Kilka słów od autora
Nasi wieloletni Czytelnicy na pewno pamiętają ostatnią dużą publikację poświęconą odtwarzaczom empetrójek. Minęło ponad sześć lat od czasu, gdy tamten artykuł się pojawił. Kwiecień 2005 roku to nie jest odległa przeszłość, jednak elektronika użytkowa ewoluuje dużo szybciej, niż człowiek się starzeje. Chyba nie przesadzę, pisząc, że pędzi na złamanie karku, ku uciesze użytkowników. W końcu postęp jest dla nas, a nie odwrotnie.
Przenośne odtwarzacze empetrójek bardzo się rozwinęły na przestrzeni ostatnich paru lat. Powstało wiele nowych firm trudniących się ich produkcją, kilka nie wytrzymało tempa i zaprzestało produkcji, a jeszcze inne całkowicie zmieniły branżę. Urządzenia stały się powszechnie dostępne, a niektóre można kupić naprawdę tanio. Ich różnorodność przytłacza. Ale nie bez powodu wspomniałem o bezpośrednim zagrożeniu – telefonach komórkowych. One też rozwijają się niemiłosiernie szybko i już od dawna można za ich pomocą odtwarzać pliki muzyczne i inne media. Zamiast nosić ze sobą telefon i odtwarzacz, można mieć tylko ten pierwszy, skoro umie dokładnie to samo co drugi, prawda? Teoretycznie prosta decyzja komplikuje się, jeżeli weźmie się pod uwagę zalety i wady obydwu urządzeń.
Zaryzykuję stwierdzenie, że rynek przenośnych odtwarzaczy empetrójek właśnie przeżywa swoje złote lata. Ostatnio postęp w tej dziedzinie nieco zwolnił, jednak brak radykalnych zmian w działaniu tych urządzeń nikomu specjalnie nie przeszkadza. Można zauważyć, że teraz producenci przenośnego sprzętu elektronicznego (i nie tylko) bardziej niż kiedykolwiek dbają o wygląd i wygodny w obsłudze interfejs swoich wyrobów, bo jeśli chodzi o podzespoły, osiągnęli poziom zaspokajający potrzeby przeciętnego Kowalskiego. Najwyraźniej jest jeszcze za wcześnie na kolejny milowy krok, porównywalny z przesiadką z magnetofonu kasetowego na odtwarzacz płyt kompaktowych.
Każdy produkt elektroniczny przeżywa swój wzlot, czasy świetności oraz naturalną śmierć, tylko po to, by ustąpić miejsca nowszym rozwiązaniom. Kiedyś stało się tak właśnie z walkmanami i discmanami. Swoje pięć minut miał też standard MiniDisc, jednak firmie Sony nie udało się dostatecznie go wypromować. Nie jest wykluczone, że przenośne urządzenia do odtwarzania empetrójek też zostaną czymś zastąpione. Ale trudno sobie wyobrazić rozwiązanie lepsze niż niewielka, pojemna i odporna na uszkodzenia kość pamięci zapełniona po brzegi cyfrową muzyką i innymi danymi. Dopóki te sprzęty mają się dobrze, dopóty przyglądam się im tak często, jak tylko się da.
Niniejsza publikacja powstała po to, żeby ułatwić wybór odtwarzacza w zależności od kwoty, którą się dysponuje. Kupić nowe urządzenie wbrew pozorom nie jest łatwo, ponieważ w każdym przedziale cenowym jest co najmniej kilka produktów, które mogą pod każdym względem mocno się różnić. To właśnie dlatego wybór tego jedynego jest dla wielu trudny i frustrujący. Następnych kilkadziesiąt stron potraktujcie jako wskazówkę, która pozwoli bezstresowo wybrać coś, co zaspokoi wszystkie Wasze oczekiwania. No dobrze, jeżeli nie wszystkie, to przynajmniej większość z nich.
Urządzenia z ekranami monochromatycznymi i kolorowymi, dotykowymi i tradycyjnymi, wymagające akumulatora i już w niego wyposażone, dyskowe i oparte na kostce pamięci flash, duże i małe, ciężkie i lekkie, tanie i drogie, chińskie i... chińskie… Lubię je wszystkie, a powodów znalazłoby się co najmniej kilka.
Krótka lekcja historii
Bardzo dużo osób wie, czym jest przenośny odtwarzacz plików muzycznych, ale niewiele zna jego początki. Należy cofnąć się do listopada 1984 roku. Wtedy na rynek trafił model firmy Sony, CD Walkman D-50, potocznie nazywany discmanem. To określenie na tyle dobrze się przyjęło, że zaczęto mówić w ten sposób na wszystkie urządzenia podobne do D-50, niezależnie od firmy. Ale nie było pierwszym, które trafiło do słownika użytkowników elektroniki przenośnej, przykładem pierwszy „kieszonkowy” magnetofon kasetowy, wprowadzony w 1979 roku jako Sony Walkman TPS-L2. Słowo walkman przyklejało się do każdego późniejszego odtwarzacza tego typu. Chyba każdy z nas miał w przeszłości walkmana; nieważne, czy został wyprodukowany przez firmę Sony, Thompson, Philips czy Panasonic.
Jednak płyta kompaktowa wyparła kasetę magnetofonową. Przez wiele lat to discmany były obiektem pożądania wszystkich miłośników słuchania muzyki na ulicy. Triumfy święciły aż do 1998 roku, w którym na rynek trafił pierwszy przenośny odtwarzacz plików muzycznych. Ale w tym miejscu po raz kolejny cofnijmy się do 1979 roku. To właśnie wtedy Kane Kramer, biznesmen i wynalazca, zaprojektował IXI – pierwsze takich rozmiarów urządzenie, które było zdolne do odtworzenia trzech i pół minuty cyfrowego dźwięku. Jednak ów projekt nigdy nie trafił do masowej produkcji. Kramer doczekał się kilku własnych patentów oraz zainteresowania ze strony firmy Apple Inc., kiedy ta w 1987 roku rozpoczęła spór z firmą Burst.com (obecnie Democrasoft Inc.), która do dziś trudni się spieniężaniem patentów związanych z elektroniką użytkową.
Amerykańska firma Audio Highway była pierwszą, która zaprezentowała przenośny odtwarzacz plików MP3 zdolny do kopiowania muzyki z komputera do swojej pamięci i odwrotnie oraz odtwarzania jej. 23 września 1996 roku Nathan Schulhof, dyrektor generalny firmy Audio Highway, zapowiedział model o nazwie Listen Up, który wygrał nagrodę za innowacyjność podczas targów CES w styczniu 1997 roku. Osiem miesięcy później rozpoczęła się jego sprzedaż na terenie Stanów Zjednoczonych, ale w dalszym ciągu był to produkt niezwykle niszowy. Nathan Schulhof, podobnie jak Kane Kramer, jest wynalazcą i właścicielem kilku patentów ściśle powiązanych z przenośnym sprzętem. Mówi się czasem o nim, że jest ojcem przemysłu odtwarzaczy empetrójek.
Saehan Information Systems była pierwszą firmą, która zajęła się produkcją tego typu urządzeń na dużą skalę. Model MPMan F10 trafił do sklepów Korei Południowej latem 1998 roku, a dystrybucją tego modelu na terenie Stanów Zjednoczonych zajęła się firma Eiger Labs. MPMan F10 był wyposażony w 32 MB pamięci flash, ale można ją było rozbudować o dodatkowe 32 MB, dopłacając 69 dol. plus koszt przesyłki. Sprzęt ważył blisko 60 g, był dość mały, a zasilanie zapewniała jedna bateria typu AA.
MPMan F10 w większości zebrał negatywne opinie, nawet pomimo innowacyjności. Ale następny odtwarzacz na rynku, model Rio PMP300 firmy Diamond Multimedia, przyjął się znacznie lepiej. Często jest on mylnie postrzegany jako ten pierwszy, głównie dlatego, że pojawił się dosłownie kilka miesięcy po wprowadzeniu MPMana F10, a do tego organizacja RIAA wniosła pozew przeciwko Diamond Multimedia o naruszenie tzw. ustawy AHRA (ang. Audio Home Recording Act). Proces trwał od 8 do 24 października 1998 roku, a wygrał pozwany. Po jego zakończeniu udało się sprzedać ponad 200 tys. egzemplarzy Rio PMP300, co było niemałym sukcesem.
Dalej poszło już z górki. W 1999 roku na rynku pojawił się pierwszy odtwarzacz, w którym zamiast pamięci flash zastosowano dysk twardy (o pojemności 4,86 GB). Model PJB-100, znany też jako Music Compressor, został opracowany przez firmę Compaq, a do sprzedaży trafił pod szyldem HanGo. Doczekał się aż sześciu następców. Zwieńczeniem serii był wprowadzony w 2002 roku model o pojemności 60 GB. Po tym, jak na półki sklepowe trafił PJB-100, przenośne odtwarzacze muzyczne oparte na nośnikach HDD zaczęto określać mianem jukebox. Wkrótce na tym rynku zaczęły działać takie firmy, jak: Apple, Cowon, iriver (jeszcze pod nazwą iRiver), Creative, które na zawsze go odmieniły.
Klasyfikacja przetestowanych modeli
Modele, które zgromadziliśmy na potrzeby publikacji, to bardzo zróżnicowany sprzęt. Owszem, każdy odtwarza pliki muzyczne zapisane w formacie MP3, jest przenośny itd. Ale te wszystkie urządzenia zdecydowanie nie są jednakowe pod względem możliwości brzmieniowych, jakości wykonania czy ceny, a to tylko te najważniejsze kryteria. Zaręczamy, że różnic jest znacznie więcej.
Przez ostatnich kilkanaście lat te urządzenia bardzo się rozwinęły. Teraz praktycznie każdy taki odtwarzacz oprócz muzyki może obsłużyć szereg innych mediów. Teraz można obejrzeć zdjęcia czy materiał filmowy albo posłuchać muzyki zapisanej w innym standardzie niż MP3, np. takim o wyższym próbkowaniu, jak FLAC i WAV. Niekiedy lista obsługiwanych formatów jest bardzo długa.
Jeszcze do niedawna najprostszym kryterium klasyfikacji odtwarzaczy plików muzycznych była ich zdolność do wyświetlania treści innych niż muzyka. Jednakże na placu boju pozostały już praktycznie tylko modele „MP4”. Dlatego łatwiejszy jest podział ze względu na pojemność. Większość urządzeń ma wbudowaną pamięć typu flash, która jest odporna na uszkodzenia, nieduża i przede wszystkim tania. To rozwiązanie narzuca pewne ograniczenia pojemności, przynajmniej na razie, ale producenci coraz częściej umieszczają gniazdo kart pamięci, które umożliwia zwiększenie jej dość tanim kosztem. Droższym i mniej poręcznym wyjściem jest zastosowanie niewielkiego dysku twardego o konstrukcji talerzowej. Niedogodności rekompensuje bardzo duża przestrzeń na dane, nawet ponad 100 GB.
Można też dzielić te produkty w zależności od nazewnictwa lub rozmiaru. Większość często jest nazywana DAP-ami (ang. Digital Audio Player, 'cyfrowy odtwarzacz muzyczny'). Ale zastosowania urządzeń znanych jako PMP (ang. Portable Media Player) często znacznie wykraczają poza odtwarzanie muzyki czy filmów. Zazwyczaj mają one dużą przekątną ekranu i dodatkowe, niekiedy unikatowe możliwości, takie jak: GPS, moduł Wi-Fi, funkcja odbioru sygnału telewizji cyfrowej. Funkcjonalnie bliżej im do niedużych komputerów niż do prostych, przenośnych odtwarzaczy. Często mówi się o telefonach komórkowych, tabletach czy kamerach, że są to urządzenia typu PMP. Jednak granica pomiędzy DAP-ami a PMP nie została sztywno ustalona. Dlatego czasem można natknąć się na stosunkowo prosty odtwarzacz empeczwórek, który jest reklamowany jako sprzęt z tej drugiej grupy. Nie uważamy, że jest to prawidłowa klasyfikacja, ale kreatywność ludzi odpowiedzialnych za marketing nie zna granic.
Podczas dobierania sprzętu do testów kierowaliśmy się kilkoma prostymi kryteriami. Po pierwsze, chcieliśmy przetestować wszystkie urządzenia, które cieszą się niesłabnącą popularnością i są produkowane przez uznane firmy. Po drugie, uwzględniliśmy te produkty, o których jest głośno, niekoniecznie w naszym kraju. Mowa o egzotycznych, często niszowych modelach, których cena potrafi zadziwić, ale które z jakichś powodów zasłużyły na to, aby znaleźć się w naszym teście. Po trzecie, nie chcieliśmy pominąć kilku owianych legendą, leciwych już konstrukcji, które nie są już produkowane ani objęte obsługą techniczną. Postanowiliśmy sprawdzić, czy warto się na taki zabytek skusić, gdy trafi się okazja kupienia używanego, ale jeszcze działającego egzemplarza, czy jednak legendy są przesadzone. Przetestowaliśmy też kilka odtwarzaczy, które nie są już wytwarzane, ale były na tyle znane, że warto zwrócić na nie uwagę. W teście znalazły się też urządzenia „budżetowe”, które pozwoliły przekonać się, czy faktycznie warto dopłacać do wyrobów uznanych firm. Kto wie? Może różnice pomiędzy produktami zaufanej marki a sprzętem „no name” wcale nie są aż tak duże, jak się wydaje?
Jest też kilku nieobecnych. Zabrakło dwóch starszych odtwarzaczy, które zasługują na status unikatów: Rio Karma oraz Trekstor Vibez. Byliśmy bardzo ciekawi, jak by sobie poradziły w rywalizacji z dużo nowszymi, bardziej zaawansowanymi technicznie. Zabrakło również przedstawicieli takich firm, jak Meizu, Samsung oraz LG. Szkoda, że nie pojawił się też sprzęt Grundiga, no ale nie mamy w zwyczaju uszczęśliwiać producentów na siłę. Niemożliwością jest zebranie wszystkich urządzeń, które są w ciągłej sprzedaży – jest ich po prostu za dużo. Rynek jest tak obfity, że zanimbyśmy zgromadzili je wszystkie na potrzeby testu, zapewne okazałoby się, że część nie jest już produkowana i lada dzień będzie niedostępna. Aby uniknąć takiej sytuacji, zdecydowaliśmy się na przetestowanie tych wszystkich, które są i jeszcze przez jakiś czas będą do kupienia bez większego problemu (w sensie: figurują w cennikach sklepów internetowych), pomijając wspomniane wcześniej wyjątki. Mamy nadzieję, że zawartość artykułu wynagrodzi z nawiązką brak tych kilku modeli
Odrobina prawdy jeszcze nikogo nie zabiła
Zagadnienie, które domaga się wyjaśnienia, to jakość odtwarzaczy empeczwórek mało znanych firm, na które nabiera się bardzo dużo osób. Za tym z pozoru lepszym sprzętem zazwyczaj stoi jedynie marketingowy bełkot, którego należy się wystrzegać jak ognia. Przeciętny Kowalski, który nie jest znawcą takich urządzeń, łatwo uwierzy ulotce reklamowej. Zadziała logika, która podpowie, że MP4 jest lepsze od MP3, bo przecież jedno oczko wyżej w numeracji zobowiązuje. Tymczasem prawda jest inna. Otóż MP4 (MPEG-4 Part 14) to w istocie plik będący kontenerem multimedialnym, w którym zazwyczaj znajdują się ścieżki audio i wideo. Można w nim umieścić dodatkowo (lub tylko) zdjęcia albo tekst.
Nie każde urządzenie pozwala odsłuchać/obejrzeć plik .mp4, wbrew temu, co obiecują niektórzy handlowcy i spece od marketingu. Tak naprawdę mało które to umie. Mówiąc najprościej, jak to możliwe, przyjęło się, że odtwarzacze empeczwórek, będące następcami tych odtwarzających empetrójki (i pokrewne formaty), to sprzęt, który oprócz uruchamiania plików muzycznych radzi sobie z wyświetlaniem filmów, zdjęć i innych mediów, a faktyczna obsługa formatu MP4 to inna para kaloszy. Ot cała tajemnica. Obecnie modele umożliwiające jedynie odsłuch empetrójek to już rzadkość. Obecność na rynku tych znanych jako odtwarzacze MP4 jest logicznym następstwem rozwoju techniki i wzrostu zapotrzebowania na przenośne media inne niż muzyka.
Warto też wiedzieć, że pomiędzy urządzeniami dostępnymi w Polsce jest gigantyczny rozrzut jakościowy. Liczba firm, które trudnią się ich produkcją, jest imponująca. Oczywiście, nie wszystkie z nich mają w swojej ofercie wyroby, którymi warto się zainteresować. Spora część jest pod wieloma względami tandetna, ale też tania. Takie modele bardzo dobrze się sprzedają, bo ci, którzy nie mają wygórowanych wymagań i nie orientują się w tym rynku, kupują to, co przykuwa wzrok i nie kosztuje dużo. Wiele osób jest bezbronnych w starciu z potęgą marketingu. Są kuszone ofertami promocyjnymi, które zapewniają o wspaniałości tanich odtwarzaczy empeczwórek. Chyba nikomu nie trzeba powtarzać, jak łatwe jest w dzisiejszych czasach spreparowanie ulotki reklamowej tak, aby odpowiednio zadziałała na podświadomość konsumenta. Niech za prosty przykład posłuży billboard z odtwarzaczem, na którego ekranie jest wyświetlany obrazek świetnej jakości, o bardzo dobrych kolorach. Oczywiście, w rzeczywistości zdjęcie wyglądałoby nieporównywalnie gorzej.
Listę produktów, które polecamy, znajdziecie na końcu artykułu, więc nie będziemy się tutaj rozpisywać o firmach, których sprzęt uchodzi za dobry, ani tych, których produktów lepiej się wystrzegać. Od każdej reguły są wyjątki, które ją potwierdzają. Dlatego nie należy z zasady omijać szerokim łukiem wszystkich odtwarzaczy producenta X, który do tej pory słynął z konstrukcji wątpliwej jakości. Może się okazać, że w jego ofercie znalazł się jeden rodzynek, na który warto zwrócić uwagę. Działa to też w drugą stronę: uznane firmy również zaliczają wpadki.
Odtwarzacze wątpliwej jakości można podzielić na dwa rodzaje: często bezczelne kopie popularnych produktów oraz pozostałe, które na pierwszy rzut oka też wyglądają przyzwoicie. I w jednych, i w drugich podzespoły każą spodziewać się problemów. Do największych wad można zaliczyć kiepską jakość wykonania i odtwarzania. Dalej jest jeszcze ciekawiej, bo często nabywca ma spore problemy z gwarancją, a korzystanie z urządzenia wywołuje fale frustracji. No i jakość wyświetlacza diametralnie różni się od tej, której człowiek spodziewał się na podstawie ulotki reklamowej. Obsługa mediów innych niż muzyka sprawia sprzętowi wiele problemów, obraz bywa mało płynny, a żeby dało się cokolwiek obejrzeć, plik z materiałem wideo musi zostać uprzednio skonwertowany na jakiś egzotyczny format. Problemy często sprawia też pamięć odtwarzacza, której może być mniej, niż być powinno. Warto też uważnie wybierać sprzedawcę, bo kupowanie gdzie indziej niż w autoryzowanym sklepie jest ryzykowne. Należy również pamiętać, że jest kilka modeli, które nie kosztują dużo, a są naprawdę niezłą bronią w walce z tandetą nieustannie zalewającą nasz rynek.
Na forum PCLab.pl powstał bardzo ciekawy wątek. Jego autor czytelnie i rzeczowo opisał problem kiepskich odtwarzaczy. Było to inspiracją dla autora artykułu, który postanowił poświęcić temu tematowi niniejszy rozdział.
Metodyka testów
Wszystkie urządzenia przeszły szereg testów, które pozwoliły nam określić, które zasłużyły na nasze wyróżnienie, a które należy omijać szerokim łukiem. Ocenialiśmy kilka aspektów. Sprawdziliśmy czas działania po pełnym naładowaniu akumulatorów lub włożeniu nowych baterii oraz ustaliliśmy faktyczną szybkość transferu danych. Nie pominęliśmy też opisu budowy oraz łatwości i szybkości obsługi. W artykule znajdziecie również krótką informację o jakości wyświetlaczy. Ale szczególnie dużo uwagi, zresztą jak zawsze, poświęciliśmy jakości brzmienia. Postanowiliśmy też zbadać poziom szumu generowanego przez umieszczoną wewnątrz elektronikę. O szczegółach przeczytacie poniżej.
Można by rozpatrywać każdy z odtwarzaczy jeszcze na wielu innych płaszczyznach, ale kluczowym czynnikiem był czas. Pominęliśmy kilka aspektów, m.in. działanie funkcji dyktafonu, obsługę plików wideo, współpracę z kartami pamięci i czytelność wyświetlaczy w pełnym słońcu. Najbardziej ucierpiały urządzenia PMP, ponieważ w ich przypadku odtwarzanie muzyki to dodatek do całej gamy innych zastosowań. Jednak ten czas... Gdy liczba produktów w teście idzie w dziesiątki, zawsze jest go za mało. Ale staraliśmy się przynajmniej zasygnalizować, na co warto zwrócić uwagę, a czym lepiej nie zaprzątać sobie głowy.
Wytrzymałość baterii lub akumulatora
Na opakowaniach większości z przetestowanych modeli można znaleźć informację o tym, jak długo sprzęt może nieprzerwanie odtwarzać muzykę po naładowaniu akumulatora. Mówi się, że aby wynik był imponujący, producenci stosują zabiegi, które sztucznie wydłużają ten parametr. Przykładowo tu i ówdzie można przeczytać, że plik muzyczny wykorzystany do zbadania wydajności akumulatora w odtwarzaczu firmy X miał niską częstotliwość próbkowania, po to aby jak najmniej obciążyć DAC urządzenia. Podobno często ustawia się też minimalną głośność. Ale dotąd nikt nie potwierdził stosowania takich praktyk na większą skalę, dlatego sami postanowiliśmy przekonać się, ile jest w tym wszystkim prawdy.
Pliki .mp3, które posłużyły nam do tego celu, mają jakość 128 kb/s. Wszystkie urządzenia zostały przetestowane po podłączeniu do nich firmowych słuchawek. Trafiło się kilka modeli, które ich nie miały; wtedy korzystaliśmy ze słuchawek dokanałowych EP-630 firmy Creative. Wybór nie był przypadkowy, ponieważ większość słuchawek dołączanych do odtwarzaczy jest niskoomowa (zazwyczaj mają 16 omów), a ten parametr także ma wpływ na zużycie energii. Głośność zawsze była ustawiona na najmniejszą, przy której coś jeszcze było słychać, np. w przypadku produktów firmy iriver była to dwójka w 40-stopniowej skali.
Kilka urządzeń w teście jest zasilanych bateriami. Użyliśmy „paluszków” typu AA oraz AAA firmy Duracell.
Należy pamiętać, że niektóre urządzenia były dość wiekowe, w związku z tym wytrzymałość ich akumulatorów była mniejsza niż na początku, jednak większość dotarła do nas w idealnym stanie. Można by się doszukiwać błędu w przyjętej przez nas metodzie testowania, bo niby na co komu test w ustawieniach, w których prawie nic nie słychać... Jak się okazało, niektórzy producenci (np. iriver) podają, w jakich warunkach testują zasilanie w swoich wyrobach. Jednak większość firm tego nie robi. Dlatego wybraliśmy taką, a nie inną metodę. Chcieliśmy dać każdemu z odtwarzaczy taką samą szansę i przy okazji zweryfikować czas działania, który obiecują producenci. Niekiedy wyniki były zaskakujące.
Transfer danych
Ponieważ część użytkowników wykorzystuje swoje przenośne odtwarzacze empetrójek również jako urządzenia magazynujące, nie mogliśmy nie sprawdzić tego, jak szybka jest wymiana danych pomiędzy nimi a komputerem. Ten aspekt został sprawdzony w dwojaki sposób. Pierwszy test polegał na przekopiowaniu z dysku twardego do pamięci każdego odtwarzacza ponad 100 plików o łącznym rozmiarze 476 MB, a drugi – na zrobieniu tego samego z użyciem jednego dużego pliku o rozmiarze 341 MB. System operacyjny naszej platformy testowej to Windows Vista w wersji 64-bitowej.
Budowa i interfejs
Nazwa testu mówi wszystko. Zgromadzone przez nas modele bardzo różnią się budową, rozmiarami, wagą, wyświetlaczami, wyglądem menu i szybkością interfejsu. Najprostszy sposób na przetestowanie każdego odtwarzacza to wystarczająco długie obcowanie z nim, co też zrobiliśmy. Ponieważ walorów użytkowych nie da się odpowiednio przedstawić na wykresie, zgodnie uznaliśmy, że słowny opis załatwi sprawę. Poniżej znajdziecie nasze zdjęcie odniesienia, które już od jakiegoś czasu służy nam do testowania możliwości wyświetlaczy przenośnych odtwarzaczy empetrójek. Zadbaliśmy też o aktualizację wbudowanego oprogramowania znakomitej większości urządzeń (pozostałe nie doczekały się jej z przyczyn niezależnych od nas).
Odsłuch
Tutaj nic się nie zmieniło w porównaniu z kilkoma ostatnimi artykułami o przenośnych odtwarzaczach empetrójek. Spisanie wrażeń odsłuchowych to najbardziej miarodajny sposób na przedstawienie czytelnikowi zalet i wad połączenia słuchawek odniesienia z danym źródłem. Więcej na ten temat piszemy na następnej stronie.
Poziom szumu
Często się zdarza, że gdy wyjątkowo cicho słuchamy muzyki, np. przed snem, oprócz niej dociera do nas szum. Przyjmijmy na chwilę, że te niepożądane dźwięki nie zostały dodane do utworu np. w wyniku stratnej kompresji. Tak też bywa, a niezorientowane osoby błędnie winią sprzęt, a nie jakość nagrania. Owe zakłócenia, zwane przez nas syczeniem elektroniki lub rzadziej hissingiem, powstają w praktycznie każdym urządzeniu elektronicznym. Każdy odtwarzacz ma to do siebie, że jego podzespoły wywołują zakłócenia, a w przenośnych modelach są one przenoszone na tor audio. Wzmacniacz wbudowany w każde takie urządzenie dodatkowo potęguje efekt, dlatego gdy głośniej słuchamy muzyki, te zakłócenia przybierają na sile.
Jednak ile odtwarzaczy, tyle komponentów. Dlatego w jednych bardziej słychać to zjawisko, a w innych mniej. Postanowiliśmy przyjrzeć się temu problemowi. Do tego celu posłużyliśmy się redakcyjnym oscyloskopem, który umożliwił nam ustawienie w każdym z modeli dokładnie tego samego poziomu głośności. Użycie oscyloskopu było konieczne, ponieważ zgromadzone urządzenia niekiedy mocno różnią się skalą głośności, a założenia testu były takie, że każde musi być identycznie skalibrowane, aby wykluczyć wszelkie przekłamania. Dalsza część polegała na podłączeniu słuchawek odniesienia za pomocą pliku .mp3 z „nagraną” cyfrową ciszą i nasłuchiwaniu, w jakim stopniu pojawia się syczenie elektroniki.
Użyliśmy tu dwóch par słuchawek: Westone ES3X oraz „epek” firmy Creative. Te drugie są tanie oraz popularne i zdecydowana większość osób nie korzysta z lepszych. Pierwszy „referent” to model wręcz przesadnie drogi i pewnie niektórzy będą mieli ochotę zlinczować testera za to, że nie wybrał czegoś tańszego. Ale zdecydował się na niego z dwóch powodów: po pierwsze, te słuchawki są czułe na szum, po drugie, izolują jak żadne inne, co okazało się nieocenione podczas testów.
Bogatsi o tę wiedzę, nie powinniście mieć problemów z prawidłową interpretacją testów przedstawionych w dalszej części publikacji.
Profil testera i jego lista odtwarzania
Jedyną słuszną metodą testowania odtwarzaczy jest odsłuch muzyczny. Do wszystkich produktów zostały podłączone trzy różne słuchawki plus te znajdujące się w zestawie, a o efektach dźwiękowych można przeczytać w rozdziałach poświęconych poszczególnym modelom. Nie zabrakło także krótkiego komentarza podsumowującego odsłuch, będącego wskazówką dla tych wszystkich, którzy czują się niepewnie, gdy mają samodzielnie dobrać sprzęt do swoich potrzeb, i szukają gotowych rozwiązań. Odsłuch jest czasochłonny, ale umożliwia określenie silnych i słabych stron brzmienia słuchawek.
Możliwości dźwiękowe przenośnych odtwarzaczy empetrójek nie dają się tak łatwo oceniać jak np. moc obliczeniowa karty graficznej czy procesora. Wyniki w cyfrach nie mogą oddać tego, co słyszy tester. To bardziej subtelna kwestia. Ocena aspektów brzmieniowych w wykonaniu jednej osoby zazwyczaj jest mocno subiektywna i warto o tym pamiętać. Nie jest nigdzie napisane, że usłyszycie dokładnie to samo. Aby odpowiedzieć na pytanie o sens takich testów audio, autor artykułu zacytuje samego siebie:
„Po co zatem testować produkt, skoro każdy człowiek odbiera poszczególne dźwięki nieco inaczej? Odpowiedź jest banalna: bo tym się właśnie zajmujemy. Przedstawiamy to, co sami widzimy lub słyszymy”.
Obyło się bez aparatury testowej, ponieważ zgodnie doszliśmy do wniosku, że najlepszym sędzią są gigantyczne uszy naszego niewolnika testera, znanego w niektórych kręgach jako Tołdi. Ów osobnik zna się na rzeczy i jest raczej obiektywny w tym, co lubi robić najbardziej, czyli słuchaniu. Jest trochę wulgarny i sepleni, ale jak wiadomo, nie ma ogrów ludzi idealnych. Po dostarczeniu Tołdiemu odtwarzaczy ten złapał się za głowę, ale odnieśliśmy wrażenie, że jednak zlecone zajęcie spodobało mu się. Na okres trzech miesięcy (tyle trwały testy) zamknęliśmy Tołdiego w lochu i zezwoliliśmy na jedną przerwę dziennie, podczas której otrzymywał niskokaloryczny posiłek i szklankę wody. Odsłuch tak go wciągnął, że nawet niespecjalnie kwapił się do przyjmowania pokarmu. Ale jest jak komiksowy bohater, niezniszczalny, i tak samo szybko dochodzi do siebie.
Gdy rednacz zapytał go o preferencje co do brzmienia, wybełkotał mniej więcej coś takiego:
„Najbardziej zależy mi na neutralności brzmienia i odpowiednio szerokiej scenie muzycznej. Istotny jest dla mnie bas, który nie musi być szczególnie głęboki, ale ma być dynamiczny i odpowiednio punktowy. Nie znoszę tylko trzech rzeczy: gumisiów, Iktorna i niskich tonów, które brzmią mało spójnie, są przesadnie głębokie i powolne. Wokale muszą być umiejscowione pośrodku i odpowiednio blisko mnie, ale nie za blisko, i jest absolutnie wykluczone, aby były za mną! Dźwięk talerzy perkusyjnych ma wybrzmiewać tak długo, jak powinien, nie może być skrzekliwy ani matowy, bo tego też nie lubię! Nie znoszę kiepskiej separacji instrumentów ani wycofania któregokolwiek z fragmentów pasma. Wszelkie elektroniczne dźwięki mają być wyraźne i nienapastliwe”.
Lista odtwarzania Tołdiego to 20 utworów, które zostały skopiowane do każdego z przetestowanych urządzeń. Te, które mogą odtwarzać formaty bezstratne, zostały przetestowane właśnie za ich pomocą. Możliwości tych, które nie dały sobie z nimi rady, sprawdziliśmy na tych samych plikach, ale w formacie MP3 o jakości 320 kb/s. Można by się czepiać, że szanse były nierówne, ponieważ formaty bezstratne rzekomo brzmią lepiej niż zwykłe pliki .mp3. Może słychać tę różnicę, a może nie, ale jest to temat na osobną publikację, która wymagałaby kilku dodatkowych par uszu. W każdym razie jeżeli dany producent udostępnia sprzęt zdolny do odtwarzania plików bezstratnych, dlaczego mielibyśmy nie skorzystać z tej opcji podczas testów? To inni producenci powinni starać się o obsługę coraz większej liczby formatów.
Wykorzystane w teście gatunki muzyczne to neofolk, industrial, rock, metal, muzyka instrumentalna, etniczna, awangardowa oraz elektroniczna. W opisach wrażeń z odsłuchu powtarzają się te same określenia. W przypadku średnich fragmentów pasma opisywaliśmy partie wokalne oraz gitarowe, ponieważ każdy wie, jak one brzmią, a nie każdy musi wiedzieć, jak powinien brzmieć ten lub tamten dźwięk elektroniczny, a takie też często mieszczą się w tych rejonach. Ale to nie znaczy, że mogliśmy ograniczyć się do jednego gatunku muzycznego. Efekt połączenia każdego z odtwarzaczy z naszymi słuchawkami odniesienia został sprawdzony bez uciekania się do jakiejkolwiek korekcji dźwięku. Filtry oraz inne opcje mogą poprawić pewne jego aspekty. Często taka ingerencja przynosi zaskakująco dobre rezultaty (w niektórych modelach funkcje korekcji są naprawdę niezłe). Jednak dodatkowe możliwości konfiguracyjne są tak liczne, że nie sposób ich wszystkich przetestować.
Pojęciem, które wymaga wyjaśnienia, jest synergia. Wiąże się ona z odpowiednim łączeniem praktycznie każdego rodzaju sprzętu audio. Zjawisko synergii zachodzi wtedy, gdy efekt pracy wykonywanej wspólnymi siłami przez dwa obiekty jest lepszy od tego, co zapewnia każdy z nich samodzielnie. Pojęcie odrobinę zawiłe w teorii jest bardziej zrozumiałe w praktyce. Często jest tak, że teoretycznie dobre elementy, np. odtwarzacz i słuchawki, nie zadowalają nabywcy. Kupił on dwa urządzenia cieszące się dobrą opinią, a tymczasem odsłuch zawodzi. Jest to spowodowane właśnie brakiem synergii między nimi. Ponieważ brzmienie odtwarzaczy jest zróżnicowane, przetestowaliśmy je wszystkie za pomocą trzech słuchawek różniących się barwą dźwięku. Słuchawki, które nie grają zadowalająco z modelem o ciepłym brzmieniu, mogą wypaść dużo lepiej w parze z neutralnym bądź zimnym. Jeżeli usłyszeliśmy ciekawe, synergiczne połączenie, wspomnieliśmy o tym, co powinno niektórym ułatwić dobór sprzętu.
No i na zakończenie kompletna lista odtwarzania naszego testera:
- A Challenge of Honour – „Slavery Called Democracy”
- Bat for Lashes – „Sleep Alone”
- Daemonia Nymphe – „Daemonos”
- Daemonia Nymphe – „The Calling of Naiades”
- Einstürzende Neubauten – „Am I Only Jesus?”
- Einstürzende Neubauten – „Hawcubite”
- How to Destroy Angels – „The Space in Between”
- Metric – „Help, I’m Alive”
- Mike Oldfield – „Altered State”
- Mike Oldfield – „Clear Light”
- Mike Oldfield – „Sunjammer”
- Mike Oldfield – „Taurus III”
- Nick Cave – „Into My Arms”
- Nine Inch Nails – „1000000”
- Nine Inch Nails – „Deep”
- Nine Inch Nails – „Ghosts XIV”
- Nine Inch Nails – „We’re in this Together”
- Sephiroth – „Utul Khulture”
- Skyforger – „Long Dance”
- Varttina – „Linnunmieli”.
Słuchawki odniesienia
Nasze słuchawki odniesienia już od jakiegoś czasu służą nam do testowania urządzeń audio. Różnią się brzmieniem, ceną oraz miejscem w słuchawkowej hierarchii. Wybraliśmy je nie przez przypadek. Oto dlaczego.
Te dokanałowe słuchawki są naszym „referentem” nie z powodu niesamowitych możliwości brzmieniowych, ale dlatego, że bardzo dużo osób z nich korzysta, albo przynajmniej wie, na co je stać.
To nasz przedstawiciel słuchawek nausznych. Są osoby, które nie lubią bądź nie mogą korzystać z konstrukcji dousznych lub dokanałowych, a jedyna alternatywna opcja to produkty podobne do naszych redakcyjnych „CAL!-i”. Ten model nie kosztuje przesadnie dużo, a ich brzmienie jest naprawdę niezłe. To zasługa m.in. przetworników firmy Fostex. Jakość dźwięku doceniło wielu miłośników przenośnego audio.
To nasza waga ciężka. Konstrukcja jest oparta na trzech zbalansowanych przetwornikach połączonych z trójdrożną, pasywną zwrotnicą. Jakość dźwięku jest bardzo dobra i zagrają one nieźle praktycznie z każdym źródłem. To dość neutralne słuchawki i m.in. za to je lubimy. Ale ich największy atut to szeroka scena muzyczna. Korzystamy z nich właśnie dlatego, że jak żadne inne umieją pokazać prawdziwe oblicze źródła, do którego zostaną podłączone. Nasz tester nie użył uniwersalnych końcówek, tylko spersonalizowanych wkładek UM56.
Nie omieszkaliśmy też przetestować odtwarzaczy w połączeniu ze słuchawkami dołączonymi przez producenta. Jednak nie wszystkie dotarły do nas razem z kompletem akcesoriów, dlatego niekiedy może zabraknąć stosownych opisów. Jak wiadomo, słuchawki powinny zostać wygrzane przed odsłuchem. Na szczęście dla nas producenci nie dołączają różnych modeli do poszczególnych odtwarzaczy w swojej ofercie, więc do wygrzania było zaledwie kilkanaście par.
Alternatywne oprogramowanie
Każde urządzenie elektroniczne nie będzie działać, dopóki do jego pamięci nie zostanie wprowadzona odpowiednia aplikacja, która będzie nim sterowała, czyli tzw. firmware, i przenośne odtwarzacze plików muzycznych nie są tu wyjątkiem. To właśnie dzięki niemu można sprzęt włączyć, słuchać muzyki, oglądać filmy i robić wiele innych rzeczy. Wygląd menu każdego odtwarzacza i prędkość działania interfejsu to również jego zasługa.
Często zdarza się, że wbudowane oprogramowanie nie jest doskonałe, a niektóre jego błędy zostają wychwycone przez użytkowników. Producent, chcąc należycie dbać o dobro klienta, przekazuje sprawę z powrotem do działu, który zajmuje się pisaniem oraz udoskonalaniem firmware'u. Cykl się powtarza i teoretycznie wszyscy są zadowoleni. W praktyce jest tak, że mało która aplikacja sterująca jest na tyle rozbudowana, by pokazać pełnię możliwości sprzętu. Powodów jest wiele. Na myśl przychodzą przede wszystkim zalecenia działu badań i rozwoju dla programistów co do interfejsu. Często ma być tak napisany, aby maskował niektóre błędy związane z funkcjonalnością urządzenia. Albo np. ma być ładny, nawet jeżeli płynność działania pozostawia sporo do życzenia. Ostatnimi czasy modny jest prosty wygląd menu, bo zdecydowana większość osób nie wykorzystuje części opcji. No dobrze, a co z tymi bardziej zaawansowanymi użytkownikami?
Odpowiedzią jest RockBox (www.rockbox.org). To projekt grupy zapaleńców, którzy postanowili napisać własny firmware do kilku wybranych urządzeń i zaimplementować w nim te wszystkie funkcje, których im brakuje do szczęścia. Jak na projekt o otwartym kodzie przystało, każdy produkt spod znaku RockBox jest darmowy. Ci, którzy piszą aplikacje sterujące do konkretnego odtwarzacza, nie wykorzystują ani kawałka kodu, który został w nim umieszczony przez producenta. Zgadza się, piszą w stu procentach własne oprogramowanie. Ktoś może powiedzieć, że zajmujący się tym samym specjaliści zatrudnieni przez największe firmy produkujące przenośne odtwarzacze robią to zdecydowanie lepiej. Nic podobnego, bo każdy programista, który nie pracuje na własną rękę, ma narzucone wymagania, których musi kurczowo się trzymać. A ci niezależni nikogo nie muszą słuchać. Jedynym ograniczeniem są ich własne umiejętności oraz możliwości sprzętu.
W naszym teście znalazło się kilka urządzeń, w których można wymienić firmowe oprogramowanie na RockBoksa. Jest to względnie proste, niemniej warto zapoznać się z instrukcją obsługi. Korzyści z takiej zamiany łatwo docenić. Do najważniejszych należą: zazwyczaj dłuższy czas działania, obsługa tagów IDv1 i IDv2, precyzyjny wskaźnik baterii, ograniczenie zjawiska syczenia elektroniki, gdy nie jest odtwarzana muzyka, możliwość zmiany nazw plików, kasowania ich, płynne przejścia pomiędzy utworami (ang. crossfade), obsługa formatów bezstratnych, sterowanie głosem, możliwość instalowania gier i odtwarzania muzyki bez przerw. RockBox jest idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy mają produkty firmy Apple, ale nie lubią iTunes. Dzięki niemu iPod stanie się po prostu magazynem danych, do którego kopiuje się pliki metodą „przeciągnij i upuść”.
Jednak każdy medal ma dwie strony. Aplikacja zmienia wygląd menu na iście spartański, chociaż do każdego odtwarzacza można pobrać dodatkowe motywy wizualne. RockBox jest w ciągłym rozwoju, więc nie jest wolny od wad (wczesne wersje dla niektórych odtwarzaczy mają ich całkiem sporo). Ponadto tylko wybrane urządzenia doczekały się odpowiedniej wersji oprogramowania, do tego obecnie większość z nich nie jest już produkowana. Ale nie ma się co dziwić, że tylko te, które zapewniają naprawdę niezły dźwięk i spełniają szereg innych kryteriów, okazały się warte zachodu dla programistów-zapaleńców.
Podsumowując, RockBox jest naprawdę świetnym sposobem na wyciśnięcie absolutnie wszystkiego z odtwarzacza. Jego zalety przyćmiewają wady. Dlatego jeśli w danym modelu będzie można go użyć, informacja o tym znajdzie się wśród plusów.
Punkt odniesienia
Ten rozdział poświęciliśmy dłoni jednego z naszych redakcyjnych kolegów. Pożyczył ją naszemu testerowi. W zasadzie Tołdi sam sobie ją wziął i już jej nie oddał. No cóż, tak bywa. W każdym razie część kończyny około 27–letniego mężczyzny spełniła swoje zadanie równie dobrze jak nasza plastikowa koleżanka Mariola, która jakiś czas temu bardzo ułatwiła pracę naszemu fotografowi (umiliła mu też czas, ale niech to pozostanie między nimi, oficjalnie nic nie zaszło). Mariola posłużyła do zobrazowania wymiarów poszczególnych słuchawek dla graczy w naszym wielkim teście.
To właśnie za nieoceniony wkład w powstanie artykułu ręce należy się stosowny opis z uwzględnieniem jej wielkości i z pominięciem tego, do czego najczęściej służy. Dodajmy, że to prawa dłoń. Na wypadek gdyby ktoś chciał porównać z nią własną – oto obiecane wymiary:
- odległość zmierzona od początku śródręcza aż do zwieńczenia palca środkowego – 19,5 cm,
- obwód nadgarstka –16 cm,
- szerokość w miejscu, w którym śródręcze łączy się dystalnie z palcami – 23 cm.
Platforma testowa
Oto podzespoły komputera, który posłużył nam do przetestowania każdego z odtwarzaczy.
Model | Dostarczył | |
---|---|---|
Procesor | Core 2 Duo E8400 | redakcyjny |
Płyta główna | Asus P5E | redakcyjna |
Pamięć | OCZ ReaperX DDR2 1000 MHz | redakcyjna |
Karta graficzna | HIS Radeon 5970 | |
Schładzacz procesora | Arctic Cooling Freezer Pro 7 | redakcyjny |
Dysk twardy – system | Seagate Barracuda 7200.11 500 GB | redakcyjny |
Dysk twardy – gry | Seagate Barracuda 7200.11 320 GB | redakcyjny |
Zasilacz | Tagan Below Zero 800 W | redakcyjny |
Monitor | LG L245WP (24 cale, 1920×1200) | redakcyjny |
Obudowa | Antec Twelve Hundred | redakcyjna |
Karta dźwiękowa | Asus Xonar Essence ST | asus.com.pl |
System operacyjny | Windows Vista w wersji 64-bitowej | redakcyjny |
Apple iPod classic 6G
Budowa
iPod classic 6G to bardzo porządnie wykonany odtwarzacz. Jego przód zrobiono z matowego aluminium, a tył – ze stali wypolerowanej na wysoki połysk. Kółko sterowania menu jest plastikowe. Użyte materiały nie budzą wątpliwości, ale na tyle już po kilku dniach użytkowania pojawiają się irytujące rysy. W urządzenie wbudowano gniazdo słuchawkowe 3,5 mm oraz drugie, służące do komunikacji z komputerem za pośrednictwem odpowiedniego kabla, oczywiście dołączonego do zestawu. Wyświetlacz odrobinę odstaje od całej reszty, ponieważ jest to najzwyklejszy panel TFT, zresztą mógłby mieć większą rozdzielczość. Niemniej jednak nie jest na tyle kiepski, żeby uznać go za wadę. iPod classic 6G jest nieprzyzwoicie mały, jak na sprzęt o pojemności aż 160 GB. Nasz redakcyjny iMod jest prawie dwa razy grubszy, a wbudowany w niego dysk ma „zaledwie” 60 GB.
Interfejs
Widać, że Apple inwestuje ogromne pieniądze w działy rozwoju poszczególnych gałęzi elektroniki, bo efekty są bardziej niż zadowalające. Poruszając się po menu, trudno oprzeć się wrażeniu, że to wszystko naprawdę szybko działa, można by rzec: bezkonkurencyjnie. Nie ma znaczenia, w które podmenu się wejdzie – dzieje się to natychmiast. Menu jest również przemyślane, czytelne, a przy tym dostępne także w polskiej wersji.
Liczba dodatków jest spora. Nie zabrakło stopera, notatnika, kontaktów, gier i kilku innych rzeczy. Zabrakło nam jedynie korektora graficznego. Owszem, jest sporo ustawień odpowiedzialnych za zmianę brzmienia, ale taki korektor to coś, z czego sporo osób namiętnie korzysta.
Największe kontrowersje wywołuje – i dotyczy to wszystkich urządzeń firmy Apple – aplikacja iTunes, o której już wspominaliśmy. Niczego nie da się bez niej zrobić, dlatego warto się do niej szybko przyzwyczaić. Część osób po prostu nie umie przekonać się do iTunes i nawet możemy je zrozumieć. Mimo że nie odmawiamy jej funkcjonalności, zmuszanie do korzystania z niej uważamy za wadę całej serii spod znaku nadgryzionego jabłka.
Apple iPod classic 6G | |
---|---|
Wymiary | 103,5 × 61,8 × 10,5 mm |
Waga | 140 g |
Pojemność | 160 GB |
Typ pamięci | dysk twardy |
Gniazdo kart pamięci | brak |
Wejścia | własny wtyk |
Wyjścia | słuchawkowe 3,5 mm |
Rozdzielczość ekranu | 320 × 240 |
Typ ekranu | TFT |
Akcelerometr | brak |
Obsługiwane typy plików audio | AAC, MP3, MP3 VBR, WAV, AIFF, Apple Lossless |
Dodatkowe multimedia | zdjęcia, filmy, gry, podcasty |
Zakres częstotliwości | 20 Hz – 20 000 Hz |
Typ zasilania: | wewnętrzne |
Testy – odsłuch muzyczny
Słuchawki dołączone do zestawu
Bas był dość skromny, ale też krótki i dynamiczny. Będzie go brakować osobom lubiącym tę częstotliwość. Wokale brzmiały dość naturalnie i nie słyszeliśmy syczenia głosek, ale były za bardzo odsunięte od słuchacza. Gitary zagrały dźwiękiem neutralnym, ale nie napastliwym. Nie były przesadnie jasne, ale mogłyby brzmieć bardziej naturalnie. Wysokie tony były średnio słyszalne, a szerokość sceny – nieduża. Separacja instrumentów była średnia.
Creative EP-630
Bas brzmiał spokojnie, był powolny i zabrakło mu kontroli. Dudnił, chociaż ten aspekt jedynie okazjonalnie dawał się we znaki. Wokale brzmiały naturalnie, ich umiejscowienie było dobre, ale często było słychać syczenie głosek. Gitary brzmiały matowo, chociaż nie było można odmówić im dynamiki oraz odpowiedniej bliskości. Wysokie tony były dobrze słyszalne, chociaż ich brzmienie było za bardzo matowe. Scena muzyczna była bliska słuchaczowi, ale całkiem nieźle uporządkowana. Separacja instrumentów – zaledwie przeciętna
Westone 3
Bas był szybki, dość dynamiczny i odpowiednio krótki, ale przydałoby mu się lepsze wypełnienie.Wokale były odrobinę oddalone od słuchacza i dało się słyszeć syczenie głosek. Jednakże brzmienie partii wokalnych było naturalne i wyraziste. Gitary zagrały dość sterylnie, ale nie napastliwie. Słyszalność wysokich tonów była bardzo dobra, a wybrzmiewanie – odpowiednio długie.Szerokość sceny muzycznej była przeciętna, a separacja instrumentów – całkiem niezła.
Creative Aurvana Live!
Tony niskie były powolne, zabrakło im kontroli i dynamiki, ale nie dudniły.Wokale były odrobinę odsunięte od słuchacza, ale brzmiały naturalnie i nie usłyszeliśmy syczenia głosek. Gitary zagrały ciepło i nienapastliwie, ale zbyt blisko słuchacza. Słyszalność wysokich tonów była słaba, ale brzmienie – dość naturalne. Efekty przestrzenne były skromne, a separacja instrumentów – przeciętna.
Naszym zdaniem
Najlepszy dźwięk powstał z połączenia odtwarzacza classic 6G ze słuchawkami Westone 3, ale był też najbardziej sterylny ze wszystkich czterech par. Obydwa modele słuchawek firmy Creative zagrały porównywalnie, ale redakcyjne CAL!-e oszczędziły naszym uszom syczenia głosek i to one uplasowały się na drugim miejscu.
Do testów dostarczył: Apple
Cena w dniu publikacji (z VAT): 949 zł
Apple iPod nano 6G
Budowa
Jeżeli ktoś się zastanawia, jakie wymiary ma iPod nano 6G, niech ze starszej wersji, 5G, usunie kółko sterowania i zostawi tylko wyświetlacz. Nowo powstała zabawka będzie porównywalna pod względem rozmiaru do najnowszej z serii nano. Ten odtwarzacz jest nieprzyzwoicie mały, jak na tę pojemność. Różnica pomiędzy nim a najnowszym z serii shuffle jest naprawdę niewielka, choć zauważalna gołym okiem. Obudowa jest w całości wykonana z aluminium, dzięki czemu sprzęt sprawia wrażenie bardzo solidnego, nawet pomimo niewielkiej wagi. Na spodniej stronie urządzenia zamontowano klips. Liczba wejść i wyjść jest typowa dla przenośnych odtwarzaczy marki Apple. Oprócz nich zamontowano dwa przyciski regulacji głośności oraz służący do uśpienia/obudzenia urządzenia. Ekran ma dość niską rozdzielczość, ale jego przekątna nie jest duża. Matryca TFT ma kiepskie kąty widzenia, ale raczej nie zwraca się na nie uwagi.
Interfejs
Obsługa iPoda nano 6G jest świetna. Interfejs jest bardzo szybki, a dzięki precyzyjnemu ekranowi bez przeszkód uaktywnia się wybrane opcje. Menu przypomina to, które zastosowano w modelach serii touch, ale jest odpowiednio pomniejszone. 6G nie działa pod kontrolą systemu iOS 4.2, dlatego nie da się skopiować do jego pamięci tych aplikacji, które można zainstalować w odtwarzaczach serii touch. Ale tym, co już się w niej znalazło, można zarządzać. Po naciśnięciu i przytrzymaniu dowolnej ikony można ją przenieść do innej zakładki. Odtwarzacz ma kilka ciekawych funkcji, takich jak: stoper, radio, obsługa podcastów. Ale tą chyba najbardziej rozreklamowaną jest możliwość zrobienia z niego zegarka. W sprzedaży są nawet odpowiednie paski.
Apple iPod nano 6G | |
---|---|
Wymiary | 37,5 × 40,9 × 8,7 mm |
Waga | 21,1 g |
Pojemność | 16 GB |
Typ pamięci | flash |
Gniazdo kart pamięci | brak |
Wejścia | własny wtyk |
Wyjścia | słuchawkowe 3,5 mm |
Rozdzielczość ekranu | 240 × 240 |
Typ ekranu | TFT |
Akcelerometr | tak |
Obsługiwane typy plików audio | AAC, MP3, MP3 VBR, WAV, AIFF, Apple Lossless |
Dodatkowe multimedia | zdjęcia, podcasty |
Zakres częstotliwości | 20 Hz – 20 000 Hz |
Typ zasilania | wewnętrzne |
Testy – odsłuch muzyczny
Słuchawki dołączone do zestawu
Wyjątkowo lekkie, dobrze kontrolowane i dynamiczne niskie tony spodobały się nam, ale większości osób zdecydowanie będzie ich brakować. Wokale były odsunięte od słuchacza, ale nie słyszeliśmy syczenia głosek. Brzmiały dość naturalnie, ale gdyby były bardziej wyraźne, odsłuch dużo by zyskał. Gitary zagrały dość analitycznym i dynamicznym dźwiękiem, który da się lubić. Wysokie tony były średnio słyszalne. Scena muzyczna była nieźle rozbudowana, a separacja instrumentów – co najmniej zadowalająca.
Creative EP-630
Bas był głęboki, ale nieźle kontrolowany. Nie zabrakło mu też dynamiki. Partie wokalne brzmiały naturalnie, chociaż dało się słyszeć syczenie głosek. Wokalista zazwyczaj znajdował się we właściwej odległości od słuchacza, ale gitary zagrały zbyt matowo i dość blisko niego. Tony wysokie brzmiały metalicznie i za mało wyraźnie. Szerokość sceny muzycznej była dostatecznie duża, ale dało się usłyszeć przekłamania w wypozycjonowaniu poszczególnych instrumentów, np. gitary często brzmiały tak, jak gdyby znajdowały się tuż za słuchaczem. Separacja instrumentów była przeciętna.
Westone 3
Bas był dość dynamiczny i odpowiednio krótki, chociaż przydałoby mu się lepsze wypełnienie. Wokale brzmiały naturalnie i nie usłyszeliśmy syczenia głosek. Gitary zagrały naturalnie i dynamicznie, chociaż ich brzmienie niekiedy było przytłumione. Słyszalność oraz brzmienie tonów wysokich były bez zarzutu. Efekty przestrzenne zadowoliły nas – przestrzeń dookoła słuchacza była bardzo rozbudowana. Separacja instrumentów również była dobra.
Creative Aurvana Live!
Bas był sprężysty i głęboki, chociaż mógłby być odrobinę krótszy. Gdyby kontrola nad nim była lepsza, nie mielibyśmy mu praktycznie niczego do zarzucenia, chociaż czasem było go odrobinę za dużo. Wokale brzmiały bardzo naturalnie i nie słyszeliśmy syczenia głosek, jednak czasem były za bardzo oddalone od słuchacza. Gitary zagrały za blisko, a ich brzmienie było zbyt jasne. Tony wysokie były odrobinę za mało słyszalne, ale ich naturalność nie budzi zastrzeżeń. Szerokość sceny muzycznej była zadowalająca, a separacja instrumentów – przyzwoita.
Naszym zdaniem
Odtwarzacz nano 6G naprawdę nieźle sobie poradził. Najlepszy dźwięk powstał z połączenia ze słuchawkami Westone 3, chociaż nie do końca spodobał się nam bas w wykonaniu tej pary. Co ciekawe, o ile z wysterowaniem słuchawek firmy Westone nie było problemu, redakcyjne CAL!-e męczyły się.
Do testów dostarczył: Apple
Cena w dniu publikacji (z VAT): 799 zł
Apple iPod shuffle 6G
Budowa
iPod shuffle 6G jest jednym z najmniejszych urządzeń spośród tych, które znalazły się w naszym teście. To najtańszy odtwarzacz firmy Apple, co widać po jego budowie. Nie ma wyświetlacza, co nie jest żadną nowością w rodzinie produktów shuffle. Najnowszy model jest jeszcze mniejszy od drugiej generacji. Obudowa została wykonana z aluminium, a na środku umieszczono kółko sterowania, na które składa się w sumie pięć przycisków. Guzik pomiędzy wyłącznikiem a gniazdem 3,5 mm służy do sterowania głosem – tzw. VoiceOver. Na spodzie znalazł się funkcjonalny klips.
Interfejs
Trudno pisać o interfejsie w czymś, co nie ma ekranu. Dla nas na samym początku była to niedogodność, chociaż nie uważamy tego rozwiązania za wadę, bo w końcu się do niego w pewien sposób przekonaliśmy, choć nie przyzwyczailiśmy. Po prostu nie jest wykluczone, że dla innych użytkowników nie będzie to problemem. Poruszać się pomiędzy utworami pozwala kółko sterowania. Jego krawędzie wciskają się lekko, a funkcje wykonują się natychmiast. Za pomocą przełącznika uruchamiającego urządzenie można wybrać, czy utwory mają być odtwarzane losowo czy po kolei. Jedyne, co trzeba zrobić, to przesunąć go na środek lub do końca w lewo. Ciekawą funkcją jest VoiceOver: po wciśnięciu specjalnego guzika ze słuchawki wydobywa się miły żeński głos, który informuje o stanie baterii, nazwie artysty, odtwarzanego utworu albo katalogu. Jest podobny do popularnej Ivony. Często się z niego korzysta, choć co ciekawe, w przypadku niektórych niemieckich piosenek głos był męski. Spodobało się nam to rozwiązanie.
Apple iPod shuffle 6G | |
---|---|
Wymiary | 29 × 31,6 × 8,7 mm |
Waga | 12,5 g |
Pojemność | 2 GB |
Typ pamięci | flash |
Gniazdo kart pamięci | brak |
Wejścia | własny wtyk |
Wyjścia | słuchawkowe 3,5 mm |
Rozdzielczość ekranu | nie dotyczy |
Typ ekranu | nie dotyczy |
Akcelerometr | brak |
Obsługiwane typy plików audio | AAC, MP3, MP3 VBR, WAV, AIFF, Apple Lossless |
Dodatkowe multimedia | brak |
Zakres częstotliwości | 20 Hz – 20 000 Hz |
Typ zasilania | wewnętrzne |
Testy – odsłuch muzyczny
Słuchawki dołączone do zestawu
Bas brzmiał dynamicznie, był odpowiednio krótki, ogólnie skromny. Wokale brzmiały dość naturalnie i nie słyszeliśmy syczenia głosek. Ale mogłyby być bliższe słuchaczowi i odrobinę bardziej wyraźne. Gitary zagrały dynamicznym, ale naturalnym i odrobinę ostrym, analitycznym dźwiękiem. Wysokie tony były średnio słyszalne, a scena muzyczna – średnio uporządkowana i dość wąska. Separacja instrumentów – przeciętna.
Creative EP-630
Brzmienie tonów niskich było odrobinę za bardzo „rozciągnięte”, ale było też dość głębokie i ciepłe. Bas nie dudnił, chociaż było go więcej od pozostałych fragmentów pasma. Wokale brzmiały miękko i naturalnie, nie było słychać syczenia głosek, ale okazjonalnie traciły na wyrazistości. Gitary zagrały dość ciepło i naturalnie, nie napastowały słuchacza i były od niego odpowiednio oddalone. Tony wysokie były dość dobrze słyszalne i odpowiednio naturalne, ale potrafiły ukryć się za ścianą basu. Efekty przestrzenne były przyzwoite, a separacja instrumentów – zaledwie przeciętna.
Westone 3
Bas był skromny i średnio dynamiczny, odrobinę matowy. Wokale brzmiały naturalnie, bez syczących głosek, i były odpowiednio umiejscowione. Gitary zagrały ciepłym, naturalnym i nienapastliwym dźwiękiem. Tony wysokie brzmiały odpowiednio naturalnie i były dobrze słyszalne. Efekty przestrzenne były świetne, podobnie jak separacja instrumentów.
Creative Aurvana Live!
Bas był odrobinę rozlany, ale nie dudnił. Przydałaby mu się większa kontrola, no i było go sporo. Wokale brzmiały naturalnie i nie było syczących głosek. Mogłyby być odrobinę bliżej, ale i tak było nieźle. Gitary zagrały zbyt matowo, ale nie brzmiały napastliwie czy przesadnie głośno. Tony wysokie były w porządku. Scena muzyczna była odpowiednio rozbudowana, a separacja instrumentów – przeciętna.
Naszym zdaniem
iPod shuffle czwartej generacji całkiem nieźle poradził sobie ze wszystkimi trzema parami słuchawek, chociaż nam najbardziej przypadło do gustu połączenie z produktem firmy Westone. Jakość basu w tej parze nie zachwycała, ale pozostałe aspekty brzmienia zadowoliły nas.
Do testów dostarczył: Apple
Cena w dniu publikacji (z VAT): 219 zł
Apple iPod touch 4G
Budowa
Jakiś czas temu ukazała się publikacja dotycząca pojedynku pomiędzy starszym bratem modelu touch 4G a odtwarzaczem Microsoftu, Zune HD. Ze starcia z tarczą wyszedł produkt firmy Apple, ale pomimo przyznania mu rekomendacji czuliśmy pewien niedosyt. Mieliśmy nadzieję, że nowsza generacja urządzeń z serii touch będzie miała ładniejszy wyświetlacz i wbudowaną kamerkę. W modelu touch 4G spełniono nasze życzenia. To produkt, z którym naprawdę trudno rywalizować. Na zewnątrz sprzęt nie zmienił się znacząco, chociaż jest jeszcze lżejszy i bardziej szczupły. Jest solidny i świetnie leży w ręku. Wydłużono czas działania. Tak naprawdę jedyną wadą konstrukcji jest tył obudowy: to w dalszym ciągu blacha wypolerowana na wysoki połysk, która rysuje się wyjątkowo łatwo. Ale poza tym nie mamy niczego do zarzucenia.
Interfejs
Testując model touch 3G, odnieśliśmy wrażenie, że interfejs nie może działać lepiej. No cóż, okazało się, że jednak może. Co prawda zmiany w stosunku do poprzednika nie są drastyczne, jeśli chodzi o prędkość przełączania się pomiędzy zakładkami menu głównego i czasem uruchamiania podstawowych aplikacji, ale płynność gier naprawdę jest nieporównywalnie lepsza. W tym odtwarzaczu wykorzystano procesor Apple A4. Jest to dokładnie ten sam układ, który znalazł się w telefonie iPhone 4. Po prostu nie ma się do czego przyczepić.
Apple iPod touch 4G | |
---|---|
Wymiary | 111 × 58,9 × 7,2 mm |
Waga | 101 g |
Pojemność | 32 GB |
Typ pamięci | flash |
Gniazdo kart pamięci | brak |
Wejścia | własny wtyk |
Wyjścia | słuchawkowe 3,5 mm |
Rozdzielczość ekranu | 960 × 640 |
Typ ekranu | Retina |
Akcelerometr | tak |
Obsługiwane typy plików audio | AAC, MP3, MP3 VBR, WAV, AIFF, Apple Lossless, MP4 |
Dodatkowe multimedia | zdjęcia, filmy, gry, aplikacje, radio, dyktafon, internet |
Zakres częstotliwości | 20 Hz – 20 000 Hz |
Typ zasilania | wewnętrzne |
Testy – odsłuch muzyczny
Słuchawki dołączone do zestawu
Niskie tony były ugrzecznione – spokojne, płytkie i bardzo subtelne. Wokale brzmiały dość naturalnie i nie stwierdziliśmy syczenia głosek, choć mogłyby lepiej zaznaczyć swoją obecność. Gitary również zagrały bez życia. Nie były przejaskrawione, ale ich dynamika usypiała. Wysokie tony były odpowiednio słyszalne, a ich brzmienie – naturalne. Scena muzyczna była bardzo skromna, a separacja – przeciętna.
Creative EP-630
Bas był głęboki, w najniższych rejestrach dość zwarty, ale niezbyt dobrze kontrolowany. Jednakże nie dudnił i nie przysłonił pozostałych fragmentów pasma. Partie wokalne były dość wyraźne i naturalne, ale słyszeliśmy syczące głoski. Gitary grały nienapastliwie i nie za jasno, choć matowo, ale też na tyle analitycznie, że niektórym powinny się spodobać. Wysokie tony również brzmiały matowo, ponadto były za mało słyszalne. Scena muzyczna była dość rozbudowana, ale separacja instrumentów okazała się przeciętna.
Westone 3
Bas był krótki, zwarty i dynamiczny, ale mógłby być głębszy. Wokale brzmiały bardzo wyraźnie, czasem odrobinę ostro, ponadto było słychać syczenie głosek, ale przez większą część odsłuchu byliśmy z nich zadowoleni. Gitary zagrały bardzo dynamicznie i naturalnie, nie mieliśmy im nic do zarzucenia. Wysokie tony były odpowiednio wyraźne i naturalne. Scena muzyczna była szeroka i uporządkowana, a separacja instrumentów – zadowalająca.
Creative Aurvana Live!
Basu było sporo, ale był dobrze kontrolowany i dość zwarty. Czasami dudnił.Głosy wokalistów były dobrze słyszalne i odrobinę ocieplone, łatwo wpadały w ucho. Gitary zagrały naturalnie i żwawo, nie były przejaskrawione. Tony wysokie mogłyby brzmieć wyraźniej, ale były odpowiednio naturalne. Scena muzyczna była rozbudowana, ale separacja okazała się zaledwie przeciętna.
Naszym zdaniem
Model touch 4G zagrał odrobinę lepiej od poprzednika. Najkorzystniej wypadł w parze ze słuchawkami Westone 3, ale praktycznie z każdym źródłem miał coś do zaoferowania. Nawet słuchawki dołączone do zestawu dają się lubić, o ile ktoś preferuje ugrzecznione brzmienie.
Do testów dostarczył: Apple
Cena w dniu publikacji (z VAT): 1299 zł
Apple/RWA iMod 5.5G
Stronę poświęconą naszemu redakcyjnemu „referentowi” należy potraktować jako ciekawostkę. Modyfikacja znana jako iMod lub DYIMod polega na wyprowadzeniu sygnału z DAC-a wewnątrz urządzenia do wyjścia liniowego, z pominięciem podzespołów kiepskiej jakości. To rozwiązanie samo w sobie nie poprawi jakości dźwięku tak, aby słuchacz doznał muzycznej nirwany, z prostego powodu: nie da się wpiąć słuchawkowego wtyku do wyjścia liniowego odtwarzaczy firmy Apple. Dlatego też iMod zawsze łączy się ze wzmacniaczem słuchawkowym za pośrednictwem odpowiedniego kabla, a dopiero później, właśnie do wzmacniacza, podłącza się słuchawki. Tylko w taki sposób można skorzystać z zalet drogiej (kosztującej równowartość 750 zł) modyfikacji opracowanej przez Vinniego Rossiego, założyciela audiofilskiej manufaktury Red Wine Audio.
Owszem, iMod zapewnia znakomity dźwięk, ale tylko te osoby, które zainwestują w dobrej jakości wzmacniacz słuchawkowy i słuchawki, docenią brzmienie swojego zestawu. Jednakże iMod ma sporo wad. Odpowiedni iPod, modyfikacja, kabel i dodatkowo dobry wzmacniacz to wydatek blisko 3000 zł. Tak powstały model jest ciężki i nieporęczny. Z iModa będą zadowoleni ci, którzy szukają bezkonkurencyjnego brzmienia i którym nie przeszkadzają te wszystkie wady, które wymieniliśmy na dole tej strony.
Budowa
Budowa iModa jest z zewnątrz dokładnie taka sama jak iPoda Video 5.5G. Gdyby nie wzmacniacz, napisalibyśmy, że ze sprzętu korzysta się równie wygodnie co z iPoda classic 6G, opisanego parę stron wcześniej. Front jest z tworzywa sztucznego, a tył – z blachy wypolerowanej na wysoki połysk. Obydwa elementy są bardzo podatne na zarysowania, a bardzo trudno jest kupić futerał do modelu wyposażonego w dysk twardy o pojemności 60 GB. Jednakże jest to solidne urządzenie, wykonane z typową dla Apple'a dbałością o szczegóły, podobnie jak wzmacniacz słuchawkowy firmy Ray Samuels Audio, o obudowie w całości zrobionej ze szczotkowanego aluminium. Pokrętło regulacji głośności jest analogowe, chociaż jest dostępna pomniejszona wersja wzmacniacza, w której zastosowano cyfrowe. Co ciekawe, w urządzeniu umieszczono przełącznik wzmocnienia sygnału, który ustawia się w zależności od słuchawek. To niewielkie cacko umie wysterować nawet 300-omowe przetworniki. Inną ciekawostką jest to, że w torze audio nie ma ani jednego kondensatora, co również odbija się na brzmieniu zestawu. Jedyne, do czego możemy się przyczepić, to nadruk na wzmacniaczu, który z czasem ściera się, ale my nie obchodziliśmy się z nim zbyt łagodnie.
Interfejs
Ponieważ najlepszym możliwym rozwiązaniem dla iModa jest oprogramowanie RockBox, to właśnie o nim mówi niniejszy akapit. RockBox jest szybki, ma bardzo dużo funkcji, do tego można zmieniać jego wygląd i dostosowywać opcje. Przełączanie się pomiędzy nimi jest bardzo szybkie, a można ten aspekt jeszcze poprawić, wymieniając dysk twardy na kartę pamięci typu Compact Flash. No i najważniejsza: urządzenie będzie widziane przez system jako dysk, na który kopiuje się dane metodą „Przeciągnij i upuść”. Wiele osób będzie też zadowolonych z działania parametrycznego korektora graficznego, opcji językowych, możliwości zmian w pliku konfiguracyjnym oraz całej masy innych przydatnych funkcji. Jak na niezależne oprogramowanie, RockBox działa bardzo stabilnie i przez blisko dwa lata używania nie mieliśmy z nim problemów.
Apple/RWA iMod 5.5G | |
---|---|
Wymiary | 103,5 × 61,8 × 21 mm |
Waga | 240 g (ze wzmacniaczem) |
Pojemność | 60 GB |
Typ pamięci | dysk twardy |
Gniazdo kart pamięci | brak |
Wejścia | własny wtyk |
Wyjścia | słuchawkowe 3,5 mm |
Rozdzielczość ekranu | 320 × 240 |
Typ ekranu | TFT |
Akcelerometr | brak |
Obsługiwane typy plików audio | AAC, MP3, MP3 VBR, WAV, AIFF, Apple Losdless, FLAC |
Dodatkowe multimedia | zdjęcia, filmy, gry, |
Zakres częstotliwości | 20 Hz – 20 000 Hz |
Typ zasilania | wewnętrzne |
Testy – odsłuch muzyczny
Słuchawki dołączone do zestawu
Niskie tony brzmiały bardzo spokojnie, dość płytko i niemęcząco. Były dynamiczne, ale przydałoby im się więcej głębi. Wokale brzmiały bardzo naturalnie, chociaż mogłyby być bardziej słyszalne. Gitary zagrały spokojnie, matowo i mało przekonująco, ale nie były przejaskrawione. Wysokie tony były dość wyraźne i odpowiednio naturalne. Scena muzyczna była skromna, natomiast separacja – dobra.
Creative EP-630
Dało się usłyszeć pewne dudnienie basu, który przysłaniał najwyższe części pasma. Niskie tony były mięsiste, ale też całkiem dynamiczne i zwięzłe. Nie były wyjątkowo głębokie, ale spodobały się nam. Wokale były nieznacznie odsunięte od słuchacza, ale przydało to brzmieniu realizmu. Najwyższe rejestry były dość dobrze słyszalne. Talerze wybrzmiewały odpowiednio długo, ale ich dźwięk nie rzucił nas na kolana. Rozlokowanie poszczególnych instrumentów w wirtualnej przestrzeni było bardzo dobre. Jeżeli wokalista znajdował się odrobinę po lewej stronie sceny – słyszeliśmy to. Nagrania koncertowe brzmiały wyjątkowo przestrzennie. I to najsłabszy aspekt słuchawek EP-630. Gdy słuchaliśmy utworów rockowych, częstym gościem w naszych uszach był chaos. Separacja była zaledwie do przyjęcia.
Westone 3
Basy były takie, jakie najbardziej lubimy: czyste, dynamiczne, punktowe, ale niezbyt głębokie. Słowem: bezkonkurencyjne. Tony średnie to „ulubiony” fragment pasma wzmacniacza, który działa bardzo synergicznie z iModem i IEM-ami firmy Westone. Średnie tony brzmiały bardzo czysto, dynamicznie i „muzykalnie”. Tony wysokie były nieporównywalnie lepiej słyszalne niż w poprzednich testach. Jeżeli perkusista wyżywał się na talerzach, słyszeliśmy to bardzo wyraźnie i czysto. Efekty przestrzenne można by opisać jako spektakularne. Instrumenty rozlokowane w wirtualnej przestrzeni brzmiały bardzo namacalnie i realistycznie. Ani przez moment nie było problemu ze zlokalizowaniem gitary czy wokalisty. Separacja instrumentów również była znakomita. Bez najmniejszych przeszkód mogliśmy skupić się na dźwięku, który nas zainteresował.
Creative Aurvana Live!
Tony niskie zrobiły na nas wrażenie. Nie były porywająco szybkie, ale realizm, kontrola i mięsistość sprawiły, że na chwilę zapomnieliśmy o swoich preferencjach co do tej części pasma. Wokale brzmiały dość wyraźnie, czysto i melodyjnie, tylko sporadycznie nie były dostatecznie słyszalne. A przede wszystkim brzmiały realistycznie. Tony wysokie zaznaczyły swoją obecność, ale zrobiły to subtelnie, zwłaszcza w spokojniejszych utworach. Efekty przestrzenne były naprawdę bardzo dobre. Ani przez moment nie odnieśliśmy wrażenia, że jest zbyt ciasno. Poszczególne instrumenty były precyzyjnie rozlokowane w wirtualnej przestrzeni. Separacja instrumentów była bardzo dobra, nawet w wyjątkowo szybkich i jazgotliwych utworach.
Naszym zdaniem
iMod poradził sobie ze wszystkimi słuchawkami na tyle dobrze, że nie możemy napisać o połączeniu, które by nas drażniło. Ale najlepiej wypadło połączenie iModa ze słuchawkami Westone 3. Ta para jest bardzo synergiczna i mało które połączenie może jej dorównać.
Do testów dostarczył: PCLab.pl
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2800 zł
Colorful Colorfly C4
Budowa
Firma Colorful, znana do tej pory głównie z produkcji kart graficznych, postanowiła zaskoczyć wszystkich, wprowadzając przenośny odtwarzacz plików muzycznych o niespotykanej budowie. Model Colorfly C4 wyróżnia się na tle konkurencji ceną oraz materiałami, z których został wykonany. Obudowa to najprawdziwsze drewno. Tył jest delikatnie wyprofilowany i przyozdobiony bardzo ładnym wzorem symbolizującym (strzelamy) dwa lwy wspierające heraldyczną tarczę. Przód również nie budzi zastrzeżeń. Odrobinę dziwacznie rozlokowane guziki wciskają się miękko. Suwak regulacji głośności, wyprodukowany przez znaną firmę Alps, jest analogowy. Front obudowy oraz jej dolny bok zostały wykonane ze stali, co przydało urządzeniu solidności. Producent umieścił na dole dwa gniazda słuchawkowe, dostosowane do różnych parametrów słuchawek. Dla tych o dużej impedancji, nawet 300-omowych, jest przewidziane gniazdo o średnicy 6,3 mm; te o mniejszej należy podłączyć do 3,5-milimetrowego gniazda. Przycisk resetowania znajduje się tuż obok, podobnie jak gniazda do transferu danych oraz kart pamięci. Urządzenie można też wykorzystać jako źródło sygnału cyfrowego, ponieważ producent umieścił na jego obudowie wejście i wyjście S/PDIF.
Elementem budowy, który się nam nie spodobał, jest wyświetlacz bardzo słabej jakości. Możemy przełknąć jego niską rozdzielczość, bo nie ona jest najważniejsza w urządzeniu o tylko jednym zastosowaniu, ale kąty widzenia... Niestety, są bardzo złe. Nawet patrząc na ekran idealnie z przodu, dostaje się oczopląsu będącego następstwem nierównomiernego podświetlenia. Do tego czytelność z lewej strony jest zupełnie inna niż z prawej.
Colorfly C4 to nie jest zwykły drogi „grajek”, którego ot tak można wsadzić do kieszeni. Po pierwsze, musiałaby być naprawdę pojemna. Po drugie, jest to pierwszy na świecie „przenośny” sprzęt, który jest w stanie odtworzyć ścieżkę dźwiękową o jakości 24 bity / 192 KHz. Mało które urządzenie stacjonarne to umie, a co dopiero odwarzacze plików muzycznych! Ale to nie wszystko. Zastosowano bardzo dobrej jakości kondensatory ELNA, DAC CS4398 firmy Cirrus Logic oraz wspomniany już potencjometr firmy ALPS. Choćby ze względu na budowę jeszcze powrócimy do tego modelu.
Interfejs
Interfejs urządzenia jest niedopracowany. Przede wszystkim jest powolny i najwyraźniej we wczesnej fazie rozwoju, ponieważ odtwarzacz nie umie odtworzyć plików .flac. Producent zapewnia, że wkrótce zostanie wydana poprawka, która ma nie tylko zwiększyć wygodę użytkowania sprzętu, ale także przynieść obsługę tego formatu. Mimo że przyciski działają miękko, aby użyć dowolnej funkcji, należy je czasem przytrzymać dłuższą chwilę. Nie ma gwarancji, że każdy za pierwszym razem zadziała: często trzeba ten zabieg powtórzyć, bo sprzęt nie reaguje. Menu opcji nie jest rozbudowane, ale w gruncie rzeczy jest to, co być powinno. Przydałby się korektor graficzny, gdyż użytkownik ma do dyspozycji tylko kilka gotowych ustawień typu Jazz czy Rock. Również tłumaczenie menu budzi zastrzeżenia: tylko część opcji została spolszczona. Pomimo tych wszystkich problemów dajemy modelowi Colorfly C4 kredyt zaufania: wierzymy, że producent już wkrótce poprawi funkcjonalność oprogramowania.
Colorful Colorfly C4 | |
---|---|
Wymiary | 125 × 76 × 24 mm |
Waga | 250 g |
Pojemność | 32 GB |
Typ pamięci | flash |
Gniazdo kart pamięci | microSD |
Wejścia | mini-USB, S/PDIF |
Wyjścia | słuchawkowe 3,5 mm, słuchawkowe 6,3 mm, S/PDIF |
Rozdzielczość ekranu | nieznana |
Typ ekranu | TFT |
Akcelerometr | brak |
Obsługiwane typy plików audio | MP3, WAV, APE |
Dodatkowe multimedia | brak |
Zakres częstotliwości | 20 Hz – 20 000 Hz |
Typ zasilania | wewnętrzne |
Testy – odsłuch muzyczny
Creative EP-630
Bas był dość punktowy, ale zdecydowanie „przesadzony”. Nie dudnił, ale spowodował, że pozostałe fragmenty pasma były gorzej słyszalne. Głosy zabrzmiały naturalnie i były odpowiednio oddalone, ale wokaliści śpiewali tak, jak gdyby znajdowali się za woalem. Słyszeliśmy też syczenie głosek. Gitary zagrały dźwiękiem matowym, ale nie napastliwym. Wysokie tony były niesłychanie płaskie, ale nad wyraz wyraźne. Separacja mocno kulała, ale szerokość sceny muzycznej była dość duża.
Westone 3
Bas był dynamiczny, bardzo dobrze kontrolowany, właściwie wypełniony. Wokale były bardzo naturalne i odpowiednio wyraźne, chociaż czasem było słychać syczące głoski. Gitary zagrały dość ciepło, ale bardzo czysto i naturalnie. Wysokie tony były bardzo, ale to bardzo dobre. Ich słyszalność była świetna, a brzmienie – naturalne. Scena muzyczna była dość rozbudowana, ale panował na niej porządek. Separacja instrumentów – również bez zarzutu.
Creative Aurvana Live!
Niskie tony były dynamiczne i spójne. Nie były rozwleczone, ale mogłyby być mniej mięsiste i odrobinę cofnięte. Wokale były naturalne i nie słyszeliśmy syczących głosek, choć przydałoby im się więcej wyrazistości. Gitary zagrały dość jasnym, odrobinę matowym i nienapastliwym dźwiękiem. Wysokie tony były dość dobrze słyszalne i naturalne. Separacja instrumentów była dobra, a scena muzyczna – zadowalająca.
Naszym zdaniem
Model firmy Colorfly okazał się wybredny. Ze słuchawkami EP-630 zagrał kiepsko, z nausznikami – dobrze, chociaż nie wybitnie, ale z produktem firmy Westone najwyraźniej się polubił. To jedna z najbardziej synergicznych par w naszym teście, o wyjątkowym brzmieniu. Nie mieliśmy czasu, aby dokładnie przyjrzeć się propozycji firmy Colorful, ale zaręczamy, że jeszcze do niej wrócimy, w kilka par uszu i z wysokoomowymi słuchawkami.
Do testów dostarczył: Colorful
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2300 zł