Banałem byłoby pisać, jak bardzo wszyscy czekaliśmy na czwartą część Grand Theft Auto, jeszcze większym – jak to producent podgrzewał (skutecznie!) emocje poprzez kolejne zwiastuny filmowe. Dlatego o tym ani słowa. Napiszę za to o oczekiwaniach, jakie mieliśmy wobec tej produkcji. San Andreas było przełomem. Oprócz standardowych elementów rozgrywki wprowadzono mechanizmy socjalne. Oprócz strzelania, rabowania, uciekania przed policją musieliśmy także dbać o odżywianie, formę i budowę ciała (siłownia) oraz fryzury i ubiór. Dzięki temu zabawa stała się o wiele bardziej przyjemna – niektórzy z graczy godzinami krążyli po mieście tylko po to, aby dopracować wygląd swojego bohatera (wówczas był nim Carl). Jeśli gracz nie miał ochoty wypełniać misji przewidzianych scenariuszem, to po prostu bawił się dodatkowymi możliwościami w San Andreas. Zresztą grę stworzono z gigantycznym rozmachem – do prac nad scenariuszem zatrudniono DJ Pooha, który jak mało kto znał realia amerykańskiego czarnoskórego środowiska, bo to przecież o nim była gra. Postaci budowano pod znanych aktorów, którzy później wcielili się w kluczowych bohaterów gry, użyczając im swojego głosu, co także tworzyło niesamowitą jakość. San Andreas cały czas jest jedną z najlepszych gier dzięki swojej żywotności i grywalności.

Bałkański prolog