Jeśli tak głębiej pochylimy się nad tym problemem, to nagle może nas nawiedzić małe zwątpienie, refleksja. Czy na pewno jest tak, że o wszystkim decydujemy sami? Pomyślmy teraz. To właśnie my podejmujemy decyzję, gdzie pójdziemy do pracy, co zjemy na obiad, gdzie spędzimy wolny czas, czy przeczytamy ten tekst, a także w jaki sposób, no i gdzie. Korzystając z internetu i aplikacji internetowych, my decydujemy, na co klikniemy, co kupimy i z czego skorzystamy.
Czy na pewno jest tak, że w internecie jesteśmy niezależni? Już jakiś czas temu wyszło na jaw, że w reklamach był stosowany przekaz podprogowy, który miał uświadomić nasz mózg, na jaki produkt należy zdecydować się podczas kolejnych zakupów. Więc może z internetem też tak jest, że do naszego mózgu docierają informacje, których my nie do końca jesteśmy świadomi.
Zastanówmy się jeszcze nad jednym. Każdego dnia, wszyscy wokół nas, włącznie z nami samymi, spędzają w internecie, czy też na urządzeniach elektronicznych co najmniej kilka godzin dziennie. Świadomie tracimy czas na różne gry, przeglądanie stron, czytanie wiadomości, wyszukiwanie czy przewijanie Facebooka itd. Nasze postanowienia, że będziemy mniej czasu tak spędzać, że chcemy z tym zerwać, palą się na panewce. Może czas dowiedzieć się, dlaczego tak jest?
Pierwsze, co może przyjść nam na myśl, to uzależnienie od internetu i wszelkiego rodzaju aplikacji. Jest to oczywiste i najprostsze wyjaśnienie, więc większość osób stwierdzi, że to w nich tkwi problem. Jednak może czasem warto zajrzeć nieco głębiej? Zastanówmy się nad tym. Przecież tak naprawdę, za wszelkimi treściami, które docierają do nas za pośrednictwem internetu, ktoś musi stać. Czy na pewno nie robi on nic, co miałoby nas skłonić do konkretnego zachowania? I tutaj właśnie znajduje się odpowiedź. Niestety w dzisiejszych czasach jest tak, że po odkryciu mechanizmu, który pozwala na manipulowanie preferencjami konsumentów, globalne koncerny same napędzają sobie sprzedaż, wykorzystując psychologię, a przede wszystkim wszystko, co związane jest z mózgiem i obszarem odpowiedzialnym za potrzeby, uzależnienia i codzienne zachowanie. Istnieją specjaliści zwani kreatorami/projektantami zachowań.
„Czy to jedzenie, narkotyki, czy internet – w przypadku każdego rodzaju uzależnienia, procesy przebiegające w mózgu są łudząco podobne”
Cytat ten powinien dać naprawdę dużo do myślenia i może czas się zastanowić czy warto nadal korzystać z internetu w taki sposób, jak dotychczas i czy w ogóle jeszcze internet jest tak bardzo potrzebny?
Cała ta przyjemność, która towarzyszy nam przy przeglądaniu treści różnego rodzaju stron internetowych, czy też korzystania z aplikacji, nie zawsze niestety musi być spowodowana naszymi preferencjami. Pracownicy globalnych koncernów w branży internetowej, już jakiś czas temu wykorzystali wyniki badań naukowców, do swoich własnych celów, oczywiście biznesowych i oczywiście niekoniecznie dobrych dla klientów. O co przede wszystkim chodzi? O możliwość kreowania zachowań konsumentów, przez projektantów produktów i usług w internecie. Do osiągnięcia zamierzonych celów, wykorzystuje się między innymi możliwość wywołania w ciele człowieka zwiększonej produkcji dopaminy, która odpowiada za zadowolenie i szczęście. Jeśli dopamina będzie działać w odpowiednim momencie, to coraz częściej będziemy żądni korzystania z czegoś, czemu to właśnie towarzyszyło. Dopamina bowiem w największej ilości wydzielana jest w momencie, gdy dążymy do celu, a nie gdy już go osiągniemy. Dlatego między innymi gry są opracowane w taki sposób, by gracze w optymalnym czasie osiągali cel, mogąc jednak jak najwięcej czasu spędzić przy różnych zadaniach.
Badania preferencji konsumentów, to już tak naprawdę przeszłość, preferencje lepiej tworzyć samemu. Korzystają z nich zazwyczaj firmy, które nie mogą sobie pozwolić na właśnie takie mechanizmy, jak możliwość kreowania zachowań, czy też po prostu nie są świadome tego procederu.
Jak to wygląda w praktyce?
Choć może to wydawać się dość skomplikowane dla zwykłego zjadacza chleba, to po opracowaniu pierwszego projektu, z czasem dla pracowników wielkich firm, staje się to coraz łatwiejsze. Oni o tym doskonale wiedzą i wiedzą też, jak programy manipulują ludźmi, dlatego też zazwyczaj sami zabraniają swoim rodzinom korzystania z programów, które stworzyły ich firmy.
Weźmy pod lupę popularne serwisy, które służą do udostępniania różnego rodzaju zdjęć, a także relacji. Na tych serwisach, w zamian za zdjęcie, można otrzymać serduszka, lajki, czy też mieć swoich followersów. Jak wygląda mechanizm, który napędza spiralę jak najdłuższego korzystania z aplikacji i jak największego zaangażowania? Właśnie za pomocą wszelkiego rodzaju nagród, które dostaje się za publikacje. Dzięki temu, że osoba dostaje informacje, jak wiele osób polubiło jej zdjęcie, jest ona automatycznie dowartościowana. Dzięki temu będzie ona chciała więcej i więcej, aż w pewnym momencie będzie to dla niej na tyle ważne, że pojawią się objawy typowe dla uzależnień. Można to więc nazwać w pewnym sensie systemem nagród, jednak nie do końca jest to tym samym.
Dla programistów i zespołów w takich dużych firmach o wiele łatwiej jest zaprojektować coś, co będzie samo napędzało klientów do działania i ich przyciągać niż badać preferencje i dostosowywać usługi do potrzeb klientów.
Każdego dnia, wykonujemy różnego rodzaju czynności. Są one bardziej lub mniej przemyślane, a także w pewnej części świadome i nieświadome. Tych drugich, każdego dnia jest około 40% i to właśnie na nich skupiają się eksperci. Wykorzystują oni nasze nieświadome działania, by konsumenci korzystali z ich projektów.
System, który jest wykorzystywany w takim przypadku, to „łapanie na haczyk”. Składa się ono z 4 głównych elementów, czyli:
- wyzwalacz,
- działanie,
- nagroda,
- zaangażowanie.
Na czym to polega?
Przede wszystkim chodzi o to, by osoba odkryła, że taki program istnieje i że można osiągnąć z niego jakieś korzyści, na przykład za darmo publikować zdjęcia, ogłoszenia, i tak dalej. Można to nazwać swoistym szturchnięciem (wyzwalaczem), bo wskazuje kierunek działań, jaki dana osoba powinna obrać. De facto jest to jedynie informacja, która najmniej interesuje kreatorów zachowań, oni dążą raczej do wewnętrznych i podświadomych wyzwalaczy. Następnie konsument wykorzystuje program, za co otrzymuje różnego rodzaju nagrody. Skłania go to więc do kolejnych działań, które coraz bardziej go angażują, czyli twórcy usług otrzymują w miarę stałych klientów. Mechanizm ten opiera się już na skojarzeniach w mózgu, bo oprócz konkretnych sytuacji o naszym działaniu często decydują emocje, w szczególności te negatywne (np. zazdrość, nuda, samotność, strach). Kreator zachowań wykorzystuje te emocje, aby produktem móc je szybko skompensować i złudnie poprawić samopoczucie klientowi. Drugi etap, czyli działanie to akcja, która powinna być jak najprostsza i prowadzić do trzeciego etapu, czyli nagrody. Ciężko jest się przed tym uchronić, bo ewolucyjnie najstarsza część mózgu, jądro półleżące, steruje emocjami i popędami często podświadomie. W szczególności groźny jest znajdujący się tam ośrodek przyjemności. Daje on o sobie znać, gdy za czymś tęsknimy (np. uznaniem, przyjaciółmi, grami, muzyką itp.). To on daje nam zastrzyki dopaminy. Żeby było ciekawiej, ośrodek ten aktywizuje się nie kiedy szybko dostaje nagrodę, ale kiedy jest perspektywa nagrody, a nie pewność jej zdobycia. Dlatego tak pociągają nas gry hazardowe, czy oczekiwanie na potencjalne lajki. Przyjemniejsze jest gonienie króliczka niż jego złapanie. Takie zachowanie można relatywnie łatwo stymulować, np. za pomocą tajemnic, które nas fascynują. Na przykład ktoś, dla kogo wyzwalaczem jest samotność lub nuda, wchodzi Facebook’a i przeżywa ekscytację spowodowaną niepewnością tego, co zobaczy lub z jakim odbiorem spotkały się jego posty. Może on także angażować się uczuciowo w życie i poczynania innych osób. W ten sposób dochodzimy to etapu czwartego, czyli zaangażowania. Produkty istniejące w realnym świecie, gdy z nich korzystamy, zużywają się, niszczeją i tracą na wartości. Inaczej jest z dobrami cyfrowymi (więcej przyjaciół, więcej danych, lepsza reputacja, itp.). Wraz z naszym wkładem rosną zyski i potencjalna strata, jeśli byśmy zrezygnowali. To jest właśnie nasz uciekający króliczek. Wizja programistów manipulującymi milionami ludzi jest więc rzeczywistością. Programiści zachowań od dawna znają uzależniający potencjał aplikacji i go wykorzystują. Mało tego, używane są nawet algorytmy uczenia maszynowego, które to personalizują treści, interfejsy, itp. w zależności od użytkownika i dynamicznie reagują na to, jak on odpowiada na różne techniki. Nie każdy przecież tak samo zareaguje na taką samą treść. Najprostszym przykładem są choćby gry, zmieniające poziom trudności w sposób automatyczny i dopasowany do gracza. Z tego powodu wpadamy w błędne koło, np. nieświadomie tracimy kontrolę nad budżetem, to wyzwala stres, a ten zmusza nas do kolejnej poprawy nastroju (nagrody). Najbardziej haniebne i nieetyczne jest to, że człowiek sam nie wie, kiedy traci kontrolę i nie jest w stanie nad tym zapanować, co jest źródłem problemu.
Oczywiście, da się z tym walczyć. Kreowanie zachowań, nie jest niczym dobrym, choć oczywiście nie jest zabronione. Już sama świadomość tego, że do czegoś takiego może dochodzić, wyzwala w nas większą ostrożność. Warto zwracać uwagę na to, co się robi w sieci, z jakich aplikacji korzysta i czy aby na pewno jest to nam potrzebne? Z czasem system ten będzie działał coraz słabiej na Ciebie, jak i na innych, którzy są świadomi tego. Co się z tym wiąże? Fakt, że na pewno szykowany w tym czasie będzie już kolejny projekt, pozwalający na manipulację naszym zachowaniem.