Historii ciąg dalszy
Komputerowy konflikt asasynów z zakonem templariuszy towarzyszy graczom od 2007 roku. To wtedy pojawiła się pierwsza część serii Assassin's Creed. Wówczas nikt sobie jeszcze nie zdawał sprawy z tego, że w niespecjalnie długich odstępach czasu będziemy poznawać kolejne odsłony konfliktu tych dwóch mocno zwaśnionych frakcji. Okazało się, że losy Altaira, głównego bohatera Jedynki, bardzo się spodobały miłośnikom komputerowej rozrywki, a nieco zagmatwana i tajemnicza fabuła to znakomity punkt wyjścia do ewentualnych kontynuacji, co postanowili wykorzystać jej twórcy.
Nie chcę za wiele zdradzać tym z Was, którzy nie mieli jeszcze styczności z wykreowanym przez Ubisoft światem komputerowych asasynów, ale przynajmniej zarys fabuły warto znać. Główny wątek wszystkich gier z serii jest powiązany z postacią niejakiego Desmonda Milesa, z pozoru niczym niewyróżniającego się młodzieńca, który jest spadkobiercą spuścizny klanu zabójców, od niepamiętnych czasów toczących walkę właśnie z templariuszami. Jednakże nie jest to konflikt o panowanie nad światem. Pewna korporacja za pomocą urządzenia o nazwie Animus „pomaga” mu w przypomnieniu sobie wydarzeń, w których udział brali jego przodkowie: żyjący w czasach trzeciej krucjaty Altair oraz Ezio – szlachcic pochodzący z piętnastowiecznej Florencji.
Najnowsza część Assassin's Creed jest kontynuacją losów Desmonda, który po raz kolejny przypomina sobie dzieje jednego ze swoich dalekich krewnych: Connora Kenwaya, pół-Anglika, pół-Indianina. Jak nietrudno się domyślić, akcja Trójki dzieje się w Ameryce, na samym początku kolonizowania jej przez Brytyjczyków. Nie zabrakło wielu typowych dla tamtego okresu wydarzeń historycznych, ale sednem jest jak zwykle walka nienawidzących się organizacji. Pora się przekonać, jak udało się Ubisoftowi połączenie tych elementów, no i czy Connor nie odstaje przypadkiem od swoich przodków.
Ameryka wita
Ci z Was, którzy grali w poprzednie Assassin's Creed, przyznajcie się: po przygodach Ezia i Altaira nie spodziewaliście się czegoś takiego, prawda? Muszę uczciwie przyznać, że ja również nieco osłupiałem na wieść o tym, że to właśnie w Ameryce XVIII wieku będzie się dziać akcja Trójki. Jakimś szczególnym wielbicielem serii nigdy nie byłem, ale zarówno czas, jak i miejsce wydarzeń w poprzednich częściach nie powodowały grymasu na mojej twarzy, bo trzymało się to wszystko kupy. Tym razem byłem pełen niepokoju, choć sam nie wiem dlaczego. Najwyraźniej zakodowałem sobie, że śmiganie po lesie z łukiem i wymachiwanie tomahawkiem to nie jest to, co zabójcy lubią najbardziej. Po prostu bardziej pasuje mi do nich dachowy parkour, ciche wbijanie sztyletów w plecy z zaskoczenia i tym podobne zabiegi. Uroki wsi i niewielkich miasteczek jakoś do mnie nie przemawiają, gdy wcielam się w taką postać. Okazuje się, że moje obawy były kompletnie bezpodstawne, bo w najnowszym Assassin's Creed wszystko jest tak jak trzeba. A zwłaszcza teren działań.
Do dyspozycji gracza oddano całkiem spory kawałek terenu, na który składają się dwa miasta: Nowy Jork oraz Boston, a każde z nich dzieli się na kilka obszernych dzielnic. Dodatkowo pomiędzy nimi są całe połacie terenu, tak zwane pogranicze, będące dopiero we wczesnej fazie kolonizacji. Tak więc jest wszystko: dzicz, niewielkie skupiska ludzi w jej obrębie oraz duże, tętniące życiem miasta. A wszystko to jest utrzymane w odpowiednim klimacie, aż czuć w powietrzu rewolucję, ale o tym za chwilę. Teren działań jest bardzo mocno zróżnicowany i nadspodziewanie szczegółowy. Masa detali dookoła przydaje rozgrywce autentyczności, a zmieniające się warunki pogodowe, pora dnia, a nawet pory roku sprawiają, że odwiedzanie raz po raz tych samych miejsc nie powoduje frustracji. Mało tego, chce się podróżować, nawet pieszo, chociaż można dosiąść konia i załatwić sprawę szybciej. Dla tych najbardziej leniwych jest przeznaczona opcja szybkiej wędrówki po kliknięciu na mapie: gra od razu przenosi Connora do docelowego obszaru, chociaż kawałek będzie musiał dojść o własnych siłach.
Miasta są odpowiednio zatłoczone; na ulicach słychać gwar miejski, bawiące się dzieci, patrole Brytyjczyków, widać uliczny handel i inne tego typu atrakcje, co sprawia, że te skupiska naprawdę żyją. Przechadzając się uliczkami, da się wychwycić dialogi niezadowolonych mieszkańców, którzy coraz głośniej nawołują do buntu i walki o swoje, ale nie brak też bardziej przyziemnych problemów, rozmów o podatkach i tym podobnych. Z kolei okolice pozamiejskie to głównie lasy, tereny skaliste i rzeki. Uderzają dobrze zagospodarowaną przestrzenią, a fauna i flora są tak przedstawione, że naprawdę można się poczuć niczym prawdziwy łowca na swoim terenie. Nie zabraknie walk z niedźwiedziami, polowań na sarny i innych atrakcji, a często zwierzynę trzeba tropić na podstawie śladów, które zostawia. Co prawda świat ukazany w Assassin's Creed 3 to nie do końca sandbox, ale nie przesadzę, nazywając tę grę jego przykładem, głównie dlatego, że poszczególne partie generowanego obszaru są naprawdę duże. Nie przeszkadzało mi nawet to, że co jakiś czas trzeba było poczekać, aż wczyta się nowy teren.
Tak naprawdę w Assassin's Creed 3 są jedynie dwie rzeczy, które zirytowały mnie na tyle, abym uznał za stosowne o nich wspomnieć. Pierwsza to wstawki z Animusem. Gra opiera się na odtwarzaniu za pomocą tego sprzętu wspomnień Connora w głowie Desmonda, a nie jest ono doskonałe. Potrafi stracić łączność z amerykańskim asasynem, co objawia się artefaktami rodem z filmów science fiction – następuje wtedy tak zwana desynchronizacja. Tak też się dzieje w przypadku śmierci zabójcy. To celowy zabieg i wszystkie gry z serii cierpią na tę dolegliwość. Mnie się to nie podoba, wręcz nadzwyczajnie psuje nastrój, a niektórym podobno w ogóle nie przeszkadza. Inny nie do końca dopracowany element to odzienie postaci niezależnych. Ja rozumiem, że ludzie żyjący w XVIII-wiecznej Ameryce musieli być twardzi, jak na prawdziwych kolonizatorów przystało, ale panie przechadzające się po mieście w letnich sukienkach, gdy na ulicach zaspy leżą, a temperatura jest dobrze na minusie, to już przesada. Cały rok w tych samych ciuchach? Bądźmy poważni...
W Assassin's Creed 3 można nawet od pewnego momentu popływać statkiem, galerą z prawdziwego zdarzenia o malowniczej nazwie Aquila. Bitwy morskie, nawet pomimo tego, że są mocno zręcznościowe, to naprawdę bardzo ciekawy dodatkowy element rozgrywki. Pierwszy raz za sterami wywołuje niemały uśmiech na twarzy. Co prawda po jakimś czasie morskie wędrówki i wymiany armatniego ognia powszednieją, ale w dzisiejszych czasach trudno jest czymś zaskoczyć starego wyjadacza, a jeżeli twórcom gry to się udaje, wypada o tym wspomnieć. Mało tego, okręt Connora da się ulepszać. Niby mała rzecz, a cieszy – to właśnie takie drobiazgi świadczą o przywiązaniu do szczegółów.
Warto też wspomnieć, że niedługo po rozpoczęciu przygody Connor trafia w ręce asasyna w stanie spoczynku Achillesa Davenporta, u którego się szkoli. Trening przebiega w posiadłości Davenporta, która jest rozbudowaną bazą wypadową dla głównego bohatera, lecz sądząc po jej kondycji, czasy świetności ma już za sobą. Z czasem jednak daje się zauważyć, że ów majątek odzyskuje swój blask, a dookoła niego powstaje osada. W Assassin's Creed 3 można rabować zwłoki poległych wrogów lub okradać przechodniów, ale ten sposób na dorobienie się fortuny jest wyjątkowo czasochłonny, a przy tym nudny. Znacznie bardziej opłaca się handel, w tym sprzedaż towarów, które można wytworzyć samemu, potrzebne są tylko materiały. W grze jest cała masa uzbrojenia, którym Connor może posługiwać, lecz nie są to tanie rzeczy, podobnie jak wyposażenie jego okrętu.
Twórcy gry w bardzo zręczny sposób wkomponowali w rozgrywkę spory kawałek historii. Bohater weźmie udział w kilku wydarzeniach, które faktycznie miały miejsce, między innymi będzie miał niemały wkład w parzenie bostońskiej herbatki, a jest to tylko jeden z przykładów. Spotka też na swojej drodze wiele autentycznych osobistości, chociażby Benjamina Franklina. Ja przyzwyczaiłem się do tego, że gry o tematyce historycznej z Ameryką w roli głównej wręcz ociekają epickim patosem, przerysowaną dramaturgią. Owszem, Trójce dramatycznych rysów nie poskąpiono, ale też jest ona grą niezwykle dojrzałą, nie brak w niej odcieni szarości, każda frakcja ma swoje argumenty. To wszystko jest podane w stonowany sposób, wywołujący refleksję, a to dzisiaj rzadkość. Tematy takie jak dyskryminacja ludzi o innym kolorze skóry niż biały raz po raz powracają na wokandę. Świat Assassin's Creed 3 jest brutalny, a przez to prawdziwy. Nie spodziewałem się, że tematyka związana z Deklaracją Niepodległości może być tak ciekawym zagadnieniem – ponownie należą się twórcom brawa.
Zabójca i jego trzódka
Gracz poznaje Connora jako dziecko, owoc uczucia (albo chwilowej przygody – nie zostało to wyjaśnione) pomiędzy Brytyjczykiem, o którym nie napiszę nic więcej, aby za wiele nie zdradzać, a Indianką z plemienia Mohawków. Nie chcę też wyjaśniać okoliczności, w których chłopiec porzucił osadę i skierował swe kroki do domu Achillesa. Podpowiem tylko tyle, że ten fragment Assassin's Creed 3 miał być wyciskaczem łez, dla niektórych może nawet nim będzie. Ale to wszystko już gdzieś widziałem. W każdy razie narracja jest dość naturalna i nie poczułem, że ktoś wyrządza za pomocą przerywników filmowych krzywdę moim zmysłom. Kwestia niepodległości Stanów Zjednoczonych nie została rozwiązana w krótkim czasie, więc akcja ciągnie się przez kilka dekad. Gracz poznaje Connora jako zaledwie kilkuletnie pacholę, a ostatni etap to wcielenie się w mężczyznę w sile wieku. Przygoda składa się z sekwencji, lub po prostu rozdziałów (ale ponieważ Desmond odtwarza w pamięci wydarzenia z przeszłości, wybrano właśnie to pierwsze określenie). Niektóre na samym początku są przyozdobione napisem „Trzy lata później” albo „Jesień tego i tego roku”. Przedstawienie głównego bohatera na przestrzeni wielu lat to ciekawe zagranie, z pewnością pozwalające bardziej wczuć się w jego losy.
W Assassin's Creed 3 chodzi o mniej więcej to samo co we wcześniej: skradanie się, cichą eksterminację wrogów i inne tego typu rzeczy. Główny bohater jest ukazany zza pleców, czyli na wielu polach nic się nie zmieniło. To dobrze, bo mechanika poprzedników jest naprawdę niezła. Ruch postaci zawsze wydawał mi się w nich nieco toporny, ale w każdej kolejnej części dostrzegam postęp w tej dziedzinie, nawet jeśli nie od razu. Na przykład, gdy w Trójce mogłem pokierować losami Connora, okazało się, że steruje się nim niezwykle przyjemnie, jest piekielnie żwawy, zwinny, przybyło mu sporo klatek animacji. Te wszystkie akrobacje, które wykonuje, są wyjątkowo realistyczne, dobrze się je ogląda, dużo w nich gracji. Zanim Assassin's Creed 3 trafił do sprzedaży, zastanawiałem się, czy typowa dla kolonizowanej Ameryki względnie niska zabudowa nie ograniczy na wpół czerwonoskórego asasyna. Nic takiego nie nastąpiło, wręcz przeciwnie, Connor śmiga po drzewach jak oszalały i czyni to z niezwykłą lekkością, nawet Tarzan mógłby się od niego uczyć tej sztuki. Czas, w jakim umie się przedostać z jednego końca mapy na drugi, skacząc po pniach i gałęziach, jest naprawdę imponujący. Niewielka wysokość zabudowy wbrew obawom nie przeszkodziła mi przednie się bawić, uciekając raz po raz przed namolnymi brytyjskimi patrolami. A miejsc, w których można wykonać sławny skok wiary, nie brakuje.
Tak czy inaczej, jednym z najważniejszych elementów rozgrywki w Assassin's Creed 3 jest walka. W końcu Connor to zabójca, a w świecie kolonizowanej Ameryki jest kogo wysyłać do krainy wiecznych łowów. Potyczki są wyjątkowo dobrze przemyślane, z początku wydają się łatwe, ale walka z kilkunastoma żołnierzami też potrafi dać w kość, chociaż z każdego starcia da się wyjść z tarczą. Zasób możliwych kombinacji ciosów jest naprawdę pokaźny, uzależniony od tego, jaka broń jest właśnie w użyciu, a narzędzi mordu jest sporo. Naręczne, ukryte ostrza to klasyk, bez którego nie mogło się obejść, są też szable, rapiery, pistolety skałkowe oraz muszkiety, a nawet łuk i tomahawk. Nie zabrakło też zakończonej ostrzem liny, niezwykle pomocnej w walce na niedużym dystansie. Każda broń ma przypisane inne animacje ciosów, co w połączeniu z gracją ruchów Connora naprawdę robi wrażenie.
Dotąd chyba tylko dwie ostatnie części Batmana dostarczyły mi takich emocji. W Assassin's Creed 3 jest podobnie, każde starcie da się rozegrać perfekcyjnie, bez uszczerbku na zdrowiu, ale wymaga to niezłego treningu. Jednakże po przeprawie z kilkunastoma różnymi wrogami – takie potyczki też się zdarzają – gracz odczuwa radość. Taką satysfakcję z walki zapewnia naprawdę niewiele gier. Starcia są też niezwykle widowiskowe; po zablokowaniu w odpowiednim czasie ataku przeciwnika czas na chwilę zwalnia, ekran dookoła się rozmywa, a gracz ma chwilę na to, by przeprowadzić kontratak, i tak w kółko. Można też użyć broni palnej, a ostateczny obraz na ekranie łatwo sobie wyobrazić – rozwałka jest przednia.
Nieco zmieniła się też taktyka przeciwników. W poprzednich odsłonach historii asasynów często atakowali w pojedynkę lub parami, podczas gdy reszta czekała w kolejce. Teraz częściej współpracują, łączą umiejętności specjalne, potrafią naprawdę dać się we znaki głównemu bohaterowi. Dla przykładu: Connor może walczyć z trzema, a czterech innych wypali do niego z dalszej odległości z muszkietów. Obrażenia byłyby krytyczne, ale od czego żywe tarcze nieopodal...
Ważnym elementem gry jest też interakcja z osadnikami. Connor ma styczność z dwoma grupami: pierwsza to gildia asasynów, a druga – osadnicy mieszkający nieopodal posiadłości Davenport. Warto podkreślić, że te aspekty są mocno rozbudowane. Templariusze mają swoich ludzi, a główny bohater w pojedynkę nie ma szans. No dobrze, wiadomo, poradzi sobie, w końcu to bohater, ale wiedzcie, że sojuszników mu nie zabraknie. Na werbunek czeka w sumie sześciu. Po kilku sekwencjach pojawią się misje wyzwoleńcze, mające na celu nieść pomoc mieszkańcom. To zbiór stosunkowo prostych zadań, otrzymywanych od konkretnych osób. Gdy Connor wykona ich kilka, zyskuje pomocnika w swojej sprawie. Zresztą misji pobocznych w Assassin’s Creed 3 jest bardzo wiele: od załatwiania podstawowych rzeczy, takich jak uporanie się z nachalnymi poborcami podatkowymi i kolekcjonowanie piór czy surowców, po rozwiązywanie dość złożonych problemów, na przykład pomiędzy dwójką zakochanych, gdy panna młoda postanawia nagle nie stawić się na własny ślub, co jest poprzedzone łańcuszkiem innych działań, wliczając w to śledzenie niewiasty i dobieranie prezentu dla niej. Jest tego znacznie więcej, każda z postaci mieszkających nieopodal Davenport jest prawdziwa, ma swoje własne problemy. I muszę przyznać, że wplecenie do gry elementu obyczajowego to naprawdę świetny pomysł.
Connor, choć to wymiatacz, nie jest bezkarny. Gdy przesadnie nabroi, wzrośnie poziom jego „reputacji”, a po osiągnięciu pewnego pułapu czerwone kurtki co chwila będą go atakowały. Można zmniejszyć rozpoznawalność swojej osoby, na przykład opłacając porozmieszczanych tu i ówdzie nawoływaczy z wizerunkiem pewnego czerwonoskórego jegomościa. Świat, w którym przyszło żyć Connorowi, wydał mi się tak przekonujący właśnie za sprawą tych wszystkich drobnostek, rzeczy do zrobienia, ludzi, z którymi można porozmawiać, okazjonalnego poczucia zagrożenia, autentyczności otoczenia...
Platforma testowa
Oto podzespoły komputera, który posłużył nam do przetestowania gry Assassin's Creed 3:
Model | Dostarczył | |
---|---|---|
Procesor | Intel Core i5-2500K | www.intel.pl |
Płyta główna | Asus Maximus IV Gene-Z | pl.asus.com |
Pamięć | 2 × 4 GB Kingston KHX1600C9D3X2K2 | www.kingston.com |
Karta graficzna | Gigabyte GeForce GTX 580 SOC (GV-N580SO-15I) | www.gigabyte.pl |
Zasilacz | Enermax Revolution 1250 W | www.enermax.com |
Schładzacz procesora | Prolimatech Armageddon | www.prolimatech.com |
Wentylatory | 2 × Noctua NF-P14 FLX | www.noctua.at |
Karta dźwiękowa | Asus Xonar Xense | pl.asus.com |
Nośnik systemowy | Kingston SVP100S2 96 GB | www.kingston.com |
Nośnik na gry | Samsung HD503HI 2 TB | www.samsung.com |
Monitor | LG L245WP(24 cale, 1920 × 1200) | redakcyjny |
Obudowa | Corsair Graphite 600T | www.corsair.com |
Mysz | Logitech G700 | www.logitech.pl |
Klawiatura | Enermax Aurora Premium | www.enermax.com |
Podkładka | SteelSeries l-2 | steelseries.com |
Stolik | Rogoz Audio 3QB3 | rogoz-audio.nazwa.pl |
Wzmacniacz słuchawkowy | NuForce DAC-9 | www.nuforce.com |
Słuchawki | Sennheiser HD 800 | redakcyjne |
Grafika i dźwięk
Grafika w najnowszej części serii jest bardzo dobra, dużo lepsza, niż się spodziewałem. Gry przeznaczone na kilka platform, a taką jest Assassin's Creed 3, nie są wolne od przywar, które najbardziej dają w kość pececiarzom. Co więcej, ładne oficjalne zrzuty ekranu często kłamią; nauczony doświadczeniami z przeszłości nie kupuję ich z zasady. Niemniej w przypadku najnowszej gry Ubisoftu trudno było się nie cieszyć na widok obrazów, którymi firma karmiła miłośników Assassin's Creed. Trójka to z pewnością nie jest bezczelny „port”. Skłaniam się ku tezie, że wersja na komputery osobiste była tworzona na równi z innymi. W tym, że pojawiła się kilka tygodni po pozostałych, doszukuję się jedynie chęci zoptymalizowania wydajności i dopracowania innych technicznych drobiazgów.
Za grafiką w Assassin's Creed 3 stoi najnowsza wersja silnika Anvil o nazwie AnvilNext, z powodzeniem wykorzystanego w Jedynce i Dwójce (i nie tylko). Jest to poprawione narzędzie, które dodaje dynamiczne warunki pogodowe i zmianę pory dnia oraz umożliwia wygenerowanie tłumu składającego się nawet z dwóch tysięcy postaci, podczas gdy poprzednik generował „jedynie” coś koło stu. Zapewne zmiany sięgają głębiej, ale ujawniono zaledwie niewielką ich część. W każdym razie to, co widzi gracz, jest prawdziwą ucztą dla oczu. Spodziewałem się tekstur straszących niską rozdzielczością oraz „oszukiwania” na liczbie wielokątów na mniej rzucających się w oczy obiektach. Nic takiego nie stwierdziłem – to znaczy zjawisko występuje, lecz nie ma bezczelnego charakteru, nie jest przesadnie widoczne – co sprawia, że przez całą rozgrywkę nie zdarzyło się, aby gra podobała mi się od strony technicznej mniej niż w innych miejscach. Wykreowany świat jest wyjątkowo szczegółowy, jest w nim cała masa drobnych obiektów, które zwiększają realizm zabawy.
Assassin's Creed 3 jest grą utrzymaną w konwencji realistycznej przygody – świat jest bardzo spójny i wiarygodny. Coraz częściej spotykam się z nadużywaniem efektów takich jak HDR i przerysowywaniem postaci, załamywaniem ich proporcji, ale w świecie Connora niczego takiego nie ma. Zresztą zdziwiłbym się, gdyby tak było, poprzednie części przygód asasynów również aspirowały do miana realistycznych. Zarówno tekstury na obiektach, jak i cienie oraz animacja pozwalają mi po raz kolejny napisać o Trójce, że jest bardzo dobra. Co prawda nie uniknięto w niej wpadek, głównie związanych z kolizją obiektów, lecz to tak bardzo nie przeszkadza. Właściwie zabrakło mi tylko głębi ostrości: jest bardzo wyraźna w przerywnikach filmowych, ale podczas rozgrywki – już nie. Znakomicie wyglądają modele postaci z bliska i nie chodzi mi tutaj tylko o głównych bohaterów, ale praktycznie o każdego NPC-a, którego bohater napotyka na swej drodze. To naprawdę cieszy oko, więc nie dziwcie się, że na następnej stronie jest niemało zdjęć twarzy.
Na pochwałę zasługuje też oprawa dźwiękowa. Każda postać ma swój własny, rozpoznawalny styl. Cieszę się też, że zadbano o to, aby mówiły w sposób odpowiedni do czasów amerykańskiej kolonizacji. Nie mam pojęcia, czy tak faktycznie mówiono tych kilkaset lat temu, ale grunt, że nie jest to mowa współczesna, a takie wpadki już się twórcom gier zdarzały. Muzyka też nie budzi większych zastrzeżeń. Co prawda nie wpadła mi w ucho na tyle, abym się w niej zasłuchiwał poza grą, niemniej byłem przygotowany na dużą dawkę hollywoodzkiego patosu rodem z Gladiatora, a za tym naprawdę nie przepadam.
Gra ma spore wymagania sprzętowe. W najwyższych możliwych ustawieniach wyświetlanych było około czterdziestu klatek na sekundę, chociaż nie brakowało momentów, w których ta liczba spadała o mniej więcej dziesięć.
Galeria
Podsumowanie
Assassin's Creed 3 nie jest przełomem, bo wszystko to już gdzieś kiedyś było, niemniej liczy się forma, przywiązanie do szczegółów i tym podobne elementy, a daleko idące innowacje nie zawsze są gwarancją sukcesu. Każda kolejna część tej serii jest lepsza od poprzedniej. Co prawda w wykreowanym przez ekipę z Ubisoftu świecie zabójców nie spędziłem w przeszłości za dużo czasu, a tylko tyle, aby zobaczyć, dookoła czego narobiło się tyle zamieszania, ale po spędzeniu dłuższej chwili w skórze Connora jednego jestem pewien: czas nadrobić zaległości.
Assassin's Creed 3 to długa gra: nic nie stoi na przeszkodzie, aby spędzić w tym wyjątkowym świecie trzydzieści godzin lub więcej, co w dzisiejszych czasach jest rzadkością. Tak, jest tam aż tyle do zrobienia. Plusów jest całe mnóstwo: mnogość zadań pobocznych, dojrzała, niekipiąca od nadmuchanego patosu fabuła, ciekawe postacie niezależne, świetny system walki, charyzmatyczny główny bohater, epickie walki morskie, wieloosobowa rozgrywka... Można by jeszcze dalej wymieniać.
Owszem, gra ma swoje wady, najczęściej techniczne, ale te w porównaniu z ogromem zalet zwyczajnie bledną. Polecam Assassin's Creed 3 każdemu niezależnie od tego, czy lubi takie gry czy nie. To jeden z lepszych tytułów spośród tych, w które grałem w tym roku. Nie spodziewałem się, że pod jego wpływem zechcę dogłębniej poznać poprzednie części serii, a to jest dla mnie najlepszy dowód na to, z jak dobrym produktem miałem do czynienia.
Do testów dostarczył: Ubisoft Polska
Cena w dniu publikacji (z VAT): 119 zł