Nie tylko "Plusem" w nazwie różni się więc nowy odtwarzacz od poprzednika. Różnice są widoczne już w pierwszej chwili, bowiem znaczną część przedniej ścianki urządzenia, w miejscu, w którym poprzednik miał tylko goły plastik, zajmuje ekran OLED. Wewnątrz pracuje tuner radiowy, a pojemność pamięci odtwarzacza została podwojona. Do gamy funkcji dodano też zegarek ze stoperem i dyktafon.
Tak jak poprzednicy, tak i modele serii Zen Stone Plus są oferowane w kilku żywych kolorach. Odtwarzaczom towarzyszyć mogą też opcjonalnie dokupywane akcesoria (o jednym z nich napiszemy poniżej).
O tym, czy doszlifowany Zen Stone Plus ma więcej "plusów dodatnich" i czy nie przesłaniają ich jakieś "plusy ujemne" przekonacie się zaglądając dalej.
Okrągły ekran - wreszcie coś widać
Ekran to przydatny dodatek w odtwarzaczach muzycznych. Tym bardziej jest on pomocny, im więcej pamięci oferuje odtwarzacz. Dzięki niemu można łatwiej zorientować się, co znajduje się wewnątrz urządzenia, odciążając tym samym szare komórki. W przypadku poprzednika, modelu Zen Stone, co tęższe umysły mogły stawić czoło wyzwaniu zapamiętania pełnej listy zapisanych w odtwarzaczu nagrań, jednak wraz z powiększoną pamięcią Zen Stone Plus, zadanie to stało się trudniejsze.
Dostarczony do naszej redakcji odtwarzacz dostał różową obudowę w odcieniu typowym dla lalek Barbie. Prócz niego w pudełku jest niewiele: słuchawki (białe), to oczywiste, skompresowana w harmonijkę instrukcja oraz króciutki przewód USB, pełniący rolę przejściówki między standardowym złączem USB a miniaturową jego wersją wbudowaną w urządzenie. To kabelek raczej dla użytkowników laptopów i tych z amatorów stacjonarnych maszyn, którzy mają wyprowadzone popularne porty tuż pod rękę. W innym wypadku pozostanie albo korzystanie z innego przewodu, albo gimnastyka pod biurkiem.
Dziwi nieco brak w opakowaniu jakiegokolwiek oprogramowania. Jednak to dobre posunięcie ze strony producenta, zapowiadające prostą obsługę urządzenia metodą "przeciągnij i upuść" w dowolnym menedżerze plików. W takim wypadku dołączanie krążka z pełniącym te funkcje nawet najlepszym programem mija się z celem.
Po przyzwyczajeniu się do mało męskiego, różowego koloru obudowy (błękitnych nie było?! ;)) można bliżej przyjrzeć się sprzętowi odtwarzającemu. Tak jak Zen Stone, model Plus otrzymał obudowę z błyszczącego tworzywa. Całość jest niemal niezauważalnie większa od poprzednika i nieco cięższa. Stone Plus mierzy 55,6 mm na 35,3 mm na 12,8 mm i waży 21 gramów.
Tak samo jak poprzednik, odtwarzacz ma okrągły kontroler odpowiadający za przewijanie muzyki i zmianę głośności. Guzik odtwarzania oraz programowalny przycisk trafiły na jedną z krawędzi obłego urządzenia, na podłużny przełącznik.
Po lewej stronie kontrolera umieszczono okrągły ekran. Trak naprawdę jest on oczywiście prostokątny, jednak w tym wypadku pozbycie się agresywnych kątów okazało się jak najbardziej uzasadnione. Wyświetlacz dysponuje rozdzielczością 64 na 64 piksele i wyświetla grafikę i napisy tylko w jednym kolorze, turkusowym. Ponieważ to monitor OLED, obraz powinien być wyraźny i widoczny nawet w dużym nasłonecznieniu.
Na dłuższe ścianki odtwarzacza trafiły złącza USB oraz słuchawkowe, przy którym dodatkowo zainstalowano niewielka diodę, w naszym przypadku w kolorze niebieskim.
W obudowie znalazł się jeszcze otwór do zamontowania smyczki. Tej jednak w zestawie nie ma. Niewielkie wymiary odtwarzacza osiągnięto m.in. dzięki zastosowaniu zintegrowanego akumulatora litowo-jonowego.
Zen Stone sprawia niezłe wrażenie, choć nie da się pozbyć myśli, prawdopodobnie dzięki kolorowi, że pochodzi z plastikowego świata "Barbie Girl". Cukierkowy, różowy kolor jest trudny do zaakceptowania dla mężczyzn, choć wśród pań może znaleźć amatorki ;). O wiele lepiej, dostojniej, mimo niewielkich wymiarów, prezentowała się wersja czarna, z którą mieliśmy okazję poznać się przy okazji modelu Zen Stone. Chętni mogą wybierać także inne kolory Zen Stone Plus, biały, zielony, niebieski i czerwony.
Po wyjęciu z opakowania odtwarzacz musi być naładowany przez 3 godziny.
Granie - lepiej niż przeciętnie
Uruchomienie odtwarzacza trwa trochę zbyt długo. Przycisk odtwarzania trzeba przyciskać przez około 5 sekund. Ekran o niewielkiej rozdzielczości oferuje 4096 punktów w technologii OLED. Użytkownicy leworęczni mogą obrócić ekran o 180o, a kontroler przełożyć pod lewą dłoń. Zen Stone Plus może być łatwo obsługiwany jedną ręką.
Podczas odtwarzania plików denerwujące jest znacznie wolniejsze działanie menu. Odtwarzacz obciążony pracą ze zbiorami muzycznymi wyraźnie gorzej radzi sobie z przemieszczaniem się po nieskomplikowanym graficznie interfejsie.
Zen Stone Plus może pracować ze zbiorami MP3 i WMA z jakością do 320 Kb/s, plikami WAV, a także ze zbiorami Microsoftu z zabezpieczeniami DRM.
Sprzęt, mimo niewielkiego ekranu, potrafi sprawnie zaprezentować najważniejsze informacje na temat odgrywanych zbiorów, trybu odtwarzania oraz ewentualnych modyfikacji dźwięku, jak np. podbicie basu. Niewielki ekran najgorzej sprawuje się przy prezentowaniu tytułów nagrań (w przypadku plików MP3 nazwy zbiorów odczytywane są z tagów ID3). Te nie mieszczą się zwykle na ekranie, przewijają się niezbyt żwawo, a prędkość ta nie może być modyfikowana.
Menu odtwarzacza może pracować w języku polskim. Ikonowy system sprawnie kieruje do poszczególnych funkcji. Bardzo wygodnie rozwiązano sprawę dostępu do opcji związanych z poszczególnymi funkcjami urządzenia, jak odtwarzanie plików muzycznych, tuner radiowy czy choćby stoper. Po wyborze, w menu głównym, kolejnymi, najszybciej dostępnymi stają się ikony opisujące grupy opcji podporządkowanych danej funkcji. Proste i wygodne rozwiązanie.
Kłopotliwe jest zaproponowanie przez Creative głównego menu, które nie jest zapętlone. Po prostu po obejrzeniu ośmiu ikonek nie da się posunąć dalej, przeskakując automatycznie do pierwszej z nich.
Układane w pamięci odtwarzacza pliki można katalogować w folderach, które następnie można przeglądać. To prosty, "czysty" i wygodny sposób dostępu do tak posegregowanych nagrań. Pliki można odtwarzać na kilka sposobów, w tym w pętli, losowo czy też pełnymi folderami.
Odtwarzacz udostępnia equalizer oraz system podbicia basów. W przypadku equalizera, prócz pięciu ustalonych z góry ustawień pozostawiono jedno do samodzielnej modyfikacji przez użytkownika. Podbicie basów działa bardzo wyraźnie, choć nie do wszystkich nagrań opcja ta jest przydatna, podnosząc basy zbyt wysoko. Świetnie brzmi to np. w nagraniu Beyonce - Irreplaceable (192 Kb/s).
Przy zastosowaniu słuchawek umieszczanych głębiej w uszach uzyskiwane brzmienia są lepsze, jednak wtedy podbity bas częściej daje nieelegancki, dudniący pogłos.
Brzmienie odtwarzacza jest poprawne. Dołączone do zestawu białe słuchawki sprawują się dobrze przy odtwarzaniu zarówno niskich i wysokich tonów. Choć nie da się uniknąć wrażenia, że dźwiękowi brakuje nieco przestrzeni. Jest płasko.
Głośność odtwarzacza w towarzystwie standardowych słuchawek jest wystarczająca. Producent zaproponował 25-stopniową skalę głośności. Na zerową głośność muszą zaś nastawić się użytkownicy przewijający muzykę. Do czasu puszczenia klawisza przewijania nie można się zorientować w którym fragmencie nagrania znajduje się odtwarzacz.
Prosty tuner radiowy pozwala na automatyczne przeszukiwanie częstotliwości w poszukiwaniu najsilniejszych sygnałów. Tuner nie jest czuły i w zamkniętych pomieszczeniach z dala od nadajników radiowych wykrywa tylko kilka stacji (na kilkanaście dostepnych). Oczywiście "na powietrzu" jest lepiej. W sumie odtwarzacz może zapamiętać do 32 częstotliwości, które w razie potrzeby można ustawić samodzielnie (wybór co 0,1 MHz).
Sprzęt nie oferuje możliwości zapisywania audycji radiowych, ale może to i dobrze, bo wsłuchując się w jakość, z którą pracuje rejestrator głosu, trudno byłoby oczekiwać czegoś spektakularnego. Głos zapisywany jest w plikach monofonicznych przy częstotliwości 9 kHz i rozdzielczości zaledwie 4 bitów.
Odtwarzacz nie jest dyktafonem, ale może posłużyć jako notatnik głosowy. Przy niewielkiej odległości od urządzenia mówiący do niego nie musi zwracać uwagi na to, czy mówi w stronę mikrofonu, czy może w zupełnie inną część urządzenia. Dźwięk zapisywany jest niemal identycznie. Przy oddaleniu odtwarzacza na około metr od źródła dźwięku mikrofon bardzo słabo radzi już sobie z jego rejestrowaniem.
Zainstalowane w Zen Stone Plus stoper i zegarek w interesujący sposób prezentują dane, pokazują je w pionie. Przykładowo, w przypadku zegarka (dostępny tylko w wersji 12-godzinnej), w górnej części ekranu przedstawiana jest godzina, w dolnej tak samo dużymi cyframi opisane są minuty. Wartości te przedziela data.
Odtwarzacz bez kłopotu pracuje w charakterze przenośnej pamięci USB. Brak zintegrowanego złącza sprawia, że by wykorzystywać go w taki sposób potrzebny jest przewód (być może dlatego producent wymyślił, że ma on mieć tylko około 10 cm długości, co z pewnością ułatwia przenoszenie). Pamięć nie jest szybka. Przeniesienie do niej zbioru o wielkości 700 MB zajęło przeszło 8 minut. To nieco za długo jak na możliwości interfejsu USB 2.0, którym podobno sprzęt dysponuje.
Ładowanie baterii możliwe tylko z portu USB i zajmuje ponad dwie godziny. O poziomie naładowania akumulatorów świadczy ikona z miniaturową bateryjką. Urządzenie odtwarzając mieszankę zbiorów MP3 z poziomem bitrate od 128 Kb/s do 192 Kb/s pracowało przez niecałe osiem godzin. Producent obiecuje, że sprzęt może działać aż do 9,5 godziny, jednak to wartości "laboratoryjne" dla plików o niewielkiej jakości. W typowych zastosowaniach jest mniej optymistycznie, ale i tak nieźle.
Creative TravelSound Zen Stone - granie wspomagane
Gdy odtwarzanie dźwięku przez słuchawki to za mało lub jest w danej chwili zbyt niewygodne, dla Zen Stone Plus firma Creative przygotowała ciekawy dodatek. To TravelSound Zen Stone – przenośny zestaw głośnikowy przygotowany z myślą specjalnie o odtwarzaczach Zen Stone i Zen Stone Plus.
Urządzenie o wielkości zbliżonej do słuchawki domowych telefonów wyposażono w dwa głośniki, które, co ciekawe, nie muszą mieć własnego zasilania by odtwarzać muzykę. W trybie pasywnym energia czerpana jest z akumulatora odtwarzacza, co łączy się ze znacznie mniejszą siłą generowanego głosu.
Sprzęt wyposażono w dwa głośniczki z mikromembranami "NeoTitanium". To znak rozpoznawczy Creative. Rozwiązanie spotykane także w innych produktach głośnikowych firmy, w TravelSound Zen Stone musi sprawdzać się w środowisku, w którym jedynym źródłem zasilania jest bądź to wspomniany już akumulator odtwarzacza albo dwie bateryjki typu AAA. W drugim z przypadków, przy zasilaniu paluszkami, mamy do czynienia z działaniem w trybie aktywnym i udostępnieniem użytkownikowi pełnej mocy, po "miażdżące" 0,2 W na kanał.
Cały zestaw głośnikowy mierzy 173,3 na 57 na 32,7 mm, a bez baterii waży 160 gramów. Jak więc widać... brakuje mu ciężaru potężnego subwoofera, co zresztą słychać ;).
W centralnej części urządzenia znajduje się luka z gumowymi prowadnicami oraz wtykiem słuchawkowym typu mini jack. Na górze zestawu zainstalowano włącznik oraz diodę sygnalizującą stan pracy. Z tyłu znalazła się klapka dla baterii oraz druga, odchylana, która służy jako podstawka. Niestety w zestawie zabrakło nawet najmniejszych nóżek z gumy, więc na śliskich powierzchniach głośniki bardzo łatwo jest przesunąć.
Ponieważ w odtwarzaczu Zen Stone Plus zainstalowano tuner radiowy, w połączeniu z TravelSound Zen Stone powstaje nowoczesne radyjko. Antena, w której funkcji pracują w tym przypadku głośniki, sprawuje się w pomieszczeniach gorzej od słuchawek dodawanych wraz z odtwarzaczem, pełniących również rolę anteny. W otwartej przestrzeni jest lepiej.
W przypadku działania pasywnego o głośniejszym graniu nie ma żadnej mowy. To tryb przeznaczony raczej do tworzenia subtelnej atmosfery z muzyką grającą "skądś" i przeznaczony tylko do cichych pomieszczeń lub do zasypiania ;). Jest tak nawet w przypadku głośności maksymalnej. Przy niższych jej wartościach nie ma po prostu o czym mówić.
W przypadku gdy zostanie przesunięty suwak zasilania bateryjnego jest już znacznie lepiej. Dźwięk jest bardziej doniosły, wystarczający, żeby zalać kameralnym dźwiękiem mniejsze mieszkanie, ale i zupełnie wystarczający do użytku poza domem, choćby na plaży, gdzie na ręczniku zapewnić może wiele uciechy ;).
Niestety zastosowanie pary niewielkich głośniczków nie potrafi przenieść wszystkich dźwięków. O ile sprzęt dobrze radzi sobie z odtwarzaniem głosów śpiewanych, wysokich dźwięków instrumentów klawiszowych, krótkich wysokich uderzeń perkusyjnych i sporego zakresu brzmień elektronicznych, to przy tonach niskich i takich uderzeniach perkusyjnych z muzyki popularnej, pada niczym żołnierz, który nawet nie zdążył wyjść z okopu. Słychać co prawda momenty mocniejszych basowych rytmów, jednak niemal tylko na tym się kończy. Za płaskim i suchym "puk, puk" słychać niewiele głębi.
Nie oznacza to jednak że to sprzęt zły. Nikt nie obiecuje przecież przenośnej mini dyskoteki. Odrobinę większa dawka dobrze oddawanych niskich uderzeń nie zaszkodziłaby TravelSound Zen Stone, ale trudno wymagąć wiele od tak mikrych głośniczków.
Producent obiecuje, że na zasilaniu bateryjnym głośniki są w stanie grać nawet przez 21 godzin. Trzeba pamiętać, że by grały, baterie wypełnione energią musi posiadać także odtwarzacz.
Wadą zestawu są zupełnie odkryte głośniki, które w zastosowaniach mobilnych mogą być narażone na uszkodzenia. Inny kłopot to problem z wyłączaniem grającego odtwarzacza w głośniku. By Zen Stone umilkł, trzeba go albo wyciszyć, albo wyciągnąć z głośników TravelSound. Wyłącznik jest bowiem ukryty w niedostępnym miejscu. Szkoda też, że producent nie pomyślał o możliwości zasilania głośników z portów USB , albo z sieci elektrycznej. Czasem wyjeżdża się w miejsca, do których doprowadzono prąd ;).
Podsumowanie - kamień w różowych kolorach
Kolejne wcielenie Zen Stone ma plusy. To przede wszystkim ekran, a za nim prezentowane tam menu, przejrzyste i w miarę łatwe do obsługi. Dzięki ekranowi łatwiej zorientować się w zawartości pamięci odtwarzacza i korzystać z dodatków jak equalizer, zegarek czy stoper, choć ten ostatni to, z powodu małej wygody obsługi, raczej ciekawostka dla amatorskich sportowców, a nie dla wyczynowców. Nie można zapomnieć też o powiększonej dwukrotnie pamięci w stosunku do poprzednika, zwiększającej możliwości sprzętu, ale i wpływającej na jego cenę (pamięci to zwykle droższe z podzespołów tego typu urządzeń).
Świetnie sprawdza się dostęp do muzyki zgromadzonej w katalogach. Nieźle działa też elektroniczna blokada klawiszy, które raczej nie powinny odbezpieczyć się gdy Zen trafi do kieszeni.
Odtwarzacz gra nieźle, a słuchawki zestawu sprawują się dobrze. Ciekawą alternatywą dla Zen Stone Plus jest zastosowanie dedykowanego mu zestawu głośnikowego, który może nie zastąpi zestawu HiFi, ale podczas wyjazdów może okazać się doskonałym kompanem odtwarzacza. Kiepsko brzmią za to nagrania z mikrofonu. Jego czułość pozwala na nagrywanie notatek głosowych, ale nie zapisywanie dźwięku z dalej położonych źródeł.
Dobrze sprawdza się w działaniu programowalny przycisk, który może pełnić jedną z wybranych funkcji. Pozwala on m.in. na szybki dostęp do zegarka, stopera, nagrań muzycznych itp.
Creative Zen Stone Plus wyceniono na około 250 złotych. To o przeszło 100 złotych wyższa kwota od tej, jaką trzeba zapłacić za model Zen Stone. Jeśli jednak potrzebujecie dwukrotnie większej pamięci (Stone Plus ma jej 2 GB, Stone "tylko" 1 GB), ekranu, radia i equalizera, a 250 złotych nie stanowi dla Was kwoty zaporowej, będziecie z "Plusa" zadowoleni. Chociaż może niekoniecznie w tej wersji kolorystycznej, którą przedstawiliśmy w artykule.
Do testów dostarczył: Creative
Cena w dniu publikacji (z VAT): 249 złotych