Wstęp Jeżeli na komputerze działającym pod kontrolą systemu Windows nie są przeprowadzane żadne zabiegi konserwacyjne, z upływem czasu jest on coraz wolniejszy. Skoro sprzęt pozostaje niezmieniony, wielu użytkowników winą za słabszą wydajność obarcza system operacyjny. To nie do końca prawda. W istocie za kiepską kondycję komputera bardzo często odpowiada jego właściciel. Kilkaset zainstalowanych aplikacji, z których może co dziesiąta jest czasem wykorzystywana, nigdy nieporządkowany dysk, nigdy nieprzeprowadzana defragmentacja – to niestety smutna rzeczywistość dla wielu maszyn z systemem Windows. Czas zabrać się do pracy.
Terapia przywracająca dobrą kondycję komputerowi nie musi być wstrząsowa, jak ponowne zainstalowanie całego systemu i wszystkich potrzebnych aplikacji. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest uporządkowanie istniejącego stanu rzeczy, zarówno skontrolowanie zasobów komputera, jak i zweryfikowanie własnych potrzeb i oczekiwań.
Każdy chce mieć komputer sprawny, wydajny i przede wszystkim użyteczny. Reinstalacja systemu połączona z całkowitym wyczyszczeniem dysku z pewnością zwiększy wydajność, zwłaszcza gdy system jest naprawdę mocno zaśmiecony, jednak w tym przypadku nie można mówić o użyteczności. W świeżo zainstalowanym systemie nie ma wielu aplikacji, z których często się korzysta, dlatego trzeba poświęcić mnóstwo czasu na żmudne instalowanie i konfigurowanie wszystkich potrzebnych. Należy pamiętać o jeszcze jednej istotnej kwestii: bezpieczeństwie danych. Reinstalacja połączona z całkowitym wyczyszczeniem dysku niemal na pewno będzie oznaczać częściową utratę danych. Proponowane przez nas rozwiązania uczynią komputer wydajniejszym, a dane pozostaną bezpieczne.
Platforma testowa Do testów, które pokazują faktyczny przyrost wydajności i inne korzyści z wykonania określonych działań czy użycia specjalnych programów, potrzebowaliśmy odpowiedniego komputera. Przy czym przez słowo odpowiedni rozumiemy w tym przypadku maszynę na tyle „nieuporządkowaną”, by przedstawione w artykule pomiary wykonywane przed optymalizacją i po niej dawały odczuwalne i powtarzalne wyniki. Z drugiej strony nie chcieliśmy na siłę „zaśmiecać” jakiegoś nowego komputera (zresztą o porządkowaniu nowych komputerów już pisaliśmy). Chodziło nam o maszynę regularnie używaną przez długi czas, której właściciel po prostu nie przykładał szczególnie dużej wagi do kwestii porządkowania i optymalizacji systemu. Trzeba przyznać, że poszukiwania w naszej uświadomionej informatycznie redakcji nie były łatwe, ostatecznie jednak udało się znaleźć sprzęt, który doskonale nadawał się na obiekt eksperymentów. Nie zdradzimy personaliów właściciela platformy testowej, ale możemy podać konfigurację sprzętową wybranego komputera. Warto jednak na wstępie zaznaczyć, że w kontekście opisywanych działań ma ona znikome znaczenie. Porady zawarte w tekście są uniwersalne i można je zastosować praktycznie na dowolnym sprzęcie działającym pod kontrolą systemu Windows.
Platforma testowa | |
---|---|
Model komputera: | HP Pavilion tx2550ew |
Procesor: | AMD Turion X2 Ultra ZM-80, 2100 MHz |
Chipset: | AMD M780 + AMD K11 |
Układ graficzny: | ATI Mobility Radeon HD 3200 (pamięć 256 MB współdzielona z operacyjną) |
Matryca LCD: | 12,1 cala, 1280 × 800 pikseli |
RAM: | 4 GB DDR-2 800 |
Dysk twardy: | Fujitsu MHZ2320BH G2 o pojemności 320 GB |
Napęd optyczny: | LG HL-DT-ST DVD-RAM GSA-T30L |
Głośniki: | Altec Lansing stereo |
Komunikacja: | Broadcom 4322AG 802.11a/b/g/draft-n Wi-Fi, Realtek PCIe GBE 100/1000 Mb/s, modem Motorola SM56 |
Akumulator: | 37 Wh, 4-komorowy |
Wymiary i waga: | 306 × 224 × 31,3 mm, 2 kg |
Wejścia-wyjścia: | 3 porty USB 2.0, czytnik kart pamięci (SD, MMC, MS, XD), LAN (RJ-45), D-sub, wejście zewnętrznego mikrofonu, wyjście słuchawek/głośników |
System operacyjny: | Windows 7 Ultimate w wersji 64-bitowej (w wersji handlowej komputer oferowany był z 32-bitowym systemem Windows Vista Home Premium) |
Inne: | obrotowy ekran dotykowy |
Pierwsze uruchomienie komputera: | 10.09.2008 |
Łączny czas pracy dysku twardego: | 288 dni |
Zainteresowanych dalszymi szczegółami wykorzystanej platformy testowej odsyłamy do archiwalnego testu tego tabletu, opublikowanego na łamach naszego wortalu.
Komputer był używany od ponad dwóch lat, ale obecność systemu Windows 7 Ultimate na tej maszynie każe nam się domyślać, że właściciel wprowadził jednak pewne modyfikacje do konfiguracji fabrycznej. Za pomocą wywoływanego z linii poleceń narzędzia systeminfo uzyskaliśmy szereg dodatkowych danych. System Windows 7 Ultimate w wersji 64-bitowej został zainstalowany na testowanym komputerze kilka dni po wprowadzeniu Windows 7 (28 października 2009 roku). Od czasu instalacji nie nastąpiły żadne znaczące działania optymalizacyjne, instalowano jedynie różnego typu oprogramowanie i po prostu korzystano z komputera. Po dodatkowych pytaniach właściciel przypomniał sobie, że zaktualizował także BIOS-u oraz – za pośrednictwem witryny producenta – sterowniki do niektórych komponentów. Po sprawdzeniu okazało się, że zaktualizowane zostały sterowniki układu graficznego, interfejsów sieciowych, płytki dotykowej i układu dźwiękowego. Warto dodać, że system Windows 7 Ultimate działający na testowym sprzęcie również był w pełni zaktualizowany.
Entropia Windows i złe nawyki Wydawałoby się, że właściciel testowego komputera to w miarę zdyscyplinowany użytkownik. Świadczy o tym dbałość o aktualność sterowników, a nawet BIOS-u. Naprawdę stosunkowo niewiele osób aktualizuje fabrycznie instalowane sterowniki. Z reguły jest tak, że nawet jeżeli coś jest aktualizowane, to jest to co najwyżej oprogramowanie sterujące działaniem układu graficznego, bo „gra nie chodzi”. Niestety, mimo nie najgorszej konfiguracji sprzętowej testowany komputer uruchamiał się średnio ponad 3 minuty, a pracę na nim często trudno było uznać za komfortową. Skąd takie objawy?
Najczęściej wielu „znawców” w podobnym przypadku stawia niezwykle głęboką diagnozę: „Zreinstaluj”, albo wręcz legendarne już: „format C:”. Mogłoby to się wydawać śmieszne, gdyby nie to, że są tacy, co się do tych „pseudoporad” i „sugestii” stosują. W rezultacie tracą czas, a często także mnóstwo danych. Aplikacje można zainstalować ponownie, ale przywrócenie specyficznych ustawień to żmudna praca, a wielu dokumentów utraconych w wyniku pochopnego działania odzyskać się już nie da. W artykule nie będzie więcej mowy o reinstalacji. Prosimy tylko o zapamiętanie: reinstalacja systemu to ostateczność.
Wydłużenie czasu uruchamiania się systemu, a także zauważalnie wolniejsze wykonywanie poszczególnych funkcji czy programów wynika głównie z zachowawczego działania systemu oraz złych nawyków użytkownika.
Zainstalowanie jakiegokolwiek programu w systemie Windows w oczywisty sposób zwiększa ilość danych przechowywanych na dysku systemowym (zakładamy, że stosowane są standardowe ustawienia instalacji, w których docelowym miejscem zapisu plików programu jest folder Program Files). Odinstalowanie go teoretycznie powinno przywrócić stan sprzed instalacji. Tak jednak nie jest. Zwykle na dysku twardym można znaleźć pozostałości po odinstalowanych programach, np. pliki konfiguracyjne, informacje o wersji (dotyczy w szczególności usuniętych aplikacji próbnych), wszelkiego typu dzienniki, logi, raporty. Oprócz tego wielu programistów tak konstruuje swoje aplikacje, by dostęp do nich był maksymalnie uproszczony, co najczęściej oznacza, że ich kod jest ładowany już podczas uruchamiania systemu. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że takich programów może być zainstalowanych kilkadziesiąt, a to już sprawia, że system potrzebuje dużo więcej czasu, aż będzie gotowy do użycia, i wykorzystanie zasobów wyraźnie rośnie.
W dalszej części artykułu zamieściliśmy testy, które pokazują, ile można zyskać. Testowy komputer przed zastosowaniem jakichkolwiek czynności optymalizacyjnych wykazywał średnie obciążenie procesora na poziomie 23%, mimo że w trakcie pomiarów nie były na nim wykonywane żadne działania.
Samo korzystanie z systemu Windows, nawet bez instalowania wielkiej liczby programów, również zwiększa nieuporządkowanie danych na dysku. Wynika to z zapisywania plików tymczasowych, automatycznych aktualizacji, których pliki instalacyjne nie są automatycznie usuwane po prawidłowym wdrożeniu danej poprawki, itp. Pliki te nie są jednak gromadzone po to, by „zaśmiecać” system operacyjny. Dzięki plikom tymczasowym szybciej mogą działać np. rozbudowane strony WWW, łatwiej odzyskać niezapisane dokumenty, możliwe jest przywrócenie stanu systemu sprzed instalacji poprawki, która w danej konfiguracji mogła spowodować problem, itp. Zachowawcze działanie systemu wynika z kompromisu: fabrycznie skonfigurowany system ma za zadanie sprostać jak największej liczbie zadań. Kiedy umiemy określić swoje potrzeby i wymagania względem systemu, pojawia się odpowiedni czas na optymalizację, rozumianą nie jako wdrażanie „tajnych” trików i aktywowanie „ukrytych” kluczy rejestru (vide tekst o mitach optymalizacji), ale jako czynności mające dostosować działanie systemu do potrzeb użytkownika.
Wspomnieliśmy o jeszcze jednym czynniku mającym bardzo negatywny wpływ na wydajność komputera i zużycie zasobów: złych nawykach. Zacznijmy od „chomikowania” aplikacji. Użytkownik, dla którego komputer jest czymś więcej niż tylko konsolą do gier czy terminalem WWW, zwykle jest zainteresowany różnego typu oprogramowaniem. To nic złego. Instalowanie mnóstwa aplikacji z jednej strony zaspokaja ciekawość, z drugiej powoduje zaśmiecenie systemu. Żeby daleko nie szukać: właściciel udostępnionego nam komputera testowego zarzekał się, że nie instalował „wszystkiego co popadnie”. Był przekonany, że są na nim wyłącznie programy, z których „raczej” korzysta. Krótkie spojrzenie na listę zainstalowanych ujawniło aż 90 pozycji.
Niezależnie od tego, ile ich jest, warto sprawdzić, czy ich funkcje nie są podobne (np. czy na dysku nie ma kilku narzędzi do obsługi skompresowanych archiwów, kilku przeglądarek graficznych itp.). Oczywiście, w pewnych sytuacjach użycie więcej niż jednego programu danego typu może być uzasadnione, jednak w przypadku domowych komputerów raczej mamy do czynienia ze zwykłym bałaganem. Wielu użytkowników instaluje także kolejne wersje aplikacji, nie dbając o to, czy instalator potrafi uwzględnić obecność poprzedniej. Efekt jest łatwy do przewidzenia: kilka generacji tego samego programu obok siebie, co nie tylko oznacza bałagan, ale także może powodować problemy z działaniem tej najnowszej (no ale „przecież to wina Windows”).
Optymalizacja zestawu aplikacji
Pierwszy etap optymalizacji jest stosunkowo prosty, pod warunkiem że się wie, z których programów faktycznie się korzysta i które są rzeczywiście potrzebne w codziennej pracy. Zadanie sprowadza się do usunięcia wszystkich pozostałych. Nie będziemy szczegółowo opisywać tego procesu. Aplet panelu sterowania Windows 7 jest większości doskonale znany, a procedura usuwania aplikacji nie powinna nikomu przysparzać problemów. Jeżeli programów do usunięcia jest naprawdę dużo, proponujemy skorzystać ze wskazówek przedstawionych w artykule dotyczącym porządkowania nowych komputerów. Opisany w nim program PC Decrapifier może być stosowany także w używanym sprzęcie.
Z komputera testowego udało się usunąć 36 aplikacji. Dodatkowo 6 spośród tych, które pozostały na komputerze, zostało zaktualizowanych do najnowszych wersji. Warto zaznaczyć, że niczego nie usuwaliśmy „na siłę”, tylko po to, by odciążyć system. Pamiętajmy o podstawowej zasadzie: komputer ma być użyteczny. Z dysku zniknęły wyłącznie programy przestarzałe, nieużywane bądź te, które zapewniały zestaw funkcji zbliżony do innego.
Na przykład na platformie testowej były zainstalowane aż trzy różne aplikacje do zarządzania spakowanymi archiwami. Owszem, systemowy mechanizm zarządzania plikami ZIP jest może niewystarczający (brakuje mu np. obsługi popularnego formatu RAR), ale instalowanie aż trzech dodatkowych narzędzi o podobnej funkcjonalności to przesada. Inny przykład to program Windows Mobile Device Center, choć właściciel już od dłuższego czasu nie korzystał z telefonu opartego na Windows Mobile. Warto zaznaczyć, że pozostawione programy to nie tylko te niezbędne do pracy. Nie usuwaliśmy gier czy różnego typu upiększaczy interfejsu Windows, do których właściciel sprzętu był bardzo przywiązany. Usuwaliśmy tylko to, co było naprawdę niepotrzebne.
Samo odinstalowanie programów to za mało. Warto sprawdzić, czy kod niektórych jest ładowany wraz z systemem i czy takie działanie jest w danym przypadku niezbędne. Do optymalizacji procesu uruchamiania Windows można użyć różnego typu narzędzi.
We wspomnianym artykule dotyczącym porządkowania nowych komputerów opisywaliśmy program Autoruns, który znakomicie nadaje się do zarządzania programami i usługami uruchamianymi automatycznie razem z systemem. Oczywiście, do zarządzania takimi procesami można użyć również innych.
Ewentualnie można do tego wykorzystać program Konfiguracja systemu (msconfig), jednak jest on bardziej narzędziem diagnostycznym niż optymalizacyjnym. Autoruns jest zdecydowanie lepszy w tym zastosowaniu.
Warto dokładnie rozeznać się, co już jest na komputerze zainstalowane. Na naszej platformie testowej działał pakiet zabezpieczający Norton 360 v4. Jedną z jego funkcji jest tzw. menedżer uruchamiania. Jak łatwo się domyślić, jest to narzędzie do optymalizacji procesu uruchamiania systemu, zatem dodatkowe oprogramowanie optymalizujące proces rozruchu nie miało sensu. Ta sytuacja każe zwrócić uwagę na sygnalizowany już problem związany pośrednio z optymalizacją komputera: nieznajomość funkcji zainstalowanych aplikacji powoduje, że system jest zaśmiecany produktami dublującymi już dostępne. Co prawda złośliwi mogliby wytknąć, że po co w takim razie stosować Autoruns, skoro jest msconfig, jednak w tym przypadku zarzut byłby nietrafiony, bo ten pierwszy jest po prostu lepszy, a ponadto nie wymaga instalacji, więc trudno mówić o zaśmiecaniu systemu.
CCleaner i zarządzanie uruchamianymi aplikacjami
W funkcje zarządzania programami uruchamianymi automatycznie razem z systemem operacyjnym wyposażony jest także CCleaner. Nie sposób go pominąć w kontekście porządkowania komputera. Odpowiednie opcje są dostępne po kliknięciu w oknie głównym programu przycisków Narzędzia oraz Autostart. Jeżeli chodzi o samo zarządzanie autostartem, CCleaner ma mniejsze możliwości niż wspomniany program Autoruns, ale za to jest prostszy w obsłudze. Mniejsze możliwości w tym przypadku w żaden sposób nie dyskwalifikują CCleanera; rozpoznaje on nie tylko obiekty umieszczone w folderze Autostart (zarówno globalnym, jak i właściwym dla konta zalogowanego użytkownika), ale także wpisy w rejestrze, w kluczach: HKEY_LOCAL_MACHINE\SOFTWARE\Microsoft\Windows\CurrentVersion\Run, HKEY_CURRENT_USER\Software\Microsoft\Windows\CurrentVersion\Run oraz HKEY_LOCAL_MACHINE\SOFTWARE\Wow6432Node\Microsoft\Windows\CurrentVersion\Run (ostatni klucz jest widoczny tylko w 64-bitowych systemach Windows), co w rezultacie pozwala kompleksowo zarządzać programami uruchamianymi razem z systemem. Wybór narzędzia pozostawiamy Czytelnikom, jednak CCleaner i tak jest niezbędny w dalszej optymalizacji – do porządkowania dysku i usuwania „śmieci” z komputera.
Jeżeli do czyszczenia listy autostartu zostaje użyty CCleaner, dobrym pomysłem jest zapisanie listy uruchamianych elementów do pliku tekstowego (już po wprowadzeniu zmian, czyli dezaktywacji wybranych programów).
Na optymalizowanym przez nas komputerze razem z systemem uruchamiane były 23 programy. Tę liczbę bez szkody dla funkcjonalności udało się zmniejszyć do 11. Zaletą wszystkich wymienionych powyżej programów umożliwiających zarządzanie aplikacjami automatycznie uruchamianymi wraz z systemem jest to, że wpisy dotyczące poszczególnych obiektów nie są usuwane, lecz dezaktywowane. Pozwala to w razie potrzeby przywrócić ładowanie wybranego programu wraz z systemem.
Co można bezpiecznie wyłączyć?
Wiele z wyłączonych przez nas składników jest obecnych prawie w każdym komputerze. Wybraliśmy niektóre z nich i wyjaśniamy, dlaczego nie muszą być ładowane razem z systemem.
Adobe Reader Speed Launcher to niewielki program obecny na każdym komputerze, na którym zainstalowane jest oprogramowanie Adobe Reader lub Adobe Acrobat. Co więcej, na maszynach, na których zainstalowane są oba programy, w folderze Autostart Speed Launcher jest umieszczany dwukrotnie! Według Adobe program ten ma przyśpieszać ładowanie Readera/Acrobata podczas otwierania dokumentu PDF. Naszym zdaniem lepiej usunąć ten element z autostartu i odciążyć system. Skutkiem ubocznym będzie konieczność odczekania kilku sekund dłużej podczas uruchamiania jednego z tych programów. Uwaga: zarówno z Adobe Readerem, jak i Adobe Acrobatem w Windows instalowany jest moduł o nazwie Adobe ARM, który również jest włączany do puli programów uruchamianych automatycznie razem z systemem. Adobe ARM (Adobe Reader Manager) to kod odpowiedzialny za automatyczną aktualizację niektórych programów Adobe. Teoretycznie także jego można usunąć z autostartu, ale lepiej tego nie robić. Użytkownicy zwykle nie pamiętają o tym, by samemu dbać o aktualizację oprogramowania. Produkty firmy Adobe należą do najczęściej atakowanych, dlatego aktualizacje mają bardzo istotne znaczenie dla bezpieczeństwa całego systemu.
ATICustomerCare to składnik automatycznie ładowany na każdym komputerze wyposażonym w układ graficzny ATI/AMD Radeon. Jego zadaniem jest automatyczne wysyłanie raportów o błędach GPU. Można go wyłączyć bez szkody dla systemu.
Sidebar to program odpowiedzialny za wyświetlanie gadżetów pulpitu. Jeżeli nie korzysta się z gadżetów, to nie ma potrzeby, by ten kod był ładowany podczas każdego uruchomienia komputera.
OfficeSyncProcess to element widoczny wśród programów automatycznie uruchamianych na każdym komputerze z zainstalowanym pakietem MS Office 2010. Dba on o buforowanie dokumentów, tak aby szybciej się wyświetlały, przy czym nie ma znaczenia, czy dokumentem będzie plik Worda, Excela czy PowerPointa, bo ta pamięć podręczna jest dostępna dla całego pakietu. W przypadku większości konfiguracji można bez żadnej straty wyłączyć ten składnik z puli autostartu. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy często korzysta się z dokumentów zapisanych online (np. na SkyDrivie czy w witrynie SharePoint), wtedy lokalne buforowanie większych dokumentów zauważalnie poprawia wygodę pracy.
Msnmsgr to kod komunikatora internetowego Microsoftu – Windows Live Messengera. Jeżeli nie jest on wykorzystywany, to nie ma sensu, aby uruchamiał się wraz z Windows.
Pozostałe wyłączone przez nas składniki dotyczyły mniej popularnego oprogramowania zainstalowanego na komputerze.
Czego lepiej nie wyłączać? Podczas wybierania reguł dotyczących czyszczenia komputera warto pamiętać o tym, że nie należy usuwać z autostartu składników dbających o automatyczne uaktualnianie zainstalowanych aplikacji. Oprócz wspomnianego oprogramowania Adobe ARM mogą to być: ISUSScheduler, SunJavaUdpateSched i inne tego typu.
Pierwszy z wymienionych jest narzędziem aktualizującym programy instalowane za pomocą instalatorów InstallShield (przykładem aplikacji korzystającej z tego mechanizmu są produkty firmy Corel).
Z kolei przeznaczenie programu SunJavaUpdateSched łatwo wywnioskować z nazwy: jest to moduł odpowiedzialny za automatyczną aktualizację komponentów środowiska Java Runtime Environment.
Na naszym komputerze testowym jednym ze składników ładowanych automatycznie razem z systemem operacyjnym był element o nazwie SMSERIAL (plik uruchomieniowy przypisany do tego obiektu nazywa się sm56helper.exe). Jest to składnik sterownika do analogowego modemu firmy Motorola zamontowanego w optymalizowanym komputerze. Modemy analogowe są obecnie na tyle rzadko wykorzystywane, że łatwo było uznać uruchamianie tego składnika wraz z Windows za zbędne. Jednak nawet w sytuacji, gdy modem w ogóle nie jest wykorzystywany, nie należy z tego rezygnować. Zresztą ta uwaga dotyczy nie tylko modemu, ale dowolnego sprzętu zainstalowanego na komputerze i niewykorzystywanego. Jeżeli sterownik ładuje jakiś program podczas uruchamiania systemu, to zamiast usuwać go z autostartu, należy wyłączyć urządzenie za pomocą Menedżera urządzeń, a następnie odinstalować sterownik. To powinno usunąć wpisy powiązane ze sterownikami do nieużywanego sprzętu.
Skoro mowa o sprzęcie, warto wspomnieć o dwóch innych popularnych elementach uruchamianych automatycznie razem z systemem: składnikach sterowników do układów dźwiękowych firmy Realtek i paneli dotykowych firmy Synaptics. W obu przypadkach należy pamiętać o regule niewyłączania elementów z autostartu przed wyłączeniem danego urządzenia i odinstalowaniem sterownika. Jednak trzeba mieć na uwadze jeszcze to, że zarówno układ dźwiękowy, jak i panel dotykowy są urządzeniami regularnie wykorzystywanymi. Można wyłączyć procesy z autostartu, usuwając sterowniki producenta z systemu. Po usunięciu oprogramowania Realteka dźwięk dalej będzie emitowany z głośników, bo urządzenie będzie zarządzane kompatybilnymi sterownikami Microsoftu wbudowanymi w Windows. Jednak wiele funkcji zapewnianych przez sterownik producenta (dźwięk wielokanałowy, dodatkowe efekty audio w czasie rzeczywistym itp.) będzie niedostępnych. Podobny rezultat uzyskamy po usunięciu sterowników Synapticsa. Panel dotykowy będzie, oczywiście, dalej działał, bo podstawową funkcjonalność zapewniają uniwersalne sterowniki Microsoftu dostarczane z systemem, ale np. możliwość przewijania stron, powiększanie, zmniejszanie i inne ponadstandardowe funkcje będą niedostępne. Naszym zdaniem wzrost wydajności nie będzie wart utraty funkcjonalności i zmniejszenia wygody pracy.
Wiele poradników sugeruje, że usunięcie z autostartu elementów odpowiedzialnych za automatyczną aktualizację nie tylko zwolni zasoby, ale także nie spowoduje żadnych negatywnych skutków. Owszem, bezpośrednio nie, ale jak powiedzieliśmy, zmusza to do pamiętania o aktualizacjach programu, co w praktyce najczęściej oznacza, że programy nie są aktualizowane. Nieaktualne oprogramowanie jest dużo bardziej podatne na ataki, co ułatwia osobom nieuprawnionym przejęcie kontroli nad systemem, a przecież uczynienie z komputera świetnie zoptymalizowanego bota nie jest naszym celem.
CCleaner – standardowe ustawienia
Udostępniany bezpłatnie CCleaner to jeden z najpopularniejszych programów do usuwania zbędnych danych, plików tymczasowych, pozostałości po odinstalowanych aplikacjach itp. Zalecamy jego zainstalowanie każdemu, kto chce uporządkować system i pozbyć się niepotrzebnych składników. Nieumiejętne wykorzystanie CCleanera grozi utratą niektórych danych, ale jest on na tyle prosty w obsłudze, że ryzyko błędu jest dość małe.
Zawsze aktualne wydanie CCleanera można pobrać za pośrednictwem serwisu Onet.pl Pliki. Podczas instalacji możliwe jest określenie stopnia integracji funkcji czyszczących CCleanera z systemem. Standardowo skonfigurowany program dodaje swoje opcje do menu kontekstowego systemowego kosza. Można z tej funkcji zrezygnować, usuwając zaznaczenie odpowiedniego pola wyboru w oknie instalatora – w żaden sposób nie zmniejszy to możliwości programu.
CCleaner standardowo instalowany jest na wszystkich kontach użytkowników na danym komputerze. Zwykle takie ustawienie będzie optymalne, jednak jeżeli z komputera korzystają także osoby mniej doświadczone, warto zastanowić się nad ograniczeniem dostępu do programu wyłącznie tej, która go instaluje, aby ktoś niedoświadczony nie wprowadził za jego pomocą niepożądanych zmian w systemie. Dostęp do odpowiedniej opcji uzyskujemy po kliknięciu przycisku Zaawansowane.
Program uruchamia się automatycznie bezpośrednio po zakończeniu instalacji. Na ekranie pojawia się okno dialogowe z pytaniem, czy ma być włączony tryb „inteligentnego skanowania” plików cookies. Proponujemy aktywować ten tryb – w dalszej części tekstu pokażemy, jak dostosować funkcję usuwania plików cookies.
Czyszczenie systemu ze zbędnych plików
Wszystkie funkcje programu zostały pogrupowane w czterech przyciskach umieszczonych wzdłuż lewej krawędzi obszaru roboczego aplikacji. Standardowo aktywny jest przycisk Cleaner. W obszarze roboczym wyświetlane są pola wyboru związane z typami elementów, które mogą być przez program usuwane w ramach procedury czyszczenia systemu. Uwzględniane składniki są podzielone na dwie grupy, z których każda jest wyświetlana na odrębnej karcie. Karta Windows zawiera pola wyboru powiązane z danymi gromadzonymi przez system i przeglądarkę Internet Explorer, będącą faktycznie składnikiem systemu Windows.
Karta Programy zawiera pola wyboru związane z różnego typu programami, których pliki tymczasowe CCleaner może usunąć. Warto zaznaczyć, że na liście dostępne są nie tylko elementy powiązane z aplikacjami obecnymi na dysku, ale również reguły czyszczenia dotyczące innych popularnych programów, które kiedyś zostały na nim zainstalowane i pozostawiły ślady swojej obecności.
Łatwo zauważyć, że standardowo zaznaczone są jedynie niektóre składniki. Jest to podyktowane względami bezpieczeństwa. CCleaner jest programem dość prostym w obsłudze, ale potencjalnie niebezpiecznym. Zaznaczenie niektórych pozycji z dostępnej listy może spowodować usunięcie większej ilości danych, niżbyśmy sobie życzyli. Na przykład standardowo pole wyboru Historia autouzupełniania widoczne w grupie Internet Explorer jest nieaktywne. Zaznaczenie tego pola, a następnie wywołanie procedury czyszczenia spowoduje jednak nie tylko usunięcie danych związanych z mechanizmem automatycznego uzupełniania formularzy na stronach WWW odwiedzanych za pomocą Internet Explorera, ale także skasowanie wszystkich zapisanych przez użytkownika haseł dostępu do witryn. Zatem z jednej strony wymazanie efektów autouzupełniania może być pożądane w kontekście ochrony prywatności, z drugiej zaś jednoczesne usunięcie haseł może uniemożliwić dostęp do wielu stron, na których użytkownik ma zarejestrowane konta. Odrębną kwestią jest samo zapisywanie haseł w przeglądarce: jest to wygodne, choć niezalecane ze względów bezpieczeństwa. Mimo to wiele osób przechowuje w ten sposób hasła, dlatego warto zwrócić na to uwagę podczas czyszczenia komputera. Należy też pamiętać, że CCleaner nie zawsze ostrzega przed negatywnymi skutkami zaznaczenia danego pola wyboru.
Co można bezpiecznie usunąć?
Można w dość prosty sposób ocenić, na ile dana opcja CCleanera może okazać się niebezpieczna. Dużą zaletą programu jest wbudowany mechanizm analizy i raportowania, który pozwala zaprezentować użytkownikowi, co będzie usuwane, zanim jeszcze jakiekolwiek faktyczne działania na plikach zostaną podjęte. Oto prosty przykład. Doskonale wiadomo, że dezinstalatory aplikacji nie usuwają całkowicie ich plików. Elementami, które często zostają na komputerze po odinstalowaniu, są m.in. skróty w menu Start. CCleaner ma pole wyboru Skróty w menu Start, obejmujące czyszczenie „martwych” skrótów, prowadzących do programów, których już nie ma na komputerze. Standardowo pole to jest nieaktywne, nie trzeba go jednak uaktywniać, by sprawdzić, jakie elementy zostałyby usunięte. Wystarczy wywołać menu kontekstowe tego obiektu i wybrać z niego pozycję Analizuj.
W efekcie program wyświetli krótki raport informujący o przybliżonym rozmiarze danych i liczbie plików, które zostaną usunięte, gdy wybrane pole wyboru będzie zaznaczone. Jak widać, na naszej platformie testowej CCleaner wykrył aż 17 obiektów menu Start, które według niego są błędnymi odwołaniami do już usuniętych aplikacji.
W tym miejscu pojawia się pytanie, czy naprawdę aż tyle obiektów jest zbędnych? Można to łatwo sprawdzić, wywołując szczegółowy raport. Wystarczy wywołać menu kontekstowe w obszarze raportu i wybrać pozycję Pokaż szczegółowe wyniki. Alternatywną metodą wywołania szczegółowego raportu jest dwukrotne kliknięcie zbiorczego wpisu w obszarze raportu.
Program wyświetli szczegółową listę wszystkich obiektów przeznaczonych do usunięcia, co pozwala łatwo zweryfikować, czy faktycznie dany plik powinien zostać usunięty. Jeżeli okaże się, że jakiś wpis został błędnie zakwalifikowany przez CCleanera do usunięcia (lub po prostu użytkownik nie chce jakiegoś wpisu usuwać), można go dodać do listy wykluczeń. Odpowiednia opcja znajduje się w menu kontekstowym.
W analogiczny sposób można poddać analizie każdy niezaznaczony element na liście pól wyboru dostępnej w programie.
Jeżeli chodzi o pozycje standardowo wskazane jako przeznaczone do usunięcia, i tym razem warto sprawdzić, co będzie usuwane z systemu. Raport uzyskuje się po kliknięciu przycisku Analiza. Na naszej platformie testowej CCleaner przeznaczył do usunięcia aż 6569 plików o łącznej objętości 1234 MB, i to przy standardowych ustawieniach programu.
Warto prześledzić raport pod kątem ewentualnych danych, które nie powinny zostać usunięte. Oczywiście, weryfikacja kilku tysięcy plików to nonsens. Takie elementy, jak: tymczasowe pliki internetowe Internet Explorera, pamięć podręczna innych przeglądarek, pliki tymczasowe systemu operacyjnego, mogą być usuwane bez najmniejszej szkody dla funkcjonalności i stabilności Windows. Co do pozostałych kategorii usuwanych danych, wszystko zależy od tego, w jaki sposób dany komputer jest wykorzystywany. Na przykład administratorowi nawet niewielkiej sieci zalecalibyśmy zastanowienie się, czy na pewno z dysku powinny zniknąć pliki dziennika Windows (ułatwiają np. przeprowadzenie analizy powłamaniowej) albo zrzuty pamięci (zawierają informacje ułatwiające ewentualną diagnostykę stacji roboczej).
Standardowo liczba reguł sprzątania dotyczących programów, których pliki tymczasowe są rozpoznawane przez CCleanera, nie jest duża, ale łatwo tę bazę rozbudować. I właśnie tym teraz się zajmiemy.
Dodatkowe sprzątanie – CCEnhancer
Funkcjonalność CCleanera można znacznie zwiększyć dzięki dostępnemu niezależnie dodatkowi CCEnhancer.
CCEnhancer wydłuża listę obsługiwanych przez CCleanera programów, a dokładniej: gromadzonych przez nie plików tymczasowych. Większa „wiedza” CCleanera pozwala na dokładniejsze oczyszczenie komputera ze zbędnych danych, ale – uwaga! – zwiększa także ryzyko uszkodzenia systemu. CCEnhancer nie wymaga instalacji: plik programu pobierany z sieci nie jest instalatorem, lecz pobieraczem reguł, które są następnie importowane bezpośrednio do CCleanera.
Okno główne CCEnhancera zawiera opcje automatycznej aktualizacji reguł w momencie uruchamiania systemu oraz włączania CCleanera w trybie „silent” (uruchomienie procesu czyszczenia bez wyświetlania okna programu). Odradzamy jednak korzystanie z tych funkcji ze względów bezpieczeństwa: jest ryzyko, że po zaaplikowaniu reguł pobranych przez CCEnhancera, a następnie wyczyszczeniu plików zgodnie z dodatkowymi regułami Windows więcej się nie uruchomi. Najlepiej poprzestać na pobraniu najnowszych reguł.
Po pobraniu reguł CCEnhancer proponuje uruchomienie CCleanera – i warto z tej propozycji skorzystać. Wprowadzone zmiany widoczne są przede wszystkim w zestawie reguł usuwania dostępnych na karcie Programy. Nowe reguły, dodane do CCleanera przez CCEnhancera, oznaczone są na liście gwiazdką, co ułatwia ich analizę. Naprawdę warto poświęcić trochę czasu na sprawdzenie, jakie elementy zostaną usunięte w wyniku zastosowania danej reguły, żeby później nie żałować.
Te reguły lepiej omijać
Poniżej zamieszczamy tabelę wybranych reguł tandemu CCleaner + CCEnhancer, których lepiej nie stosować na domowym komputerze.
Reguły czyszczenia wymagające ostrożności | |
---|---|
FTP Accounts: | Usuwa zdefiniowane w systemie dane uwierzytelniające dostęp do serwerów FTP. Nie należy zaznaczać tej reguły w przypadku częstego łączenia się z FTP; jeśli FTP nie jest wykorzystywany, użycie tej reguły niczego nie daje. |
DNS Cache: | Przez krótki czas wolniej będzie przebiegało przeglądanie stron, bo system od nowa będzie buforował wpisy DNS. Wyczyszczenie bufora DNS ma sens np. w przypadku zmiany serwerów DNS (np. z serwerów DNS TP SA na OpenDNS albo DNS Google’a). Jeżeli w konfiguracji sieci nie było nic zmieniane, nie warto stosować tej reguły. |
Stare dane Prefetch: | Czyszczenie danych prefetch negatywnie wpływa na wydajność. Sens takiego działania może być widoczny jedynie w kontekście prywatności (użycie tej reguły wyczyści informacje o uruchamianych przez użytkownika programach). Niezależnie od tego zgodnie z dokumentacją dostarczaną przez Piriform Ltd., producenta CCleanera, reguła ma zastosowanie wyłącznie w systemie Windows XP. |
Cookies: | Reguła ta ustawiana jest niezależnie dla każdej przeglądarki zainstalowanej na komputerze, nie należy jej stosować w przypadku, gdy podczas uruchamiania CCleanera nie został wybrany tryb „inteligentnego” skanowania cookies. Jednak nawet po wybraniu tego trybu warto najpierw skonfigurować odpowiednie wykluczenia, by nie mieć później problemów np. z zalogowaniem się na swoje konto internetowe. Dodatkowe szczegóły związane z cookies znalazły się na następnej stronie. |
More Recent Items*: | Reguła dodawana przez CCEnhancera do grupy reguł Windows na karcie Programy. Teoretycznie przydatna w ochronie prywatności, bo usuwa pliki ostatnio uruchamiane przez wybrane aplikacje. Ubocznym skutkiem działania tej reguły jest usunięcie wszystkich szybkich list zadań dla poszczególnych programów w menu Start, także tych, które zawierają elementy zakotwiczone przez użytkownika. |
Poprawianie skanera plików cookies
Zanim ostatecznie wyda się polecenie czyszczenia systemu przy użyciu CCleanera, warto sprawdzić, jak naprawdę „tryb inteligentny” traktuje pliki cookies. Dostęp do odpowiedniego panelu konfiguracyjnego uzyskujemy w opcjach programu. Za pomocą prostego, dwupanelowego interfejsu łatwo można przenieść cookies z listy obiektów przeznaczonych do usunięcia na listę tych, które mają być zachowane. Jak widać, „inteligencja” CCleanera w dziedzinie selekcji tych plików nie jest szczególnie wyszukana. Program standardowo pozostawia nietknięte pliki z serwerów Yahoo!, usług Windows Live, Gmaila i wyszukiwarki Google. O zachowanie cookies stron banków internetowych, e-sklepów czy forów, w których ma się konta itp., trzeba zadbać samemu.
Po skonfigurowaniu parametrów CCleanera i uruchomieniu analizy reguł uzyskaliśmy raport informujący o tym, że przy zadanych parametrach uda się usunąć 7120 plików zajmujących 1573 MB. To sporo więcej niż 1234 MB proponowane przez CCleanera przy standardowych ustawieniach programu.
Po oczyszczeniu komputera z dziesiątków niepotrzebnych programów i tysięcy zbędnych plików czas na uporządkowanie struktury danych na dysku systemowym, czyli defragmentację. Zanim jednak przejdziemy do zastosowania narzędzi defragmentacyjnych, kilka słów na temat funkcji CCleanera związanych z czyszczeniem rejestru. Wielu użytkowników być może dotarło do rozpowszechnianych przez wiele źródeł informacji, jakoby wyczyszczenie rejestru miało wielki (lub przynajmniej obserwowalny) wpływ na wydajność systemu. Niestety, to mit. Prawda przedstawia się następująco: jest to – w sensie optymalizacji – sztuką dla sztuki, nie ma zauważalnego wpływu na wydajność systemu. Zainteresowanych rozwinięciem tej tezy odsyłamy do interesującego artykułu Eda Botta. Przydatną funkcją CCleanera jest natomiast narzędzie do wymazywania pustych obszarów dysku, Drive Wiper. Jest ona jednak związana z bezpieczeństwem, a nie optymalizacją, dlatego nie będziemy się nią tu zajmować.
Sklejanie kawałków, czyli defragmentacja Usunięcie ponad siedmiu tysięcy plików z dysku systemowego to większy porządek w systemie, ale i większy bałagan w strukturze dysku. Bardzo mało prawdopodobne, by dane usuwane przez CCleanera zajmowały jeden spójny obszar nośnika. Przestrzeń została zwolniona, ale uzyskane miejsce nie jest ciągłe. Jednym z testów wykonywanych przez nas po każdym etapie optymalizacji – także po usunięciu zbędnych plików tymczasowych za pomocą CCleanera – był prosty pomiar szybkości kopiowania zbioru danych z jednego foldera do drugiego na tej samej, systemowej partycji. Rezultat był łatwy do przewidzenia: kopiowanie przebiegło zauważalnie wolniej niż przed usunięciem tysięcy zbędnych plików.
Wynik byłby jednak zupełnie inny, gdyby w optymalizowanym przez nas komputerze rolę głównego, systemowego nośnika danych pełnił SSD. W SSD ze względu na inny sposób zapisu danych i jednakowy czas dostępu do dowolnego obszaru nośnika przeprowadzanie defragmentacji nie ma sensu – powoduje spadek wydajności i jest wręcz szkodliwe dla urządzenia! Oprogramowanie wewnętrzne SSD dba o to, by zapis danych w komórkach pamięci był możliwie równomierny – by żadna komórka nie była odczytywana i zapisywana częściej niż inne. Liczba cykli kasowania/zapisu poszczególnych komórek jest ograniczona, a proces defragmentacji generuje zupełnie niepotrzebny ruch danych. Jeżeli defragmentować, to tylko HDD.
Narzędzi do defragmentacji jest bardzo wiele. Teoretycznie do tego celu można użyć nawet narzędzia wbudowanego w system Windows. Program ten w miarę poprawnie defragmentuje dane użytkownika, ale ma sporo wad. Może nie ukończyć zadania w przypadku, gdy na porządkowanym dysku/partycji zostało mniej niż 10% wolnej przestrzeni. Ponadto nie można za jego pomocą zdefragmentować niektórych plików systemowych, użytkownik nie ma możliwości dopasowania strategii defragmentacji do sposobu, w jaki korzysta z komputera, także szybkość nie jest mocną stroną programu. Zamiast systemowego narzędzia warto wypróbować inne, np. udostępniane bezpłatnie: UltimateDefrag Freeware Edition, Auslogics Disk Defrag, Defraggler, IObit Smart Defrag. Mieliśmy okazję wypróbować produkt aspirujący do ścisłej światowej czołówki w tej dziedzinie: Diskeeper Pro Premier 2010.
Diskeeper instaluje się częściowo jako usługa systemowa, co pozwala mu funkcjonować w tle i optymalizować działanie wszystkich dysków bez względu na to, kto jest w danym momencie zalogowany.
Cały interfejs programu został przygotowany – podobnie jak w przypadku systemowego Defragmentatora dysków – jako przystawka Microsoft Management Console. Jego zaletą jest to, że optymalizuje pracę dysku w sposób praktycznie bezobsługowy. Standardowo skonfigurowany Diskeeper ma uaktywnioną automatyczną defragmentację wszystkich woluminów dyskowych na danym komputerze, a ponadto dla wszystkich partycji, które nie mają statusu ukrytych, aktywna jest funkcja IntelliWrite, która – zgodnie z zapewnieniami producenta – ma zapobiegać fragmentacji plików.
Niezależnie od funkcji automatyzujących proces optymalizacji dysku defragmentację można przeprowadzić w sposób tradycyjny, najpierw wykonując analizę wybranego woluminu. Wynik analizy może być prezentowany w formie obrazującej strukturę plików bądź wydajność poszczególnych obszarów. Tryb wyświetlania wybiera się z rozwijalnej listy Volume Map View.
Defragmentacja ręczna
Wywołanie zadania ręcznej defragmentacji powoduje wyświetlenie komunikatu informującego, że jest ona mniej efektywna od automatycznej. W trybie automatycznym program na bieżąco monitoruje stan systemu i defragmentuje dysk w zależności od potrzeb. Tryb ręczny należy stosować okazjonalnie, np. po zainstalowaniu programu.
Diskeeper to szybki program. Defragmentacja całej partycji systemowej na naszej platformie testowej trwała niecałe 20 minut. Aby wydajność była większa, podczas defragmentowania dużych woluminów nie jest wyświetlana graficzna prezentacja procesu, lecz prezentowane są wyłącznie dane tekstowe, co jest w zupełności wystarczające. Partycja systemowa naszego komputera testowego o rozmiarze nieco przekraczającym 100 GB została zakwalifikowana jako duży wolumin.
Po przeprowadzeniu ręcznej defragmentacji okazało się, że program zlikwidował stosunkowo niewiele fragmentów. Niemniej zrobił to mimo obecności w systemie oprogramowania zawierającego m.in. funkcje optymalizacyjne (Norton 360).
Defragmentacja obszarów rozruchowych
Standardowo Diskeeper nie defragmentuje zablokowanych plików systemowych, których przemieszczenie w czasie, gdy system działa, jest niemożliwe. Aplikacja ma jednak funkcję Boot-Time Defragmentation, umożliwiającą przeprowadzenie takich czynności także na tych plikach, które podczas zwykłej pracy na komputerze są dla narzędzi optymalizacyjnych niedostępne.
Funkcja Boot-Time Defragmentation może zostać wywołana jednorazowo – defragmentacja zostanie przeprowadzona podczas następnego uruchomienia systemu. Istnieje także możliwość określenia harmonogramu dla tego działania. Harmonogram co prawda uwolni użytkownika od konieczności pamiętania o defragmentacji plików zablokowanych, ale w żadnym razie nie należy ustawiać tego zadania zbyt często. Naszym zdaniem w przypadku komputera domowego lepiej wywołać tę procedurę jednorazowo.
Okno konfiguracyjne funkcji Boot-Time Defragmentation zawiera dodatkowe opcje umożliwiające przeprowadzenie defragmentacji pliku stronicowania, a także niezwykle istotnego dla systemu plików NTFS pliku MFT (ang. Master File Table). Zawiera on szczegółowe informacje o każdym pliku na danej partycji i teoretycznie system Windows zapobiega jego fragmentacji przez rezerwowanie części przestrzeni dysku/partycji, ale skoro producent Diskeepera zapewnił takie funkcje, postanowiliśmy z nich skorzystać.
Defragmentacja plików systemowych przeprowadzana podczas rozruchu Windows wprawdzie wydłużyła go do 217 sekund, ale było to – zgodnie z zadanymi parametrami – zadanie jednorazowe. Potem uruchamianie systemu (rezultaty pomiarów zamieściliśmy w części poświęconej testom) przebiegało już znacznie szybciej.
Podział na partycje Niezależnie od defragmentacji danych czy optymalizacji rozruchu systemu operacyjnego samo porządkowanie danych na komputerze jest w istocie znakomitą optymalizacją. Dlatego skoro już zabraliśmy się za działania mające na celu przywrócenie sprawności systemu i uporządkowanie danych, warto było pokusić się o odpowiedni podział dysku na partycje.
Większość obecnie sprzedawanych komputerów, a zwłaszcza laptopów, oferowana jest z preinstalowanym systemem Windows, przy czym system jest zainstalowany w taki sposób, że użytkownik po uruchomieniu sprzętu najczęściej widzi tylko jeden dysk/partycję.
Oprócz Windows producenci często umieszczają na dysku twardym obrazy instalacyjne systemu umożliwiające przywrócenie go do stanu fabrycznego. Obrazy te zapisane są na ukrytej partycji, najczęściej niedostępnej z poziomu Eksploratora Windows i innych menedżerów plików. Jednak owa ukryta partycja „recovery” zajmuje niewiele miejsca w stosunku do pozostałej części dysku. Na naszej platformie testowej taka partycja zajmowała 8 GB, podczas gdy na dane użytkownika pozostawiono 289 GB.
Taki zagospodarowanie przestrzeni dysku powoduje, że o ile partycja odzyskiwania pozostaje bezpieczna, to na dostępnej użytkownikowi składowane są absolutnie wszystkie dane: system, zainstalowane programy, dokumenty, multimedia, gry, a także mnóstwo plików, które w codziennej pracy wcale nie są potrzebne.
Dzieląc dysk na dodatkowe partycje, łatwiej można uporządkować różnego typu dane, ale co od razu warto zaznaczyć, sam podział nie przyniesie wymiernych korzyści, jeżeli chodzi o wydajność systemu. W internecie można znaleźć informacje, że spowoduje to wzrost wydajności, ale tak mogło być w czasach, gdy w systemach Windows powszechny był system plików FAT/FAT32. Obecnie standardem jest NTFS, dużo mniej wrażliwy na takie niuanse, jak: rozmiar partycji, liczba plików na niej, wielkość klastra.
Innym pomysłem pseudooptymalizacyjnym jest przeniesienie pliku wymiany (pamięci wirtualnej) na odrębną partycję na tym samym dysku. Stanowczo odradzamy taki pomysł, bo skutkuje spadkiem, a nie wzrostem wydajności. Jedyny realny i odczuwalny zysk z podziału na partycje to uporządkowanie plików przez oddzielenie np. tych ważnych: dokumentów, aplikacji wykorzystywanych w pracy, systemu, od tych mniej istotnych. Pośrednio wpływa to także na wydajność, jednak to nie system jest wtedy wydajniejszy, a użytkownik, bo łatwiej i szybciej znajdzie dane w uporządkowanym zbiorze.
Skoro dzielić, to czym? Podstawowe wymagania, które musi spełnić narzędzie do partycjonowania, to obsługa systemu plików NTFS oraz możliwość manipulowania partycjami bez konieczności usuwania z nich danych. Kryteria te spełniają m.in. takie programy, jak: GParted 0.7.1-5, Paragon Partition Manager 11 Free Edition, EASEUS Partition Master 7.0.1 Home Edition – wszystkie udostępniane bezpłatnie.
Jeżeli nie są potrzebne zaawansowane funkcje zarządzania partycjami (np. tworzenie partycji w innych systemach plików niż NTFS i FAT/FAT32, ukrywanie partycji), to całkiem dobrym pomysłem jest skorzystanie z systemowej konsoli administracyjnej Zarządzanie dyskami. Dotyczy to w szczególności 64-bitowej wersji Windows 7, w której do partycjonowania należy używać wyłącznie 64-bitowego oprogramowania.
Chcąc podzielić dysk, najprawdopodobniej będzie trzeba zacząć od zmniejszenia istniejącej partycji. Ta operacja pozornie wydaje się prosta. Wystarczy w konsoli Zarządzanie dyskami wywołać menu kontekstowe wybranej partycji i kliknąć polecenie Zmniejsz. System wykona analizę partycji, a następnie w widocznym na ilustracji oknie dialogowym poinformuje, o ile można ją zmniejszyć. Uzyskana wartość wcale nie musi równać się wolnej przestrzeni. Wyjaśnienie również jest widoczne w tym oknie: system nie zmniejszy partycji poniżej punktu, w którym znajdują się nieprzenośne dane. Przeniesiony przy działającym systemie nie może zostać np. plik wymiany (pamięć wirtualna) – i to on najczęściej nie pozwala bardziej zmniejszyć partycji.
Są dwa rozwiązania tego problemu. Można tymczasowo przenieść plik wymiany na inny dysk (jeżeli jest to możliwe) lub całkowicie go zlikwidować (wyłączyć pamięć wirtualną) – oczywiście tylko na czas analizowania dysku przez konsolę Zarządzanie dyskami.
Nie będziemy tutaj szczegółowo omawiać procesu tworzenia partycji za pomocą konsoli Zarządzanie dyskami. To narzędzie jest bardzo dobrze udokumentowane w systemie pomocy Windows.
Dodatkowy trik
W przypadku laptopów zwiększanie wydajności przez rozbudowę sprzętu napotyka pewne ograniczenia. Nasza platforma testowa jest tego dobrym przykładem. Na przykład nie jest możliwa wymiana układu graficznego na szybszy, również zwiększenie pojemności pamięci nie wchodzi w rachubę, bo wszystkie sloty w testowanym komputerze były już zajęte. Proponujemy skorzystać z nieco niedocenianej techniki ReadyBoost. Jest to rozwiązanie pozwalające wykorzystać przestrzeń dostępną na podłączonym do komputera „flashdysku” lub karcie flash jako rozszerzenie systemowego bufora pamięci.
Po podłączeniu np. karty SD należy wywołać okno Właściwości, przejść do karty ReadyBoost i zaznaczyć opcję Użyj tego urządzenia. Biorąc pod uwagę niskie ceny kart SD oraz prostotę implementacji tego rozwiązania, jest to jeden z lepszych trików optymalizacyjnych, zwłaszcza w komputerach działających pod kontrolą Windows 7 i wyposażonych w mniej niż 2 GB RAM-u. Warto przy okazji wspomnieć, że wiele ograniczeń ReadyBoost znanych z Windows Vista zostało w Windows 7 usuniętych. Na przykład 64-bitowe wersje Windows 7 potrafią wykorzystać do 128 GB przestrzeni na karcie flash. W Viście było to 4 GB bez względu na to, czy system był 32-bitowy czy 64-bitowy. Ponadto w Windows 7 obsługiwane są nie tylko karty SD, ale także CompactFlash, MemoryStick (Pro, Duo itp.) i inne rozwiązania. Jedynym wymaganiem jest wydajność. Szybkość odczytu 4-kilobajtowych losowych bloków danych nie powinna być mniejsza niż 5 MB/s, a transfer podczas zapisu bloków 512-kilobajtowych nie powinien spadać poniżej 3 MB/s.
Testy i uruchamianie systemu Na koniec należałoby odpowiedzieć na pytanie, co to wszystko nam dało. Chwilę po zwróceniu platformy testowej usłyszeliśmy krótkie Wow!. Był to niepozostawiający najmniejszych wątpliwości sygnał, że rezultaty optymalizacji ucieszyły właściciela. My jednak potrzebowaliśmy dowodów skuteczności przeprowadzonych działań, dlatego przed oddaniem zoptymalizowanego sprzętu przeprowadziliśmy kilkaset testów. Wyniki w skondensowanej formie prezentujemy poniżej.
W momencie gdy otrzymaliśmy komputer do optymalizacji, system operacyjny uruchamiał się ponad 3 minuty. W wyniku przeprowadzonych działań udało się czas ten skrócić do minuty i 25 sekund. Pomiar był przeprowadzany od momentu włączenia komputera do pełnego uruchomienia systemu, wczytania edytora tekstu i zwrócenia użytkownikowi pełnej kontroli nad systemem.
Windows 7, aby mógł się zainstalować, potrzebuje około 20 GB przestrzeni dyskowej. Na optymalizowanym komputerze dane zajmowały znacznie więcej miejsca. Mimo że nie ingerowaliśmy w żadne dokumenty użytkownika, udało się zmniejszyć ilość danych o ponad 10 GB.
Zmiany obciążenia RAM-u
O wygodzie pracy na komputerze w dużym stopniu decyduje obciążenie pamięci operacyjnej zadaniami sterowanymi przez procesy działające w systemie. Poniższe wskazania odczytaliśmy za pomocą wbudowanego w Windows 7 Monitora zasobów, który był włączany minutę po całkowitym uruchomieniu systemu.
Pamięć w użyciu to wskaźnik pokazujący, ile RAM-u zajmują uruchomione programy oraz działające usługi systemowe.
Pamięć dostępna to całkowita ilość RAM-u, która może zostać wykorzystana na potrzeby uruchamianych programów, usług systemowych itp.
Pamięć podręczna to bufor w pamięci RAM utworzony przez system operacyjny na potrzeby uruchamianych zadań i aplikacji. Celowo pominęliśmy na wykresie informację więcej=lepiej bądź mniej=lepiej, gdyż w tym przypadku tego typu rozróżnienie nie ma sensu. Pamięć podręczna nie jest pamięcią używaną przez właśnie działające aplikacje, ale pamięcią, do której alokowane są dane najczęściej wykorzystywane przez system. Wprowadzenie znaczących zmian w systemie zaburzyło dotychczasowy mechanizm przydzielania pamięci podręcznej do poszczególnych zadań, bo np. nie było już programów, które wcześniej z niej korzystały. Stosunek pamięci podręcznej do pamięci wolnej będzie się zmieniał, w miarę jak system zacznie gromadzić dane o sposobie wykorzystywania komputera po optymalizacji. Opisy pod wykresami szczegółowo wyjaśniają konkretne sytuacje.
W systemie Windows 7 większa ilość wolnej pamięci nie oznacza większej wydajności. Jest to jedynie pewien wskaźnik określający potencjał systemu w dziedzinie zagospodarowywania pamięci na potrzeby np. bufora systemowego / pamięci podręcznej.
Interpretacja tych wskazań jest w zasadzie identyczna jak w przypadku pamięci podręcznej. Pamięć wstrzymana to pamięć wykorzystywana przez mechanizm SuperFetch. System przechowuje w niej dane, które mogą się okazać potrzebne.
Statystyki usług i procesów
Poniższe wykresy przedstawiają statystyki dotyczące liczby działających usług systemowych oraz procesów powiązanych z tymi usługami na każdym etapie optymalizacji.
Wyraźnie widać, że zmniejszenie liczby procesów powiązanych z działającymi w systemie usługami jest zauważalne przede wszystkim po etapie usuwania zbędnych programów. Dalsze działania nie zmieniły wskaźników, a podczas defragmentacji działał nawet o jeden proces więcej, co jednak nie powinno dziwić. Korzystaliśmy z Diskeepera, którego procedury automatycznej defragmentacji są wywoływane w systemie w kontekście usługi systemowej, a nie procesu przypisanego do konta użytkownika.
Wykres nie wymaga szczegółowych wyjaśnień. Oczywiste jest, że zmniejszenie liczby działających procesów uzyskaliśmy w wyniku odinstalowania niepotrzebnych aplikacji oraz dezaktywacji niektórych procesów uruchamianych razem z Windows.
Wskaźnik łącznej liczby usług nie odzwierciedla liczby działających usług, tylko pokazuje, ile usług istnieje w systemie. Ich liczba zmniejszyła się po usunięciu oprogramowania.
Obciążenie CPU i liczniki systemu
Następny zestaw pomiarów dotyczył obciążenia procesora oraz liczników systemu odczytanych za pomocą systemowego narzędzia Monitor wydajności.
Wynik nie wymaga szczegółowego komentarza. Komputer, który otrzymaliśmy do zoptymalizowania, był strasznie zapracowany, nawet jak „nic nie robił”.
Bez względu na wykonywane przez nas działania optymalizacyjne rozmiar rejestru nie zmienił się. Jednak nie czyściliśmy specjalnie rejestru, bo tego typu działania nie mają większego sensu z punktu widzenia optymalizacji.
Wykresy pokazują, ile razy w ciągu sekundy procesor jest przełączany z jednego wątku na inny. Takie przełączenia mają różne przyczyny, np. aktywny wątek może zostać wywłaszczony przez inny, gotowy, o wyższym priorytecie. Mniejsza liczba przełączeń kontekstu po oczyszczeniu komputera pokazuje, o ile mniej zadań jest na bieżąco wykonywanych przez system, i pośrednio ilustruje zapas mocy, który może zostać wykorzystany przez potrzebne programy.
Powyższe słupki pokazują, ile danych (w bajtach na sekundę) zostało przesłanych w monitorowanym okresie w wyniku operacji na plikach, z zastrzeżeniem, że nie są to operacje odczytu i zapisu plików. To, że najwięcej danych zostało przesłanych po usunięciu programów i po defragmentacji, wynika z wbudowanego w Windows 7 algorytmu zarządzania pamięcią i jest pośrednio powiązane z mechanizmem SuperFetch. Po usunięciu znacznej liczby aplikacji, których kod był wcześniej buforowany w pamięci, system próbuje się „odnaleźć” w nowej sytuacji.
Działania optymalizacyjne zauważalnie zmniejszyły obciążenie systemu plików.
To wskazania analogiczne do wcześniejszych, z tą różnicą, że monitorowaną wartością jest liczba operacji na sekundę, a nie liczba bajtów na sekundę przesłana w wyniku żądań systemowych.
Powyższy wykres przedstawia wskaźnik ilości danych przesłanych w ciągu sekundy w trakcie zapisu plików.
To wskaźnik analogiczny do poprzedniego, z tą różnicą, że zamiast ilości danych zliczana jest liczba operacji zapisu plików w monitorowanym okresie.
Patrząc na kilka ostatnich wykresów, łatwo zaobserwować pewne zjawisko: otóż największą liczbę operacji – zarówno odczytu, jak i zapisu – odnotowaliśmy po usunięciu kilkudziesięciu zbędnych programów. Reakcja systemu pokazuje w pewnym sensie elastyczność mechanizmu SuperFetch, który dostosowuje się do znaczącej zmiany, jaką jest ubytek wielu aplikacji.
Wywołania systemowe to wskaźnik informujący o tym, jak często (wskaźnik jest wyrażony w liczbie wywołań na sekundę) wszystkie uruchomione w systemie procesy odwołują się do procedur usług systemu operacyjnego, czyli jak często procesy wymagają dostępu do urządzeń (ale innych niż układ graficzny), jak często wykonywane są czynności związane z zarządzaniem pamięcią itp. Mamy zatem jeszcze jedno potwierdzenie błyskawicznej próby dostosowania się systemu do zmiany sytuacji w wyniku odinstalowania znacznej części programów.
Uruchamianie aplikacji Ostatnia grupa wykresów to proste pomiary szybkości uruchamiania się popularnych aplikacji biurowych (wraz z otwarciem prostych dokumentów) oraz krótki test kopiowania danych w obrębie partycji systemowej.
Word na komputerze otrzymanym do optymalizacji otwierał prosty dokument przez ponad 6 sekund. Usunięcie zbędnych programów skróciło ten czas o 2,6 sekundy. Następne etapy optymalizacji to dalszy wzrost szybkości otwierania dokumentów.
Wykres analogiczny do poprzedniego: pomiar czasu otwierania prostego skoroszytu.
Ten wykres przedstawia czas uruchamiania programu PowerPoint 2010 mierzony, tak jak poprzednio, od momentu kliknięcia ikony skrótu do pojawienia się slajdu prezentacji w oknie programu.
Ostatni test polegał na zmierzeniu czasu kopiowania zbioru danych o łącznej objętości 2,53 GB w obrębie jednej partycji (systemowej). Najlepszy wynik nie powinien dziwić, a to, że najgorzej wypadły pomiary wykonane po usunięciu programów i oczyszczeniu systemu ze zbędnych plików, wynika właśnie ze zwiększonej fragmentacji w efekcie usunięcia zbiorów rozlokowanych w różnych miejscach dysku.
Podsumowanie i uwagi końcowe
Jak widać – można. Bez reinstalacji i pracowitego odbudowywania bazy aplikacji i ustawień. Teoretycznie da się jeszcze bardziej przyśpieszyć system, na przykład przez usunięcie większej ilości danych czy... odinstalowanie pakietu ochronnego. Wspominaliśmy, że na naszej platformie testowej zainstalowany był pakiet ochronny Norton 360. Proces ładowania kodu tego pakietu w trakcie uruchamiania systemu pochłaniał od kilkunastu do nawet 20 sekund. Oznacza to, że po usunięciu Nortona 360 moglibyśmy się pochwalić systemem, który uruchamiałby się nie ok. 80 sekund, ale być może nawet poniżej minuty. Jednak przeczyłoby to nadrzędnej zasadzie, o której powinni pamiętać wszyscy zabierający się za optymalizację komputerów: przede wszystkim użyteczność. Jej złamanie powoduje, że optymalizacja programowa staje się sztuką dla sztuki, podobnie jak ekstremalne podkręcanie. Niewątpliwie można uzyskać ciekawe rezultaty, ale normalnie pracować po prostu się nie da.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze o jednej istotnej kwestii: po zoptymalizowaniu systemu Windows 7 zgodnie z naszymi wskazówkami zyskasz jeszcze więcej, niż wynika to z naszych pomiarów. Nasze testy były wykonywane bezpośrednio po zakończeniu danego etapu optymalizacji, a to oznacza, że wyniki nie uwzględniają czynnika mającego niebagatelny wpływ na wydajność najnowszej generacji Windows – techniki SuperFetch.
SuperFetch jest częścią systemu zarządzania pamięcią w Windows 7. Jego zadaniem jest optymalizacja procesu uruchamiania systemu operacyjnego oraz ładowania kodu najczęściej wykorzystywanych aplikacji. Jednak analiza statystyczna tego, które programy są najczęściej wykorzystywane na danym komputerze, i zoptymalizowanie pod tym kątem pamięci wymaga czasu. Dopiero po uzyskaniu wystarczającej liczby pomiarów system dopracowuje zarządzanie RAM-em. Ten proces ma charakter ciągły: system cały czas dostosowuje „scenariusz” wykorzystania pamięci do zmieniających się warunków. Jednak aby nie przeciążać tego mechanizmu, nie należy zbyt często przeprowadzać działań optymalizacyjnych. My zrobiliśmy to ponad rok po instalacji systemu. Można to robić częściej, wszystko bowiem zależy od sposobu używania komputera, ale optymalizowanie Windows 7 co tydzień, czy nawet co miesiąc, nie ma najmniejszego sensu.