Razer Spectre
Razer Spectre jest dość nietypowa w porównaniu z wcześniejszymi myszkami tego amerykańskiego producenta. Jest niemalże symetryczna, więc teoretycznie mogą z niej korzystać osoby zarówno lewo-, jak i praworęczne. Tym pierwszym życie mogą utrudniać dodatkowe boczne guziki z lewej strony oraz jeden mały element na spodzie. Mysz jest częściowo czarna (ten kolor jest charakterystyczny dla Razera), a częściowo srebrnoszara, co zapewne ma imitować stal. A tej w maszynach bojowych występujących w serii StarCraft jest pod dostatkiem. Szkoda tylko, że obudowa została wykonana całkowicie z plastiku. Chyba zbyt szybko przyzwyczailiśmy się do gumopodobnych, antypoślizgowych materiałów.
Główne przyciski są oddzielone od reszty obudowy. To pewna zmiana w stosunku do większości myszek Razera. Przyciski są delikatnie wygięte do dołu, ale brak w nich zagłębień na palce. Konstrukcja myszki jest minimalistyczna. Obok głównych przycisków znajduje się tylko gumowa rolka. Kółko można, oczywiście, wciskać – i to właściwie tyle. Nie można go pochylać na boki, nie jest dodatkowo podświetlane. W tylnej części gryzonia umieszczono niewielki, charakterystyczny znaczek: trzy splecione ogonami węże. Na szczycie zaś znajduje się logo gry StarCraft II, a po bokach – po trzy plastikowe otwory. Zarówno logo, jak i wycięcia podczas korzystania z myszki są podświetlane kolorowymi diodami.
Na bokach raczej nie znajdziecie zbyt wiele – jedynie dwa dodatkowe guziki po lewej stronie. Umieszczono je w taki sposób, że po chwyceniu gryzonia kciuk ląduje na tym wysuniętym bardziej do przodu. Myszka nie jest zbyt wysoka, w dodatku pozbawiono ją bocznych wyprofilowań, przez co palec cały czas spoczywa na guzikach.
Czas najwyższy sprawdzić, co znajduje się na spodzie myszki. Oprócz trzech teflonowych ślizgaczy i centralnie umieszczonego oczka sensora laserowego jest tam suwaczek o trzech ustawieniach: Low, Medium, High. Opis techniczny mówi, że suwakiem reguluje się opór, jaki stawia lewy przycisk myszki. To druga z funkcji, które mimo symetrycznej konstrukcji gryzonia „premiują” grających prawą ręką.
Sensor laserowy jest identyczny jak w modelach Mamba oraz Imperator. Maksymalna rozdzielczość, z jaką może działać, to 5600 dpi. Opóźnienie w przesyłaniu informacji o zmianie położenia gryzonia wynosi zaledwie 1 ms (1000 Hz), a sensor będzie funkcjonował prawidłowo nawet przy przyspieszeniu wynoszącym 50 g.
Mysz ma 100 mm długości, 66 mm szerokości i 37 mm wysokości. Z komputerem komunikuje się przewodem o długości 210 cm, który zakończono pozłacaną wtyczką USB. Kabel został poprowadzony w oplocie przypominającym sznurówkę.
W głównym opakowaniu oprócz samej myszki znajdziecie tajemnicze pudełko, a w nim: instrukcję „szybkiego startu”, pełną instrukcję oraz dwie naklejki z logo producenta. Brakuje, niestety, płyty ze sterownikami. Te należy pobrać ze strony internetowej producenta.
Razer Marauder
Klawiatura jest utrzymana w identycznym stylu co Spectre, futurystycznym i surowym. Mimo to projektantom udało się przemycić trochę wcięć i krzywizn. Jedną z ważniejszych cech Maraudera są jego wymiary: jest znacznie krótszy od tradycyjnych klawiatur: ma dokładnie 40 cm długości. Tych kilka centymetrów uzyskano dzięki rezygnacji z części ze strzałkami. Pozostałe wymiary to 18,2 cm szerokości i 3,2 cm grubości. Marauder pozbawiony jest jakiejkolwiek podpórki pod nadgarstki. Kolorystyka jest identyczna jak w przypadku prezentowanej przed chwilą myszki. Górę wykonano ze srebrnoszarego plastiku, a spód i boki – z czarnego. A co z klawiszami? Tym razem Razer zdecydował się na użycie jeszcze jednego materiału: antypoślizgowej, gumopodobnej substancji.
Rozkład głównych klawiszy jest w standardzie amerykańskim. Oznacza to podłużny Enter oraz szeroki lewy Shift. Co ciekawe, Razer zrezygnował z prawego Windows, jednak w przeciwieństwie do klawiatur serii SideWinder firmy Microsoft nie wydłużono spacji, a zamiast tego dodano Fn (identyczny znajdziecie praktycznie w każdym laptopie). Klawisze mają wysoki skok. To także pewne novum w portfolio tego producenta. A może po prostu zwiastun nowego kierunku, jaki obrała firma. Nad głównym blokiem klawiszy umieszczono logo gry, a w rogach znalazły się wycięcia na wzór tych ze Spectre. I logo, i wycięcia są podświetlane.
Nie zastosowano żadnych dodatkowych, programowalnych klawiszy. Zamiast tego Razer dodał kilka funkcji klawiszom F1–F12, które wywołujemy w kombinacji z Fn. Oprócz działań znanych głównie z klawiatur multimedialnych, takich jak: wyciszenie, zmiana głośności, odtwarzanie, zatrzymanie, pauza, przełączanie pomiędzy utworami, dostępne są bardziej nietypowe: wyłączenie podświetlenia klawiatury i uruchomienie trybu gry (ang. gaming mode). Ten tryb powoduje wyłączenie klawisza Windows, co może uchronić przed przykrymi skutkami jego przypadkowego wciśnięcia podczas zażartej potyczki. Kombinacja Fn z Pause Break powoduje, że komputer przechodzi w stan uśpienia, z którego jest wybudzany przez ponowne jednoczesne wciśnięcie tych samych klawiszy. Fn połączony z klawiszami 1–0 służy do przełączania pomiędzy utworzonymi profilami ustawień. Ostatnia funkcja, do jakiej można wykorzystać Fn, to nagrywanie makra „w locie” przy użyciu kombinacji z prawym Altem. Wówczas w prawym rogu klawiatury zaświeci się czerwona dioda opisana jako Rec, a zapisywanie ciągu klawiszy rozpoczynamy znaną większości kombinacją Ctrl i S. Następne jednoczesne wciśnięcie prawego Alta i Fn zatrzymuje zapis makra. Czerwona dioda zaczyna migać, a nam pozostaje już tylko przypisanie sekwencji do wybranego klawisza przez jego wciśnięcie.
Warto nadmienić, że tzw. strzałki oraz standardowo znajdujące się nad nimi klawisze (Del, Insert, End itd.) nie zniknęły bezpowrotnie. Ich funkcję przejęła klawiatura numeryczna. Pomiędzy strzałkami a tradycyjnym blokiem numerycznym przełączamy się, oczywiście, klawiszem Num Mode.
Klawiatura łączy się z komputerem przewodem o długości około 190 cm, zakończonym dwoma wtyczkami USB. Jedna zasila klawiaturę, a druga – jej podświetlenie. Mimo dwóch wtyczek USB w Marauderze nie zamontowano koncentratora USB. Na spodzie znajdziecie dwie plastikowe nóżki do regulacji pochylenia klawiatury, cztery gumowe podkładki zapobiegające jej przypadkowemu przesunięciu po powierzchni biurka oraz dwa podłużne fragmenty z półprzeźroczystego plastiku (po jednym z każdej strony), przez które podświetlany jest spód urządzenia.
Wraz z klawiaturą otrzymujemy broszurę „szybkiego startu”, dwie instrukcje (po angielsku i francusku) oraz dwie naklejki z logo producenta.
Razer Banshee
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to masywność słuchawek. Banshee na pewno nie należą do najlżejszych: ważą około 415 g (wraz z przewodem). Do ich stworzenia wykorzystano głównie plastik. Metalowa jest jedynie część systemu regulacji we wnętrzu pałąka. Oczywiście, nie mogło zabraknąć charakterystycznych dla serii barw: srebrnoszarej i czerni. Konstrukcja nie jest przesadnie skomplikowana, ale nie wygląda tandetnie. Przewód sygnałowy zakończony wtyczką USB ma 210 cm.
Razer Banshee to model stereofoniczny. W każdej ze słuchawek umieszczono po jednym 50-milimetrowym przetworniku neodymowym.
Pałąk jest bardzo szeroki: niemal dwukrotnie szerszy niż w większości popularnych słuchawek nausznych. Wierzchnia część to oczywiście wspomniany już plastik. Spód zaś wyłożony został pianką, którą obszyto materiałem. Całość bardzo „miękko” dociska głowę. Na szczęście pianka znajduje się na całej szerokości pałąka, a nie tylko na jego środku.
Choć gładki, metalowy pasek w środku pałąka sugeruje płynną regulację, to jest ona skokowa. Jej zakres jest wystarczająco duży, by również użytkownicy o nietypowym rozmiarze głowy byli zadowoleni. Nawet po maksymalnym wysunięciu konstrukcja pozostaje stabilna. Nic się nie wygina, nie trzeszczy i nie grozi odpadnięciem.
Muszle Razer Banshee nie odstają od reszty. Jak grubo, to grubo. W sumie trudno nazywać je muszlami, bo ich kształt jest prostokątny. Również nauszniki są pokaźnych rozmiarów – bez problemu mieszczą się w nich nawet duże uszy. Wykonano je z miękkiej gąbki pokrytej welurem. Z jednej strony takie zestawienie jest przyjemniejsze w dotyku, z drugiej jednak słuchawki nie izolują dźwięków tak dobrze jak konstrukcje zamknięte ze skórzanymi nausznikami.
Kabel sygnałowy wychodzi z lewej słuchawki. Został poprowadzony, podobnie jak w dwóch pozostałych z prezentowanych urządzeń, w nylonowym oplocie. W tej samej słuchawce pod gumową zaślepką znajduje się złącze minijack, do którego można podłączyć odpinany mikrofon. Jest on elastyczny (środek jest gumowy, końce – plastikowe), a jednocześnie bardzo solidny. Można go obracać w zakresie 270 stopni. Po co takie rozwiązanie? Być może w razie potrzeby słuchawki można zamienić stronami: lewa stanie się prawą, a prawa lewą... ;)
Regulacja głośności znajduje się bezpośrednio na słuchawkach, a nie na przewodzie. Jest to jak najbardziej sensowne ze względu na aż sześć przełączników. Na lewej słuchawce umieszczono przyciski do zmiany głośności mikrofonu oraz jego natychmiastowego wyciszenia. Identyczny zestaw trzech przycisków trafił na drugą słuchawkę, z tą różnicą, że dotyczy on dźwięku płynącego od komputera.
Zestaw dodatków jest identyczny jak w przypadku modeli Spectre i Marauder: broszura „szybkiego startu”, instrukcja i dwie naklejki.
Razer Banshee | |
---|---|
Słuchawki | |
Rodzaj | stereofoniczne, zamknięte |
Pasmo przenoszenia | 20 Hz – 20 000 Hz |
Impedancja | 32 omy |
Czułość | 105 dB |
Masa | 415 g (słuchawki + przewód sygnałowy) |
Mikrofon | |
Pasmo przenoszenia | 100 Hz – 10 000 Hz |
Czułość | –42 dB |
Informacje dodatkowe | |
Kabel | 2,1 m, nylonowy oplot |
Interfejs | USB 2.0 |
Sterowniki
Jak już informowaliśmy, do produktów nie zostały dołączone żadne sterowniki, trzeba je więc pobrać ze strony producenta. Trochę nas zdziwiło, że dostępna jest zaledwie jedna aplikacja. Jak się szybko okazało, Razer postanowił połączyć sterowniki do wszystkich swoich urządzeń w jednym pakiecie. Okno ustawień jest duże, a poszczególne opcje łatwo znaleźć po kliknięciu w nazwę urządzenia, a następnie w stosowną zakładkę.
Zaczniemy od myszki. Pierwsza zakładka została nazwana Assign Button i pozwala przypisać działania do przycisków. Funkcje zmieniać można każdemu z przycisków, jednak z zastrzeżeniem, że funkcja „lewokliku” zawsze musi być przypisana przynajmniej do jednego z nich. Oprócz tradycyjnego kliknięcia dostępne są: „dwuklik”, menu kontekstowe, makro, zmiana czułości w górę lub w dół, wciśnięcie pojedynczego przycisku klawiatury oraz możliwość zmieniania czułości „w locie”. Jak widać, wielkiego wyboru nie ma, ale pamiętajmy, że jest to myszka przeznaczona głównie do grania, a nie do multimediów.
Tweak Performance to regulacja rozdzielczości sensora. Zmiany mogą być wprowadzane łącznie lub osobno dla każdej z osi. Oprócz tego możemy wybrać do pięciu poziomów rozdzielczości. Suwaki pozwalają na ustawienie od 100 dpi do 5600 dpi ze skokiem co 100 dpi. Pozostałe opcje to częstotliwość raportowania zmian położenia myszki (125 Hz, 500 Hz, 1000 Hz) oraz stopień akceleracji (można ją całkowicie wyłączyć).
Następna zakładka pozwala na zarządzanie profilami typu: tworzenie, import, eksport, podgląd, przypisanie aplikacji.
Okno Manage Macros związane jest, oczywiście, z tworzeniem sekwencji klawiszy. Oprócz klawiszy klawiatury rejestrowane są wciśnięcia przycisków myszki. Sekwencja może zostać zapisana z uwzględnieniem opóźnień lub bez nich. Można także ustawić stałe opóźnienie, np. 50 ms.
W zakładce Lightning decydujemy, które z diod mają się świecić (logo, boczne, od spodu) i jakim kolorem. Możemy też ustalić, czy wybrane diody mają zmieniać stan podczas gry, ale o tym za chwilę. Zmiany wprowadza się niezależnie dla każdego z utworzonych profilów.
Jeśli chodzi o klawiaturę, większość ustawień jest podobna do tych, które przed chwilą przedstawiliśmy. W pierwszej zakładce przypisujemy funkcje klawiszom. Lista opcji jest jeszcze uboższa niż w przypadku Spectre. Oprócz standardowego działania pod klawisz możemy przypisać funkcję jakiegoś innego, sekwencję makro, zmianę profilu lub uruchomienie programu.
Pozostałe okna są identyczne jak w przypadku Spectre, więc je pominiemy. A co słychać w ustawieniach Banshee? Zaczynamy od podstawowej regulacji głośności zestawu. Udostępniono także suwaki do zmiany balansu słuchawek.
Equalizer Settings to oczywiście korektor graficzny wraz z 10 gotowymi ustawieniami (niektóre z nich mają bardzo wymowne nazwy: Terran, Protoss, Zerg...).
Następnie mamy proste ustawienia dotyczące mikrofonu. Pod tajemniczą nazwą Automatic Gain Control (AGC) kryje się redukcja niepożądanych dźwięków, jakie mogą dochodzić z grających słuchawek.
Ostatnia zakładka dotyczy systemu podświetlenia, dlatego ją pominiemy. Zajmijmy się dwoma tajemniczymi guzikami: APM i Alerts, widniejącymi na dole głównego okna. Skrót APM odnosi się do liczby działań wykonywanych w ciągu minuty (ang. actions per minute). Te z kolei powiązane są z systemem podświetlenia. W zależności od tego, ile decyzji podejmujemy, grając w grę, zmienia się kolor, jakim świecą diody. Standardowo jest osiem poziomów, od niebieskozielonego po szary. Można jednak zmieniać kolory oraz dodawać nowe przedziały.
Alerty dotyczą określonych sytuacji, jakie występują podczas gry. Może to być zaatakowanie bazy gracza, sojuszniczej jednostki, ale także ukończenie stawiania budynku, wyprodukowanie jednostki czy wynalezienie nowej techniki. Decydujemy o liczbie mignięć podświetlenia (maksymalnie pięć) oraz jego kolorze.
Wrażenia z użytkowania
Prezentowane peryferia firmy Razer przetestowaliśmy przy użyciu licznych gier. Wśród nich – obok, oczywiście, StarCraft II: Wings of Liberty – znalazły się takie tytuły, jak: Battlefield: Bad Company 2, Borderlands, Call of Duty: Modern Warfare 2, Command & Conquer 4: Tyberyjski Zmierzch, Dragon Age: Początek, Just Cause 2, Left 4 Dead 2, Mass Effect 2, Medal of Honor, Tom Clancy's Splinter Cell: Conviction, Warhammer 40,000: Dawn of War II. Główny nacisk położyliśmy na FPS-y i RTS-y, w których wymagana jest szybkość i precyzja.
Symetryczny kształt myszki Razer Spectre sprawia, że osoby korzystające na co dzień z profilowanych gryzoni mogą mieć początkowo problem z przyzwyczajeniem się do niej. Nie pomagają w tym plastikowe boki oraz umieszczenie bocznych przycisków. Z jednej strony, aby przy szybszych ruchach zachować precyzję, myszkę należy mocniej trzymać palcami. Z drugiej jednak kciuk znajduje się w takim miejscu, że w ferworze walki łatwo przypadkowo wcisnąć boczny guzik. Najlepiej go więc wyłączyć. Nad konstrukcją Spectre inżynierowie mogli jeszcze trochę popracować.
Do działania przycisków nie mamy najmniejszych zastrzeżeń. Wszystkie wciskają się precyzyjnie i z właściwym oporem. Bardzo ciekawym pomysłem jest regulacja poziomu oporu, jaki stawia główny lewy. Zmiana zajmuje na tyle mało czasu, że bez problemu można to robić nawet podczas grania. Stopnie zostały dobrze dobrane, a różnice są na tyle wyraźnie wyczuwalne, że można od razu poczuć, czy ktoś grzebał przy sprzęcie. O ile przyciski Spectre są dosyć głośne, o tyle kółko rolki obraca się niemal bezszelestnie. Cichy terkot słyszalny jest jedynie podczas energicznego kręcenia do przodu. Skok jest wyraźny, a opór – dobrze wyważony. Rolka jest bardzo stabilnie zamontowana, więc nie ma obawy, że się przekręci podczas wciskania.
Teflonowe ślizgacze sprawiają, że myszka przemieszcza się płynnie i cicho. Zauważyliśmy jednak trochę dziwną przypadłość: o ile na miękkiej, szmacianej Steelpad QcK nie było z tym żadnych problemów, to po sztywnej Razer Destructor czy szklanej Icemat 2nd Edition Spectre gryzonia przesuwa się zbyt łatwo. Puszczony podczas ruchu potrafił przemierzyć jeszcze ponad pół szerokości podkładki. Nie wiemy, czy to wina ślizgaczy czy małej wagi, ale nam to przeszkadzało. Jeśli zaś chodzi o sensor laserowy, to podczas testów nie zaobserwowaliśmy żadnych objawów akceleracji wstecznej czy pierwotnej. Nasze ruchy były odczytywane prawidłowo na każdej powierzchni.
Skok klawiszy Maraudera, choć wysoki, jest całkiem miękki. Nie reagują tak szybko na wciśnięcie jak te z płaskich klawiatur laptopowych, jednak nie trzeba w nie uderzać z dużą siłą, jak czasem w przypadku tańszych produktów o wysokim i twardym skoku. Gumopodobna substancja, z jakiej są wykonane, sprawia, że nie są śliskie i nie powinny sprawiać problemów nawet podczas energicznego korzystania z klawiatury. Problematyczne mogą się za to okazać duże przerwy pomiędzy nimi. W założeniu mają one zapobiegać przypadkowemu wciskaniu klawiszy sąsiadujących ze sobą, jednak często się zdarza, że palce się w nie zsuwają. Obudowa Maraudera jest bardzo solidna. Nic się nie ugina, nic nie trzeszczy.
W Marauderze nie ma dodatkowych programowalnych przycisków, inaczej niż w klawiaturach dla graczy takich firm, jak Logitech i Microsoft. Co więcej, przycięto część ze strzałkami i przeniesiono ją na klawiaturę numeryczną. Naszym zdaniem to bardzo fajny pomysł. Co prawda początkowo trudno się do tego przyzwyczaić, bo zazwyczaj strzałki rozpoznajemy bezwzrokowo po krawędziach i wolnej przestrzeni wokół nich, ale po kilku godzinach zabawy można dojść do wprawy. Marauder jest przez to węższy, zajmuje mniej miejsca i sprawia mniej problemów podczas transportu. Można też mieć nadzieję, że mniej plastiku i gumy odbije się pozytywnie na cenie.
Co możemy powiedzieć o dźwięku z Banshee? Był dobrze wypozycjonowany. Mimo że są to słuchawki stereofoniczne, bez problemu mogliśmy określić, czy strzały słychać z przodu czy może mordują się za naszymi plecami. Poszczególne odgłosy były dobrze od siebie odseparowane. Nie występował efekt „skrzeczenia” ani buczenia. Brzmienie było czyste i neutralne, chociaż czasami dało się wyczuć, że tony niskie trochę dominują nad resztą pasma.
Żadnych zastrzeżeń nie mamy do działania mikrofonu. Rejestrowany przez niego dźwięk był bardzo dobrej jakości, bez żadnych zniekształceń wpływających na jasność przekazu. Również redukcja niechcianych odgłosów otoczenia działa dobrze. Nie ma obaw, że rozmówca będzie narażony na swoiste echo.
Podświetlenie to bardzo kontrowersyjny element zestawu. Producent chwali się nim podobnie jak systemem APM (ang. actions per minute), ale naszym zdaniem nieco przesadził z iluminacją. Światło jest bardzo mocne i bez trudu oświetli w nocy pół pokoju. Atakuje z góry, z boku, a nawet z dołu każdego z urządzeń. Nie możemy zrozumieć, jaki sens ma taka liczba diod w słuchawkach, wystarczyłoby umieścić je pod logo gry. No chyba że zamierzeniem producenta było to, by gracz na lanparty z daleka odstraszał krwistoczerwoną otoczką prawdziwego „wymiatacza”. Gorzej, jeśli nagle zacznie mrugać, bo wtedy pół sali się dowie, że czyjś ultralisk wparował mu do bazy ;)
Podsumowanie
Seria najnowszych „peryferiów” firmy Razer z logo gry StarCraft II to propozycja, która zainteresuje raczej tylko fanów gry. Urządzenia są bardzo nierówne. Ciekawe pomysły przeplatają się z wątpliwymi. Choćby taki Spectre, w którym wysokiej jakości sensor laserowy i system regulowania oporu lewego przycisku połączono z nie najlepszą konstrukcją, dziwnie zachowującą się na twardszych powierzchniach. Z zaprezentowanych produktów najmniej zastrzeżeń budzi klawiatura. Marauder, poza tym że ma trochę zbyt duże przerwy pomiędzy klawiszami, spisuje się bardzo dobrze. (Niezły był ten pomysł z przeniesieniem strzałek na klawiaturę numeryczną).
Zdecydowanie najbardziej spodobało nam się stworzenie jednego sterownika do wszystkich urządzeń: nie trzeba klikać w kilku oknach, by zmienić ustawienia (jeśli już ktoś kupi całą serię, oczywiście). Wszystko jest w jednym miejscu, czytelne i schludne.
Niestety, zestaw ma dwie znaczące wady. Po pierwsze – męczące podświetlenie, przy którym blednie bożonarodzeniowa choinka. Po drugie – cena. Rozumiemy, że to seria niemal kolekcjonerska. Rozumiemy, że licencja i te sprawy. Ale 300 zł za myszkę Razer Spectre to chyba jednak przesada. A co z resztą? Razer Marauder – około 420 zł, Banshee – 425 zł. Łącznie za cały zestaw trzeba zapłacić jakieś 1150 zł. My nie jesteśmy aż takimi fanami międzyplanetarnego konfliktu ras według Blizzarda.
Do testów dostarczył: Razer
Cena w dniu publikacji (z VAT): około 300 zł
Do testów dostarczył: Razer
Cena w dniu publikacji (z VAT): około 420 zł
Do testów dostarczył: Razer
Cena w dniu publikacji (z VAT): około 425 zł