Wstęp
Dwa lata. Tyle trzeba było czekać na dalszą część losów komandora Sheparda. My po ukończeniu drugiej części jego przygód czuliśmy nieodpartą chęć dalszego zgłębiania świata Mass Effect. Ale to nic dziwnego, w końcu ludzie z BioWare przyzwyczaili nas do rozgrywki, która zawsze wciąga, niezależnie od tytułu, gatunku czy platformy sprzętowej. Ta seria nie jest wyjątkiem; dwie pierwsze części to fabularne majstersztyki, utrzymane w klimacie kosmicznej opery, w której – nie da się ukryć – nie wszyscy gustują.
Nie chcemy zdradzać zbyt wiele tym z Was, którzy dotąd nie mieli styczności z żywotem komandora, bo nawet dzisiaj warto zapoznać się z poprzednimi dwiema częściami serii. Napiszemy tylko tyle, że John Shepard to żywa legenda, człowiek orkiestra, osobnik, który uratował miliony, ale jednocześnie współpracował z najbardziej znienawidzoną organizacją w galaktyce. Został zabity, po czym go sklonowano i przywrócono do życia; poszedł na przedwczesną emeryturę, ale wrócił do służby nieść pomoc. Coś pięknego – wybawca, zdrajca, John Shepard. Sami przyznacie, że to barwna postać, a możliwość wcielenia się w nią to okazja, której miłośnik gier pokroju Mass Effect nie powinien przepuścić.
Akcja Trójki dzieje się niedługo po wydarzeniach z dodatku DLC Przybycie. W ich rezultacie Shepard został odwołany ze służby i przybył na mateczkę Ziemię. Władze, zaniepokojone zanikiem kontaktu z koloniami rozlokowanymi w galaktyce, zasięgają opinii człowieka legendy, który miał więcej wspólnego ze Żniwiarzami niż ktokolwiek inny. Podczas składania wyjaśnień następuje atak, w którego wyniku Shepard zostaje przywrócony do służby, a jego celem jest zebranie sojuszników do walki z pradawnym, bezlitosnym najeźdźcą. Epika aż się wylewa, prawda?
„Witamy po raz kolejny, komandorze Shepard”
Shepard powrócił. Tak to jest, gdy obierze się karierę wojskowego: zwykle jest się nim już do końca życia. A przecież żadna szanująca się wojskowa legenda nie odmówi pomocy, gdy losy ludzi i wielu innych ras stoją pod wielkim, pulsującym znakiem zapytania. Mass Effect 3 w zarysie nie różni się wiele od poprzednich części: to gra akcji z niewielką domieszką komputerowego RPG, którą można śmiało wrzucić do worka oznaczonego etykietą z napisem: kosmiczna opera. Zadaniem gracza jest powstrzymanie pradawnego, cybernetycznego zła, znanego jako Żniwiarze. To rasa maszyn, które raz na kilkadziesiąt tysięcy lat odwiedzają galaktykę zamieszkiwaną m.in. przez ludzi i likwidują wszelkie biologiczne formy istnienia, a wszystko to w imię celów, których nie będziemy Wam zdradzać.
Zadanie postawione przed graczem jest wyjątkowo trudne. Mimo że Shepard w pojedynkę może naprawdę wiele, do walki ze Żniwiarzami będzie musiał zmobilizować całą galaktykę – i to jest jego główny cel w Trójce. A jak wiadomo, nie każdemu w głowie solidaryzowanie się w imię zażegnania kryzysu, niewątpliwie fatalnego w skutkach. Ktoś chce czerpać korzyści z zaistniałej sytuacji, kto inny woli troszczyć się wyłącznie o losy pobratymców – i tak w koło Macieju. W kosmicznej operze spod znaku BioWare ludzie to tylko jedna z kilku ras. A tak się składa, że każda ma inną koncepcję działań, jakie należy podjąć. Shepard, mimo że jest znany i ma posłuch u wszystkich, będzie się musiał nieźle nagimnastykować, wchodzić w różnego rodzaju układy, robić przysługi i często nadstawiać karku, aby pozyskać sojuszników, bez których nie uda się zażegnać śmiertelnego niebezpieczeństwa. W grze jest nawet wbudowany specjalny mechanizm, który informuje o tym, kto dołączył do grona sojuszników i pomoże w nieuniknionym starciu.
Ale wiedzcie, że trzecia część Mass Effect to nie jest gra polityczna, to jedynie zarys fabuły sprawia takie wrażenie. Główny wątek jest liniowy i nawet jeżeli rozgałęzia się w taki sposób, że zapowiada drastyczny zwrot sytuacji, to i tak całość zbiegnie się w określonym przez twórców momencie. Ale to dobrze, że poszli oni drogą dobrej reżyserki, a nie iluzorycznej swobody działań, znanej z poprzedniej części.
A skoro już przy fabule jesteśmy... To kawał solidnej roboty. Zresztą zdziwilibyśmy się, gdyby było inaczej, bo ludzie z BioWare przyzwyczaili nas do tego, że w ich grach wciągająca historia, przedstawiona z odpowiednim rozmachem, od zawsze stoi na pierwszym miejscu. Jest bardzo dużo wzniosłych chwil, nie brakuje też smutnych, jak również wręcz epickich. Ale to wszystko jest podane bez przesadnego nadęcia i egzaltacji. Dialogi, których jest mniej niż w poprzednich częściach serii (przynajmniej tak nam się wydaje), też nie są przesadnie wzniosłe czy sztuczne. Owszem, językowym bogactwem nie dorównują kwestiom z drugiego Wiedźmina, ale i tak jest całkiem nieźle. Wiedzcie też, że niektóre decyzje w Mass Effect 3 są nieodwracalne, a gra niektórych wyborów nie wybacza. Tak właśnie powinno być i chwała za to projektantom gry! Umożliwili oni także importowanie zapisanego stanu gry z poprzednich części, ale nie jesteśmy pewni, jak duży ma to wpływ na rozgrywkę. W każdym razie gracz podczas tworzenia postaci może nakreślić jej przeszłość.
Stare nowe przyszło
Obok fabuły najważniejsza w Mass Effect 3 jest walka. Cała gra sprowadza się właśnie do niej. Niezależnie od zadania, które zostanie powierzone Shepardowi, możecie być pewni, że wykonując je, będzie pociągał za spust. Widać, że twórcy gry postawili na akcję w większym stopniu niż w poprzednich częściach. Nie uważamy, że to coś złego, ale to już rzecz gustu. W każdym razie kto spodziewa się skradania, cichego likwidowania wrogów lub logicznych łamigłówek, niech lepiej nie szuka tego w Trójce.
W grze pojawiają się głównie starzy znajomi, ale nie zabraknie kilku nowych osób. Po raz kolejny walczymy w trzyosobowym składzie, z czego dwie wybrane przez gracza postacie są kierowane przez sztuczną inteligencję. Można kazać im iść do wybranego miejsca lub uaktywnić umiejętność specjalną. Ale sojusznicy sami nieźle sobie radzą, nieporównywalnie lepiej niż w Dwójce Nie przeszkadzają podczas wymiany ognia i są dość skuteczni, co widać zwłaszcza w potyczkach z dużą liczbą słabszych wrogów. Kompani to zlepek różnych ras, osobowości oraz profesji, dzięki czemu można odpowiednio dobrać taktykę. Inaczej zachowuje się żołnierz, a inaczej medyk. Pomocnicy Sheparda są zazwyczaj potulni jak baranki i ufają, że podejmuje słuszne wybory, chociaż nie brakuje sytuacji, gdy wyrażają własne zdanie, co ma ciekawe, często istotne następstwa, ale o tym już nie napiszemy, bo nie chcemy psuć niespodzianki.
Główny bohater może zostać spersonalizowany przed rozpoczęciem przygody. Co prawda da się wcielić tylko w przedstawiciela rasy ludzkiej, któremu można zmienić wygląd poszczególnych fragmentów głowy oraz imię i nazwisko, ale lepsze to niż nic. Można też wybrać „klasycznego” Johna Sheparda, obciętego na krótko osobnika w średnim wieku, o wydętych ustach. Szkoda, że nie da się dostosować jego postury oraz rasy, jednak to drugie ograniczenie ze względu na przedstawioną historię wydaje się logiczne. W każdym razie wiecie, o co chodzi. Gry MMORPG przyzwyczaiły nas do mnogości opcji na ekranie wyboru postaci, więc liczymy na nią również w tytułach przeznaczonych głównie dla pojedynczego gracza, ale nie jest to istotna wada.
Shepard jako rozmówca jest nieugięty, czyli nic się nie zmieniło od początku serii. To urodzony przywódca, który dokładnie wie, czego chce, a wszystkie jego działania to zimna kalkulacja. Nawet w momentach, gdy stara się pokazać nieco empatii, czyni to w sposób zwięzły, dosadny, przywódczy. Nawet jeżeli pociesza kompanów, robi to za pomocą faktów, zamiast wciskać im słodką gadkę i obiecanki, że jutro będzie lepiej. Nie jest przy tym ani odrobinę egoistą. Na pierwszym miejscu stawia dobro wszystkich i za wszelką cenę stara się tak rozmawiać z potencjalnymi sojusznikami, aby rzeczowymi argumentami przekonać ich o słuszności podjętych decyzji. W swoim chłodnym profesjonalizmie jest konsekwentny, bo niezależnie od tego, na jaką opcję dialogową gracz wybierze, Shepard zawsze będzie brzmiał stanowczo i racjonalnie. Ani przez chwilę nie odnosi się wrażenia, że jest sztuczny.
Rozwój postaci w Mass Effect 3 jest równie prosty jak w Dwójce. Gracz odblokowuje kolejne ścieżki rozwoju swoich umiejętności przy użyciu punktów, które są mu przyznawane podczas awansowania na coraz wyższe poziomy. Oczywiście, nie zabrakło punktów doświadczenia – nieodłącznego elementu gier z mniejszym lub większym pierwiastkiem cRPG. Interfejs użytkownika również jest łudząco podobny do interfejsu drugiej części. Nie zapomniano o aktywnej pauzie, podczas której uaktywnia się wybrane umiejętności swoje i kompanów oraz zmienia uzbrojenie. Dodatkowo każdą zdolność da się przypisać do paska szybkiego uruchamiania; dzięki temu walka jest płynna.
Uzbrojenie to cała gama karabinów snajperskich, pistoletów krótkiego dystansu, różnorakich strzelb oraz krótkich karabinków, najczęściej strzelających seriami, przy czym niektóre występują w wersji energetycznej. Każdą z broni da się usprawniać za pomocą modyfikacji, porozmieszczanych na mapach oraz dostępnych za gotówkę w sklepach. Można zwiększyć obrażenia lub pojemność magazynku, zmniejszyć rozrzut itp., a co ciekawe, każda zmiana będzie widoczna, mniej lub bardziej, na ekranie. Podobnie jest z pancerzem, do którego części pozyskuje się w podobny sposób jak modyfikacje narzędzi mordu. Chociaż można też kupić zbroje nietypowe, które nie podlegają dostosowaniu, za to mają niepowtarzalne parametry.
Doszło również kilku nowych wrogów. W Mass Effect 3 najeźdźca upodobał sobie mutowanie przedstawicieli poszczególnych ras i rzucanie ich całymi falami w stronę gracza, więc intensywnych wymian ognia z pewnością nie zabraknie. Co więcej, kilka razy przyjdzie Wam potykać się z naprawdę majestatycznymi bestiami. Pokraki są zróżnicowane i nie odnosi się wrażenia, że za dużo jest przedstawicieli jednego lub drugiego rodzaju, wszystko jest należycie zrównoważone. Nie brakuje też starć z „bossami”, zazwyczaj suto okraszonych przerywnikami filmowymi, od których gra aż pęka.
Należy się też słowo o konstrukcji poziomów. W telegraficznym skrócie: są mocno zróżnicowane, ale też liniowe do głębi. Gra zawsze prowadzi głównego bohatera za rękę i nie sposób się zgubić. Pomimo całej różnorodności i szczegółowości odwiedzanych miejsc, pomimo niezłych, majestatycznych krajobrazów tu i ówdzie, liniowość odrobinę uwiera.
A jak się w to gra? No cóż, całkiem dobrze. W Mass Effect 3 wprowadzono system osłon, który dosłownie skopiowano z Gears of War. Walka, choć dynamiczna, jest zarazem odrobinę ociężała. Częste są sytuacje, w których przyklejony do ściany gracz chce wbiec z dzikim okrzykiem przez drzwi i paść za najbliższą skrzynkę. Efekt jest zupełnie inny: odkleja się od ściany przy drzwiach, niefortunnie przeskakuje przez nie, zaledwie przez ułamek sekundy pokazując się wrogowi, po czym kończy przyklejony do ściany po drugiej stronie. Takich przykładów można by podać jeszcze sporo, ale zazwyczaj walka w nieco wolniejszym tempie załatwia sprawę.
Ostatnia kwestia to misje poboczne. W Mass Effect 3 nie są rozbudowane. Nie towarzyszą im filmowe przerywniki, a złożoność zadań nie jest szczególnie duża – niektóre da się ukończyć w dwa kwadranse. Nie ma już żmudnego przeczesywania planet w poszukiwaniu surowców. Teraz skanowanie jest szybkie i widać – w skali procentowej – ile jeszcze jest do zalezienia. Ale żeby nie było za łatwo, te działania przyciągają niszczyciele Żniwiarzy, które bawią się w kotka i myszkę z Normandią, statkiem kosmicznym Sheparda. Jeżeli wrogi pojazd zetknie się na mapie układu ze środkiem jednostki, wówczas ukaże się malowniczy napis game over.
Platforma testowa
Oto podzespoły komputera, który posłużył nam do przetestowania gry Mass Effect 3:
Model | Dostarczył | |
---|---|---|
Procesor | Intel Core i5-2500K | www.intel.pl |
Płyta główna | Asus Maximus IV Gene-Z | pl.asus.com |
Pamięć | 2 × 4 GB Kingston KHX1600C9D3X2K2 | www.kingston.com |
Karta graficzna | Gigabyte GeForce GTX 580 SOC (GV-N580SO-15I) | www.gigabyte.pl |
Zasilacz | Enermax Revolution 1250 W | www.enermax.com |
Schładzacz procesora | Prolimatech Armageddon | www.prolimatech.com |
Wentylatory | 2 × Noctua NF-P14 FLX | www.noctua.at |
Karta dźwiękowa | Asus Xonar Xense | pl.asus.com |
Nośnik systemowy | Kingston SVP100S2 96 GB | www.kingston.com |
Nośnik na gry | Samsung HD503HI 500 GB | www.samsung.com |
Monitor | LG L245WP(24 cale, 1920 × 1200) | redakcyjny |
Obudowa | Corsair Graphite 600T | www.corsair.com |
Mysz | Logitech G700 | www.logitech.pl |
Klawiatura | Enermax Aurora Premium | www.enermax.com |
Podkładka | SteelSeries l-2 | steelseries.com |
Stolik | Rogoz Audio 3QB3 | rogoz-audio.nazwa.pl |
DAC | NuForce DAC-9 | www.nuforce.com |
Wzmacniacz słuchawkowy | Audio-Gd Phoenix | redakcyjny |
Słuchawki | Sennheiser HD 800 | redakcyjne |
Grafika i dźwięk
Dwa lata to kawał czasu w branży gier komputerowych. To, co w roku 2010 było wzorem dobrej grafiki, dzisiaj jest co najwyżej średniakiem, a i to nie zawsze. Z trzecią częścią gry Mass Effect jest inny problem: poprzednik już w dniu, w którym trafił do sklepów, nie zachwycał wyglądem, ale wyciskał z użytego silnika dosłownie wszystko. Wiedząc doskonale, że większość gier, w których zastosowano Unreal Engine 3.0, wygląda słabo lub po prostu źle, do oprawy wizualnej Mass Effect 3 podeszliśmy z umiarkowaną rezerwą. Opłaciło się zaniżyć oczekiwania, bo nie zostaliśmy niemiło zaskoczeni tym, co zobaczyliśmy już po kilku minutach gry. Mówiąc najoględniej, jak tylko się da, najnowsze dziecko BioWare rewelacji na tym polu nie przynosi, ale jest odrobinę lepsze od Dwójki. No tak, wszystko pięknie, tylko minęły dwa lata, chciałoby się lepiej i ładniej. W artykule o drugiej części pialiśmy z zachwytu nad tym, jak dobrze wykorzystano w niej silnik graficzny. Ale to było dwa lata temu, a narzędzie graficzne pozostało to samo...
Zacznijmy od tego, że nie sposób nazwać gry brzydką, ale z czystym sumieniem oznajmiamy, że mamy do czynienia ze średniakiem. Silnik, na którym jest oparta, ma ponad pięć lat, co widać. Tekstury w odpowiednio wysokiej rozdzielczości są tak naprawdę tylko na modelach kluczowych postaci. Liczba wielokątów, które przypadają na dany obiekt, również nie robi wrażenia, co najbardziej widać podczas eksplorowania otwartych terenów. Unreal Engine 3.0 ma to do siebie, że trudno za jego pomocą stworzyć przekonującą, realistycznie wyglądającą przestrzeń, ale jest kilka tytułów, w których ta sztuka udała się. Tymczasem w Mass Effect 3 wyjście na zewnątrz nie uwalnia całkowicie od uczucia klaustrofobii.
Nie zabrakło kilku popularnych efektów graficznych, takich jak HDR i głębia ostrości. Ale na przykład w przerywnikach filmowych nie da się nie zauważyć, że sonda, którą gracz dociera do miejsca misji, porusza się, nie stawiając żadnego oporu, co wygląda nieprofesjonalnie. Przykłady sztuczności świata można by mnożyć. Po prostu przydałoby się parę dodatkowych fajerwerków, które urealniłyby to, co widzimy na ekranie. Jesteśmy też przekonani, że tak zwany skybox z poprzedniej odsłony przygód Sheparda był lepszy, bo w Trójce najczęściej jest po prostu brzydki.
Co innego oprawa audio i optymalizacja. Poszczególne odgłosy w Mass Effect 3 są odpowiednio wyraźne, dobrze wypozycjonowane i naturalne. W głosach aktorów, kiedy trzeba, słychać emocje, potrafią też niekiedy rozśmieszyć. Za ścieżkę dźwiękową odpowiada sam Clint Mansell, człowiek, który stoi m.in. za muzyką do filmów Czarny łabędź, Requiem dla snu i Moon. Gra jest oparta na starym silniku graficznym wzbogaconym o kilka nowych elementów. Nasza maszyna testowa zapewniła 60 kl./sek. niezależnie od tego, co działo się na ekranie, oczywiście w maksymalnych ustawieniach jakości obrazu. To z pewnością dobra wiadomość dla posiadaczy słabszych komputerów.
Galeria
Podsumowanie
W serii Mass Effect, z odcinka na odcinek coraz większy nacisk kładzie się na akcję oraz rozmach tego, co widzimy na ekranie. Trójki nie wypada klasyfikować jako cRPG. Tak, wiemy, ten element nie był szczególnie wyeksponowany również w poprzednich odsłonach cyklu, ale teraz jest go jeszcze mniej, przynajmniej takie odnieśliśmy wrażenie po blisko dwudziestu godzinach zabawy.
Dlatego wiedzcie, że oceniamy grę akcji, interaktywną i dość głęboką opowieść, kosmiczną operę, której bliżej jest do leciwego Gears of War niż czegokolwiek innego. Czy to źle? Ależ skąd! Naprawdę przez cały czas dobrze się bawiliśmy. Nie zabraknie Wam bolesnych, moralnych dylematów, doświadczycie rozbudowanej, epickiej fabuły, poznacie zróżnicowane, charakterystyczne postacie – świat Mass Effect po raz kolejny wciągnie Was na wiele godzin. Zalet jest znacznie więcej niż wad.
Czas napisać o tych drugich. Dwa lata temu pialiśmy z zachwytu nad wizualną stroną Dwójki, a w szczególności nad jej optymalizacją i znakomitym wykorzystaniem silnika graficznego z roku 2006. Dzisiaj już nie jesteśmy tak skorzy do pochwał, bo Trójka, choć nie jest brzydka, nie wybija się w tej dziedzinie ponad przeciętność. Doskwiera również liniowość poszczególnych obszarów w grze: gracz jest prowadzony za rękę przez cały czas, nie mając możliwości zboczenia z jedynej słusznej trasy. Przemieszczanie się windami po Normandii i podobnych miejscach też jest na dłuższą metę uciążliwe. Ale w gruncie rzeczy są to drobiazgi, na które zazwyczaj nie zwraca się uwagi – likwidacja Żniwiarzy pochłania praktycznie całą uwagę.
Niezależnie od tych wad zwieńczenie galaktycznej sagi BioWare budzi uznanie, chociaż zdania co do zakończenia są podzielone. Z czystym sumieniem polecamy Wam ten tytuł, gdyż wciąga na długie godziny i zapewnia równie dużo frajdy co poprzednicy, nawet pomimo kolejnych uproszczeń. Potraktujcie ją jako grę akcji z dobrze opowiedzianą fabułą, a będziecie bawić się równie dobrze jak my.
Do testów dostarczył: Electronic Arts
Cena w dniu publikacji (z VAT): ok. 120 zł