Przez wiele lat nie mogłem spokojnie spać. Może nie budziłem się zlany potem z przerażeniem w oczach na samą myśl, że straciłem bezpowrotnie ważne dane istniejące tylko w jednej kopii, jednak ich bezpieczeństwo skutecznie zaprzątało moje myśli. Nie mam zbyt wielkiego zaufania do wszelkiego rodzaju nośników, bo wychodzę z założenia, że wszystkie są awaryjne: płytkom DVD zdarza się rozwarstwiać i rysować, dyski twarde bez względu na technikę zapisu danych potrafią w najmniej odpowiednim momencie odmówić posłuszeństwa, strasząc uszkodzonymi sektorami, spalenizną z wydobywającej ostatnie tchnienie elektroniki lub awarią głowic albo mechanizmów odpowiedzialnych za ich pracę; zniszczenia samego nośnika magnetycznego też się zdarzają. Pendrive'om ufam tak samo jak wieki temu dyskietkom, czyli wcale. Rozwiązaniem mojego problemu było przechowywanie kopii wszystkiego, co ważne, na kilku nośnikach i kwestia bezpieczeństwa danych niby była załatwiona, ale nie do końca. Trzymanie takich danych w kilku kopiach w różnych miejscach zwiększa prawdopodobieństwo, że ktoś niepowołany położy na bezcennych dla mnie informacjach swoje obślizgłe i śmierdzące łapska. Problem więc powrócił z siłą wodospadu, a paranoja kiełkowała gdzieś w najciemniejszych zakamarkach mojego umysłu. Istnieje możliwość szyfrowania danych, ale synchronizowanie ich między nośnikami zajmuje trochę czasu, a odzyskiwanie utraconych w wyniku różnych awarii informacji z zaszyfrowanych dysków to nie jest, niestety, kwestia uruchomienia dwóch lub trzech programów. Tak żyć się nie da! Musi być przecież jakieś rozwiązanie, które pozwoli spać spokojnie i nie będzie zabierało cennego czasu, potrzebnego na tak ważne w życiu rzeczy, jak picie piwa lub rozsmarowywanie na krwawą papkę kolejnego tysiąca przeciwników w Stalkerze. Z pomocą przyszła mi jak zawsze internetowa brać, to właśnie dzięki niej od pewnego czasu sypiam już spokojnie, nie martwiąc się ani utraty danych związanej z uszkodzeniem nośników, ani tym, że wpadną w niepowołane ręce, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że ten niczym niezmącony spokój duszy nie kosztuje mnie złamanego grosza i mam teraz możliwości, o których nawet nie marzyłem w najpiękniejszych snach z Wielkim Elektronikiem w roli głównej.
Od kilku lat z mniejszym lub większym powodzeniem korzystałem z internetowych dysków udostępnianych przez różne firmy. Bolączką takiego darmowego rozwiązania było to, że dostępna przestrzeń była niewielka (w większości wypadków był to 1 GB lub mniej) i że dane nie były dostatecznie zabezpieczone przed kradzieżą. Zawsze jednak pozostaje ich spakowanie przed wysłaniem popularnym WinZipem, WinRAR-em lub darmowym 7-Zipem i zabezpieczenie archiwów hasłem. Czas, który trzeba by na to wszystko poświęcić, to następne godziny, które zawsze można przeznaczyć na weselsze zajęcia. Innym ograniczeniem niektórych internetowych dysków w bezpłatnej wersji to zmniejszona prędkość wysyłania oraz pobierania danych, a także restrykcje co do wielkości plików przechowywanych na serwerach. Wszystko to sprawiało, że wcześniej lub później rezygnowałem z każdego testowanego rozwiązania, głównie ze względu na ich nieporęczność i sporą ilość czasu poświęcanego na synchronizację oraz archiwizację danych. Dziś jednak to już nie jest problem. Z pomocą mej umęczonej duszy przyszedł nie kto inny, jak sam Microsoft, który ostatnio zaskakuje mnie wysoką jakością oferowanych przez siebie darmowych usług, i mimo że nie są pozbawione minusów, nawet wszystkie razem wzięte nie są w stanie przesłonić jednego naprawdę wielkiego plusa.
SkyDrive...
... to darmowa usługa dla wszystkich posiadaczy kont w jakiejkolwiek usłudze Windows Live, jak poczta Hotmail, komunikator Messenger, Xbox Live, Office Live, strony lub fora internetowe Microsoftu. Ogromnym plusem, o którym już pisałem, jest rozmiar samego dysku, 25 GB. Taka powierzchnia jest niespotykana w darmowych rozwiązaniach tego typu. Oprócz przechowywania danych SkyDrive umożliwia swobodne zarządzanie nimi lub udostępnianie ich innym użytkownikom. Niestety, wszystkie operacje trzeba wykonywać za pomocą przeglądarki internetowej i nie wiadomo dlaczego sugerowaną jest Internet Explorer ;) (tak między nami: chodzi o możliwość instalowania różnego rodzaju kontrolek ActiveX pozwalających np. przeciągać myszą pliki z folderów bezpośrednio do przeglądarki). Ogromnym minusem jest sposób pobierania informacji na dysk. Przez wykorzystanie techniki One-File-At-The-Moment oraz brak integracji z systemami operacyjnymi skopiowanie kilku tysięcy zdjęć jest zajęciem raczej dla ludzi o bardziej niż boskiej cierpliwości. (W najbliższej przyszłości szykuje się gruntowny remont usług Windows Live i karmię się nadzieją, że SkyDrive nie zostanie pominięty, a Microsoft podaruje użytkownikom aplikację do obsługi wirtualnych dysków lub w pełni zintegruje je ze swoimi systemami – bo na obsługę Linuksów i Mac OS raczej trudno liczyć). Można mieć też kilka uwag co do działania samej witryny, głównie jeśli chodzi o szybkość jej działania, bo do intuicyjności i czytelności trudno się przyczepić. Bardzo wygodne jest na przykład przeglądanie zdjęć: w postaci małego, ale poręcznego pokazu obrazów.
Do dyspozycji mamy też takie narzędzia, jak zmiana widoku plików (ikony, lista, szczegóły) oraz ich sortowanie (niestandardowe, data, nazwa, rozmiar, typ). Wykorzystanie przeglądarki internetowej do obsługi konta ma inną mocną stronę: pozwala na swobodną wymianę plików między wszystkimi systemami operacyjnymi. SkyDrive mimo zabezpieczeń stosowanych przez MS jest narażony, jak każde inne miejsce w internecie, na różnego rodzaju włamania, kradzieże, a wszytko przez to, że hasło do usług giganta z Redmond może zostać złamane lub skradzione. Następny mankament to maksymalny rozmiar wrzucanego pliku, 50 MB. Cięcie oraz wysyłanie zabezpieczonych hasłem archiwów ZIP, RAR lub 7-Zip to nie lada kłopot i nawet jeśli nie będzie zbyt duży w przypadku zdjęć lub kolekcji muzyki, tak dłuższe filmy kręcone kamerą cyfrową to problem, który bardzo trudno będzie obejść.
Jest kilka rzeczy, które można zrobić, aby ułatwić sobie pracę ze SkyDrive'em. Nie niwelują one wszystkich mankamentów, jednak sprawiają, że korzystanie z usługi jest szybsze i przyjemniejsze. Pierwsza to zmapowanie SkyDrive’a jako dysku sieciowego (działa jedynie w Windows Vista oraz 7) w Eksploratorze Windows. Nie jest to ani trudne, ani skomplikowane, ani czasochłonne. Dzięki takiemu rozwiązaniu SkyDrive pojawi się jako osobny dysk po kliknięciu ikony Komputer.
Nie można jednak sugerować się ilością miejsca zajętego przed dane, bo nie jest ona prawdziwa: Windows pobiera ją bezpiecznymi tunelami SSL bezpośrednio z kosmosu. Takie rozwiązanie umożliwia szybkie wrzucanie folderów (już nie musimy kopiować pojedynczych plików) prosto do SkyDrive'a przez zwykłe operacje kopiuj-wklej lub przeciągnij-i-puść, co może zaoszczędzić mnóstwo cennego czasu. Po takim zabiegu możliwe będzie edytowanie dokumentów bezpośrednio na SkyDrivie bez konieczności kopiowania ich na komputer. Ma to, niestety, także wady: wolne kopiowanie plików, ale jest to związane z samym SkyDrive'em, który ogranicza transfer danych do około 300 Kb/s. Ponadto taki dysk rozłącza się po każdym restarcie komputera i wtedy trzeba mapować go na nowo (w większości przypadków ponowne wpisanie hasła nie wystarczy, ponieważ strona logowania usług Live lubi poprosić o przepisanie znaków w celu zweryfikowania tego, czy użytkownik jest człowiekiem).
Przydatne aplikacje
Drugim rozwiązaniem jest skorzystanie z darmowej aplikacji Cloud Desktop Starter Edition firmy Gladinet przeznaczonej do systemów Windows (występuje także w bogatszej, płatnej wersji). Pozwala ona zintegrować z systemem bardzo liczne usługi, takie jak: SkyDrive, Google Docs, Google Storage (Picassa). Po zainstalowaniu w Eksploratorze pojawi się nowy dysk sieciowy, do którego będzie trzeba się zalogować. Funkcjonalność tego sposobu jest zbliżona do własnoręcznego mapowania, z tym wyjątkiem, że po uruchomieniu aplikacji dysk zawsze będzie widoczny i podłączony. Niestety, tak jak wcześniejsze rozwiązanie, tak i to może przesyłać dane z ograniczoną prędkością. Następną wadą darmowej wersji jest możliwość skopiowania za jej pomocą „tylko” tysiąca plików; po przekroczeniu tej liczby w bardzo miły sposób odmówi ona współpracy.
Innym programem, a właściwie rozszerzeniem do systemów Windows, jest SkyDrive Explorer. Działa tak jak wcześniejsze sposoby, integrując dysk z Windows, jednak nie ma limitów co do liczby przesyłanych plików. Obsługuje także technikę przeciągnij-i-puść. Wersja Base umożliwia także zarządzanie plikami i folderami bezpośrednio na SkyDrivie (kopiowanie, zmiana nazwy, kasowanie, dodawanie litery dysku do folderów). Minusem jest dość wolne kopiowanie danych, tak jak we wcześniejszych rozwiązaniach, jednak odbywa się to w tle i bez wykorzystania pełnej przepustowości łącza, więc nie przeszkadza w użytkowaniu komputera. Z tego rozwiązania najbardziej ucieszą się użytkownicy systemów Windows XP, ponieważ oszczędzi im wielu godzin kopiowania tysięcy plików za pomocą przeglądarki internetowej. W płatnej wersji PRO aplikacja oferuje dużo więcej funkcji: otwieranie plików bezpośrednio na SkyDrivie, kopiowanie plików większych niż 50 MB, zarządzanie udostępnianymi folderami oraz przeglądanie w trybie gościa folderów publicznych innych użytkowników.
Office Live
Mając konto w jakiejkolwiek usłudze Windows Live, użytkownik może korzystać ze wszystkich innych dostępnych. To bardzo proste rozwiązanie umożliwia tworzenie i edytowanie dokumentów za pomocą jedynie przeglądarki internetowej, bez potrzeby instalowania pakietu biurowego Office, a to za sprawą narzędzia Office Live. Połączenie tego narzędzia ze SkyDrive'em umożliwia pracę bez względu na zainstalowane oprogramowanie, a co więcej, pozwala edytować pliki wspólnie z innymi użytkownikami Windows Live, nawet pracującymi na różnych platformach (obsługiwane przeglądarki to Internet Explorer oraz Mozilla Firefox).
SkyDrive nie jest doskonałym sposobem na archiwizację danych, ale tak dużą kopię zapasową wykonuję się raz, a potem tylko uzupełnia, więc można przeboleć tych kilka godzin straconych na wrzucenie plików, zwłaszcza kiedy komputer zajęty skrupulatnym kopiowaniem można zostawić na noc i spokojnie pozwolić się utulić Morfeuszowi.
Dropbox
Nieco inna idea przyświecała twórcom jednego z najpopularniejszych narzędzi do archiwizacji oraz synchronizacji danych, którego możliwości z pewnością zaskakują nawet ich samych. Wydawałoby się, że Dropbox, bo o nim mowa, jest wyjątkowo wygodnym w użytkowaniu programem, doskonale spełniającym swoją funkcję, do tego w podstawowej wersji jest darmowy, jednak pewne jego cechy tworzą z niego narzędzie o ogromnych możliwościach.
Dropbox w zamyśle miał być narzędziem do synchronizacji oraz archiwizacji danych na internetowych dyskach. W podstawowej, darmowej wersji oferuje 2 GB, co może nie rzuca na kolana, ale pozwala zatroszczyć się o najbardziej czułe i najpotrzebniejsze dane. Istnieje możliwość powiększenia dostępnego miejsca do 50 lub 100 GB, jednak za to trzeba już zapłacić. Dropbox szczególnie przypadnie do gustu osobom, które często przenoszą pliki między komputerami, ponieważ przesyła on dane między maszynami bez jakiejkolwiek ingerencji użytkownika (jedyny warunek to połączenie komputerów z internetem). Wystarczy dokument, na którym się pracuje, przechowywać w folderze programu, aby wędrował on bezpiecznymi tunelami SSL pomiędzy domem, pracą i dowolnym innym miejscem na świecie, a to za sprawą obsługi telefonów wyposażonych w system Android, urządzeń działających pod kontrolą iOS (iPad, iPhone), BlackBerry OS (BlackBerry) oraz oczywiście Windows Mobile. Niestety, posiadacze tego ostatniego muszą zadowolić się nieoficjalnym klientem Dropboksa (jest ich kilka).
Archiwizacja i synchronizacja
Przebiega bardzo prosto, wystarczy przekopiować potrzebne rzeczy do folderu My Dropbox, którego lokalizację można wskazać podczas instalacji, a działający w tle program, wyposażony w funkcję kontrolowania wykorzystania łącza, minimalnie obciążający system, zajmie się wysłaniem ich na serwery. Po zainstalowaniu programu na innym komputerze dane automatycznie zostaną przesłane do urządzenia. Może nie jest to doskonałe rozwiązanie, ponieważ wszystko, co znajduje się na wirtualnym dysku, zostanie zapisane na „obcym” sprzęcie, jednak w najnowszych wersjach beta została dodana możliwość wstrzymania synchronizacji oraz opcje Selective Sync, które pozwalają określać, co ma być synchronizowane na danym komputerze.
Synchronizacja jest bardzo „inteligentna”: odbywa się dopiero po zapisaniu plików i dotyczy tylko tych bitów w każdym pliku, które zmieniły się względem przechowywanych na serwerach Dropboksa, a jeśli będzie trzeba przesłać na wirtualny dysk coś, co już ktoś kiedyś przesłał na jakikolwiek inne konto, aplikacja zorientuje się i przekopiuje to lokalnie na swoich serwerach, również kopiowanie wszelkiego rodzaju obrazów Linuksa ;) nie będzie zabierało cennych bitów łącza. W przypadku utraty połączenia transfer zostanie samoczynnie wznowiony w miejscu, w którym został przerwany, kiedy tylko będzie to możliwe. Ciekawą opcją jest też to, że po skasowaniu danych na wirtualnym dysku Dropbox przechowuje ich kopie jeszcze przez 30 dni, co pozwala odzyskać omyłkowo usunięte pliki (nielimitowana opcja undo dostępna jest tylko w płatnych wersjach). Dropbox umożliwia też przywrócenie wcześniej zapisanych wersji dokumentów. Jeżeli tego wszystkiego jeszcze komuś mało, to nie ma żadnych restrykcji co do rozmiarów plików lub ich typów (ich łączny rozmiar nie może przekraczać powierzchni na wirtualnym dysku). Sama aplikacja współpracuje z każdym systemem operacyjnym, co ułatwia przesyłanie danych między najróżniejszymi systemami operacyjnymi, telefonami lub innymi urządzeniami. Wszystko to sprawia, że Dropbox doskonale nadaje się do przechowywania wszystkiego, co potrzebne, dosłownie w zasięgu ręki. Przeczytałem ostatnio, że ludzie dzielą się na tych, którzy archiwizują dane, i tych, którzy będą je archiwizować. Ci drudzy przekonują się do tego zabiegu dopiero po utracie np. kolekcji zdjęć, najczęściej wynikającej z uszkodzenia dysku w komputerze. Prostym zabiegiem pozwalającym na codzienną archiwizację jest zmiana lokalizacji folderu Moje dokumenty z domyślnej na folder My Dropbox.
Udostępnianie
Dropbox, podobnie jak SkyDrive, ma opcję udostępniania przechowywanych plików przez internet. Wystarczy kliknąć prawym przyciskiem myszy na wybranym folderze, w którym znajdują się zdjęcia, następnie wskazać Get Shareable Link z menu kontekstowego (opcja dostępna w wersji beta aplikacji oraz przez WWW) – i można wysyłać pliki w świat. Bardzo ciekawą opcją jest udostępnianie w ten sposób zdjęć, ponieważ odnośnik, który dostajemy, prowadzi do ciekawie zrobionej i sprawnie działającej galerii.
Istnieje też możliwość udostępniania (chociaż lepszym słowem wydaje się współdzielenie) innym użytkownikom Dropboksa wybranych plików lub folderów, tak aby można było wspólnie pracować nad różnymi dokumentami (opcja zarządzania, niestety, jest dostępna tylko przez WWW).
Wszystko w zasięgu myszki
Z grubsza udało mi się opisać już główne i podstawowe zastosowania, ale to dopiero czubek góry lodowej. Jeśli już jesteśmy przy synchronizacji, to ciekawym zastosowaniem Dropboksa jest wykorzystanie udostępnianej przez niego przestrzeni do przechowywania aplikacji w wersjach przenośnych, czyli niewymagających instalacji. Ogromnym plusem takiego rozwiązania jest kompletny brak ingerencji użytkownika w wymianę informacji między komputerami w domu i pracy lub stacjonarnymi a przenośnymi. Większość przeglądarek internetowych ma odpowiednie mechanizmy pozwalające używać ich na różnych maszynach, jednak bywa, że nie są one kompletne. Na przykład Opera, mimo że daje możliwość synchronizacji zakładek, przycisków oraz ustawień użytkownika, robi to dość niedbale. Użytkownik musi ręcznie usunąć w zakładkach odnośniki powstałe podczas instalacji, włączyć Bookmarks bar (pasek osobisty), skonfigurować klienta poczty M2. Brakuje jej też opcji współdzielenia zapamiętanych haseł, choć to może jednak jest logiczne z punktu widzenia bezpieczeństwa. Podobnie większość komunikatorów internetowych nie synchronizuje kontaktów między różnymi instalacjami swoich klientów, więc po dodaniu kogoś w pracy lub na komputerze stacjonarnym trzeba tę czynność powtarzać na innych urządzeniach. Problemem jest też trzymanie historii wszystkich rozmów oraz wiadomości w różnych miejscach. Przepraszam: było to problemem, już nie jest. Dzięki bardzo szybkiej synchronizacji zawsze możecie mieć przy sobie wszystko, czego chcecie, i jedyna czynność, jaką musicie zrobić, to zainstalowanie klienta Dropboksa na nowym komputerze. Podobna sytuacja tyczy się klientów poczty: wystarczy jako folder magazynu wskazać My Dropbox (lub jakikolwiek inny w jego wnętrzu), aby zawsze i na każdym komputerze mieć szybki dostęp do wszystkich e-maili.
Bezpieczeństwo
Bardzo ważnym aspektem pracy z Dropboksem jest bezpieczeństwo. Przechowywane na nim tak „strategiczne” dane jak kompromitujące polityków lub celebrytów zdjęcia i dokumenty mogłyby wpaść w niepowołane ręce lub zostać skradzione przez hakerów posługujących się Emacsem przez Sendmaila, zatrudnionych przez zainteresowanych. Jednak i na takie niebezpieczeństwo jest odpowiedź, i to niewymagająca używania jonowego nanobulbulatora, a przy okazji darmowa. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z istnienia doskonałego narzędzia do szyfrowania danych spełniającego (jak się chwalą producenci) normy amerykańskich agencji rządowych. Mowa tu o programie TrueCrypt. Jedną z jego opcji jest tworzenie zaszyfrowanych kontenerów na dane (ich rozmiar można określać według uznania). Wystarczy taki kontener umieścić w folderze My Dropbox, żeby spać spokojnie i śnić o ciąganiu za sznurki wszystkich możnych i władnych tego świata. Paranoicy mogą folder My Dropbox z kontenerem na najważniejsze dane umieścić w większym kontenerze. Nawet to, mimo podwójnego szyfrowania przestrzeni dyskowej, nie wpływa znacząco na prędkość odczytu i zapisu danych. Dodatkowym plusem takiego rozwiązania w połączeniu z przenośnymi wersjami aplikacji jest niepozostawianie żadnych śladów działalności w systemie operacyjnym, na którym przyjdzie pracować. Przydatne może się to okazać w pracy (o ile nie łamie to postanowień wewnętrznych przedsiębiorstwa), gdy do komputera mają dostęp osoby trzecie lub z jednego komputera korzysta kilku użytkowników.
Drugą aplikacją strzegącą naszego bezpieczeństwa jest KeePass, występujący, oczywiście, także w wersji przenośnej. Jest to bardzo prosty, wygodny i bezpieczny w użytkowaniu menadżer haseł zdolny zapamiętać wszystkie możliwe hasła w systemie operacyjnym, bez względu na to, czy jest to aplikacja czy login do strony internetowej. Niby nic nadzwyczajnego, bo w części tych zadań może nas wyręczyć większość przeglądarek internetowych, ale z takim podejściem zapominamy o podstawowej kwestii, jaką jest samo hasło. Używanie krótkich, złożonych ze słów połączonych z cyframi nie jest bezpieczne, głównie ze względu na łatwość ich złamania (tak, imię ukochanej oraz rok jej urodzenia nie są bezpieczniejsze od użycia trzech szóstek). Innym problemem jest stosowanie tego samego hasła, gdzie tylko się da. Keepass umie generować długie, złożone z losowo wybranych znaków hasła, będące nie lada wyzwaniem dla hakerów, a dzięki możliwości dodania do jego biblioteki nieograniczonej liczby miejsc, do których można się logować, staje się on doskonałym narzędziem do zabezpieczania dostępu do swoich informacji.
Jednym z ciekawszych zastosowań Dropboksa jest zabezpieczanie urządzeń przenośnych. Dotyczy to głównie laptopów oraz netbooków. Rozwiązanie może pomóc w zlokalizowaniu swojego sprzętu lub zdemaskowaniu obecnego posiadacza (nie musi to być ta sama osoba, która go sobie przywłaszczyła, więc ostrożnie dobierajcie słowa ;)). Zaintrygowani? Mam nadzieję, bo sam byłem zaskoczony prostotą i pomysłowością tej sztuczki. Jeśli na komputerze zostanie zainstalowany keylogger (aplikacja szpiegująca, zapisująca wszystkie znaki wstukiwane za pomocą klawiatury, w tym konkretnym przypadku nie musi mieć możliwości łączenia się z internetem) i skonfiguruje się go tak, żeby swoje logi zapisywał w folderze Dropboksa – po uruchomieniu systemu, kiedy ktoś podłączy komputer do sieci, prawowity właściciel będzie mógł śledzić działania nowego użytkownika. Jeśli będzie miał szczęście, w logach znajdzie np. imię i nazwisko, choćby wprowadzone na portalu społecznościowym lub podczas zakładania konta pocztowego, wypełniania formularza w internecie, używania komunikatora internetowego lub tworzenia dokumentu. Proste i genialne zarazem. Niestety, z oczywistych względów nie mogę podać konkretnych nazw keyloggerów lub prowadzących do nich odnośników (takie programy mogłyby zostać wykorzystane do celów innych niż opisane przeze mnie ;)).
Zdalny monitoring komputerów
Kolejnym ciekawym pomysłem jest możliwość zdalnego uruchamiania klientów sieci Torrent, jak uTorrent i Transmission (lub każdego innego z opcją monitorowania folderów). Wystarczy w pracy pobrać plik .torrent z jakąś dystrybucją Linuksa i skopiować go do folderu My Dropbox, aby został on automatycznie przeniesiony na komputer w domu (o ile jest włączony, oczywiście). Klient wykona resztę pracy i po rozpoznaniu nowego pliku automatycznie rozpocznie pobieranie. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak potężnym narzędziem staje się Dropbox w erze bezproblemowego dostępu do internetu w telefonach komórkowych (pliki w każdej chwili można skopiować do swojego Dropboksa za pomocą każdej przeglądarki internetowej)?
Czasami zastanawiam się, czy ktoś nie korzysta z moich komputerów, kiedy nie ma mnie przy nich, i czy przypadkiem nie robi czegoś brzydkiego z moimi informacjami. Chciałbym też wiedzieć na bieżąco, czy zadania powierzone komputerowi, do którego nie mam w tej chwili dostępu, są wykonywane jak należy. Kiedy będę miał dzieci, głowę będą mi zaprzątać myśli, czy nie korzystają z komputera, kiedy im nie wolno, bo na ostatniej wywiadówce najadłem się wstydu, albo czy nie oglądają stron/zdjęć/filmów nieprzeznaczonych dla nich. Jest pewnie jeszcze kilka sytuacji, w których może przydać się zdalny monitoring (monitoring, nie dostęp) za pomocą Dropboksa. Żeby oglądać zdalnie to, co dzieje się na komputerze, wystarczy zainstalować darmową aplikację Screen Grabber, która będzie zajmować się robieniem zrzutów ekranu monitora z wybraną częstotliwością. Dzięki zapisywaniu obrazków w folderze My dropbox można przeglądać, co dzieje się na komputerze, z każdego miejsca na świecie.
Jeśli komputerem, o który się martwicie, jest laptop z wbudowaną kamerą i jej oprogramowanie ma przyporządkowany skrót klawiszowy do robienia zdjęć, możecie sprawdzić, kto się nim bawi pod Waszą nieobecność. O wciskaniu skrótu klawiszowego z odpowiednią częstotliwością może zadbać prosty skrypt obsługiwany przez aplikację AutoHotkey. Po jego zainstalowaniu w menu Pomoc znajdziecie wszystkie informacje, które będą potrzebne do napisania skryptu przeznaczonego do Waszego oprogramowania i jego skompilowania do uruchamialnego pliku .exe. Musicie jednak pamiętać o wyłączeniu komunikatów o robieniu zdjęć i przekierowaniu folderu do zapisywania obrazków do My Dropbox.
Strona WWW w internecie bez domeny
Dropbox umożliwia też umieszczenie strony internetowej bez konieczności posiadania domeny i serwera. Niestety, jego możliwości ograniczają się tu głównie do obsługi HTML-a, więc poszaleć nie można ;) Wystarczy umieścić stronę w folderze Public znajdującym się w My Dropbox, kliknąć prawym przyciskiem myszy na plik index.html (czy jakkolwiek będzie się nazywał) i wybrać opcję copy public link. Po wklejeniu go w przeglądarce Waszym i nie tylko oczom ukaże się strona. Istnieje też możliwość łączenia Dropboksa z różnymi innymi usługami, takimi jak iWeb. Może być on też pomocny w hostingu zdjęć dla takich serwisów jak Allegro.pl (wystarczy skopiować znajdujący się pod prawym przyciskiem myszy odnośnik).
Ułatwianie sobie życia
Sync With i Send To to opcje menu kontekstowego ułatwiające dodawanie i przenoszenie danych do folderu My Dropbox. „Wyślij do” ułatwia przenoszenie plików i folderów, które mają być synchronizowane, archiwizowane lub udostępniane. Zabieg jest wyjątkowo prosty i ogranicza się do wklejenia %appdata%\microsoft\windows\sendto (to polecenie zadziała jedynie w Windows Vista oraz 7, użytkownicy Windows XP muszą wpisać C:\Documents And Settings\Nazwa_Użytkownika\SendTo\) w pasku adresu dowolnego okna Eksploratora Windows i przeciągnięcia ikony My Dropbox z lewej części okna do tej większej (w Windows XP trzeba ręcznie utworzyć skrót lub przeciągnąć go z innego okna).
Oczywiście, folderem docelowym może być dowolny znajdujący się w My Dropbox. Sync With to jeszcze ciekawsza opcja, pozwalająca na synchronizację folderów znajdujących się poza My Dropbox bez konieczności ich przenoszenia, znajdująca się, tak jak wcześniejsza, pod prawym przyciskiem myszy. Ponieważ własnoręczne utworzenie takiego odnośnika jest bardziej skomplikowane niż opisana wyżej operacja, można posiłkować się aplikacją Dropbox Folder Sync, która pozwoli uniknąć czasochłonnego wpisywania poleceń w konsoli systemowej.
Powiększenie Dropboksa za darmo
Producenci pomyśleli o wszystkim. Na początku użytkownik, logując się do własnego dysku w zakładce Get Started, znajdzie kilka zadań. Wykonując je, zaznajomi się z podstawowymi funkcjami i możliwościami Dropboksa, poza tym w ramach nagrody czeka na niego dodatkowe 250 MB powierzchni do wykorzystania. Za promowanie Dropboksa też czekają profity. Każdy użytkownik znajdzie w zakładce ustawień Dropboksa swój unikatowy, referencyjny odnośnik. Jeśli przekaże go komuś, kto zacznie korzystać z dysku (nowy użytkownik musi założyć konto oraz pobrać, zainstalować i uruchomić aplikację), to obaj dostaną po 250 MB (w przypadku rejestracji z adresów e-mail w domenie .edu – 500 MB) dodatkowego miejsca (nie musicie szukać daleko, w komentarzach pod artykułem znajdziecie zaproszenia od naszych Czytelników). Reklamowanie Dropboksa w takich serwisach, jak Facebook i Twitter, też przynosi wymierne rezultaty w postaci dodatkowych megabajtów (dokładne informacje znajdziecie pod adresem https://www.dropbox.com/free). W ten sposób można powiększyć dostępną przestrzeń nawet o 8 GB (w przypadku użytkowników domen .edu – o 16 GB).
Podsumowanie
Zabezpieczenie danych dzisiaj nie musi kojarzyć się z mozolnym kopiowaniem ich co jakiś czas na różnego rodzaju nośniki albo, co gorsza, pakowaniem w zabezpieczone hasłem archiwa. Cała operacja może być szybka i niezaprzątająca uwagi, tak jak w przypadku Dropboksa, lub trochę bardziej mozolna, jeśli korzysta się ze SkyDrive’a. Oba rozwiązania mają wady i zalety, jednak są doskonałym narzędziem do wykonania kopii zapasowej wszystkiego, co w komputerze najważniejsze. Udało mi się opisać tylko niektóre możliwości obu rozwiązań, a w przypadku Dropboksa musiałem wyjątkowo selekcjonować triki, które umożliwia. Obszerniejszy opis jego możliwości znajdziecie na oficjalnej stronie ze sztuczkami lub w zakładce z przeznaczonymi do niego dodatkami. Bezcenną kopalnią wiedzy jak zawsze okaże się także Google, a na stronie poświęconej aplikacjom mobilnym znajdziecie wszystko dla telefonu komórkowego i urządzeń przenośnych.
Na koniec myśl starego paranoika: nigdy nie ufajcie żadnym nośnikom i kopie przechowujcie w więcej niż jednym miejscu!
Do testów dostarczył: Microsoft
Cena w dniu publikacji (z VAT): bezpłatny
Do testów dostarczył: Dropbox
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2 GB bezpłatne