- Aha – odpowiedziałem bez przekonania. No tak, o komputerach – w końcu mamy tu portal internetowy poświęcony komputerom, połowa obsługi to informatycy, użytkownicy witryny również parają się komputerami, a ja tu głupio pytam o temat, na jaki mam pisać. Zacząłem się zastanawiać nad sposobem wykonania stawianych przez Naczelnego żądań i szybko doszedłem do wniosku, że część z nich będzie bardzo trudna do spełnienia. Jak tu pisać o czymkolwiek z nutą humoru, choćby najbardziej nawet dyskretną, w sytuacji, gdy porządek naszego świata się chwieje? Państwo będące filarem świata otrzymało potężny cios i w dodatku - jak twierdzą media w swych ostatnich doniesieniach - cios ten mógł wymierzyć... wytrenowany na komputerowych symulatorach lotów pilot-samobójca.
Jak się okazuje, przećwiczenie lotu samolotem pasażerskim w okolicy Nowego Jorku nie nastręcza właściwie żadnych trudności – wystarczy pójść do sklepu i nabyć odpowiednią grę powszechnie znanej firmy software’owej, po czym spokojnie można trenować rozbijanie wszystkich budynków na świecie, uwzględnionych przez ten program. Oczywiście, autorom pewnie przez myśl nie przeszło, że ich dzieło posłuży pozbawionym skrupułów szaleńcom do przekucia rzeczywistości wirtualnej w rzeczywistość realną, czyli w samo życie. Jednak w dzień po zamachu, niektóre media spoza naszego kraju próbowały w swych oskarżycielskich zapędach winić o pośrednie sprawstwo nieszczęścia owych, Bogu ducha winnych programistów, którzy stworzyli wyżej wymieniony symulator lotu samolotem pasażerskim. Z równym powodzeniem możnaby twierdzić, że razem ze sprawcami umyślnych wypadków drogowych należy sadzać np. autorów Need for Speed czy Carmageddona.
W tej ponuro-groteskowej scenerii nasuwa się stara anegdotka, która opowiada, jak pewnego razu Albertowi Einsteinowi skradziono płaszcz z limuzyny. Pewna pani stwierdziła autorytatywnie, że to wina szofera, bo nie zamknął drzwiczek w aucie. Inny pan powiedział z kolei, że winny jest sam Einstein, bo zostawił beztrosko płaszcz w automobilu, a jeszcze ktoś inny obwiniał o kradzież Policjanta, który stał obok, ale się zagapił. Na końcu genialny fizyk stwierdził, że z bólem przyznaje – winni są faktycznie on sam, szofer i policjant, zaś jedyny niewinny jest złodziej, gdyż musiał, biedaczysko, zarobić parę groszy na chleb powszedni...
Era Siedzenia Na Tyłku
Działo się to dawno temu i dziadek Einstein nie śnił nawet, że skomplikowane obliczenia, które w jego czasach zajmowały mnóstwo czasu, już po kilkudziesięciu latach każdy sześciolatek, zaopatrzony w maszynę typu ZX81, nie mówiąc już o Spectrum 48, Atari 65XE czy wręcz dzisiejszych pecetach, będzie w stanie wykonać w parę sekund. Również niewielu ludzi przewidywało tak wielkie rozpowszechnienie komputerów i używanie ich w tylu dziedzinach życia. Jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia komputer służył wyłącznie informatykom oraz naukowcom. A dziś? Komputery są używane niemal w każdej sferze ludzkich działań. Nawet czasem nie domyślamy się, w jak wielu. Kilka lat temu, jadąc pojazdem marki Polski Fiat 125p, przez myśl by mi nie przeszło, że gdzieś tu coś miesza komputer. Dzisiaj (w nieco innym aucie) już wiem, że mam pod maską sekwencyjny, wielopunktowy wtrysk paliwa sterowany komputerem. Nie wiem wprawdzie, co to znaczy, ale brzmi to dumnie i od razu poprawia mi nastrój. W ogóle, gdzie się nie ruszysz, pojawia się komputer. Pani w banku ma na biurku komputer i dzięki niemu wie, czy warto mi coś wypłacić, czy lepiej od razu wezwać porządkowych. Moje oceny, jak również cały mój mętny, studencki życiorys, pani w dziekanacie wpisuje do swojego komputera i już ma wszystko, jak na dłoni. Policjant wlepiający mandat karny akurat komputera w radiowozie nie ma (z racji marnego budżetu), ale przez krótkofalówkę może zapytać kolegę z komisariatu czy tego lub tamtego można puścić czy zapudłować. Kolega komputer ma, więc powie.
Chcemy się pobawić – można siąść do komputera i pograć. Przyjdzie nam fantazja żeby pouczyć się języków obcych bądź historii – też siadamy. Dziecko ma dwójki w szkole – kupujemy program edukacyjny. Jeśli mamy dostęp do internetu - a wziąwszy pod uwagę hasła wyborcze polityków z pewnego prowadzącego w sondażach ugrupowania o narkotycznej nazwie – powinniśmy wkrótce mieć wszyscy i to tanio – a do tego pojawi się potrzeba znalezienia informacji na JAKIKOLWIEK temat, to komputer okaże się naszą wyrocznią. Znajomy zaprasza do siebie na oglądanie filmu – nie, zasiądziemy wcale nie przed telewizorem. Położymy się na poduszkach pod ścianą, na której odbędzie się projekcja filmu zapisanego na płycie DVD. Wyświetli nam go projektor multimedialny. Podobnie z imprezą – jakie tam zmienianie taśm czy płyt kompaktowych, po co komu wieża? Teraz mamy MP3, komputer, parę kolumn oraz ustalony program utworów na całą, długą noc, więc można się bawić.
A co robić, gdy poczujemy się nagle nieswojo, gdy zatęsknimy za kontaktem z drugim człowiekiem, lecz opuszczać domostwa nam się nie zechce? No cóż, włączamy komputer i ruszamy na czat internetowy, gdzie tłumy ludzi najrozmaitszego autoramentu się przewijają dniem i nocą. Warto pamiętać, że w przypadku czatu mamy różne opcje do wyboru, a wśród nich są: czat z nieznajomymi i czat ze znajomymi. Chcąc się skontaktować ze znajomymi, posyłamy im najpierw eSeMeSa (z komputera, oczywiście), po czym zaspokajamy nasze potrzeby międzyludzkiego kontaktu za pośrednictwem monitora, klawiatury oraz światłowodu bądź też zardzewiałego drutu pewnej polskiej firmy telekomunikacyjnej.
Warto w tym momencie zadać sobie pytanie, dokąd ta sytuacja nas zaprowadzi. Dzisiaj nikogo już nie dziwi korespondencja via internet, przesyłanie sobie obrazu, dźwięku, czy korzystanie z komputerowych słowników. Można śmiało założyć, że w ciągu najbliższych kilku bądź kilkunastu lat powstaną na większą skalę wirtualne uniwersytety, firmy i urzędy. Chcąc uczęszczać na zajęcia na Harvardzie, nie będziemy musieli pokonywać fizycznie wielkiej odległości – po prostu zasiądziemy do komputera, wstukamy odpowiedni adres witryny oraz jakieś hasełko (których wielka liczba już zaczyna być dla niektórych ludzi problemem) i – mając do dyspozycji kamerkę, mikrofon i urządzenia odbiorcze – weźmiemy udział w ćwiczeniach np. z prawa karnego czy z psychologii społecznej. Poprzez sieć zapłacimy czesne, zdamy egzamin i pogadamy z kolegami z roku. Nastąpi wielka epoka ESNT, czyli Era Siedzenia Na Tyłku. Podobnie może być z pracą – pracodawcom z pewnością o wiele bardziej opłaca się nie korzystać z biur, tylko posadzić pracownika przed komputerem w jego własnym domu, dać karnet na basen oraz siłownię, zafundować antyrefleksyjne okulary, żeby się nie zgarbił ani nie oślepł do reszty i potem rozliczać go z efektów jego pracy, dostarczonych zresztą do firmy poprzez sieć.
Naturalnie, nie każdą profesję będzie można wepchnąć w ramy ESNT, gdyż trudno sobie wyobrazić wirtualnego zamiatacza ulic albo hydraulika, lecz niewątpliwie cały szereg rozmaitych zawodów będzie można „usieciowić” – choćby wszelkie usługi doradcze. Kolejną konsekwencją takiego stanu rzeczy będzie też znaczne zmniejszenie zapotrzebowania na budynki i pomieszczenia, zwłaszcza biurowce czy sale wykładowe. To z kolei doprowadzi – w dalszej perspektywie - do zmian społecznych i urbanistycznych. Pojawią się inne typy sadyb ludzkich, inni ludzie. I tylko jedna rzecz budzi niepokój - co będzie, gdy w takim usieciowionym, zinternetyzowanym świecie pojawi się komputerowy wirus lub zawiesi system...