Constantine'a poznajemy w czasie trwania jednej z jego misji. Właśnie przygotowuje się do przeniesienia w zaświaty, w celu odnalezienia poszukiwanego artefaktu. Od razu zostajemy rzuceni w sam środek piekła – poczwarne demony hordą pełzną w naszą stronę. Nieboskłon tonie we krwi, zaś potężny wicher sprawia, że nad zdewastowanym piekielnymi mocami miastem latają mniej lub bardziej zniszczone samochody. Wszystko jest zniszczone i być może właśnie dlatego demony planują inwazję do świata rzeczywistego, tego ludzkiego.

W mgnieniu oka rozprawimy się z pierwszymi wrogami i odnajdziemy artefakt. Wtedy dopiero okaże się, że cała misja ma znamiona samouczka, mającego zaznajomić nas z obsługą i mechniką gry. Dopiero później przechodzimy do scenariusza właściwego – ginie Elriu, osoba będąca w części człowiekiem i demonem. Zadaniem Johna jest wyjaśnić okoliczności jego śmierci, które nie dość, że są bardzo brutalne, to mają znamiona okultyzmu – wymalowany na ścianie jego krwią symbol pozostaje dla bohatera zagadką, którą musi rozwikłać. Demony z całą pewnością coś knują, a eliminacja Elriu to dopiero początek realizacji ich planu. Nim Constantine zdąży się zorientować jaki jest cel intrygi, demony złamią zasady i rozpoczną inwazję na nasz świat. Tylko John jest w stanie im przeszkodzić i dotrzeć do Baltazara – bynajmniej nie osła, lecz demona w najgorszej i najpodlejszej postaci zarówno na tym, jak i tamtym świecie. Gdzieś w to wszystko wplątana zostaje policjantka, która od dzieciństwa nosi znamię... to samo, które widniało na ścianie apartamentu Elriu. Balansując pomiędzy dwoma światami, John będzie posuwać się do przodu w scenariuszu, by ostatecznie zmierzyć się ze swoim największym wrogiem.