Już chyba wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego, że komputer oznacza dość sporą skrzynkę, najczęściej kremowego koloru i najczęściej o szpetnym wzornictwie, którą staramy się chować pod biurkiem przed wzrokiem własnym i gości.

Kiedyś stosowało się obudowy komputerów zwane "desktop", a więc leżące na boku blaszane pudła, które jednocześnie mogły służyć jako podstawka pod monitor. Z czasem coraz powszechniejsze stały się obudowy typu "mini-tower", chociaż szybko się okazało, że są za mało praktyczne (mieściły tylko dwa duże napędy 5,25"), więc urosły do rozmiarów "midi-towerów", skrzynek wysokich na blisko pół metra, podobnie głębokich i szerokich na 20 cm. Jeśli obudowa jest ładna (co niestety rzadko się zdarza), to pół biedy. Gorzej, gdy mamy jakieś brzydactwo. Tak naprawdę nie wiadomo, co z nim zrobić - zajmuje dużo miejsca na biurku (i oszpeca nam pokój), a pod biurkiem się nie mieści (albo jest narażone na ciągłe kopanie).