Producenci polubili podkręcanie

Kiedyś, w czasach gdy w komputerach dominowały dyski twarde o pojemnościach mierzonych w dziesiątkach megabajtów, a polonez na drodze nie był białym krukiem – podkręcanie podzespołów komputerowych było tematem tabu. Fabryczny tryb „turbo”, z uruchamiającym go guzikiem w obudowie, był jedynym sposobem na przyspieszenie komputera. Umiejętność zmiany prędkości szyny procesora była wiedzą niemalże tajemną i wymagała dogłębnej znajomości sprzętu. Śmiałek, który odważył się uczynić swój komputer szybszym bez wydawania pieniędzy na nowy procesor, musiał przestawiać zworki na płycie głównej. Czasami trzeba było wspomagać się przeróbkami samych procesorów – ingerując w mostki lub piny służące do ustawienia odpowiednich wartości.

Powstawał również specjalistyczny, dodatkowy osprzęt do podkręcania (jak specjalne karty, które zintegrowane z Athlonami do gniazda Slot A pozwalały zmieniać mnożnik i napięcie zasilające procesor). Najwięksi zapaleńcy modyfikowali układy na płytach głównych, właśnie po to, żeby zyskać kontrolę nad szyną czy mnożnikami (a czasem też po to, by móc kontrolować dzielniki, np. PCI/AGP). Aby brylować na salonach OC, trzeba było mieć sporą wiedzę i pewną smykałkę do techniki.