W gruncie rzeczy mamy do czynienia z hybrydą trzech gatunków gier – pierwsza to RPG, z której zaczerpnięto systemy czarów i umiejętności specjalnych, rozwoju postaci i ekwipunku. Drugi to strategia, z nasileniem na jej odłam taktyczny. Wreszcie trzeci to przygoda. Mariaż mógłby się wydawać karkołomny, jednak w przypadku formuły Final Fantasy sprawdza się wyśmienicie. W przeciwieństwie do większości gier RPG nie tworzymy tutaj własnej postaci, naszym głównym bohaterem jest Berethor. Dysponuje on swoimi parametrami wejściowymi i skromnym ekwipunkiem. Potencjał możliwości, jaki w nim drzemie zostaje oddany do naszej dyspozycji. Zresztą podobnie jest z kolejnymi postaciami, które przyłączą się do naszej drużyny. Zabawa parametrami i charakterystykami stanowi jeden z głównych elementów grywalności Trzeciej Ery. Do zarządzania mamy cztery podstawowe cechy, wpływające na punkty życia, punkty akcji (wykorzystywania przy używaniu specjalnych zdolności i czarów), inicjatywę i zręczność. Zdobywane punkty doświadczenia przeliczane są na pulę punktów, które z kolei sami rozdzielamy na powyższe cechy. Im dalej będziemy zagłębiać się w fabule, tym trudniejsze decyzje rozwoju postaci przyjdzie nam podejmować – w pewnym momencie trzeba zdecydować, czy dany członek naszej drużyny ma się rozwijać w stronę wytrzymałości, czy może siły, bądź inicjatywy? Rozdzielać punkty będziemy bardzo często, gdyż punkty doświadczenia zwiększają się bardzo szybko, a trupów po każdej wygranej potyczce jest coraz więcej.
Drugim elementem RPG jest obfity ekwipunek, w który możemy wyposażyć naszych bohaterów. Został on podzielony na kilka rodzajów – pierwszy i najważniejszy to elementy ubioru i uzbrojenia, jakim władać będziemy podczas pojedynków. Oczywiście wygląd bohaterów zmienia się wraz z ubiorem nowego sprzętu – niezależnie czy jest to hełm, kolczuga, naramiennik czy buty. Tak samo jest z orężem. Cały czas widzimy rzeczywisty wygląd danej postaci. Mamy też dostęp do parametrów każdego z przedmiotów, dzięki czemu zawsze wiemy, czy dostarcza on właścicielowi maksymalnych korzyści. Oprócz takich rzeczy w plecaku będziemy też nosić różnego rodzaju rośliny, fiolki i inne artefakty, często posiadające magiczne właściwości. Część z tych przedmiotów (jak np. kryształy) można doczepić do poszczególnych elementów ubioru, przez co za pomocą magii zwiększają się nasze główne cztery cechy. Inne wykorzystywać będziemy głównie w czasie walki, lub też zaraz po jej ukończeniu – różnego rodzaju eliksiry, podnoszące punkty życia i akcji, mikstury cucące poległych wojowników, albo po prostu artefakty, które negatywnie wpływają na parametry naszych wrogów.
Wreszcie system czarów i umiejętności specjalnych. W momencie, w którym poznajemy naszych bohaterów, nie dysponują oni pokaźnym wachlarzem możliwości. Podczas walki mogą korzystać z trzech rodzajów ataków – zwykły cios, skorzystanie z umiejętności specjalnej (np. strzał w dwóch przeciwników w jednej turze albo silny cios toporem) i wreszcie czarowanie. Wraz z kolejnymi zdobytymi poziomami doświadczenia postacie rozwijają w sobie nowe możliwości. Uczą się kolejnych ciosów i zaklęć. O ile z początku wybór będzie ograniczony, o tyle w późniejszym etapie gry będzie z czego wybierać. Naturalnie mamy możliwość wpływu na rozwój i możemy wskazać, którą umiejętność postać powinna rozwinąć w najbliższym czasie.
Strategia pełna turowych emocji
Taktyczne bitwy w systemie turowym to podstawa każdej gry wzorującej się na Final Fantasy. Trzecia Era nie odstaje od tego schematu. Będziemy więc mogli minutami zastanawiać się nad kolejnym atakiem. Nie oznacza to wcale, że gra pozbawiona jest emocji. Nasza drużyna może się składać z kilku członków, ale jednocześnie walczyć może tylko trzech. Oczywiście w każdej chwili mamy możliwość zastąpienia aktualnej postaci tą, która czeka na „ławce rezerwowych”. Kiedy walczymy z dwoma czy czterema przeciwnikami, to bez większych trudności sobie z nimi poradzimy. Kłopoty zaczynają się, gdy drużyna zostaje otoczona pięcioma czy nawet sześcioma oponentami. Co z tego, że każda z naszych postaci ma punktów życia trzy razy więcej od każdego z przeciwników, skoro oni w dwóch turach mogą wykończyć nam dowolną postać z drużyny?
Wystarczy, że skupią się wszyscy na jednym celu. Kluczem do zwycięstwa jest rozeznanie się w przedmiotach, jakimi każdy z członków naszej drużyny dysponuje – może się bowiem okazać, że mamy możliwość uśpienia bądź poważnego zranienia oponenta. Oprócz tego także trzeba się skupiać na tym, aby atakować jednego wroga wszystkimi bohaterami i jak najszybciej wykluczyć go z dalszej potyczki. Zresztą możliwości taktycznych jest mnóstwo. Czary i umiejętności specjalne odgrywają bardzo ważną rolę w walce. Niektóre są bardzo mocne, inne pozwalają osłabić kilka celów jednocześnie bądź ogłuszyć wroga. Im więcej przeciwników wykończymy, tym szybciej nasi bohaterowie nauczą się kolejnych ciosów.
Walka z wrogami podstawowymi nie stanowi jednak większego wyzwania i pozwala szybko zakończyć ją zwycięstwem. Prawdziwe bitwy zaczynają się w momencie, w którym walczymy z przewyższającymi nas siłami wroga... lub gdy do akcji wkraczają potężne jednostki lub sami bossowie. Pamiętam jak w Morii musiałem pokonać aż dziewięć Jaskiniowych Trolli – wiecie, tych dużych bestii na łańcuchach. Każda bestia miała tak potężną siłę rażenia, że dwoma ciosami potrafiła powalić dowolną z moich postaci (o ile inne jej nie leczyły między atakami). Wtedy wydawało mi się, że Trolle są trudnymi przeciwnikami. O tym, jak bardzo się myliłem, przekonałem się, kiedy po wyjściu z Morii napotkałem kolejnych kolosów, którzy stanęli na drodze mojej drużynie.
Mankamentem walki jest brak szczegółowej wiedzy na temat punktów życia danych przeciwników. Widzimy tylko pasek symbolizujący ich poziom. Jeśli chcemy poznać szczegóły danego oponenta, musimy stracić na to kolejkę danej postaci i wykorzystać w ten sposób jej umiejętność zapoznania się ze statystykami interesującego nas delikwenta. Niestety nie wystarczy raz prześwietlić daną postać, aby do końca gry wiedzieć, ile życia maksymalnie może ona posiadać. Wraz z rozwojem naszych bohaterów przeciwnicy również się rozwijają. I tak, im dalej zajdziemy, tym ten sam typ przeciwników będzie wytrzymalszy i zoptymalizowany do odpowiedniego kontrastu z naszymi możliwościami.
A po Śródziemiu za rączkę prowadzić Cię będzie Gandalf Biały
Ostatnim gatunkiem gier, z którego Trzecia Era czerpie garściami są przygodówki 3D. Biegamy sobie więc postacią w stworzonym świecie i staramy się dojść do końca kolejnych poziomów. W międzyczasie włącza się nam tryb walki, jeśli napotkamy jakichś wrogów. Co ciekawe, nie są oni fizycznie obecni na mapie – w lewym górnym rogu ekranu wyświetla się nam palantir, który im jest wyraźniejszy, tym większe prawdopodobieństwo potyczki. Niektórych da się uniknąć poprzez bieganie po mapie i obejście zagrożonych walką rejonów, inne z kolei musimy stoczyć. W trybie przygody będziemy też odnajdywać skrzynie pełne przedmiotów, mogą to być zarówno artefakty magiczne, nowe elementy ubioru czy uzbrojenia, jak i także mikstury wszelakiej maści. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że będziemy wędrować zarówno po lokacjach znanych nam z filmów (często będziemy w miejscach, w których jakiś czas wcześniej była Drużyna Pierścienia), jak i zupełnie nowe, bądź nieznane okolice książkowych scenerii.
Przez cały czas przewodnikiem gracza jest Gandalf. To on opowiada nam o bieżących losach Drużyny Pierścienia, jak i naszej. Autorzy gry przygotowali też ponad setkę krótkich przerywników filmowych, które uświadamiają nas w tajemnicach Śródziemia. Gandalf snuje swoje wywody, a na ekranie widzimy zlepkę scen z filmowej trylogii Petera Jacksona odpowiednio zmontowanej, by pasowała do opowieści. Jest to ciekawe rozwiązanie i pojawia się w grze bardzo często, przez co rozgrywka jest co chwilę urozmaicana. Takie przerywniki dotyczyć mogą nowych rodzajów wrogów, jakie nasza drużyna napotka, czy też opowieści o Morii i przygodach, jakie Frodo w niej przeżył. Muszę przyznać, że montaż scen wypadł bardzo ciekawe i spodoba się każdemu miłośnikowi filmów. Wspomnienia wracają same.
Gra została podzielona na rozdziały. Każdy z nich dzieje się w innym regionie Śródziemia. W każdej chwili możemy wrócić do miejsc, w których już byliśmy za pomocą ołtarzy, służących do zapisu stanu rozgrywki. O ile powroty są mało atrakcyjną perspektywą, o tyle ciekawy jest Tryb Sił Zła. Po ukończeniu każdego rozdziału uaktywnia się nam kolejny epizod tego trybu. Polega on na tym, że możemy wszystkie ciekawsze potyczki z danego rozdziału rozegrać ponownie, ale tym razem stojąc po stronie sił Saurona. Przyjemnie jest odreagować i wybić w pień naszych bohaterów. Widzimy też wtedy jakie fory dostajemy czasami od Sztucznej Inteligencji naszych przeciwników. Jeśli komputer by tego chciał, mógłby nas wybić bez większych trudności prawie w każdej potyczce. Trzeba jednak podkreślić, że to wcale nie oznacza, że SI podczas normalnych starć jest głupia. Wiadomo, że podrzędne orki czy nawet nieco bardziej zaawansowane gobliny nie będą tak wymagającymi przeciwnikami jak wojownicy Uruk-Hai. Wszystko zależy od tego, jak wysoko w hierarchii sił Saurona dani oponenci stoją.
Podążająć śladami Drużyny Pierściania
Wizualnie Trzecia Era prezentuje się bardzo dobrze. Postacie szczycą się dużą ilością detali, przez co przyjemnie jest na nie patrzeć w akcji. Dodatkowo każda z nich dysponuje swoim własnym wachlarzem animacji, przez co każda zachowuje się na ekranie inaczej. Każdy z czarów, jak i umiejętności specjalne charakteryzują się własną animacją wspartą bajerami graficznymi. Potyczki to tak naprawdę jeden wielki fajerwerk bitewny i z przyjemnością się je ogląda. Warto też zwrócić uwagę na lokacje, które zwiedzamy w trybie przygodowym. Znane z filmów obszary zostały w grze odzwierciedlone z dbałością o najmniejsze szczegóły i wierzcie mi, bardzo często będziemy zmierzać śladami Drużyny Pierścienia. Wszystko to wsparte jest klimatyczną ścieżką muzyczną, która pochodzi z filmowej trylogii. Usłyszymy więc najciekawsze i charakterystyczne motywy podczas naszych przygód w Śródziemiu.
Władca Pierścieni: Trzecia Era była miłą niespodzianką. Spodziewałem się kolejnego, nudnego klonu Final Fantasy. Okazało się, że tytuł całkiem nieźle się broni. Zapewne za sprawą świata, w którym się rozgrywa i swoimi powiązaniami z filmową trylogią Petera Jacksona. Fakt, że scenariusz gry nie jest pozbawiony kliszy i stereotypów. Dowodzimy losami bohaterów, będących marną kalką członków Drużyny Pierścienia: Gondorczyk będący klonem Boromira, Strażnik to nic innego jak marna kopia Aragorn, Elficka wojowniczka nie dorównuje Arwenie do pięt, zaś Krasnolud mógłby być ubogim krewnym Gimliego. Postacie z Trzeciej Ery to prawdziwie tragiczna banda pozbawiona własnego kręgosłupa moralnego. Co z tego jednak, skoro gra się tak przyjemnie? Wszak jasno trzeba sobie powiedzieć, że porywanie się z własną historią na Tolkiena było od samego początku skazane na fabularną klęskę. Autorom scenariusza Trzeciej Ery udało się jednak stworzyć opowieść, która niczym nowym nie jest, ale potrafi zaciekawić gracza i sprawić, że chce poznać dalsze losy naszej drużyny. Być może właśnie dlatego, że tak dużo tu nawiązań do przygód Drużyny Pierścienia?
OCENA:
Grafika:
|
8/10
|
Dźwięk:
|
8/10
|
Grywalność:
|
8/10
|
Ogółem:
|
8/10
|
Platforma: Playstation 2 Dystrybutor: Electronic Arts Polska
Cena: 199 zł