Test HTC Desire SV
Desire SV to może nie do końca to, na co oczekiwała część naszych Czytelników, bo fajniej byłoby zobaczyć w Polsce dwusimową odmianę Galaxy S4 czy HTC One (tak, tak, coś takiego istnieje, ale jest dostępne jedynie w Chinach), ale cieszy nas, że cokolwiek jest. A dlaczego tak trudno kupić coś podobnego w Polsce? Bo nie chcą tego operatorzy, którzy są głównymi dystrybutorami telefonów. Po prostu jest im nie na rękę, gdy ktoś używa dual-SIM po to, żeby wykonywać połączenia głosowe z ich sieci, a z internetu korzysta za pośrednictwem Aero2 albo podpisuje umowę na dostęp przez LTE w Plusie. A skoro najwięksi dystrybutorzy nie są zainteresowani jakąś grupą sprzętu, to firmy takie, jak HTC, Samsung i Nokia, nie są zainteresowane wprowadzeniem jej w danym kraju. Dlatego jedynie lokalne marki, takie jak GoClever czy Pentagram, działają na tym polu i walczą o potencjalnych klientów, bo są niezależne od widzimisię operatorów.
Po tym przydługim wstępie wracamy do głównego bohatera tego artykułu, czyli HTC Desire SV, który w tym momencie jest jednym z nielicznych (jedynym?) markowych dual-SIM-ów na naszym rynku. Markę Desire spotkał ten sam los co kilka lat temu Pentium: spadła z piedestału, przez co jest obecnie kojarzona już nie ze sprzętem najwyższej klasy, a raczej z czymś znacznie tańszym.
Bez zastanowienia można powiedzieć, że wygląd tego smartfona nie jest zbyt emocjonujący. Jego czarna bryła jest bardzo klasyczna, pozbawiona jakiejkolwiek ekstrawagancji. Tylna klapka ma miłą w dotyku matową powierzchnię, która się nie ślizga, nie brudzi i nie rysuje zbyt szybko. Krótko mówiąc, jest bardzo praktyczna, a przy tym dobrze się trzyma reszty obudowy, dzięki czemu całość jest solidna i sztywna. Desire SV mieści się też w ogólnie przyjętych normach, jeśli chodzi o rozmiar telefonu z ekranem o przekątnej 4,3 cala, czyli nie jest ani za duży, ani za mały – jest po prostu średni i poprawny. O właśnie: poprawny – to słowo najlepiej opisujące budowę Desire SV, bo ani pod żadnym względem nie razi, ani pod żadnym nie zachwyca, a zamiast tego po cichu robi to, co powinien, czyli działa.
Budowa | Wyposażenie | ||
---|---|---|---|
Wymiary | 129,7 × 67,9 × 10,7 mm | Zakresy (MHz) | GSM: 850/900/1800/1900 HSPA: 900/2100 |
Masa | 131 g | GPS/Glonass | Tak/Nie |
Ekran | 4,3 cala, 800 × 480 | Bluetooth | Tak, 4.0 |
SoC (CPU + GPU) | Qualcomm MSM8225 2 × 1 GHz Cortex-A5 Adreno 203 | HDMI | Nie |
RAM | 768 MB (582 MB dla aplikacji) | Host USB | Nie |
Pamięć wbudowana | 1,11 GB na aplikacje 1,1 GB na dane slot na kartę mikro-SD | Aparat | z tyłu: 8 MP, autofokus, LED, filmy 480p |
Pojemność akumulatora | 1620 mAh | Inne | radio FM, akcelerometr, czujnik zbliżeniowy |
Rozkład przycisków w Desire SV jest taki jak w serii smartfonów HTC One (czyli One X, S i V, ale nie w najnowszym One „nic” – to nie my nabałaganiliśmy ;)). Czyli pod ekranem znajdują się trzy płytki dotykowe pełniące funkcje przycisków: cofania, domowego i wywołującego ekran przełączania się między uruchomionymi programami. Na prawym boku jest regulacja głośności, a na górnej krawędzi – „wyłącznik” i wyjście słuchawkowe. Standardowo aż do bólu.
Trochę mniej standardowo robi się po zdjęciu tylnej klapki, bo wtedy oczy cieszy niecodzienny widok dwóch slotów na karty mikro-SIM (oraz mniej niecodziennego slotu na kartę mikro-SD i wymienialnego akumulatora). Są one czytelnie podpisane i od razu wiadomo, że kartę, która będzie służyła do surfowania po internecie, należy wsunąć do slotu z jedynką, bo tylko on obsługuje tryb 3G. Ciekawym efektem ubocznym swobodnego dostępu do „szufladek” (a nie zablokowanego przez akumulator, tak jak to się dzieje w większości telefonów) jest to, że można wyciągnąć „internetową” kartę SIM z telefonu, przełożyć ją do tabletu, a potem znowu wsunąć do Desire SV, ani razu nie uruchamiając urządzenia ponownie, bo system bez problemu radzi sobie z takimi operacjami.
System Desire SV to dobrze znany Android 4.0 z nakładką Sense UI, ale można w nim znaleźć kilka usprawnień związanych z obsługą dwóch kart SIM, w których bardzo łatwo się połapać. Od razu się zauważa, że na górnej belce powiadomień widoczne są dwa wskaźniki zasięgu, a nie tylko jeden.
W menu ustawień systemowych dochodzi dodatkowa kategoria o nazwie Obsługa dwóch sieci, w której można włączać i wyłączać poszczególne karty SIM, nadać im nazwy i wybrać preferowaną sieć. Ta ostatnia opcja jest trochę myląca i początkowo można się zastanawiać, o co chodzi, ale w praktyce sieć preferowana to ta, przez którą będzie nawiązywane połączenie z internetem. Następny zestaw parametrów związanych z obsługą dwóch kart SIM można znaleźć w podmenu Sieć komórkowa. Można tu ustawiać punkty dostępowe dla poszczególnych kart, co jest istotne dla kogoś, kto zamierza korzystać z Aero2, bo wtedy trzeba ręcznie skonfigurować odpowiedni APN.
Dialer ma dwie „zielone słuchawki” – oddzielne dla obu kart SIM, a narzędzie do wysyłania wiadomości tekstowych ma dwa przyciski Wyślij. W okienku informującym o nowym połączeniu głosowym pokazuje się też informacja o tym, na który numer ono przychodzi, a w przypadku SMS-ów przy każdym z nich pojawia się mała ikonka z jedynką lub dwójką, która mówi... zgadnijcie o czym. Ogólnie wszystko zostało tutaj przemyślane i bardzo zgrabnie zaimplementowane, dzięki czemu ten telefon 2-w-1 jest naprawdę prosty w użyciu i szybko można się nauczyć efektywnie go obsługiwać. W czasie testów nie natknęliśmy się też na żadne problemy ze stabilnością ani jakiekolwiek dziwaczne zachowania. Desire SV po prostu działa, a w przypadku sprzętu tego typu jest to bardzo ważne... i niekoniecznie oczywiste.
Na koniec tej strony jedna solidna łyżka dziegciu: ile może kosztować smartfon pokroju HTC Desire SV? Informacje w tabelce umieszczonej kilka akapitów wcześniej nie budzą entuzjazmu i wskazują raczej na to, że ten sprzęt jest rywalem dla takich urządzeń, jak Xperia U, Samsung Galaxy Ace 2 czy też rozwinięcie HTC Desire X. Co prawda mają one tylko jedno miejsce na kartę SIM, ale reszta parametrów jest podobna. Ile one kosztują? W tym momencie – grubo poniżej tysiąca złotych. A ile HTC życzy sobie za Desire SV? Tysiąc trzysta. Za tyle można teraz kupić dwa Galaxy Ace 2 albo jedną Xperię T czy One S. Ewentualnie Samsunga Galaxy S II i skrzynkę wódki, żeby uczcić udany zakup. Rozumiemy, że dwusimowy telefon w pewnym sensie zastępuje dwa, ale to nie powód, żeby kosztował tyle co dwa razem wzięte...
Testy ekranu
Ekran ma przekątną 4,3 cala i ponoć korzysta z tej samej techniki, która stoi za całkiem przyzwoitym wyświetlaczem HTC One V. Niestety, zdaje się, że co najwyżej w teorii, ponieważ matryca Desire SV wypada w testach syntetycznych i praktycznych słabo, i to nie tylko na tle jednosimowców kosztujących tyle co tajwański dwusimowiec, w których rozdzielczość HD to już nic nadzwyczajnego, ale także na tle rywali w dziedzinie specyfikacji. Ekran Desire SV nie bryluje ani pod względem kontrastu, ani odwzorowania barw, ani maksymalnej jasności i czytelności w słońcu, ani kątów widzenia, bo obraz szybko zielenieje i traci resztki nasycenia już po lekkim przechyleniu głowy. Naprawdę spodziewaliśmy się czegoś więcej.
Testy akumulatora
Telefon z miejscem na dwie karty SIM wręcz musi mieć przyzwoity akumulator, ponieważ teoretycznie powinien zapewnić ponad dwa razy dłuższy czas rozmów albo pozwolić na wysłanie dwukrotnie większej liczby wiadomości. Oczywiście, to tylko uogólnienie, a część osób będzie wykorzystywała drugą kartę SIM nie do połączeń głosowych, a do surfowania po internecie, ale mimo wszystko projektanci rozwiązań dual-SIM muszą się liczyć z bardziej intensywnym użytkowaniem niż konstruktorzy bardziej tradycyjnych odpowiedników. Jak radzi sobie z tym Desire SV? Musimy przyznać, że nieźle. W większości naszych testów wypadł on lepiej od konkurencji (zarówno tej cenowej, jak i „zdroworozsądkowej”), a w testach praktycznych raczej nie mieliśmy problemu z dotrwaniem do wieczora bez doładowywania, choć początkowo się obawialiśmy, że będzie inaczej. Szczególnie długi jest czas ciągłych rozmów, więc osoby, dla których dual-SIM to przede wszystkim sposób na połączenie telefonu służbowego z prywatnym, powinny być w miarę zadowolone.
Testy aparatu i kamery
Aparat Desire SV to mieszanka elementów przyzwoitych, fajnych i tych całkowicie... beznadziejnych. Na pochwałę zasługuje funkcjonalne, szybkie i bogate w dodatki oprogramowanie, które jest pochodną chwalonego przez nas interfejsu kamery serii HTC One. Analizując jakość zdjęć, musimy wyróżnić bardzo dobrą rozdzielczość i szczegółowość scen. Niezłe noty zebrał też zakres tonalny, a żywa kolorystyka, choć nie do końca naturalna, jest miła dla oka i powinna się spodobać większości użytkowników. Natomiast fatalne są szumy, jeszcze spotęgowane mocnym wyostrzaniem. Nawet przy bardzo dobrym świetle widoczne są mocne niedoskonałości obrazu, szczególnie na błękicie nieba i w cieniach, a gdy światła jest mniej, to ze zdjęć robi się ciężkostrawna sieczka. Szum jest na tyle uciążliwy, że nie pomaga nawet zmniejszanie rozdzielczości w postprodukcji. Dlatego pomimo wielu zalet aparat HTC Desire SV ogólnie oceniamy dość nisko. Swoją drogą, jest to ciekawy paradoks, bo kiedyś smartfony HTC krytykowaliśmy za zbyt mocną redukcję szumów w fotografiach, a ten krytykujemy za... prawie całkowity jej brak.
A o kamerze będzie krótko i na temat, bo wystarczy rzut oka na dane techniczne, aby zobaczyć, że coś tu nie gra. Desire SV nagrywa klipy o rozdzielczości maksymalnej... 800 × 480. Oczywiście, nie jesteśmy jakimiś pikselomaniakami i nie mamy zamiaru paradować po ulicach z transparentem „Full HD albo śmierć”, ale 480p w sprzęcie kosztującym ponad tysiąc złotych to jest w tym momencie gruby nietakt. Gdyby chociaż te piksele zostały dobrze wykorzystane, to nie byłoby aż tak źle, ale ponieważ nie zostały, to... dopowiedzcie sobie sami :)
Testy wydajności
Wydajność to następne, co w HTC Desire SV, delikatnie mówiąc, nie zachwyca. Zamontowano w nim ten sam procesor co w modelu Desire X, który miał rywalizować ze sprzętem z niższych półek, a już tam radził sobie średnio, więc łatwo się domyślić, jak dwusimowiec HTC wypada na tle jednosimowców kosztujących tyle co on (albo na tle kosztującego teraz około 1000 zł Samsunga Galaxy S II...). Prosimy nieletnich o zasłonięcie oczu, bo poniżej biją. Choć trochę go broniąc, musimy przyznać, że system działa trochę żwawiej niż w Desire X i ogólnie rozumiana wygoda użytkowania jest do przyjęcia, ale i tak to trochę za mało...
Podsumowanie
HTC traktuje Desire SV jako eksperyment na naszym rynku i sposób na to, by zbadać zainteresowanie sprzętem tego typu. Cieszy nas, że firma odważyła się na taki krok, i chcielibyśmy zobaczyć w sprzedaży więcej takich smartfonów z logo HTC, Samsunga czy Sony (które istnieją i mają się dobrze za naszą wschodnią granicą), ale temu modelowi sukcesu nie wróżymy. Wszystko z jednego powodu: ceny. Ogólnie nie jest to zły smartfon i do tego, co najważniejsze w podobnych urządzeniach, czyli stabilności, solidności i czasu działania, nie można się przyczepić, dzięki czemu jest to niezłe narzędzie pracy, którym spokojnie można zastąpić dwa telefony. Niestety, ktoś wycenił Desire SV tak wysoko, że faktycznie można by kupić zamiast niego półtora, a nawet dwa smartfony podobnej klasy, tyle że z miejscem na jedną kartę SIM. Trudno nam sobie wyobrazić, że ktoś wolałby go kupić zamiast One, Xperii T albo Galaxy S II i jakiegoś porządnego niesmartfona tylko do rozmów. Jasne, miałby wtedy dwa urządzenia, a nie jedno, ale mimo wszytko uważamy, że cena Desire SV jest mocno przesadzona.
Sytuację dodatkowo pogarsza to, że nie trafi on do oferty operatorów, więc nie ma co liczyć, że uda się go kupić w serwisie aukcyjnym od jednej z tych osób, które uważają, że sprzedając „złotówkofon”, robią interes życia. A jeśli do tego dorzucimy obecność „niemarkowych” urządzeń takich jak Pentagram Monster, które mają miejsce na dwie karty SIM oraz lepsze parametry i są tańsze, ale... nie mają logo HTC na obudowie i czasem się okazują mniej niezawodne... to sytuacja Desire SV wygląda bardzo nieciekawie. A wystarczyłoby obniżyć cenę o jedyne 40% ;)
Do testów dostarczył: HTC
Cena w dniu publikacji (z VAT): 1300 zł