Huawei P9 – test
Huawei P9 wkracza na rynek po bardzo udanym modelu Mate 8 i jest następcą lubianego przez użytkowników modelu P8, więc najnowszy flagowiec tej popularnej chińskiej marki musi poradzić sobie z pokonaniem wysoko zawieszonej poprzeczki, bo od smartfonów Huawei użytkownicy (i testerzy) oczekują coraz więcej.
Huawei P9 – dane techniczne | |||
---|---|---|---|
Wymiary | 145 × 70,9 × 7 mm | LTE | Cat 6 |
Masa | 144 g | Wi-Fi | 2-zakresowe, ac |
Ekran | 5,2 cala | NFC | Tak |
1920 × 1080 | Podczerwień | Nie | |
LCD | Radio FM | Nie | |
Procesor | Kirin 955 | Wyjście obrazu | Nie |
4 × 2,5 GHz Cortex-A72 4 × 1,8 GHz Cortex-A53 | Host USB | bd. | |
Mali-T880 MP4 | Redukcja szumów | Tak | |
RAM | 3 GB | Dostępna pamięć | ok. 21,5 GB |
Akumulator | 3000 mAh | mikro-SD | Tak (64+ GB) |
Aparat z tyłu | Zdjęcia: 2 × 12 MP, autofokus, dual-LED, HDR | ||
Wideo: 1080p @ 60 kl./sek., 720p@120 kl./sek. | |||
Aparat z przodu | Zdjęcia: 8 MP | ||
Wideo: 1080p @ 30 kl./sek. |
Huawei P9 jest bardzo podobny do swojego poprzednika. Jego projektanci wzięli na warsztat płaską metalową obudowę P8 i po prostu dodali do niej odrobinę delikatnych obłości. Jeśli ktoś oczekiwał bardziej drastycznych zmian, to poczuje się zawiedziony. Pierwsze rendery i zdjęcia prasowe tego smartfona nie wzbudziły w nas większego entuzjazmu (nigdy nie przepadaliśmy za tym błyszczącym plastikowym paskiem w górnej części tyłu obudowy P8, który znalazł się również w P9), ale po zobaczeniu P9 na żywo i wzięciu go do ręki trudno sobie nie przypomnieć, że przysłowiowy diabeł tkwi w szczegółach.
Piaskowana powierzchnia tyłu nie jest już idealnie płaska, lecz została delikatnie zaokrąglona przy brzegach. Dyskretnych krągłości nabrały też boczne krawędzie telefonu i frontowe szkło. Dzięki tym drobiazgom piaskowana metalowa obudowa Huawei P9 wygląda atrakcyjniej i zdecydowanie lepiej leży w dłoni. Nawet plastikowy element, w który wstawiono dwa obiektywy, podwójną diodę i okienko laserowego autofokusu, wygląda teraz jakoś lepiej – głównie dzięki przyozdabiającym go poziomym liniom. Krótko mówiąc, zmiany względem P8 nie są duże, ale sprawiają, że Huawei P9 podoba nam się znacznie bardziej od P8. Gdyby jeszcze projektanci firmy w końcu zrezygnowali z tej czarnej obwódki wokół ekranu, próbującej wizualnie pocienić boczne ramki telefonu, to Huawei P9 dostałby od nas maksymalne oceny za styl i jakość wykonania.
Bo naprawdę jest za co. Huawei chwali się tym, że wykorzystany w P9 stop aluminium mógłby posłużyć do budowy wahadłowców (choć nikt nie mówi dokładnie, o które części chodzi), i nawet jeśli jest to lekka przesada, trzeba przyznać, że P9 to solidny i piękny smartfon, a piaskowana powierzchnia jego tyłu jest praktyczna, bo nie zostają na niej ślady po palcach i nie rysuje się od najmniejszego kontaktu z kurzem odkładającym się na blatach.
Nawet przycisk uruchamiania telefonu został wykonany z bardzo dużą dbałością o szczegóły, bo ma chropowatą powierzchnię, dzięki której łatwo go wyczuć i odróżnić od znajdujących się nad nim przycisków do zmiany głośności, a także umieszczono go w małym zagłębieniu i otoczono błyszczącym fazowaniem, dzięki czemu pełni on też funkcję ozdobną.
Na dolnej krawędzi P9 umieszczono łatwy do zasłonięcia głośnik, o przeciętnej jakości i maksymalnej głośności, port USB typu C i wyjście słuchawkowe. Ostatnim elementem wartym wzmianki jest zamontowany w górnej części tyłu skaner odcisków palców. Jak to w smartfonach Huawei – spisuje się rewelacyjnie. Jest zawsze aktywny (czyli działa także wtedy, gdy telefon jest uśpiony, więc nie trzeba wciskać żadnego przycisku, by zeskanować odcisk), skanuje błyskawicznie i niestraszny mu palec przyłożony pod jakimś dziwnym kątem.
Tak, Huawei P9 to poprawiony Huawei P8, ale wszystkie zauważalne delikatne poprawki mają pozytywny wpływ na styl i wygodę użytkowania. No i czas się przyzwyczaić do tego, że flagowiec Huawei i nienaganna jakość wykonania to już nierozerwalna para. Wielka szkoda, że na naszym rynku dostępne będą tylko podstawowe wersje P9 (czyli srebrna i szara), bo występuje on jeszcze w wersji złotej, której tył jest szczotkowany, a nie piaskowany, i w białej, której obudowa jest ceramiczna, a nie metalowa. Domyślamy się, że w ich przypadku również byłoby na czym oko zawiesić i zacisnąć palce.
Dwa aparaty lepsze niż jeden aparat?
W teście tym wyjątkowo od razu przejdziemy do najciekawszego elementu Huawei P9, czyli do jego aparatu. A raczej jego dwóch tylnych aparatów, które czasem tworzą jeden aparat (jakkolwiek dziwnie to brzmi). To nie pierwszy raz, gdy Huawei zaskakuje świat swoimi nietuzinkowymi pomysłami na smartfonową fotografię. Już Huawei P8 został wyposażony w bardzo specyficzną matrycę z filtrem kolorów o układzie pikseli RGBW, a w Honorze 6 Plus przetestowano podwójny tylny aparat. W Huawei P9 niejako połączono oba pomysły w jeden, bo wyposażono go w dwa współpracujące ze sobą aparaty (oba są oparte na 12-megapikselowej matrycy Sony IMX286 i mają obiektyw z przysłoną F/2.2), ale jeden z nich ma sensor pozbawiony filtru kolorów, czyli robi tylko czarno-białe zdjęcia. Ten specyficzny aparat powstawał we współpracy z firmą Leica, która ponoć pomagała Huawei w czasie projektowania optyki, opracowywania algorytmów przetwarzania obrazu i kalibrowania profili kolorystycznych.
Po co to wszystko? Dwa obiektywy i dwie matryce są tu wykorzystywane mniej więcej do tego samego, do czego są wykorzystywane w HTC One (M8): umożliwiają aparatowi analizowanie głębi sceny (czym zajmuje się dodatkowy, wyspecjalizowany procesor obrazu). Dzięki temu pierwszoplanowe elementy kadru mogą zostać oddzielone od tła, które później jest programowo rozmywane.
Z kolei matryca pozbawiona filtru kolorów nie tylko robi ładniejsze i „prawdziwsze” zdjęcia czarno-białe, ale też nie „marnuje” światła. Tradycyjne filtry kolorów stosowane w zdecydowanej większości cyfrowych aparatów fotograficznych działają w ten sposób, że nad każdym pikselem matrycy znajduje się czerwony, niebieski lub zielony filtr, który przepuszcza tylko wybraną składową światła białego, a resztę pochłania. Czyli do fotodiod sensora dociera tylko część światła wpadającego przez obiektyw. Oznacza to, że aparat z matrycą bez filtrów lepiej wykorzystuje dostępne światło, co powinno mu pomóc w wykonywaniu mniej zaszumionych zdjęć w słabym oświetleniu, bo przy tym samym czasie naświetlania i tej samej przysłonie do uzyskania takiej samej ekspozycji potrzebuje niższego ISO niż aparat z matrycą kolorową.
Czy to działa?
Generalnie – tak. Zdjęcia z programowym rozmyciem tła wykonuje się po wciśnięciu odpowiedniego przycisku w interfejsie. Po przejściu do tego trybu od razu jest się informowanym, że najlepiej radzi on sobie z wyodrębnianiem od tła obiektów znajdujących się nie dalej niż 2 m od aparatu, i faktycznie należy się trzymać tej wytycznej. Z naszych testów wynika też, że fotografowana rzecz powinna być możliwie płaska i być ustawiona równolegle do telefonu. Gdy się spełni te warunki i wszystko zadziała jak trzeba, to można osiągnąć ładny i ciekawy efekt. Na szczęście już po wykonaniu zdjęcia da się wyregulować stopień rozmycia tła, więc w razie czego można nawet z niego zrezygnować.
Jednak o wiele bardziej zainteresowało nas fotografowanie czarno-białym aparatem. Efekty pozytywnie nas zaskoczyły – nie spodziewaliśmy się tak dobrze wyglądających obrazów monochromatycznych. Z porównania zdjęć wykonanych oboma aparatami P9 wynika też, że czarno-biała matryca faktycznie zbiera więcej światła. Przy tej samej ekspozycji sceny ujęcia czarno-białe przeważnie były rejestrowane albo z dwa razy niższym ISO, albo z niemal dwa razy niższym ISO i trochę krótszym czasem naświetlania. Oczywiście, różnica zależała od konkretnej sceny, jej naświetlenia i kolorystyki, ale średnio matryca czarno-biała miała z grubsza dwa razy więcej światła do dyspozycji.
Jakość zdjęć
Jednak najlepsze w aparacie Huawei P9 jest to, że nawet ktoś, kto nigdy nie skorzysta z opisanych powyżej dodatkowych funkcji, i tak dostaje naprawdę porządny aparat, któremu trudno coś zarzucić. Co prawda 12 mln pikseli nie zapewni nie wiadomo jak dużej szczegółowości obrazu, a chęć zaprzęgnięcia do współpracy dwóch aparatów wymusiła rezygnację z optycznej stabilizacji, ale aparat ten nadrabia na innych polach. Bardzo podoba nam się kolorystyka zdjęć i bardzo nam się podobają wszystkie dostępne profile i filtry kolorystyczne, których aż chce się używać, bo zostały opracowane z dużym wyczuciem. Bardzo mocną stroną tego aparatu jest też jego zakres tonalny, który wielokrotnie nas zaskoczył i sprawił, że korzystaliśmy z trybu HDR znacznie rzadziej niż zwykle.
Zdjęcia czarno-białe wykonane drugim aparatem – szczególnie te nocne – są klasą same dla siebie. Tym bardziej że automatyka nie przesadza ze zbyt długimi czasami naświetlania, więc pomimo bardzo słabych warunków i braku optycznej stabilizacji niemal wszystkie wykonane przez nas zdjęcia nocne były ostre.
Co byśmy poprawili? Może trochę wygląd szumu w wyższych ustawieniach czułości. Rogi kadru mogłyby być ostrzejsze, szczególnie że przysłona obu obiektywów nie jest specjalnie szeroka. Jednak te wady nie zmieniają faktu, że Huawei P9 został wyposażony nie w jeden, ale w aż dwa aparaty należące do ścisłej smartfonowej czołówki, zapewniające zdjęcia, które ogląda się z przyjemnością...
Oprogramowanie
...o ile wcześniej uda się jakoś ogarnąć towarzyszące im narzędzia. Oprogramowanie aparatów Huawei od dawna wzbudza w nas sprzeczne odczucia, bo jest ono bardzo bogate w zaawansowane i interesujące funkcje, których ciągle przybywa, ale im jest ich więcej, tym trudniej się w tym wszystkim połapać. Zwłaszcza że Huawei nadal nie umie sobie poradzić z obracaniem każdego menu i podmenu, tak żeby dało się z nich wygodnie korzystać w czasie fotografowania w poziomie...
Oprócz funkcji znanych z poprzednika, takich jak tryb malowania światłem, w oprogramowaniu P9 pojawiły się dodatkowe filtry i profile kolorystyczne, rozbudowano tryb manualny (da się tu ręcznie ustawić tryb pomiaru ekspozycji, kompensację ekspozycji, ostrość, tryb działania autofokusu i balans bieli), dodano możliwość zapisywania zdjęć RAW (co ciekawe i zarazem dziwne, nie da się zapisać RAW-ów wykonanych czarno-białym aparatem), no i oprogramowanie oraz aparat Huawei P9 są w pełni kompatybilne z Camera2 API, więc współpracują bez zarzutu z dostępnymi w sklepie Google Play rozbudowanymi alternatywnymi narzędziami do sterowania aparatem. Niestety, wszystkie te suwaki, przełączniki i tryby są porozrzucane w kilku wysuwanych menu i na początku naprawdę trudno się w tym wszystkim połapać. Dobrze, że automatyka działa tu bardzo sprawnie, dzięki czemu ci, którzy chcieliby móc po prostu wcisnąć przycisk i mieć zdjęcie, nie muszą się niczym przejmować. Ale bardziej zaawansowani użytkownicy, którzy chcieliby większej kontroli nad tym, co się dzieje z aparatem, nie będą mieli łatwego życia. Naprawdę liczymy na to, że któregoś dnia ktoś w Huawei postanowi zrobić interfejs aparatu od zera i zatrudni do tego ludzi, którzy będą mieli większe pojęcie o tym, jak powinno się to robić.
Przykładowe zdjęcia
Przykładowe panoramy
Kamera zawodzi po raz kolejny
Aparat Huawei P9 można by dalej omawiać i chwalić, ale czas przejść do funkcji nagrywania filmów, w tym przypadku wywołującej zupełnie inne emocje.
Oprogramowanie kamery jest poprawne. Najwyższa dostępna jakość nagrań to Full HD w 60 kl./sek., czyli Huawei P9 – tak jak Mate 8 – nie umie filmować w Ultra HD. Tryb nagrywania w spowolnionym tempie zapisuje obraz w rozdzielczości 720p z szybkością 120 kl./sek., a później umożliwia ręczne wybranie fragmentów, które mają zostać spowolnione. Jednak nie należy oczekiwać zbyt wysokiej jakości obrazu.
Kolorystykę filmów można dostosować do gustu i potrzeb przez wybranie jednego z trzech podstawowych trybów kolorystycznych (są to: Normalny, Jaskrawe kolory, Łagodne kolory) lub jednego z ośmiu filtrów, lecz nie jest możliwe nagrywanie wideo aparatem z czarno-białą matrycą.
Pozytywnie zaskoczyła nas efektywność cyfrowej stabilizacji obrazu, którą włącza się w ustawieniach, bo naprawdę nieźle radzi sobie z wygładzaniem drgań wywołanych chociażby chodzeniem. Niestety, włączenie jej powoduje pogorszenie jakości obrazu, więc lepiej to robić tylko wtedy, gdy jest to konieczne.
W oprogramowaniu zaszyto też tak zwany tryb profesjonalny, w którym da się ręcznie ustawić balans bieli, tryb działania autofokusu (ciągły, pojedynczy i ręczny), tryb pomiaru ekspozycji (matrycowy, punktowy i centralnie ważony uśredniony) oraz kompensację ekspozycji, ale wszystkie te kontrolki znikają po wciśnięciu przycisku rozpoczęcia nagrywania, więc profesjonalny charakter tego trybu jest bardzo... dyskusyjny. Cóż, lepsze to niż nic.
Jakość obrazu nie zasługuje jednak nawet na miano poprawnej (jak na tę klasę sprzętu). Brak obsługi rozdzielczości Ultra HD jeszcze można przeboleć, ale miękkie i pozbawione szczegółów nagrania Full HD – zdecydowanie nie. Oczywiście, od smartfonowych nagrań w tej rozdzielczości nie należy oczekiwać cudów, ale da się z nich wyciągnąć o wiele więcej od tego, co oferuje Huawei P9. Jesteśmy nawet gotowi zaryzykować stwierdzenie, że Samsung Galaxy S II zapewnia ładniejsze filmy 1080p od najnowszego flagowca Huawei... To się nazywają delikatne zaległości do nadrobienia, prawda? Mamy nadzieję, że firma wreszcie sobie z nimi poradzi, bo jakość wideo pozostaje najsłabszym elementem jej smartfonów już od dłuższego czasu, co nieprzyjemnie kontrastuje z bardzo dobrą jakością zdjęć.
Przykładowe nagrania Full HD
Emotion UI 4.1 kontynuuje tradycje Huawei
Huawei P9 może się pochwalić trochę nowszą wersją nakładki systemowej znanej z Huawei Mate 8 (Emotion UI 4.1 zamiast 4.0), ale znalezienie większych różnic między nimi nie jest łatwe i od razu widać, że Huawei nie planuje zmieniać specyficznego charakteru systemu swoich smartfonów, przypominającego hybrydę Androida i iOS.
Silną stroną nakładki Huawei jest mnogość dodatkowych opcji i funkcji zamkniętych w bardzo estetycznym opakowaniu. Naszym ulubionym dodatkiem jest podręczna wyszukiwarka systemowa, wywoływana przesunięciem palca z góry do dołu po ekranie domowym. Dzięki niej można szybko wyszukać programy, kontakty i wiadomości, więc po przyzwyczajeniu się do wygody, którą zapewnia, bardzo trudno się od niej odzwyczaić.
Twórcy Emotion UI bardzo dużo uwagi poświęcili kontroli zachowania programów. Użytkownik może sam zadecydować, które narzędzia mogę działać w tle po wyłączeniu ekranu, jakie powiadomienia mogą wysyłać i z jakimi sieciami mogą się łączyć (a więc czy mogą synchronizować dane tylko przez Wi-Fi, czy także przez sieć komórkową). We właściwych rękach narzędzia te są naprawdę przydatne, ale szkoda, że nie są bardziej opcjonalne, bo ciągłe powiadomienia o programach zużywających energię w tle i konieczność zaglądania do listy tych chronionych (czyli tych, które mogą działać po wyłączeniu ekranu) po zainstalowaniu każdego nowego mogą być męczące. Szczególnie problematyczny bywa ten drugi mechanizm, bo Huawei P9 w standardowej konfiguracji blokuje działanie w tle usług Microsoft Exchange, alternatywnych klientów poczty czy budzików zainstalowanych ze sklepu Play, więc mniej zaawansowany użytkownik może mieć problem ze zrozumieniem, dlaczego nie przychodzą do niego nowe wiadomości albo dlaczego budzik nie zadzwonił o właściwej godzinie. Przydałoby się po prostu, by nakładka Huawei na początku lepiej tłumaczyła użytkownikowi, co robi bez jego wiedzy i jak się z nią obchodzić.
Z ciekawszych funkcji należy wymienić obsługę gestów wykonywanych na skanerze linii papilarnych (na przykład przesunięcie po nim do dołu wysuwa szufladkę powiadomień), możliwość zmiany kolejności funkcji na pasku przycisków systemowych (do standardowego zestawu trzech przycisków można dołączyć czwarty, wysuwający szufladkę powiadomień) i tryb ułatwiający obsługę telefonu jedną ręką. Tak jak Mate 8 nowość teoretycznie umie odróżnić opuszkę od kłykcia i obsługuje funkcję odczytywania gestów rysowanych zgięciem palca, ale nie zachęcamy, by z niej korzystać, bo została kiepsko zaimplementowana. Huawei P9 nie obsługuje wprowadzonej w modelu Mate 8 funkcji wyświetlania dwóch programów na jednym ekranie, ale biorąc pod uwagę, jak słabo tam działa... nie tęsknimy.
Krótko mówiąc, Emotion UI jest ładne, funkcjonalne i dobrze zoptymalizowane, ale bywa przytłaczające, niedopracowane (na przykład z jakiegoś powodu w powiadomieniach Google Now wyświetlanych na ekranie blokady systemu nie pojawia się tekst powiadomienia) i nie każdemu przypadną widoczne nawiązania do iOS.
Łączność w normie
Jak dobrze, że Huawei w końcu zrezygnowało z przestarzałych modułów Wi-Fi w swoich czołowych modelach! To znaczy moduł Wi-Fi w Huawei P9 i tak nie jest cudem techniki i nie jest tak nowoczesny jak moduł montowany w Galaxy S7, ale przynajmniej wygląda na to, że za nami są czasy jednozakresowego Wi-Fi n w smartfonach tej marki i że powoli standardem staje się w nich obsługa Wi-Fi ac.
Huawei P9 ma aż trzy anteny służące do łączenia się z siecią komórkową, dzięki czemu pomimo metalowej obudowy nie trzeba się przejmować tak zwanym uściskiem śmierci i w czasie testów nie natknęliśmy się na żadne problemy z zasięgiem i szybkością działania internetu. Także słuchawka jest bardzo dobra: przekazuje dźwięk głośno, wyraźnie i bez zniekształceń, a jej maksymalna głośność gwarantuje komfort rozmowy nawet w hałaśliwym otoczeniu.
Do naszych testów trafiła odmiana EVA-L09 tego smartfona, obsługująca tylko jedną kartę SIM, ale Huawei stworzył też odmianę EVA-L29, w której zamiast karty mikro-SD można umieścić drugą kartę nano-SIM. Czy trafi ona także na nasz rynek? Na razie nie wiadomo, ale jeśli to nastąpi, należy pamiętać, że ta odmiana nie jest wyposażona w NFC.
Huawei P9 jest pierwszym smartfonem tej marki, w którym zwykłe złącze mikro-USB zastąpiono portem USB typu C. Niestety, stoi za nim zwykły kontroler USB 2.0, więc nie ma co liczyć na szybsze kopiowanie plików czy możliwość podłączania do telefonu telewizorów i monitorów – to jest zarezerwowane dla standardu USB 3.1.
Reasumując, Huawei w P9 nadrabia pewne bardzo istotne łącznościowe zaległości (w końcu Wi-Fi ac oraz USB typu C), ale nadal widać, że to zagadnienie producent traktuje nie do końca poważnie. Dobrze, że przynajmniej jakość połączeń i wykorzystanych anten jest wysoka, ale szkoda, że na naszym rynku na razie nie ma co liczyć na wersję dual-SIM.
Multimedia bez cudów
O obsłudze multimediów w Huawei P9 nie można powiedzieć zbyt wiele, bo widać (i dotyczy to każdego innego urządzenia tej marki), że nie został stworzony z myślą o konsumpcji multimedialnych treści. Jedyne, co go wyróżnia na tym polu, to jego zaawansowany technicznie dekoder wideo, który umie dekodować nie tylko 8-bitowe filmy o rozdzielczości UHD zakodowane z użyciem kodeka AVC lub HEVC, ale teoretycznie również 10-bitowe zakodowane za pomocą 10-bitowej wersji kodeka HEVC. Teoretycznie, bo na razie nie ma jak tego sprawdzić.
Niestety, wbudowany w P9 głośnik nie zachęca do oglądania filmów, bo jest tylko jeden, nie grzeszy głośnością i jest umieszczony w miejscu, w którym bardzo łatwo zasłonić go dłonią. Odtwarzacz wideo Huawei nie ma właściwie żadnych dodatkowych ustawień, więc nie wczyta się w nim napisów ani nie prześle łatwo obrazu na duży ekran. Zresztą po kablu też się go nie prześle, bo Huawei P9 nie ma żadnego wyjścia wideo.
Jakość wyjścia słuchawkowego zadowoli typowego amatora muzyki, jednak jeśli masz wymagania choć trochę wykraczające ponad normę, to zauważysz, że nie należy ono do najmocniejszych (słuchawki o większej impedancji grają zbyt cicho), a i jakość muzyki specjalnie nie zachwyca i znalezienie choć trochę lepiej grającego smartfona tej klasy bynajmniej nie jest wyzwaniem.
Smartfony Huawei nigdy nie były tworzone z myślą o multimediach, nadal nie są tworzone z myślą o nich i wygląda na to, że jeszcze przez jakiś czas nie będą.
Huawei poprawia ekran, ale pozostaje przy Full HD
Awersja Huawei do smartfonowych ekranów o rozdzielczości wyższej niż Full HD jest już dobrze znana wszystkim, którzy interesują się mobilnymi nowinkami. Z jednej strony rozumiemy i w pewnym stopniu popieramy argumentację firmy, ale z drugiej upór ten sprawia, że telefony Huawei nigdy nie przyciągną uwagi osób oczekujących od flagowca perfekcji w każdym calu (dosłownie i w przenośni). Kupując Huawei P9, godzisz się z tym, że wyświetlacz jest gorszej jakości niż w konstrukcjach konkurencji. Matryca LCD w Huawei P9 nie jest zła i ze 2 lata temu zapewne uznalibyśmy ją za zaletę, jednak niemal pod każdym względem delikatnie odstaje od tego, co oferują rywale. Ma niższą rozdzielczość. Nie zapewnia tak wysokiego kontrastu jak najnowsze ekrany LCD montowane w innych czołowych modelach. Jej maksymalna jasność nie jest mała, jednak coraz częściej wychodzące zza chmur wiosenne słońce wyraźnie pokazuje, że ekrany innych telefonów świecą jeszcze jaśniej i dzięki temu gwarantują lepszą czytelność obrazu w słoneczne dni. Wyświetlacz P9 wyświetla też bardzo ładnie wyglądające, żywe barwy (pod warunkiem że w ustawieniach ekranu ręcznie zmieni się temperaturę barwową bieli na cieplejszą, bo w standardowej konfiguracji biel jest niebieskawa), gdyż jego gamut przekracza granice wyznaczane przez standard sRGB, ale brakuje w nim predefiniowanego skalibrowanego profilu kolorystycznego (swoje ekrany kalibruje Samsung, Apple i od niedawna HTC).
Jak wspomnieliśmy na początku tej strony, ekran Huawei P9 nie jest zły i zdecydowana większość użytkowników smartfona tak naprawdę nie potrzebuje lepszego, bo ten będzie dla nich wystarczająco dobry. Mimo wszystko pod względem technicznym jest on jakieś 2 lata za konkurencją (szczególnie mocno to widać, gdy porówna się go z panelem AMOLED Galaxy S6) i każdy musi się zastanowić nad tym, czy kompromis ten jest do przyjęcia czy nie.
Porządny czas działania
Jeden z głównych argumentów za tym, by trzymać się ekranów o rozdzielczości Full HD, głosi, że mniejsza liczba pikseli pozwala na wydłużenie czasu działania. Ma on sens, ale do tej pory Huawei często montowało w swoich urządzeniach matryce starszych generacji, które wcale nie brylowały pod względem efektywności energetycznej (szczególnie mocno widać to po modelu Mate S), przez co nawet pomimo niższej rozdzielczości wcale nie gwarantowały przewagi w czasie działania nad urządzeniami z wyświetlaczami QHD. Swoje trzy grosze często dorzucały kiepsko zoptymalizowane procesory Kirin.
W Huawei P9 wygląda to zdecydowanie lepiej. Ekran tego telefonu zdaje się mieć umiarkowany apetyt na energię, procesor – pomimo bardzo wysokiej wydajności – wie, jak oszczędzać akumulator, i ogólnie byliśmy miło zaskoczeni tym, ile telefon ten umie wytrzymać bez konieczności doładowywania go. Około 5 godzin typowego użytkowania z włączonym ekranem (SoT) to dobry wynik, jak na sprzęt niebędący dużym phabletem. Nie mamy też zastrzeżeń do czasu działania w spoczynku, bo połączenie oszczędnego procesora, Androida 6.0 i rozbudowanych mechanizmów zarządzania zachowaniem oprogramowania zaszytych w Emotion UI sprawia, że przez całą noc czuwania telefon ten traci tylko około 3% energii (z włączonym Wi-Fi, usługami lokalizacyjnymi, Google Now i działającymi w tle komunikatorami).
Trzeba więc uważać tylko z graniem i fotografowaniem. Jeśli chodzi o pierwsze z tych zastosowań, sprawa jest dość oczywista, bo wydajny procesor Huawei P9, gdy pracuje na pełnych obrotach, nie oszczędza akumulatora. Chyba że... w menu ustawień oszczędzania energii użytkownik przełączy telefon w tryb, w którym renderuje on wszystko (także interfejs!) w rozdzielczości 720p. W niektórych grach może to zaoszczędzić trochę energii, ale trzeba to sprawdzić w danym tytule, bo w niektórych nie zauważyliśmy żadnej różnicy w szybkości rozładowywania akumulatora.
Drugi problem jest związany z tym, że podczas wykonywania zdjęcia za pomocą P9 energię zużywają dwie matryce, dwa procesory obrazu i dodatkowy koprocesor badający głębię sceny. Jeśli więc wyjeżdżasz na wakacje i Huawei P9 będzie na nich Twoim głównym aparatem, to zalecamy zaopatrzenie się w porządny bank energii, bo bez niego skończysz fotografowanie w środku dnia.
W pudełku z Huawei P9 znajduje się 2-amperowa ładowarka, ładująca sprzęt do pełna w niecałe 2 godziny.
Kirin 955 – poprawiony Kirin 950 z Mate'a 8
Procesory należącej do Huawei marki HiSilicon do niedawna nikomu (może poza najbardziej oddanymi pracownikami firmy) nie kojarzyły się ze scalakami najwyższej klasy i jakości. Niektóre z nich były ciekawe, ale w zdecydowanej większości przypadków coś było nie tak (bardzo częstym problemem okazywały się przestarzałe układy graficzne), przez co trudno było je traktować jako poważną konkurencję dla Exynosów, Snapdragonów i innych. Aż światło dzienne ujrzał Mate 8 i Kirin 950.
W Huawei P9 montowany jest Kirin 955, czyli lekko poprawiony i zoptymalizowany Kirin 950. Nadal jest to procesor ośmiordzeniowy z czterema rdzeniami Cortex-A72 i czterema Cortex-A53, wykonany w procesie technologicznym 16 nm. Najłatwiejszą do zauważenia różnicą względem Kirina 950 z Mate'a 8 jest o 200 MHz szybsze taktowanie dużych rdzeni procesora. Druga różnica w specyfikacji jest związana z typem i szybkością użytego RAM-u: w Huawei Mate 8 jest montowana pamięć LP-DDR4 taktowana z częstotliwością 1333 MHz, a w Huawei P9 (poza wersją 128-gigabajtową, która będzie sprzedawana tylko w Azji) jest montowana starsza i wolniejsza pamięć LP-DDR3, najprawdopodobniej taktowana z częstotliwością 1066 MHz.
Kirin 950 w modelu Mate 8 spisuje się znakomicie i tę parę w swoim teście chwaliliśmy za to, jak dobrze jest dobrana, bo wydajność procesora w tym smartfonie jest bardzo wysoka i bardzo stabilna. Gdy zobaczyliśmy, że w mniejszym i cieńszym, który nie jest w stanie odprowadzać ciepła równie szybko, zamontowano szybszy procesor... mieliśmy złe przeczucia.
Zacznijmy od pozytywów. Huawei P9 jest bardzo szybkim telefonem. Użytkuje się go bardzo przyjemnie, bo połączenie szybkiego procesora, względnie lekkiej nakładki i sprawnego systemowego nośnika danych potrafi zdziałać cuda. Programy uruchamiają się błyskawicznie, przełączanie się między nimi nie sprawia urządzeniu żadnych problemów, a zgubione klatki animacji są tu niemal tak rzadkie jak artykuły z testami kart graficznych, pod którymi nie rozgrywa się wojna AMD z Nvidią. Procesor pomimo szybszego taktowania nie musi być agresywnie spowalniany, by nie przegrzał obudowy telefonu, i w czasie typowego użytkowania pracuje na pełnych obrotach.
Niestety, tego samego nie można powiedzieć o układzie graficznym. Po kilku minutach zabawy w wymagającej grze nie tylko spowalnia o kilkadziesiąt procent, ale też robi to w bardzo irytujący sposób. Najlepiej odda to wykres pokazujący płynność animacji w grze Real Racing 3:
Po kilku minutach, gdy obudowa zaczyna się robić ciepła, wydajność Huawei P9 zaczyna przypominać sinusoidę i co kilkanaście sekund GPU przełącza się między maksymalnym taktowaniem, przy którym można cieszyć się idealną płynnością animacji, a mocno spowolnionym, kiedy to płynność animacji spada do kilkunastu klatek na sekundę. To regularne spowalnianie i przyspieszanie jest irytujące i bardzo psuje zabawę. Już wolelibyśmy, żeby wydajność była na stałe obcinana o jakąś stałą wartość, bo lepsze jest stabilne 30 kl./sek. niż przeskoki w zakresie 15–60 kl./sek.
Sytuację trochę poprawia funkcja renderowania gier w rozdzielczości 720p, o której wspominaliśmy na stronie z testami akumulatora, ale i tak Kirin 955 jest trochę zbyt mocnym procesorem, jak na telefon tych gabarytów, i zabawa w niektórych wymagających grach może się okazać bardzo nieprzyjemna...
Najlepszy smartfon Huawei
Co do tego nie mamy żadnych wątpliwości. Huawei ciągle coś ulepsza w swoich kolejnych smartfonach, a zarazem nie zapomina o tym, za co użytkownicy polubili poprzednie modele. W poczynaniach firmy widać jakąś ciągłość i plan. Dzięki temu Huawei P9 to piękny, elegancki, solidny, szybki i po prostu działający telefon, którego aparat umożliwia wykonywanie zdjęć niemożliwych do wykonania niemal żadnym innym smartfonowym aparatem.
Niestety – czy też „stety” – nadal jest to smartfon Huawei, co oznacza, że nie jest to słuchawka dla każdego. Dużym problemem pozostaje słaba jakość nagrywanych filmów i traktowana po macoszemu obsługa multimediów. Także ekran – choć przyzwoity i dla wielu osób zapewne w pełni wystarczający – widocznie odstaje pod wieloma względami od obecnej czołówki (szczególnie od ekranu Samsunga Galaxy S6 i S7). No i nie można pominąć milczeniem bardzo irytującego mechanizmu spowalniania układu graficznego, który sprawia, że zabawa w wymagających grach bywa nieprzewidywalna i męcząca.
I właśnie na tym polega w tej chwili największa różnica między smartfonami Huawei a smartfonami innych firm. Nabywca któregoś z Samsungów Galaxy S, czegoś z rodziny LG G lub innego flagowca znanej marki dostaje sprzęt w miarę uniwersalny, który pod każdym względem próbuje być co najmniej przyzwoity (nie zawsze to do końca wychodzi, ale to już inna kwestia). Natomiast Huawei pewne elementy swoich produktów dopracowuje niemal do perfekcji, a inne aspekty niemal całkowicie ignoruje.
Jeśli po spojrzeniu na poniższą listę zalet i wad dochodzisz do wniosku, że wymienione przez nas minusy zupełnie Cię nie obchodzą, to polecamy, bo jest to naprawdę porządny telefon. Jeśli jednak szukasz czegoś bardziej uniwersalnego i bezkompromisowego, wiedz, że ciekawych alternatywnych opcji, takich jak o 400 zł tańszy Samsung Galaxy S6, nie brakuje...
Do testów dostarczył: Huawei
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2399 zł