Od pism i powieści science fiction poprzez nieudane pomysły w rodzaju Virtual Boya aż po HTC Vive i Oculus Rifta – nikt chyba nie ma wątpliwości, że rok 2016 będzie rokiem wirtualnej rzeczywistości, a przynajmniej początkiem jej nowego wydania. Medialny i marketingowy walec został nakręcony tak bardzo, że niedługo nie będzie przed nim ucieczki. I nie jest to wcale zła wiadomość, bo od kilku dni w redakcji dość intensywnie testujemy zarówno HTC Vive, jak i Oculus Rifta w wersjach konsumenckich i możemy powiedzieć jedno: to naprawdę jest całkowicie nowy wymiar rozrywki. Niestety – już na początku bardzo drogiej.

Tymczasem od mniej więcej 2 lat podstawami VR mogli się cieszyć posiadacze smartfonów. Telefon będący mózgiem wirtualnej rzeczywistości i oknem na nią to niedrogi sposób na to, by zapewnić sobie takie wrażenia. Najtańsze zestawy VR do telefonów, tak zwane cardboardy, kosztują kilkanaście złotych i choć jakością przedstawionego świata nie dorównują plastikowym rozwiązaniom, a co dopiero markowym, takim jak Samsung Gear VR, zapewniają niezłą próbkę tego, co za kilka lat stanie się standardem w arsenale gracza. To również okazja dla tych, którzy czytają kolejne newsy o kolejnych wirtualnych okularach za setki dolarów i chcieliby sprawdzić, o co w tym całym „wi-arze” chodzi i dlaczego jest tak ważny dla całej branży cyfrowej rozrywki.