Przez wiele lat nie mogłem spokojnie spać. Może nie budziłem się zlany potem z przerażeniem w oczach na samą myśl, że straciłem bezpowrotnie ważne dane istniejące tylko w jednej kopii, jednak ich bezpieczeństwo skutecznie zaprzątało moje myśli. Nie mam zbyt wielkiego zaufania do wszelkiego rodzaju nośników, bo wychodzę z założenia, że wszystkie są awaryjne: płytkom DVD zdarza się rozwarstwiać i rysować, dyski twarde bez względu na technikę zapisu danych potrafią w najmniej odpowiednim momencie odmówić posłuszeństwa, strasząc uszkodzonymi sektorami, spalenizną z wydobywającej ostatnie tchnienie elektroniki lub awarią głowic albo mechanizmów odpowiedzialnych za ich pracę; zniszczenia samego nośnika magnetycznego też się zdarzają. Pendrive'om ufam tak samo jak wieki temu dyskietkom, czyli wcale. Rozwiązaniem mojego problemu było przechowywanie kopii wszystkiego, co ważne, na kilku nośnikach i kwestia bezpieczeństwa danych niby była załatwiona, ale nie do końca. Trzymanie takich danych w kilku kopiach w różnych miejscach zwiększa prawdopodobieństwo, że ktoś niepowołany położy na bezcennych dla mnie informacjach swoje obślizgłe i śmierdzące łapska. Problem więc powrócił z siłą wodospadu, a paranoja kiełkowała gdzieś w najciemniejszych zakamarkach mojego umysłu. Istnieje możliwość szyfrowania danych, ale synchronizowanie ich między nośnikami zajmuje trochę czasu, a odzyskiwanie utraconych w wyniku różnych awarii informacji z zaszyfrowanych dysków to nie jest, niestety, kwestia uruchomienia dwóch lub trzech programów. Tak żyć się nie da! Musi być przecież jakieś rozwiązanie, które pozwoli spać spokojnie i nie będzie zabierało cennego czasu, potrzebnego na tak ważne w życiu rzeczy, jak picie piwa lub rozsmarowywanie na krwawą papkę kolejnego tysiąca przeciwników w Stalkerze. Z pomocą przyszła mi jak zawsze internetowa brać, to właśnie dzięki niej od pewnego czasu sypiam już spokojnie, nie martwiąc się ani utraty danych związanej z uszkodzeniem nośników, ani tym, że wpadną w niepowołane ręce, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że ten niczym niezmącony spokój duszy nie kosztuje mnie złamanego grosza i mam teraz możliwości, o których nawet nie marzyłem w najpiękniejszych snach z Wielkim Elektronikiem w roli głównej.

Od kilku lat z mniejszym lub większym powodzeniem korzystałem z internetowych dysków udostępnianych przez różne firmy. Bolączką takiego darmowego rozwiązania było to, że dostępna przestrzeń była niewielka (w większości wypadków był to 1 GB lub mniej) i że dane nie były dostatecznie zabezpieczone przed kradzieżą. Zawsze jednak pozostaje ich spakowanie przed wysłaniem popularnym WinZipem, WinRAR-em lub darmowym 7-Zipem i zabezpieczenie archiwów hasłem. Czas, który trzeba by na to wszystko poświęcić, to następne godziny, które zawsze można przeznaczyć na weselsze zajęcia. Innym ograniczeniem niektórych internetowych dysków w bezpłatnej wersji to zmniejszona prędkość wysyłania oraz pobierania danych, a także restrykcje co do wielkości plików przechowywanych na serwerach. Wszystko to sprawiało, że wcześniej lub później rezygnowałem z każdego testowanego rozwiązania, głównie ze względu na ich nieporęczność i sporą ilość czasu poświęcanego na synchronizację oraz archiwizację danych. Dziś jednak to już nie jest problem. Z pomocą mej umęczonej duszy przyszedł nie kto inny, jak sam Microsoft, który ostatnio zaskakuje mnie wysoką jakością oferowanych przez siebie darmowych usług, i mimo że nie są pozbawione minusów, nawet wszystkie razem wzięte nie są w stanie przesłonić jednego naprawdę wielkiego plusa.