In Win to mało znana firma, która co prawda nie wyznacza trendów na rynku obudów, ale ma świetne warunki, by w przyszłości to robić. Nie kopiuje ona cudzych schematów, dzięki czemu nie znajdziemy w jej ofercie kolejnego Cooler Mastera Elite bis. Stawia na własne rozwiązania: ma w ofercie obudowy, których nie kupiłby niemal nikt, a także nieznane nikomu perełki, które kupić wręcz wypada. Do której kategorii należy testowany dzisiaj Dragon Slayer?
In Win Dragon Slayer ma tradycyjną bryłę i choć front w pierwszej chwili może wydawać się dość odważny, to w gruncie rzeczy nie jest to typowa „choinka” z tuzinem różnokolorowych światełek (choinkowa jest tylko nazwa). Nie jest to również zwykła, ascetyczna bryła, jakich wiele pod biurkami. Czym więc jest? Najłatwiej będzie nam ją określić jako konstrukcję, która z jednej strony jest prosta, z drugiej zaś pokazuje pazur, co może spodobać się pasjonatom komputerowym. Warto przy okazji zwrócić uwagę na to, że obudowę pokryto nie czarnym ani srebrnym, ale grafitowym lakierem, który ma tę właściwość, że nie widać na nim odcisków palców. Co prawda na naszych zdjęciach nie wygląda to tak dobrze, ale lampy uwypuklają rzeczy, których w świetle dziennym czy domowym oświetleniu raczej nie widać.
Szczegóły fizjonomii
Znaczna część panelu frontowego została wypełniona stalową siatką, którą producent nie wiadomo dlaczego porównuje do zbroi średniowiecznego rycerza. Co prawda raczej nie wytrzyma ona uderzenia buławą, nie zdobędziemy też dzięki niej uznania żadnej damy dworu, ale musimy przyznać, że wygląda ona dość interesująco. Siatka wydaje się solidnie wykonana i umocowana (widać pod nią krzyżową konstrukcję), więc powinna być trwała. Całość wygląda nawet lepiej niż na zdjęciach. Na przodzie oprócz siatki znajdziecie umiejscowione po bokach elementy stylizowane na wzmocnienia, panel z wejściem i wyjściem słuchawkowym, dwoma portami USB 2.0 i jednym USB 3.0 (tak!), logo In Win, diody aktywności komputera oraz umieszczony ponad nimi przycisk zasilania. Ten ostatni, choć wygląda topornie, został wykonany z należytą starannością. Choć ma niewielki skok, wymaga stosunkowo silnego wciśnięcia (ale nie przesadnie silnego), więc nie trzeba się obawiać przypadkowego uruchomienia komputera.
Pomiędzy diodami aktywności komputera, w zagłębieniu, znajduje się przycisk resetowania. Można go wcisnąć wyłącznie cienkim przedmiotem. To rozwiązanie jest spotykane coraz częściej, choć wolelibyśmy inny sposób zabezpieczenia przed przypadkowym wciśnięciem.
Patrząc na obudowę, nie sposób nie dostrzec sporego otworu w lewym panelu. Wielu mogłoby zobaczyć w tym otwartą drogę dla kurzu, ale tutaj czeka miłe zaskoczenie. In Win to jeden z niewielu producentów, którzy przemyśleli konstrukcję tego elementu: niemal całą jego powierzchnię wypełnia filtr. Dobrym pomysłem są również znajdujące się w siatce gumowe tuleje pod śruby mocujące wentylatory. Gdy jakieś się w tym miejscu znajdą (w zestawie ich nie ma), komputer zapewne będzie mniej rezonował i w konsekwencji będzie cichszy.
Jednak nie zawsze w działaniu In Win widać konsekwencję. Na drugim skrzydle obudowy, na samym dole, znajdziecie mniejszy otwór wentylacyjny, który już nie jest filtrowany. Zaraz, chwila! To tę gigantyczną dziurę dało się wyposażyć w filtr, a tę drobną kratkę – już nie?! Szkoda, bo na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik.
Filtr umieszczono za to w otworze wentylatora 140 mm w górnej ściance obudowy. Rozumiemy troskę o to, żeby kurz nie dostawał się do obudowy, gdy komputer stoi wyłączony. Mamy jednak spore wątpliwości, czy na pewno jest to słuszne rozwiązanie, bo opór powietrza jest spory. Ogranicza on w pewnym stopniu wentylację, zwiększa głośność, a obudowa i tak zakurzy się prędzej, niż gdyby go nie było, a to za sprawą odsłoniętego otworu w prawej ściance.
Ostatnim zewnętrznym szczegółem, na który mało kto zwraca uwagę, są nóżki komputera. Są wykonane z plastiku, ale od spodu pokryte warstwą gumy, a żeby wyglądały lepiej, opatrzono je metalową obręczą. Mniej istotne, jak wyglądają (komponują się z obudową całkiem poprawnie), ważne, że spełniają swoją funkcję bardzo dobrze, nie pozwalając, by obudowa się przesuwała.
Konstrukcyjna norma plus
Zaraz po rozkręceniu obudowy widać, że jej konstrukcja jest normalna, choć jest to normalność jak najbardziej współczesna, a nie archaiczna czy też supertania. „Współczesna” oznacza, że zgodnie z obowiązującym od pewnego czasu trendem zasilacz przeniesiono na spód, a w miejscu, gdzie przeważnie znajduje się podstawka procesora, wycięto otwór w panelu montażowym płyty głównej; jest też kilka otworów do prowadzenia przewodów, a cały środek pomalowano na czarno. No nie! To jednak więcej niż norma, szczególnie że całość wygląda interesująco – o ile przyjmiemy, że wnętrze obudowy może interesująco wyglądać. Czarne wnętrze i jasnożółte akcenty przywodzą na myśl obudowę innego producenta.
Co uważniejsi Czytelnicy zapewne dostrzegli dość istotną cechę konstrukcji: jest przystosowana wyłącznie do formatu mikro-ATX. Z zewnątrz nie wydaje się szczególnie mała – jej wymiary są bliskie modelom midi tower. Ale producent zwyczajnie postawił na funkcjonalność, co wydaje się słusznym podejściem, w końcu produkt jest kierowany do entuzjastów. Obudowa mieści aż trzy zewnętrzne zatoki 5,25 cala, z czego dwie można wykorzystać również na urządzenia w formacie 3,5 cala. Ponadto pod wierzchem wygospodarowano trochę nadprogramowego miejsca, co może okazać się pomocne przy montażu większych schładzaczy procesora. Co ciekawe, jest pięć śledzi, choć specyfikacja mikro-ATX mówi tylko o czterech. Jest to chyba ukłon producenta w stronę osób, które w swoich komputerach montują karty graficzne o rozbudowanych układach chłodzenia (np. takich). Dzięki temu rozwiązaniu port PCI-E umieszczony na płycie na samym dole nie będzie bezużyteczny.
Zupełnie nietypowo, ale całkiem rozsądnie umiejscowiono zatoki 5,25 cala. Dwie z nich znalazły się na spodzie obudowy. Dlaczego? Producent, przenosząc zasilacz na spód obudowy, dostrzegł wolne miejsce naprzeciwko zasilacza, tj. z przodu. Trudno było tego nie wykorzystać, zwłaszcza że zdecydowana większość płyt mikro-ATX ma złącza SATA na prawym skraju, blisko dolnej krawędzi. A zatem i kable nie będą się ciągnąć po obudowie. Czy to źle? Wszystko zależy od ustawienia obudowy i wykorzystania dolnych zatok. Jeśli znajdą się tam dyski 3,5-calowe – problem rozwiązany. Jeśli zaś miałby tam zostać zamontowany napęd 5,25 cala, to wtedy obudowa nie powinna stać na podłodze (czy też na półce tuż ponad podłogą), bo obsługa byłaby wyjątkowo niewygodna. Co innego, gdy obudowa stanie na biurku lub okolicznej szafce; np. wtedy płytę na szufladce będzie się kładło jeszcze wygodniej, niż gdyby napęd był umieszczony w górnej zatoce.
Napędy i dyski można montować za pomocą łatwych w obsłudze plastikowych zacisków, które znajdziecie we wszystkich tańszych obudowach. Nie jest to jednak w żadnej mierze wada, bo zawsze można użyć śrub. Mamy jednak pewne zastrzeżenia co do zatrzasków śledzi. Wydają się dość delikatne i nie mamy pewności, czy kiedyś któryś z nich nie złamie się przez przypadek. Ponadto ich konstrukcja nie pozwala na zapięcie kart graficznych o dwuslotowych, tunelowych systemach chłodzenia – takich jak choćby w wielu referencyjnych modelach kart GeForce i Radeon z wyższej półki.
Boczne panele są montowane jak najbardziej tradycyjnie: osadzono je na profilach wyciętych wzdłuż ich dolnych i przednich krawędzi. Przytrzymywane są przez haczyki wycięte wzdłuż górnych krawędzi z konstrukcji panelu. Szybkośrubki unieruchamiają panele od tyłu.
Cały zestaw oprócz samej obudowy zawiera cztery przylepne obejmy na przewody, śruby i trzy pary szyn do montażu dysków napędów. I oczywiście instrukcję.
Przesycenie wentylacją
Wodząc wzrokiem po żółtych akcentach, nie sposób nie dostrzec trzech największych – wentylatorów. Pierwszy z nich znajduje się na froncie obudowy i ma rozmiar 140 mm, drugi, o takich samych gabarytach, trafił na górną ściankę, a trzeci, o średnicy 92 mm, umieszczono z tyłu. Jednak to nie wszystko: jest jeszcze jeden, ukryty. Znajduje się on pod frontem obudowy i można go zobaczyć dopiero po zdjęciu dolnych zaślepek zatok 5,25 cala. Ma on ramkę w rozmiarze 80 mm. Trzeba jednak pamiętać o tym, że aby zamontować na dole napędy optyczne, trzeba go zdjąć. Jeśli jednak użytkownik zechce wykorzystać te zatoki na dyski, to będą one dodatkowo wentylowane.
Wentylacja obudowy jest imponująca nie tylko ze względu na swój potencjał. Rzadko się zdarza, żeby w cenie 259 zł producent dostarczał obudowę wraz z czterema wentylatorami. Dwa 140-milimetrowe oraz jeden 92-milimetrowy i jeden 80-milimetrowy to często więcej, niż sugeruje standard w obudowach midi tower. Mamy zatem do czynienia z wyposażeniem zdecydowanie ponad normę. Cała bateria na nominalnych obrotach (12 V) ma przeciętną „kulturę” pracy. Dwa mniejsze modele odrobinę szumią, co wyraźnie słychać w cichym pomieszczeniu. Nie jest to żaden hałas, ale miłośnicy ciszy raczej je wymienią. Większe są już dość ciche, ale słychać drobne niedoskonałości łożyskowania (przede wszystkim dotyczy to umieszczonego pod wierzchem).
Układ wentylacji jest tradycyjny, z lekką przewagą odsysania nad zasysaniem – właśnie tak powinno być. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten wielki otwór w bocznym panelu, który pomieści nawet cztery wentylatory 120 mm. Wolelibyśmy zamknąć ten panel całkowicie szybą (lub stalą) i nie burzyć ustalonego przepływu powietrza, który został bardzo ładnie zestrojony. Wykorzystanie możliwości (ogromnych) dmuchania z boku zamienia uporządkowany plan w kocioł. Powietrze wpada do środka, rozbija się o elementy komputera i nie mając którędy ujść, przynajmniej częściowo krąży we wszystkich kierunkach. Niewykorzystanie tego otworu też nie jest korzystne. Powoduje on, że wentylatory odsysające powietrze z obudowy (na tylnej i wierzchniej ściance), zamiast kierunkować przepływ powietrza wewnątrz, ochoczą pompują powietrze, które dopiero co wpadło bokiem. Oczywiście, nie całe, ale na tyle dużo, że osłabia to wentylację całej obudowy. Szkoda, że nie pozostawiono wyboru co do wypełnienia bocznego panelu.
Jest jednak pewne zastosowanie tego panelu, które dla nielicznych może okazać się istotne. Jeśli bowiem w komputerze będzie na tyle wrażliwe na temperaturę miejsce, że użytkownik będzie chciał je schłodzić nawet kosztem całości, to będzie mógł to zrobić: cały otwór w bocznej ściance wycięto dokładnie naprzeciwko panelu płyty głównej.
Trzeba też przyznać, że otwór ten, choć trudny do uzasadnienia, jest naprawdę dopracowany. Jak wspomnieliśmy, pokryto go filtrem (choć, niestety, nie do końca szczelnie), a tuleje pod śruby wentylatorów są gumowe. Na dodatek dzięki wypukłości siatki wentylator częściowo się w niej chowa, a więc ryzyko, że będzie kolidował np. z wysokim schładzaczem procesora, jest mniejsze.
Generalną wadą filtrów jest jednak to, że trudno jest je zdjąć do wyczyszczenia. Gdyby umieszczone były na wierzchu obudowy, to wystarczyłoby je odkurzyć ssawką, nawet bez zaglądania do środka. Zapewne jednak byłoby to kosztem walorów estetycznych. Ale teraz nie tylko trudno je zdjąć, ale też nie da się ich dokładnie odkurzyć. Żeby wyczyścić filtr w zaślepkach, trzeba je najpierw zdemontować, a potem usunąć drobną i niezbyt poręczną nakładkę o ostrych krawędziach. Ten z bocznego panelu trzeba zdejmować razem z tulejami na wentylatory. Ten z wierzchniej ścianki i ten ze spodu dają się dokładnie wyczyścić dopiero po wyjęciu wentylatora lub zasilacza. To wszystko nie zachęca do trzymania komputera w czystości. Na dodatek nie we wszystkich miejscach na froncie da się go zdjąć.
Jeśli komuś nie wystarczy chłodzenie powietrzne, na górnej części tylnej ścianki obudowy znajdzie przepusty dla węży chłodzenia wodnego i kabli. Producent próbuje pokazać, że jego obudowa nada się nawet dla zaawansowanego użytkownika, który nad tradycyjny schładzacz przedkłada blok i rurki. Pisaliśmy już wielokrotnie, że nie popieramy wycinania tego typu otworów, a to ze względu na nikłe szanse wykorzystania (teraz całe systemy chłodzenia cieczą raczej zabudowuje się w środku) oraz pogorszenie obiegu powietrza. Tutaj jednak nie ma to wielkiego znaczenia w obliczu gigantycznego bocznego otworu. Z tych samych powodów nie będziemy wytykać podziurawionych śledzi. Trzeba w tym miejscu odnotować, że jeden przepust może posłużyć do podłączenia umieszczonego na froncie portu USB 3.0 do tylnego panelu płyty głównej. W obudowie In Win ten kabel ma zwykłą, popularną końcówkę, taką jaką stosuje się w zewnętrznych urządzeniach. Nie jest to jednak nic szczególnie rażącego – ani ze względów funkcjonalnych (porty USB 3.0, jeśli występują, to przeważnie tylko na tylnym panelu płyty głównej), ani estetycznych (z tyłu obudowy i tak plącze się sporo kabli).
Podsumowanie
In Win Dragon Slayer | |
---|---|
Format obudowy | mini tower |
Formaty pasujących płyt głównych | μATX |
Wymiary zewnętrzne (szerokość × wysokość × długość) | 196×430×426 mm |
Materiał konstrukcji nośnej obudowy | stal grubości 0,6 mm |
Materiał poszycia obudowy | stal i tworzywo sztuczne |
Liczba zewn. zatok 5,25" i 3,5" | 3, 1 |
Liczba wewn. zatok 3,5" i 2,5" | 2*, 1 |
Otwory wentylatorów | front: 1 × 80 mm + 1 × 140 mm tył: 1 × 92 mm wierzch: 1 × 120/140 mm bok: 4 × 120 mm |
Fabryczna bateria wentylatorów | front: 1 × 80 mm + 1 × 140 mm tył: 1 × 92 mm wierzch: 1 × 140 mm |
Regulacja obrotów wentylatorów | brak |
Podświetlenie | brak |
Rodzaj i liczba wejść i wyjść multimedialnych | 2 × USB 2.0, 1 × USB 3.0, 1 × słuchawkowe, 1 × mikrofonowe |
Montaż zasilacza(y) | poniżej płyty głównej, w pozycji standardowej lub odwróconej |
* dwie wewnętrzne zatoki 3,5 cala zajmują dwie zewnętrzne zatoki 5,25 cala.
Co możemy powiedzieć o tym produkcie? Przede wszystkim to, że trudno będzie go porównać do czegokolwiek innego. In Win Dragon Slayer jest obudową wielkości mniejszych midi tower, do której włożymy płytę główną maksymalnie w formacie mikro-ATX. Dla tych, którzy chcieliby przenieść do niej swój komputer oparty na płycie w pełnym formacie ATX, będzie to poważna wada. Dla kogoś, kto chciałby zbudować komputer od zera, nie powinno to mieć większego znaczenia. Dziś nawet płyty dla entuzjastów, obsługujące SLI i CrossFireX, mają swoje odpowiedniki mikro-ATX, a co dopiero mówić o modelach dla mniej wymagających użytkowników.
Naszym zdaniem obudowa jest ciekawa i oparta na dobrych wzorcach konstrukcyjnych. Zdecydowanie gorzej oceniamy wentylację i filtry. Gdyby nie ten aspekt, to z czystym sumieniem byśmy Wam tę konstrukcję polecili, zwłaszcza że cena jest dość atrakcyjna. Może jeszcze stal mogłaby być grubsza – 0,6 mm to zdecydowanie za mało. Na pewno znajdą się użytkownicy, którzy będą z niej zadowoleni.
Warto przy okazji odnotować, że obudowa jest jedną z pierwszych, które mają port USB 3.0 na froncie. Można by rzec: nareszcie w tej cenie.
Do testów dostarczył: Yooki.pl
Cena w dniu publikacji (z VAT): 259 zł