Filmowe tło: Oliver Stone przybywa z odsieczą
Już pierwsze sekundy „Aleksandra” nie pozostawiają cienia wątpliwości – zgodnie z obecnie panującą modą, każda filmowa megaprodukcja wspiera swój marketingowy wizerunek grą komputerową. W tym przypadku zdecydowano się na strategię czasu rzeczywistego w realiach antycznej Grecji. Lub, może lepiej będzie powiedzieć, w realiach amerykańskiego filmu.
Od czasu sukcesu finansowego „Gladiatora”, filmowcy ze słonecznej Kalifornii raczą nas regularnie kolejnymi obrazami rodem ze starożytności. Przez kinowe ekrany przewinęła się nieco frywolna adaptacja „Iliady” Homera z długowłosym wymoczkiem udającym Achillesa w roli głównej. Ostatnio zaatakował nas „Aleksander” Olivera Stone’a, z fircykowatym Colinem Farellem obsadzonym w roli tytułowej. Cóż, być może nie są to produkcje formatu „Quo Vadis” w reżyserii Mervyna LeRoy’a (genialny Peter Ustinov jako Neron), „Ben-Hura” z Charltonem Hestonem lub „Kleopatry” z Elizabeth Taylor, ale mimo wszystko zasługują na uwagę i zainteresowanie ze strony miłośników kina.
Skąd ta przydługa dygresja na temat dziesiątej muzy? Jak już wcześniej wspominałem, komputerowa wersja przygód Aleksandra Wielkiego czerpie ze swojego filmowego odpowiednika całymi garściami – filmowa introdukcja, przerywniki między misjami, wreszcie zakończenie to kadry żywcem wyjęte z filmowego planu.
Fabuła: Tajemnicze wyprawy Olka
Osią fabuły programu są przygody i zmagania tytułowego bohatera. Na początku radzimy sobie z buntem greckich miast–państw. Przejmujemy ster władzy po tragicznie zmarłym ojcu – Filipie II. Będziemy zmagać się z potężnymi Persami pod wodzą Dariusza III.
Jednym słowem, czekają nas wspaniałe zwycięstwa, wielkie bitwy i... i to jest nie do końca prawda. Owszem, jako Aleksander zagościmy w różnych zakątkach świata. Tournee naszego ambitnego Olka to między innymi zajęcie Egiptu, opanowanie Anatolii, wyprawa do Mezopotamii, bitwa pod Gaugamelą, której następstwem będzie podbój Babilonu. Macedończyka czeka też dalszy marsz na wschód – Indie. Jak wiadomo z podręczników historii, wyprawa do Indii została uwieńczona połowicznym sukcesem. Nasz młody bohater, mimo sukcesów militarnych, musiał zawrócić.
Jak na razie program jawi się jako całkiem zgrabna strategia czasu rzeczywistego z elementami gry fabularnej – Aleksander podczas kolejnych misji zdobywa doświadczenie i specjalne umiejętności. Pod naszą komendą znajdą się również towarzysze Aleksandra, w tym jego nauczyciel Arystoteles (który bardzo dziarsko radzi sobie z... rydwanami) oraz Ptolemeusz, chłop jak dąb, sprawnie wywijający berdyszem na bodajże dwumetrowym stylisku. Niestety, autorom z Ukrainy chyba pomyliły się bajki.
Ptolemeusz archetypem przypomina raczej bohatera – krasnoluda – rodem z taniej powieści fantasy. Dlaczego zaś wybitny filozof – Arystoteles – spędza żywot trzaskając z bicza na zakurzonych traktach Azji? Zamiast, jak mówią historyczne źródła, wygodnie żyć w Atenach i co najwyżej regularnie wymieniać z Aleksandrem Wielkim korespondencję? Tego się nie dowiemy. Zresztą chyba nikt nie wymaga od gry na kanwie hollywoodzkiego filmu historycznej rzetelności. Jednym słowem, podczas rozgrywki jesteśmy skazani na przaśne wynurzenia i komentarze ateńskiego myśliciela.
Kolejną rysą i wielkim minusem „Aleksandra” są elementy rodem z gry fabularnej. Co mam na myśli? Oto on, Olek Macedoński a.k.a Wielki, wylądował właśnie w glorii i chwale w Beocji (środkowa Grecja), nieopodal miasta Teby. Byłem święcie przekonany, że czeka mnie, zgodnie z przekazami historycznymi, krwawa łaźnia na ulicach słynnego miasta. Miasta, które raczyło zbuntować się przeciwko władzy Macedończyka. Popędziłem karne oddziały w stronę metropolii? Ukarałem dla przykładu butnych Tebańczyków ? Nic bardziej mylnego! Oto nasz bohater napotyka zalanego łzami młodzieńca, który raczy nas rzewną opowiastką o zbójach, porwanym ojcu i okupie. Co robimy? Batożymy młodzika impertynenta za to, że ośmiela się zwracać do Pana Świata i „syna” Zeusa? Nic z tych rzeczy! Pogromca Ilirów, Getów, zwycięzca z przełęczy Szpika, gdzie rozgromił wojowniczych Traków, wybitny strateg, który w wieku 16 lat dowodził macedońską kawalerią w bitwie pod Cheroneą... nagle, bez mrugnięcia okiem, wsiada na swojego wiernego Bucefała, zbiera bandę najemników spod ciemnej gwiazdy i rusza cwałem w lasy okalające Teby. Po co? Oczywiście po to, aby uratować zacnego kupca Diodoha z rąk paskudnych złoczyńców. Ot, miał Olek fantazję i iście królewski gest! Harcerz jakich mało!
Innym razem czeka nas ostra przeprawa z piratami terroryzującymi nadmorskie miasta. Budujemy dwie triremy plus dwurzędową biremę i z taką „flotą” wyruszamy na środek morza. Zatapiamy dwie, trzy obskurne galery. Grecki ogień dokończy dzieła zniszczenia! Zwycięstwo! Cała misja zajmuje niecały kwadrans. Przykładem ekstremalnym jest bitwa pod Gaugamelą. Zdeptanie wojsk Dariusza zajmuje macedońskim hetajrom (ciężka kawaleria) dokładnie 180 sekund czasu rzeczywistego. To nie żart! Bitwę, która otworzyła Aleksandrowi wrota Mezopotamii możemy stoczyć w iście ekspresowym tempie. Niezbyt dobrze to świadczy o programistach z Ukrainy.
Mechanika i jednostki: klasyka... standard... i szok
Jednakże wesołe przygody naszego głównego bohatera to nie cały aspekt rozgrywki. „Aleksander” to rasowy przedstawiciel gatunku RTS (Real Time Strategy). Choć tak z ręką na sercu to strategii tutaj niewiele, a realizmu tyle, co kot napłakał. Z mozołem budujemy infrastrukturę, kolejne budynki, których mamy w grze około setki. Wysyłamy chłopów po surowce i na pola otaczające miasta. Cały model ekonomiczny programu jest jednak bardzo uproszczony i podporządkowany aspektowi militarnemu. Często przychodzimy niejako na gotowe. W trybie kampanii często możemy uzupełnić stan osobowy jednostek bojowych w... zdobytych miasteczkach i osadach rozrzuconych na mapie świata.
Pod naszym dowództwem znajdą się miedzy innymi: Ateńscy hoplici, wspomniani już przeze mnie konni hetajrowie, średnia piechota – peltaści, sarissophoros (lub, jak kto woli, sarisoforoi – piechota uzbrojona w ciężkie – około 10 kilogramów – i długie na sześć metrów włócznie zwane sarissami), do tego wszystkiego dochodzą jeszcze odziały łuczników i procarzy.
Bogactwo i zróżnicowanie jednostek w „Aleksandrze” jest bardzo duże. Naszych wojowników możemy gromadzić w formacjach do 100 jednostek w jednym oddziale. Problem polega na tym, że różnice między poszczególnymi wojownikami macedońskiej armii są prawie niezauważalne. Przykładowo, podczas jednej z pierwszych misji w trybie Kampanii, mój oddział procarzy został zaatakowany z flanki przez szarżującą kawalerię. Wynik starcia: jeden do zera dla miotających kamieniami wojowników. Oddział nieprzyjacielskiej jazdy został rozbity w puch! Od tamtej pory – przyznam to szczerze – aż do końca gry korzystałem z niezawodnej taktyki Józefa Stalina. Kupą, mości panowie! Cała finezja rozgrywki w „Aleksandrze” polega na wyprodukowaniu dużej ilości jednostek i wypuszczeniu tej watahy na zaskoczonych przeciwników. Dodam jeszcze, że kiedy na ekranie rozpoczyna się regularna bitwa, tracimy wszelką kontrolę nad jednostkami. Na ekranie panuje chaos i to bynajmniej nie bitewny. Batalie toczone przez króla Macedończyków i jego wesołą ferajnę przypominają raczej stadionowe rozruchy. Każdy leje się zdrowo po mordzie, bez opamiętania...
Oprawa audio-wizualna: powrót do przeszłości
Od strony wizualnej przygody Aleksandra Macedońskiego prezentują się raczej skromnie. Owszem, mamy zróżnicowaną rzeźbę terenu, pagórki, zalesione tereny. Budynki wykonano gustownie i są wizualnie bardzo zróżnicowane. Niestety, postaci są mikroskopijnej wielkości i przypominają ołowiane figurki, jakimi bawili się nasi dziadkowie – choć trzeba uczciwie przyznać, że jak na swoje rozmiary, posiadają sporo detali i nie ma problemu z rozróżnieniem poszczególnych jednostek. Opcja przybliżania i oddalania kamery jest niestety dosyć ograniczona. Często więc nie jesteśmy w stanie ogarnąć wzrokiem całego terenu, na którym rozlazły się, powiedzmy, dwie setki naszych żołnierzy – maruderów.
Podczas walki, jak już wcześniej wspomniałem, nie jesteśmy w stanie zapanować nad bitewnym chaosem. Nad walczącymi unosi się dziwaczna chmura pyłu, która tym bardziej nie pomaga nam w rozeznaniu się w sytuacji. Animacje są równie przeciętne, co cała reszta. Tafla morza przypomina nieco szklaną, chropowatą powierzchnię. Przy brzegu, gdzie błękit przechodzi delikatnie w żółć piasku, wygląda to nawet ładnie. Niestety, kiedy wypływamy całą armadą na pełne morze, uroczy dla oka efekt mija i zaczyna się robić bardzo nieprzyjemnie.
Między misjami oglądamy przerywniki filmowe. Część z nich to znane nam kadry z obrazu Olivera Stone’a. Producent gry sprawił nam jednak niespodziankę. Do programu ukraińskich programistów zaimplementowano ponad jedenaście minut ekskluzywnego materiału, którego na próżno szukać w kinowym hicie. Jest to chyba jedna z nielicznych zalet tego programu.
Na słowa uznania zasługuje oprawa dźwiękowa. Podczas przerywników filmowych towarzyszy nam uroczy głos polskiej lektorki. W samej grze spolszczono jedynie napisy i trzeba przyznać, że Cenega Poland stanęła na wysokości zadania. Również podkład muzyczny w „Aleksandrze” zasługuje na szczerą pochwałę. Muzykę do filmu skomponował sam Vangelis. W grze zastąpił go nadworny muzyk GSC Game World Dymitr Kuźmienko i trzeba przyznać, że ze swojego zadania wywiązał się znakomicie. Doskonale uchwycił nieco patetyczny styl muzyczny mistrza Vangelisa. Miejmy nadzieję, że oprawa muzyczna w nadchodzącym S.T.A.L.K.E.R: Oblivion Lost dorówna tej z „Aleksandra”.
Wymagania sprzętowe: Doom 3 w krainie strategii czasu rzeczywistego
Niestety, szanowni Czytelnicy. Najnowsza strategia z GSC Game World jest prawdziwym testem sprawnościowym dla nawet najszybszych komputerów. Minimalne wymagania sprzętowe podawane przez producenta to: procesor klasy Pentium 4 1500 MHz lub jego odpowiednik ze stajni AMD, 512 megabajtów pamięci RAM plus karta graficzna obsługująca DirectX 8.1, czyli od RADEONa 8500 wzwyż. My testowaliśmy wojenne zmagania Aleksandra na komputerze z procesorem Pentium 4 3,0 GHz, 1 GB pamięci RAM i kartą RADEON 9700 PRO. Dość powiedzieć, że w rozdzielczości 1280x1024 liczba klatek na sekundę często oscylowała w granicach 35 i mniej. Naprawdę, ciężko jest stwierdzić, dlaczego „Aleksander” ma tak koszmarnie wyśrubowane wymagania względem sprzętu. Nie tłumaczy tego ani grafika – dość słaba, jak już wcześniej napisałem – ani zaawansowane skrypty sztucznej inteligencji. Skrypty, których po prostu... nie ma.
Dodatki: licencja filmowa = same plusy?...
Kampania Aleksandra Macedońskiego zwanego Wielkim to nie wszystko, co programiści z GSC mają do zaoferowania. Zdesperowani gracze mogą skorzystać z opcji „Potyczka”. Wybierając jedną z czterech nacji (Macedończycy, Persowie, Egipcjanie, Hindusi), możemy znacznie przedłużyć zabawę w „Aleksandra”. Dodatkowo, autorzy przygotowali pięć krótkich scenariuszy oraz opcję gry w sieci lokalnej. Zatwardziali fani Aleksandra Macedońskiego mogą spróbować swoich sił w globalnej pajęczynie. O ile, rzecz jasna, znajdą partnerów do rozgrywki...
Licencja filmowa to również inne zalety. Na płytach z grą zamieszczono obszerny wywiad z twórcą muzyki do filmowego „Aleksandra” – Vangelisem. Kinowy trailer to już miły, choć zbędny dodatek.
Podsumowanie : gra jak żywot Aleksandra...
Aleksander Macedoński skonał w męczarniach w Babilonie w wieku 33 lat. W swoich ostatnich dniach był ponoć alkoholikiem, a jego obsesyjna wiara, że jest synem samego Zeusa Gromowładnego, sprowadziła na niego falę szyderstw i kpin ze strony greckich miast-państw. Był największym wodzem w historii świata. Jego imperium roztaczało się od Bałkanów po Himalaje i od Egiptu po Morze Kaspijskie. Juliusz Cezar uważał go za największego stratega wszechczasów. Podobno Cesarz Kaligula paradował w napierśniku, który pochodził z grobowca wielkiego Macedończyka. Podziwiał go Napoleon Bonaparte i Żelazny Kanclerz Otto von Bismarck. Legenda Aleksandra niezmiennie fascynuje kolejne pokolenia. Szkoda, że materiał na epicką opowieść został zmarnowany. „Aleksander” mógł być grą wybitną, na miarę Rome: Total War. Niestety zaserwowano nam kolejny średnio udany program wspierający marketing bardzo płytkiego filmu rodem z Hollywood.
Komu polecam tę grę? „Aleksander” będzie doskonałym prezentem pod choinkę. W zestawie z filmem na DVD. Dlaczego? Bo, jak mówi mądre przysłowie, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby...
OCENA:
Grafika: | 6/10 |
Dźwięk: | 8,5/10 |
Grywalność: | 4/10 |
Ogółem: | 6,7/10 |
Platforma: PC Cena: 119,90 zł Dystrybutor: Cenega