Pierwsze kroczki
Trudność przedsięwzięcia, jakim jest upakowanie 1000 GB danych w 2,5-calowej obudowie, łatwo jest zobrazować tym, że w Polsce jest dostępnych zaledwie pięć 2,5-calowych dysków o tej pojemności. Jednym z nich jest model z serii Scorpio Blue, wprowadzony w tamtym roku przez Western Digital, jednak cierpi on na pewną przypadłość: grubość. Dysk ma niestandardowy jeden z wymiarów: zamiast 9,5 mm jest o 3 mm więcej. Oznacza to, że prawie nie ma na rynku notebooków, do których dałoby się go wsadzić. Mamy więc 2,5 cala i 1000 GB, a i tak nie za bardzo jest gdzie to wykorzystać. Skoro do większości notebooków „stary” Scorpio Blue nie wejdzie, a do komputerów stacjonarnych raczej rzadko wybiera się dysk w tym rozmiarze (szczególnie że można bez najmniejszego problemu kupić w tej samej cenie bardziej pojemny nośnik 3,5-calowy), to taki produkt spokojnie można nazwać pierwszym kroczkiem. Pierwszym kroczkiem w kierunku 2,5-calowego nośnika mieszczącego bardzo dużo danych i pasującego do każdego notebooka.
WD Scorpio Blue 1 TB WD postanowiło naprawić pierwszą wersję swojego produktu o dość wątpliwym spektrum zastosowań. Niedawno światło dzienne ujrzał nowy Scorpio Blue o pojemności dorównującej starszemu bratu, ale za to w całkiem standardowych wymiarach: dysk jest po prostu chudszy, ma 9,5 mm grubości. Tym razem producent z Kalifornii skorzystał z nowych możliwości technicznych. Starszy model (WD10TPVT) był tak duży z prostego powodu: użyto w nim trzech talerzy po 333 GB. Ponieważ nie dało się ich zamknąć w obudowie chudszej niż 12,5-milimetrowa, to najprawdopodobniej postanowiono zaatakować niszę 1-terabajtowych dysków podstępem. Dwa główne parametry obok siebie, czyli 2,5 cala i 1000 GB, z pozoru chwyciły konkurencję za gardło, ale gdy okazało się, że dysk po prostu nie mieści się do zatoczek w notebookach, już nie wyglądało to aż tak różowo.
Dzisiejsze możliwości techniczne pozwalają uzyskać w 2,5-calowej formie 1 TB pojemności, a wszystko za sprawą gęstości upakowania danych, która w nowym Scorpio Blue (WD10JPVT) wynosi 500 GB na talerz. Co za tym idzie? Mamy, oczywiście, dwa talerze zamiast trzech, kręcące się z szybkością 5400 obr./min. Tak zbudowany nośnik znacznie łatwiej jest zamknąć w 2,5-calowej obudowie o standardowych wymiarach niż „grubasa” składającego się z trzech talerzy.
Oto tabela porównująca Scorpio Blue 1 TB ze starszym modelem.
Dane techniczne:
Model | WD Scorpio Blue 1 TB | WD Scorpio Blue 1 TB |
Oznaczenie | WD WD10JPVT | WD WD10TPVT |
Pojemność | 1000 GB | 1000 GB |
Liczba talerzy | 2 | 3 |
Prędkość obrotowa | 5400 obr./min | 5200 obr./min |
Pamięć podręczna | 8 MB | 8 MB |
Interfejs | SATA 3 Gb/sek. | SATA 3 Gb/sek. |
Wymiary | 100 × 70 × 9,5 mm | 100 × 70 × 12,5 mm |
Cena | ok. 1000 zł* | ok. 800 zł* |
* Ceny są, oczywiście, grubo przesadzone, ale wynikiem jest sytuacja w Tajlandii, o której piszemy w podsumowaniu
Mamy więc powszechnie dostępny nośnik zapewniający 1 TB miejsca na dane, który bez obaw można wsadzić do notebooka, w przeciwieństwie do starszego brata. Jak sprawuje się ten szczególny produkt?
Testy – HD Tune
HD Tune to popularny benchmark wydajności HDD. Wyniki to średnia z przebiegu na całej powierzchni dysku.
Testy – programy użytkowe
Czas na testy w programach użytkowych, czyli zadania, przed którymi stanie WD Scorpio Blue 1 TB.
Testy – File-Copy
Na koniec operacje na plikach w obrębie dysku twardego na dwóch partycjach umieszczonych poza partycją systemową.
Podsumowanie
Pytanie, po co w ogóle 1000 GB w notebooku. Niektórym taka ilość miejsca na dane jest niezbędna, szczególnie gdy notebook to jedyny komputer w domu, a jednocześnie nie chcą nosić ze sobą zewnętrznych nośników. Okazuje się jednak, że notebook wyposażony fabrycznie w tak duży nośnik talerzowy jest niezwykle trudno kupić. Przeprowadziliśmy małą analizę rynku na podstawie danych z popularnej porównywarki cenowej i doszliśmy do zaskakujących wniosków.
Za wyznacznik (mniej lub bardziej dokładny) obraliśmy liczbę stron z produktami w wyszukiwarce, przy czym na każdej stronie jest 20 produktów. Czasem powtarzają się, co nie pomaga w dokładnej analizie, ale przekrojowe poznanie rynku nie jest problemem.
Notebooki o fabrycznie zainstalowanych dyskach w poszczególnych rozmiarach zajmują w wyszukiwarce cenowej:
- 160 GB – 4 strony,
- 250 GB – 18 stron,
- 320 GB – 53 strony,
- 500 GB – 76 stron,
- 640 GB – 15 stron,
- 750 GB – 11 stron,
- 1000 GB - 3 strony.
Wnioski? Zdecydowana większość rynku to notebooki z dyskami 250–500 GB. Reszta to właściwie margines. Potem liczba dostępnych modeli gwałtownie maleje. I co ważne, ponad połowa tych wszystkich notebooków to modele 17–18-calowe, które – co oczywiste – mają dwie zatoki na dyski, co jest jedynym powodem, dla którego zapewniają 1 TB miejsca na dane.
Co mają zrobić użytkownicy mniejszych modeli, np. 15-, a nawet 13-calowych, którym „marne” 500 GB po prostu nie starczy? Rozejrzeć się za nowym dyskiem – zewnętrznym, jako uzupełnieniem wewnętrznego, lub po prostu wewnętrznym. Naszym zdaniem lepiej jednak zdecydować się na wewnętrzny nośnik, którego nie sposób zapomnieć i który zapewni, że pod ręką będzie wszystko, czego potrzeba.
Pierwszą taką propozycją był starszy Scorpio Blue o oznaczeniu WD10TPVT, ale jego grubość (o 3 mm większa niż w przypadku standardowego dysku 2,5-calowego) skutecznie ograniczyła możliwości jego zastosowania. Młodszy, o oznaczeniu WD10JPVT, został wykonany jak należy. W końcu mamy odpowiednią grubość, pozwalającą wsadzić nośnik do 99% notebooków tym, którzy potrzebowali, potrzebują lub będą potrzebować aż terabajta na swoje dane. WD Scorpio Blue 1 TB demonem prędkości nie jest, ale nie można powiedzieć, że jest wolny. 750-gigabajtowy Scorpio Black z pewnością jest na tym polu poza zasięgiem, ale w tym przypadku, gdy i tak nie ma się wielkiego pola manewru, można poświęcić nieco wydajności dla dodatkowych 250 GB.
Teraz napiszemy o cenach, bo te umieszczone przez nas w tabelce przyprawiają o zawrót głowy. Bo kto będzie skłonny zapłacić ok. 1000 zł za 1000 GB? Bynajmniej nie jest to wynik zastosowania genialnych, innowacyjnych technik. Ceny wszystkich dysków twardych poszybowały ostatnio w górę. Przykładowo za 2-terabajtowy HDD z serii WD Green, który jeszcze miesiąc temu kosztował ok. 300 zł, dziś trzeba zapłacić 550 zł, co w obecnej sytuacji jest niezłą okazją.
Co jest tego przyczyną? Powodzie w Tajlandii. Produkuje się tam 25% wszystkich dysków twardych, a poziom wody stale rośnie i zalewa kolejne fabryki. Z raportów wynika, że zalane zostały zakłady największych producentów, i to nie tylko wytwórców samych nośników, ale też firm zapewniających poszczególne części. Najbardziej powódź zaszkodziła WD, która w zalanych fabrykach zatrudniała ok. 37 tys. pracowników. Woda dostała się również do oddziałów firmy Seagate, niszcząc większość łańcuchów dostaw, a także budynków Toshiby, odpowiedzialnej za składanie HDD, oraz TDK i Nideca, czyli dwóch producentów silniczków napędzających wirujące talerze. Wiele fabryk zawiesiło działalność i nie wiadomo, kiedy przywrócą produkcję. Są też firmy oszczędzone przez żywioł, które jednak i tak zamykają fabryki i próbują zabezpieczać sprzęt, ponieważ nadal istnieje ryzyko zalania. Jest to problem nie tylko dla samych producentów oraz pracowników fabryk, ale także dla nas, co widać po dzisiejszych cenach nośników.
Jeśli tak ważna dla produkcji HDD część świata została sparaliżowana, to możemy się spodziewać, że w najbliższym czasie na półkach zabraknie nośników i pozostanie jedynie czekać na wznowienie produkcji oraz napływ nowych. Szacuje się, że już w grudniu najwięksi producenci gotowych komputerów i hurtownie odczują brak nowych dostaw, co może potrwać nawet do końca pierwszego kwartału 2012 roku. Już widać to w jednej z największych polskich hurtowni. W dziale 3,5-calowych dysków SATA mamy 24 pozycje, przy czym dwie trzecie z nich są w ogóle niedostępne. Zwykle w tym samym dziale jest 70–100 produktów do kupienia od ręki.
Drastycznie zmniejszona dostępność wywindowała ceny i w tej chwili wszyscy chętni stoją przed trudnym wyborem. Niektórzy dodatkowo napędzają tę spiralę, spekulacyjnie kupując po kilka HDD „na zapas”, co tylko prowokuje sprzedawców do kolejnych podwyżek. Czekać czy może kupować? Jeśli ktoś nie może obejść się bez nowego dysku, który jest mu potrzebny np. do pracy, to musi kupić go tak czy inaczej i raczej nie ma co się zastanawiać, czy się opłaca czy nie. Z punktu widzenia kogoś, kto właśnie buduje nowy PC i chce kupić dysk twardy tak po prostu, żeby komputer w ogóle działał, to nie. Ktoś taki raczej powinien pożyczyć jakiś starszy model od znajomego i przeczekać do czasu, aż ceny spadną, albo zdecydować się na SSD, bo w tym segmencie ceny nie drgnęły (nie licząc zmiany kursów walut), a dopiero za jakiś czas sprawić sobie za rozsądne pieniądze HDD na dane. Każdy sam musi wybrać. Jeśli nośnik nie jest w tej chwili absolutnie niezbędny, warto poczekać także dlatego, że złotówka za gigabajt to żadna rewelacja na tle niedawnych 20 gr...