Wstęp
Niniejszy artykuł dotyczy z pozoru dwóch takich samych sprzętów. Zarówno Scythe, jak i Manta to konstrukcje stereofoniczne, przeznaczone albo na biurko, albo na podstawki, no i mające stereofoniczny wzmacniacz w zestawie. Na tym jednak cechy wspólne kończą się – różnic jest znacznie więcej.
Nie sposób nie zauważyć, że produkt polskiej Manty jest adresowany do słuchacza przynajmniej odrobinę wiedzącego, z czym ma do czynienia. Wzmacniacz lampowy w modelu V5 to konstrukcja ciekawa, ale bardzo rzadko spotykana w komputerowym audio, praktycznie nieobecna. Wymaga on odpowiedniego traktowania, no i sporo miejsca, przynajmniej w porównaniu z konkurencją. Kolumny również są zauważalnie większe niż skrzynki z zestawu KroCraft. Zdecydowanie bliżej im do podstawek stojących w rogach pokoju niż do biurka. Rywal zaś to zestaw przeznaczony praktycznie tylko do współpracy z pecetem. Gabaryty jego poszczególnych składników zostały tak dobrane, aby całość można było bez problemu ustawić po bokach monitora. Nietrafione zestawienie? Niekoniecznie...
W końcu obydwa zestawy mają grać. To głównie pod tym kątem należy rozpatrywać ich przydatność, nieprawda? Ceną nie różnią się jakoś szczególnie. Zresztą skoro otrzymaliśmy od firmy Scythe, nie bójmy się użyć tego słowa, kuriozum, wypadało postarać się o adekwatną konkurencję, możliwie udziwnioną z punktu widzenia typowego użytkownika komputera. Już jakiś czas temu słyszeliśmy o nietypowym i względnie tanim cacku firmy Manta. Nie sposób było przejść obok niego obojętnie, nie tym razem. No bo jak inaczej można przed redaktorem naczelnym uzasadnić test wzmacniacza lampowego? Sami rozumiecie...
Manta V5 – opakowanie oraz dodatki
Pudełko jest gigantyczne. Już widzieliśmy kilka naprawdę dużych, ale i tak bledną na tle kolosa, w które jest pakowany lampowy wzmacniacz wraz z dwiema kolumnami pasywnymi. Żółto-białą tekturę przyozdobiono z każdej strony gigantycznym logo firmy. Nie zabrakło też rysunku przedstawiającego zawartość i oznaczenia wskazującego, że mamy do czynienia z „lampą”. Sprzęt wewnątrz grubego kartonu jest bardzo dobrze zabezpieczony, co należy pochwalić tym bardziej, że ma dość delikatne, szklane elementy.
Dodatków jest tyle co kot napłakał, są tylko te najpotrzebniejsze. Nie zabrakło przewodu zakończonego z obydwu stron wtykami RCA oraz bliźniaczego, ale na jednym końcu zwieńczonego końcówką typu jack o średnicy 3,5 mm. W zestawie znalazła się też krótka ulotka informacyjna oraz para dość sztywnych, ale solidnych przewodów sygnałowych. Bananowe końcówki, choć nie ideał, to lepsze rozwiązanie niż tradycyjny, wystający drut.
Manta V5 – wymiary | ||
---|---|---|
Wzmacniacz | Kolumny | |
Wysokość | 14 cm | 33 cm |
Szerokość | 13 cm | 18 cm |
Głębokość | 28 cm | 27 cm |
Masa | 2,5 kg | 2 × 4,5 kg |
Manta V5 – parametry | ||
Impedancja kolumn | 6 omów | |
Moc RMS kolumn | 2 × 25 W | |
Pasmo przenoszenia | 20 Hz – 20 000 Hz | |
Odstęp sygnału od szumu | nieznany |
Budowa – kolumny
Kolumny Manty na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie, jakby kosztowały kilka razy więcej. Na tle rywala z firmy Scythe lekkie nie są, ale przez to wydają się bardzo solidne. To wykonane z płyty MDF skrzynki w „podręcznikowych" wymiarach: wysokie oraz głębokie, ale wąskie. Ich bryła jest odrobinę pękata, ale to przydaje im uroku.
Grube ściany kolumn pokryto drewnopodobną okleiną i zrobiono to wyjątkowo starannie. Do wykonania i montażu pozostałych elementów również nie możemy się przyczepić, w przeciwieństwie do wzmacniacza, ale o tym piszemy na następnej stronie. Podstawa oraz góra skrzynek są wyjątkowo masywne. To również płyta MDF, ale pokryta warstwą farby. Na frontach zamontowano drewniane, pocięte w kilku płaszczyznach kształty, do których przytwierdzono przetworniki.
Jednocalowy głośnik wysokotonowy o tekstylnej kopułce został umieszczony w wyjątkowo masywnym, metalowym pierścieniu. To nas zaskoczyło, ponieważ spodziewaliśmy się dużej ilości plastiku w tych kolumnach. Tak solidne elementy nie występują zbyt często nawet w dużo droższych produktach. To dobrze, że ozdobniki nie odstają jakością na tle „pancernej” budowy.
Membrana 10-centymetrowego głośnika średnio-nisko-tonowego została wykonana z celulozy, a następnie osadzona w stalowym koszu za pomocą gumowego resoru górnego. Widoczną w środku pokrywkę przeciwpyłową zrobiono z tego samego materiału.
Kolców antywibracyjnych zabrakło, ale na szczęście producent nie zapomniał o piankowych podkładkach, które pomagają chronić spody kolumn.
Tunele basrefleksu mają średnicę około 5 cm. Są elegancko wykończone plastikowymi okręgami. Umieszczono je powyżej naklejki znamionowej, blisko górnych krawędzi.
Gniazda terminali głośnikowych są bardzo solidne; pod względem konstrukcyjnym to jedne z najlepszych, jakie znamy. Ich trzony oraz nakrętki są wykonane z pozłoconej stali, ale pokryto je warstwą grubego, przezroczystego plastiku. Odpowiednio oznaczono gniazda„plus” oraz „minus”: standardowymi kolorami – czarnym i czerwonym. Nakrętki mają ząbki, które utrzymają kable zakończone widełkami (lub zwykły drut) w ryzach. Chociaż nic nie stoi na przeszkodzie, aby podłączyć przewody zwieńczone końcówkami „bananowymi”, przy czym właśnie takie producent dołączył do zestawu.
Naklejkę znamionową umieszczono odrobinę powyżej gniazd terminali głośnikowych. Zawarto na niej niektóre informacje o kolumnach – z pominięciem nietypowej, 6-omowej impedancji.
Producent dołączył maskownice. Są wyjątkowo solidne. Ich ramy najprawdopodobniej wykonano z tego samego materiału, którego użyto z przodu. Elementy maskujące przetworniki są tak wyprofilowane, że nie da się ich założyć odwrotnie, a ich montaż jest dziecinnie łatwy i szybki.
Budowa – wzmacniacz z zewnątrz
Jak wygląda wzmacniacz Manty, każdy widzi. Nie jest to piękność, ale znajdzie się spora grupa miłośników lamp, którzy twierdzą, że w tej brzydocie jest pies pogrzebany i że to ma grać, a nie wyglądać. No cóż, o gustach się nie dyskutuje. Inna sprawa, że widzieliśmy całą gamę urządzeń o podobnej konstrukcji, które pomimo wystających lamp wyglądały dużo ładniej. Naszym zdaniem należą do nich dwa pozostałe wzmacniacze rodzimej firmy z lampami na pokładzie, modele V3 i V7. Może zmienilibyśmy zdanie, gdyby V5 był sprzedawany w innym wariancie kolorystycznym niż srebrny.
Obudowa jest praktycznie w całości wykonana z aluminium. Jest tak nie bez przyczyny, bo służy ona jako duży radiator, skutecznie odprowadzający nadmiar ciepła z lamp i elektroniki wewnątrz. Wzmacniacz ma prostą budowę. Jego podstawa jest długa, wąska i niezbyt wysoka, z przodu i z tyłu przyozdobiona plastikowymi elementami. Odrobinę zawodzi jakość spasowania poszczególnych elementów.
W oczy rzuca się aluminiowa maskownica, chroniąca przede wszystkim lampy. Nie wygląda szczególnie estetycznie i w miejscu tuż nad lampami mocno się nagrzewa. Jakość wykonania tego elementu nie zachwyca, ale spełnia on dobrze swoją funkcję i kolorystycznie komponuje się ze wzmacniaczem.
Maskownica jest przytwierdzana do wzmacniacza za pomocą czterech elementów przypominających odrobinę głośnikowe wtyki bananowe. Należycie utrzymują one aluminiową, perforowaną pokrywę na swoim miejscu. Są do niej przykręcone plastikowymi kołkami, z których dwa odpadły już w pierwszym dniu testów.
Tył wzmacniacza jest wypełniony zestawem gniazd. Po lewej stronie umieszczono sieciowe, a odrobinę powyżej – wyłącznik urządzenia. Na prawo od nich znalazły się gniazda terminali głośnikowych w wariantach dla kolumn o impedancji 4 omów i 8 omów. Przewody sygnałowe oznaczone jako „minus” zawsze umieszcza się w środkowych, a „plus” – zależnie od kolumn. Jest tylko jedna para wejść analogowych typu RCA.
Front wzmacniacza również wykonano z aluminium. Oprócz logo producenta trafiło tam, na sam środek, jedynie analogowe pokrętło regulacji głośności, zbudowane z tego samego tworzywa co obudowa. Ale już po kilku dniach „przekręciło” się na bolcu potencjometru, więc musieliśmy na nie uważać.
Mocno podziurawiony spód wzmacniacza da się odkręcić, co pozwala dostać się do elektroniki wewnątrz. Nie dziwimy się tak licznym otworom: urządzenie wydziela tyle ciepła, że najwyraźniej producent uznał za słuszne wentylować je również od dołu. Jednakże uprzedzamy: ten perforowany element jest kompletnie niedopasowany do reszty obudowy. Z jednej strony do niej przylega, a z innej – już nie. Blisko 2-milimetrowe szpary są dobrze widoczne i nie świadczą dobrze o producencie.
Cztery gumowe nogi są wysokie. To logiczne następstwo odprowadzania ciepła z urządzenia również dołem. Otworów nie zabrakło nawet dookoła ceramicznych gniazd lamp.
Sygnał biegnący ze źródła do kolumn jest amplifikowany za pomocą lamp elektronowych. Taka bańka po raz pierwszy została skonstruowana przez Johna Ambrose'a Fleminga w 1904 roku. Budowa tego elektronicznego elementu aktywnego jest względnie prosta: ze szklanej obudowy wypompowano powietrze i umieszczono w niej elektrody, pomiędzy którymi poruszają się wiązki elektronów.
W modelu V5 jest sześć lamp chińskiej produkcji: dwie 6N1 w sekcji przedwzmacniacza oraz cztery 6PE w końcówce mocy. Można je wymieniać na lepsze, co często przynosi poprawę brzmienia – od subtelnej aż po wyjątkowo słyszalną. Ceny niektórych lamp dochodzą do kilku tysięcy złotych za sztukę!
Budowa – wzmacniacz od środka
Wzmacniacz od środka nie jest przesadnie skomplikowany: główna płytka drukowana, dwie mniejsze, dwa transformatory i plątanina kabli. Widzieliśmy już gorszy nieład i kompletnie nam to nie przeszkadza, ale zaniepokoił nas niechlujny montaż. Otóż dwa transformatory były wyjątkowo lekko przykręcone do górnego fragmentu obudowy, a jej spód przymocowano wkrętami różnej długości. To detale, ale źle świadczą o podejściu producenta.
Terminale głośnikowe od środka zostały przytwierdzone dużymi śrubami do niewielkiego laminatu, połączonego z pozostałymi elementami za pomocą plastikowych gniazd, a nie lutów.
Dwa mniejsze transformatory wewnątrz aluminiowej obudowy to nie wszystko. W plastikowej skrzynce na zewnątrz, tuż za lampami, znajduje się ten główny, ale nie mieliśmy się do niego jak dobrać.
Fragment analogowego pokrętła regulacji głośności wygląda od środka tak, jak gdyby miał się zaraz urwać. Nie jest częścią głównego laminatu i nie został do niego przylutowany, a jedynie podłączony za pomocą modularnych gniazd.
Scythe KroCraft – opakowanie oraz dodatki
Kolumny firmy Scythe zostały dostarczone nam w dużo bardziej „cywilizowanej” formie. Pudełko jest dość lekkie i wyjątkowo bogate w oznaczenia i opisy najważniejszych cech produktu. W środku znajdują się styropianowe formy, które zapewniają kolumnom bardzo dobrą ochronę przed uszkodzeniem.
Do sprzętu dołączono jedynie parę 2-metrowych przewodów sygnałowych, zwieńczonych drutem pokrytym warstwą cyny, chociaż to tylko nasze przypuszczenia.
Scythe KroCraft – wymiary | ||
---|---|---|
Wysokość | 21 cm | |
Szerokość | 14,4 cm | |
Głębokość | 25 cm | |
Masa | 2 × 2,9 kg | |
Scythe KroCraft – parametry | ||
Moc RMS kolumn | 2 × 20 W | |
Pasmo przenoszenia | 58 Hz – 20 000 Hz | |
Impedancja | 8 omów |
Budowa – kolumny
Kolumny Scythe'a wyglądają naprawdę nieźle. Są nieduże, dość wąskie i niewysokie. Ich największy wymiar to głębokość, chociaż nawet to nie powinno przeszkadzać w ustawieniu ich. Skrzynki wykonano z płyty MDF, a następnie oklejono matowym tworzywem, niebędącym imitacją jakiegokolwiek ze znanych nam drzew.
Fronty są minimalistyczne. Nie umieszczono na nich nawet logo producenta, chociaż nie jest nam ono potrzebne do szczęścia. Nie widać też otworów ani kołków umożliwiających montaż maskownic, których zresztą zabrakło. Jest to wada, ponieważ nie każdy lubi widok membran przetworników. Nam się podobają, ale niektórzy woleliby je ukryć z powodów innych niż estetyczne, choćby po to, aby chronić je przed dziećmi.
Przetwornik wysokotonowy ma 1-calową, tekstylną kopułkę, która pod względem wykonania przypomina kopułki spotykane w dużo droższych modelach. Umieszczono go wewnątrz metalowej obręczy, którą przykręcono do płyty MDF za pomocą trzech wkrętów.
KroCraft to konstrukcja dwudrożna, pasywna. Dziesięciocentymetrowy przetwornik odtwarza tony niskie oraz średnie. Osadzono go na metalowym koszu, a wykonaną z aluminium membranę przytwierdzono do niego za pomocą gumowego zawieszenia. Całość wkręcono bezpośrednio w MDF.
Terminale głośnikowe są wyjątkowo solidne. Wykonano je ze stali, a następnie pozłocono. Standardowymi kolorami (czerwony, czarny) oznaczono „plus” i „minus”. Przyjmą każde zakończenie: bananowe, widełki oraz zwykły drut. Nakrętki można w całości zdemontować. Trwałe gniazda to niewątpliwa zaleta tego bądź co bądź taniego zestawu – para kolumn bez wzmacniacza to wydatek około 240 zł. Często dużo droższa konkurencja zapewnia znacznie mniej eleganckie i solidne rozwiązania.
Zamiast portu basrefleksu zastosowano płaski, długi otwór, który znalazł się przy górnej krawędzi tylnej ściany skrzynek. Spotkaliśmy się już z czymś takim, testując zestaw 2.1 firmy Bose, model Companion 3 II.
Tabliczkę znamionową umieszczono odrobinę powyżej pary terminali głośnikowych. Trafiły na nią najważniejsze informacje, czyli impedancja kolumn oraz maksymalna dopuszczalna moc wzmacniacza. Zgadujemy, że oznaczenie SCBKS to Scythe Bookshelf Speaker.
Kama Bay AMP Kro – opakowanie oraz dodatki
Wzmacniacz stereofoniczny firmy Scythe to nieduże urządzenie. Pudełko wyjątkowo nachalnie atakuje hasłami reklamowymi, opisami możliwości, danymi technicznymi itd.
Dodatków nie zabrakło. Oprócz instrukcji obsługi jest przejściówka z wtyku typu moleks na wtyk pasujący do dołączonego zasilacza, para przewodów sygnałowych, kabel z jednej strony zwieńczony wtykiem RCA, a z drugiej – typu jack o średnicy 3,5 mm, a także śledzie z odpowiednimi otworami. Jest to dobry pomysł, zważywszy na możliwość umiejscowienia wzmacniacza w zatoce 5,25 cala.
Kama Bay AMP Kro – wymiary | ||
---|---|---|
Wysokość | 4,2 cm | |
Szerokość | 15,2 cm | |
Głębokość | 11,3 cm | |
Masa | 480 g | |
Kama Bay AMP Kro – parametry | ||
Moc wyjściowa | 2 × 10 W | |
Impedancja | 8 omów | |
Miejsce montażu | 1 × zatoka 5,25" | |
Odstęp sygnału od szumu | 103 dB (słuchawki 95 dB) |
Budowa – wzmacniacz z zewnątrz
Wzmacniacz firmy Scythe wygląda naprawdę nieźle. Jego obudowę wykonano z dość cienkiej, ale sztywnej stali. Matowa czerń może się podobać i jest solidnie i dokładnie nałożona na ściany urządzenia: nigdzie nie znaleźliśmy odprysków czy innych niedoskonałości. Mało tego, kilka razy wsunęliśmy sprzęt do zatoki 5,25 cala, a farba dalej była na swoim miejscu.
Sprzęt jest dość lekki, chociaż sprawia inne wrażenie. Nie ma się jednak co dziwić, ponieważ jego wnętrzności są wyjątkowo skromne, ale o tym dalej. Warto zwrócić uwagę na boczne ścianki: w odróżnieniu od pozostałych elementów obudowy są wykonane z plastiku. Mają charakter wyłącznie dekoracyjny; aby umieścić wzmacniacz w zatoce 5,25", trzeba je odkręcić, co jest bardzo łatwe.
Wzmacniacz od frontu wygląda skromnie, ale niczego mu nie brakuje. Po prawej stronie znalazł się wyłącznik, a w nim – dioda świecąca na niebiesko. Widać to dopiero wtedy, gdy sprzęt jest włączony. Aluminiowe pokrętło regulacji głośności znalazło się idealnie na środku. Dobrze spełnia swoją funkcję: działa miękko i jest solidne. Na prawo od niego umieszczono gniazdo słuchawkowe (wtyk o średnicy 3,5 mm), a kilka milimetrów dalej – plastikowy przycisk służący do całkowitego wyciszenia dźwięku. Nie zabrakło też stosownych oznaczeń, ułatwiających życie laikom.
Tył jest skromny, ale ma wszystko, co potrzebne. Na sam środek trafiła para wejść RCA, do których podłącza się źródło: komputerową kartę dźwiękową, odtwarzacz empetrójek itp. Odrobinę poniżej zamontowano gniazdo zasilania, do którego można podłączyć zewnętrzny zasilacz (jest w zestawie) lub – za pomocą stosownej przejściówki – dostarczyć prąd z zasilacza w komputerze poprzez wtyk typu moleks. Jednak to drugie rozwiązanie wprowadza znacznie więcej zakłóceń niż użycie gniazdka sieciowego. Słychać to głównie w czułych słuchawkach. Można to było lepiej dopracować. Nie zabrakło dwóch par terminali głośnikowych. Są wyjątkowo funkcjonalne, solidne i starannie wykonane – nie mieliśmy z nimi żadnych problemów. Przyjmą każdy rodzaj wtyku: bananowe, widełkowe oraz zwykły drut.
Wzmacniacz stoi na trzech plastikowych nogach, które przypominają aluminium. Do każdej przyklejono warstwę pianki. Aby umieścić sprzęt w zatoce 5,25", należy je odkręcić, co można łatwo zrobić bez użycia wkrętaka.
Budowa – wzmacniacz od środka
Wzmacniacz od środka wygląda skromnie, ale w porównaniu z wcześniejszą wersją i tak został rozbudowany. Wszystkie komponenty przylutowano do jednej płytki drukowanej. Wyjątkiem jest moduł zawierający m.in. gniazdo słuchawkowe. Terminale głośnikowe od wewnątrz zostały przymocowane za pomocą modularnych gniazd.
Sercem urządzenia jest układ YDA138 (D-3) firmy Yamaha – cyfrowy wzmacniacz stereofoniczny działający w klasie D. Po podłączeniu 8-omowego obciążenia dostarcza w sumie 20 W. Ma też zintegrowany, 50-miliwatowy (na kanał, przy 32-omowym obciążeniu) wzmacniacz słuchawkowy działający w klasie AB.
Analogowy potencjometr to produkt nieznanej firmy. Nie jest to z pewnością element drogi ani wyszukany.
Jakość lutowania jest przyzwoita, a przewód sygnałowy przy połączeniach terminali głośnikowych – grubszy, niż się spodziewaliśmy.
Gniazdo słuchawkowe umieszczono na oddzielnej płytce drukowanej. Tuż obok niego znalazł się przycisk do wyciszenia dźwięku.
Platforma testowa, metodyka i wykorzystane utwory
Użyliśmy tylko jednego, za to uniwersalnego źródła dźwięku: DAC-a NuForce Icon HDP. Podczas testów za „transport” posłużyła nam platforma testowa autora artykułu, przy czym nie ma ona kompletnie żadnego wpływu na brzmienie zestawów.
Jedynym słusznym sposobem oceny możliwości zestawów głośnikowych jest odsłuch do momentu, aż tester wreszcie będzie pewien, który sprzęt gra najlepiej, gdzie wypada najlepiej i dlaczego. Owszem, odsłuch zawsze jest dość subiektywny, każdy ma własne upodobania, ale ucho zaznajomione z dużą liczbą urządzeń oraz tester dysponujący odpowiednim punktem odniesienia to bardziej wiarygodne źródło informacji niż cyfry, które często są po prostu elementem marketingu.
Wszystkie zestawy przetestowaliśmy w tym samym, wyciszonym pomieszczeniu. Kolumny były ustawione na wysokości głowy, oddalone od uszu mniej więcej o 2 m i tyle samo od siebie nawzajem. Były „wygrzewane” przez kilkadziesiąt godzin, podobnie wzmacniacze.
A oto kompletna lista odtwarzania:
- A Challenge Of Honour – „Slavery Called Democracy”
- Bat For Lashes – „Sleep Alone”
- Daemonia Nymphe – „Daemonos”
- Daemonia Nymphe – „The Calling of Naiades”
- Einstürzende Neubauten – „Am I Only Jesus?”
- Einstürzende Neubauten – „Hawcubite”
- How To Destroy Angels – „The Space in Between”
- Metric – „Help, I’m Alive”
- Mike Oldfield – „Altered State”
- Mike Oldfield – „Clear Light”
- Mike Oldfield – „Sunjammer”
- Mike Oldfield – „Taurus III”
- Nick Cave – “Into my Arms”
- Nine Inch Nails – „1000000”
- Nine Inch Nails – „Deep”
- Nine Inch Nails – „Ghosts XIV”
- Nine Inch Nails – „We’re In This Together”
- Sephiroth – „Utul Khulture”
- Skyforger – „Long Dance”
- Varttina – „Linnunmieli”.
Model | Dostarczył | |
---|---|---|
Procesor | Intel Core i5-2500K | www.intel.pl |
Płyta główna | Asus Maximus IV Gene-Z | pl.asus.com |
Pamięć | 2 × 4 GB Kingston KHX1600C9D3X2K2 | www.kingston.com |
Karta graficzna | Gigabyte GeForce GTX 580 SOC | www.gigabyte.pl |
Zasilacz | Enermax Revolution 1250 W | www.enermax.com |
Schładzacz procesora | Prolimatech Armageddon | www.prolimatech.com |
Wentylatory | 2 × Noctua NF-P14 FLX | www.noctua.at |
Nośnik systemowy | Kingston SVP100S2 96 GB | www.kingston.com |
Nośnik na gry | Samsung HD503HI 500 GB | www.samsung.com |
Monitor | LG L245WP (24 cale, 1920 × 1200) | Redakcyjny |
Obudowa | Corsair Graphite 600T | www.corsair.com |
Mysz | Logitech G700 | www.logitech.pl |
Klawiatura | Enermax Aurora Premium | www.enermax.com |
Podkładka | SteelSeries l-2 | steelseries.com |
DAC | NuForce DAC-9 | www.nuforce.com |
Wzmacniacz słuchawkowy | Audio-Gd Phoenix | Redakcyjny |
Słuchawki | Sennheiser HD 800 | Redakcyjne |
Testy – odsłuch muzyczny
Przetestowane zestawy różnią się wyraźnie nie tylko jakością brzmienia, ale też jego barwą. Największa różnica dotyczy szerokości sceny muzycznej. Nawet pomimo tego, że lubimy „intymny” przekaz, nie przemawia do nas jego skrajna forma – sztucznie zwężona przestrzeń, słyszalna praktycznie tylko na wprost słuchacza. Oba zestawy dzieli blisko 200 zł, ale nie spodziewaliśmy się aż takich dysproporcji.
Bas w modelu V5 Firmy Manta jest niczego sobie. Ma odpowiednią dynamikę i odrobinę rozjaśnioną barwę, choć próżno doszukiwać się w nim impetu mogącego kruszyć skały, ale jego dolne rejestry satysfakcjonująco „kopią” ucho. Spodobała się nam jego ilość – jest w sam raz; te najważniejsze, średnie fragmenty pasma nie zostały przezeń przytłoczone. Nie rozlewa się nigdzie i nie dudni, o ile tylko kreska na potencjometrze we wzmacniaczu nie zawędruje za daleko, a także schodzi dość nisko. W trzech słowach: da się lubić. Rywal wypadł w tej dziedzinie gorzej, chociaż dla niektórych będzie to po prostu „inaczej”. Niskie tony dobiegające z modelu KroCraft są wolniejsze – nie aż tak dynamiczne. Skupione są w środku sceny muzycznej, brzmią bardziej „plastikowo”, nie wypełniają tak dobrze pomieszczenia i nie schodzą równie nisko.
Partie wokalne to już rzecz gustu: obydwa zestawy zabrzmiały pod tym względem nieźle, ale inaczej. Produkt Scythe’a odtwarza wokal idealnie pośrodku sceny muzycznej: jest on nieco bliższy, odrobinę niewyraźny, „intymny”. Rywal robi to bardziej klarownie i przestrzennie, głos brzmi jaśniej, często dochodzi, w zależności od nagrania, nieco z lewej lub prawej. Gitary elektryczne ujawniły sporą różnicę w jakości brzmienia: w modelu V5 brzmią momentami chaotycznie, ale mają odpowiedni „drajw” i ocieploną fakturę, natomiast u rywala grają znacznie gorzej: są słabiej słyszalne, okazjonalnie niewyraźne i nie tak dynamiczne.
Wysokie tony odrobinę lepiej odtwarza produkt Scythe’a: brzmią wyraźniej, czasem elegancko „sypią”, chociaż są za bardzo skupione pośrodku sceny i bardzo często słychać je po niewłaściwej stronie. Sporadycznie zdarza im się zabrzmieć trochę zbyt metalicznie. Model V5 niewątpliwie zyskałby, gdyby ich słyszalność była lepsza.
Największą różnicę stwierdziliśmy w szerokości sceny muzycznej. Model V5 tworzy bardzo rozbudowaną i szczegółową przestrzeń, a w brzmieniu rywala jest ciasno i wszystko dzieje się za bardzo na wprost słuchacza. Wraz z często niewyraźnym przekazem daje to niezadowalający rezultat: mało rozbudowany dźwięk, który sprawia wrażenie, jak gdyby dochodził zza zasłony. Sprzęt rodzimej firmy pod tym względem wypada nieporównywalnie lepiej: brzmi wyraźniej, przestrzenniej, zdecydowanie bardziej „muzykalnie”.
Jednakże obydwa urządzenia nie mogą pochwalić się dobrą separacją instrumentów. Więcej było słychać z głośników kolumn Manty, mimo to w ostrzejszych utworach często było chaotycznie. W bardziej spokojnych oba zestawy sprawiły się przyzwoicie. Do gorszego brzmienia produktu Scythe'a da się przyzwyczaić, ale w bezpośrednim porównaniu różnice są naprawdę dobrze słyszalne.
Galeria porównawcza
Manta V5
Scythe KroCraft
Podsumowanie
Pomimo tego, że obydwa przetestowane produkty nie będą niczym niezwykłym dla osoby obeznanej ze sprzętem audio, entuzjastom komputerów mogą wydać się czymś nietypowym. Pomimo cech wspólnych zestawy odrobinę różnią się przeznaczeniem. Droższy model ma nieco więcej zastosowań. Sądząc po jego gabarytach, najwygodniej by mu było na podstawkach umiejscowionych w rogach pokoju, np. z telewizorem pośrodku. Jednakże wymiary kolumn V5 mieszczą się w granicach „komputerowej przyzwoitości” i na większym biurku da się je ustawić, natomiast sprzęt Scythe'a nadaje się praktycznie tylko tam i powinien stać raczej blisko komputera, o ile użytkownik zechce umieścić w jednej ze skrzynek przeznaczony do nich wzmacniacz.
Przetestowane produkty nie są pozbawione wad. W sprzęcie Manty mocno razi nas jakość wykonania wzmacniacza. Doskonale rozumiemy miłośników techniki lampowej i tolerujemy wszystkie wady związane z takim wyborem: szybkie nagrzewanie się niedużego pomieszczenia, możliwość poparzenia się oraz konieczność wymiany lamp. Podoba się nam wykorzystanie obudowy w charakterze dużego radiatora, ale ten element jest zrobiony wyjątkowo tandetnie i nie wróżymy mu długiego żywota, w przeciwieństwie do wyjątkowo solidnych kolumn. No i widzieliśmy już niejeden dużo ładniejszy wzmacniacz tego typu, dlatego zrezygnowaliśmy z przyznania rekomendacji.
Rywal zdecydował się na prostą, minimalistyczną formę i nieduży rozmiar, wręcz stworzony do współpracy z komputerem stacjonarnym. Pod tym względem produkt Scythe'a wypada wyjątkowo korzystnie – jego gabaryty to niewątpliwie zaleta. Mało tego, został on zaopatrzony w dodatki, które ułatwiają montaż wewnątrz dowolnej obudowy o przynajmniej jednej wolnej zatoce 5,25".
Tak czy inaczej, w audio zawsze najważniejsza jest dla nas jakość brzmienia. Pod tym względem sprzęt Manty spisał się naprawdę nieźle, czego nie możemy, niestety, powiedzieć o rywalu. A im „mocniejsza” muzyka, tym większa jest różnica pomiędzy zestawami. V5 gra miękko, jasno i przestrzennie, a tańszy od niego przeciwnik – wąsko i niewyraźnie. Lecz jeżeli to rozmiar oraz cena są decydujące, a sprzęt ma grać w bezpośrednim sąsiedztwie monitora, warto wziąć pod uwagę model KroCraft. Słabym ogniwem okazał się tu pod kilkoma względami wzmacniacz, jednak same kolumny da się kupić za mniej więcej 250 zł.
Do testów dostarczył: Manta Multimedia
Cena w dniu publikacji (z VAT): ok. 615 zł
Do testów dostarczył: Scythe
Cena w dniu publikacji (z VAT): ok. 450 zł