Kilka słów wstępu

Autor ma wręcz alergię na zintegrowane karty dźwiękowe. Jest tak nie bez powodu: te podzespoły nie zapewniają brzmienia o odpowiedniej jakości, co daje o sobie znać zwłaszcza podczas słuchania muzyki. Rynek takich „dźwiękówek” odrobinę przystopował w porównaniu z ubiegłymi latami i nie ma się co dziwić, bo większość użytkowników jest zadowolona z tego, co oferują. No ale większość to nie to samo co wszyscy, prawda?

Kto nie ma zastrzeżeń co do jakości dźwięku karty zintegrowanej, niech się cieszy, bo w świecie audio niewiedza jest poniekąd błogosławieństwem. W przeciwnym razie remedium pozostaje tylko jedno: kupić coś lepszego. Mogłoby się wydawać, że ci, którzy na co dzień korzystają z laptopów, netbooków itp., mają tu ograniczone możliwości. Ale po erze kart dźwiękowych zgodnych z interfejsami PCI oraz PCI Express nastał czas konstrukcji wymagających jedynie gniazda USB i okazjonalnie dodatkowego zasilania. Taka ścieżka rozwoju tych urządzeń jest wręcz idealna z punktu widzenia zarówno zwolenników stacjonarnych pecetów, jak i tych, którzy namiętnie korzystają z laptopów.