „Daemonos”
- Daemonia Nymphe – „The Calling of Naiades”
- Einstürzende Neubauten – „Am I Only Jesus?”
- Einstürzende Neubauten – „Hawcubite”
- How To Destroy Angels – „The Space in Between”
- Metric – „Help, I’m Alive”
- Mike Oldfield – „Altered State”
- Mike Oldfield – „Clear Light”
- Mike Oldfield – „Sunjammer”
- Mike Oldfield – „Taurus III”
- Nick Cave – „Into my Arms”
- Nine Inch Nails – „1000000”
- Nine Inch Nails – „Deep”
- Nine Inch Nails – „Ghosts XIV”
- Nine Inch Nails – „We’re In This Together”
- Sephiroth – „Uthul Khulture”
- Skyforger – „Long Dance”
- Varttina – „Linnunmieli”.
Testy praktyczne
Nie miałem pojęcia, czego mogę się spodziewać po słuchawkach Panasonica. Intuicja mi podpowiadała – poniekąd także pasmo przenoszenia – że mogą eksponować górę słyszalnego pasma. Nie obstawiałem za to, że producent poszedł tą drogą co większość, czyli mocno zaakcentował dolne rejestry. Ale to były tylko wstępne założenia. Okazało się jednak, że niewiele się pomyliłem – praktycznie wcale.
Przesiadka z redakcyjnych, wysłużonych Creative Aurvana Live! jest bardzo odczuwalna. Sporo zależy od oczekiwań, bo porównywane urządzenia grają zupełnie inaczej. RP-HD10 przesuwają w górę tonalny środek ciężkości. Jest to równoznaczne z brzmieniem szczegółowym, to się słyszy praktycznie natychmiast. CAL! również zapewniają należytą porcję wyższych składowych, niemniej nie grają one pierwszych skrzypiec.
Miałem problem z basem w wykonaniu RP-HD10. Na deklarowane przez producenta 4 Hz trzeba, oczywiście, wziąć poprawkę, bo człowiek nie jest zdolny usłyszeć tej częstotliwości, ani nawet poczuć. Cała reszta dolnych rejestrów też nie sprawia, że brzmienie można by określić jako basowe. Owszem, niskie składowe są obecne, ale nie aż tak podkreślone jak w wykonaniu rywala. Tu wychodzi pewna słabość RP-HD10. Otóż robią to, czego nie lubię: najniższego dołu jest znacznie mniej niż jego górnych składowych. To się przekłada na zwiększoną dynamikę całego przekazu – podbicie górnego basu ma taki właśnie skutek. Ale tym samym pojawia się dudnienie, a to już ewidentna wada, wcale nie subiektywna. Jakkolwiek by na to patrzeć, odbiera przyjemność z odsłuchu. Poza tym bas ma sztywną, nieco kartonową barwę; przydałoby mu się nieco krągłości, którą zapewnia porównywana konstrukcja. Z drugiej strony podoba mi się jego dynamika i „atak”, pod tym względem jest naprawdę dobrze. Z przyzwoitym źródłem i wzmacniaczem RP-HD10 pokazują pazur i niejednego zaskoczą.
Ocena pozostałych części pasma to już kwestia gustu. RP-HD10 kreślą jego środek, a zatem m.in. partie wokalne oraz gitarowe, dużo wyraźniej niż CAL!. Przy nich produkt Panasonica gra nadspodziewanie czytelnie. Rzadko się słyszy aż tak wyrazistych wokalistów, ani przez moment nie ma się wrażenia, że są wycofani w porównaniu z pozostałymi instrumentami. To najważniejsza cecha tych słuchawek i dobrze, bo to rzadkie zjawisko, nawet w produktach kosztujących blisko 1000 zł. Co innego barwa. CAL! mają lepsze wypełnienie, bardziej zaokrąglają przekaz, a RP-HD10 grają na ich tle dość analitycznie. Zatem trzeba wybierać – co kto lubi.
Wysokie tony są bardziej podkreślone w wykonaniu Panasonica, co nie jest żadnym zaskoczeniem. To dla wielu zaleta, natomiast CAL!, pomimo tego, że mają ich w brzmieniu mniej, podają je w sposób gładszy, przyjaźniejszy dla ucha. RP-HD10 odtwarzają ten podzakres dość agresywnie, czasem napastliwie. Jest to słyszalne zwłaszcza wtedy, gdy odtwarzane nagranie jest kiepskiej jakości.
CAL! grają przestrzenniej i przedstawiają wydarzenia na wirtualnej scenie w sposób bardziej wyrównany. Konstrukcja Panasonica ma skłonność do delikatnego przybliżania dźwięków, choć scena, którą kreśli, ma w sobie znacznie więcej powietrza, dzięki czemu przekaz jest sporo lżejszy. Słychać też masę różnych smaczków umiejscowionych gdzieś w oddali. Tak czy inaczej, CAL! grają naturalniej, maskują też więcej niepożądanych dźwięków w nagraniach. Rywal podchodzi do nich analitycznie, zagłębia się w nie. Należy go traktować po części jako szkło powiększające, które pewnie niejeden będzie chciał utemperować miękko brzmiącym źródłem lub wzmacniaczem.
Z powyższego opisu wyłania się jasny obraz charakteru RP-HD10. Osłabiony najniższy bas, wyraźny środek pasma, szczegółowa góra oraz ponadprzeciętne przybliżenie wykonawców (choć z masą powietrza dookoła) sprawiają, że najnowszy sprzęt Panasonica nie jest uniwersalny.
Dodam, że CAL! w takim samym ustawieniu głośności grają ciszej.
Galeria
Podsumowanie
Debiut Panasonica na rynku drogich, audiofilskich słuchawek uznajemy za całkiem udany. Co prawda nie wszystko zagrało, ale model RP-HD10 ma zdecydowanie więcej zalet niż wad. Błyszczy na tle większej części rywali w dziedzinie wygody, również wtedy, gdy jest użytkowany poza domem, m.in. za sprawą wygodnych kluczowych elementów konstrukcji, w tym dużych nauszników, oraz możliwości dostosowania ich położenia także w płaszczyźnie poziomej względem małżowiny. Inną zaletą jest świetny kabel sygnałowy – solidny, elastyczny, a do tego odpinany.
Jakość wykonania też jest bardzo dobra. Po wzięciu słuchawek do ręki czuć, że obcuje się ze sprzętem drogim, luksusowym. Nic nie trzeszczy ani nie razi oczu estety, a spasowanie poszczególnych elementów jest perfekcyjne. Choć to rzecz gustu, moim zdaniem projekt jest wizualnie spójny. Od strony czysto konstrukcyjnej trudno mieć do niego jakieś zastrzeżenia. Wyróżnia się i jest przemyślany.
Jakość dźwięku to dość osobliwa kwestia. Niewątpliwie RP-HD10 grają tak, jak na drogie słuchawki przystało. Pod tym względem zdecydowanie zasługują na miejsce wśród modeli za blisko 1000 zł. Jednak brzmienie jest mocno szczegółowe, analityczne, choć przestrzenne, nie jest też szczególnie naturalne, ma na sobie nieco matowego, sztucznego nalotu. Dlatego RP-HD10 nie są uniwersalnym sprzętem. Ponadto od całości odstaje bas. Dlatego nagrody nie będzie. Mimo wszystko urządzenie Panasonica to udany produkt.
Do testów dostarczył: Panasonic
Cena w dniu publikacji (z VAT): ok. 820 zł