Samsung Galaxy S6 edge+– test
Samsung Galaxy S6 edge+ to – w bardzo dużym skrócie – Samsung Galaxy S6 edge z ekranem o przekątnej 5,7 cala. Ten phablet wygląda jak duży S6 edge, leży w ręce jak on i ma takie same parametry (z kilkoma drobnymi różnicami, takimi jak dodatkowy 1 GB pamięci operacyjnej). Jeśli więc spodobał Ci się Galaxy S6 edge, ale zawsze chciałeś, żeby był trochę większy, to właściwie w tym momencie możesz zakończyć lekturę tego artykułu, ponieważ Samsung Galaxy S6 edge+ kryje w sobie bardzo niewiele niespodzianek ;) Dlatego dzisiejszy tekst jest trochę krótszy i o pewnych rzeczach nie piszemy, po prostu wyglądają one i działają dokładnie tak samo jak w zwykłym Samsungu Galaxy S6 (łącznie z takimi elementami, jak wbudowany głośnik, jakość połączeń telefonicznych czy jakość wyjścia słuchawkowego – naprawdę trudno nam było dopatrzyć się jakichś różnic pod tymi względami). Brakujące informacje można znaleźć w naszym teście tego smartfona. Dziś skupimy się głównie na różnicach, które dostrzegliśmy, i wrażeniach użytkowych.
Samsung Galaxy S6 edge+ – dane techniczne | |||
---|---|---|---|
Wymiary | 154,4 × 75,8 × 6,9 mm | LTE | Cat 6 (do 300 Mb/s) |
Masa | 153 g | Wi-Fi | dwuzakresowe, ac |
Ekran | 5,7 cala | NFC | Tak |
2560 × 1440 | Podczerwień | Nie | |
Super AMOLED | Radio FM | Nie | |
Procesor | Exynos 7420 | Wyjście obrazu | MHL 3 |
4 × 2,1 GHz Cortex-A57 4 × 1,5 GHz Cortex-A53 | Host USB | Tak | |
Mali-T760 | Redukcja szumów | Tak | |
RAM | 4 GB | Dostępna pamięć | ok. 23 GB |
Akumulator | 3000 mAh | mikro-SD | Nie |
Aparat z tyłu | Zdjęcia: 16 MP, sensor 16 : 9, OIS, LED, autofokus, HDR | ||
Wideo: 4K @ 30 kl./sek., 1080p @ 60 kl./sek., 720p @ 120 kl./sek., HDR | |||
Aparat z przodu | Zdjęcia: 5 MP, HDR | ||
Wideo: WQHD @ 30 kl./sek., 1080p @ 30 kl./sek. | |||
Inne | ładowanie indukcyjne, krokomierz, czytnik linii papilarnych, pulsometr |
Samsung Galaxy S6 edge+ bez wątpienia zwraca na siebie uwagę. Już jego pierwowzór robi to bardzo skutecznie, a edge+ jest w tym jeszcze lepszy, bo jest... większy, przez co zwyczajnie łatwiej go zauważyć. Od razu widać i czuć, że jest to ekskluzywny sprzęt wykonany z dużą dbałością o detale. Jakość użytych materiałów jest wzorcowa (czego należało się spodziewać po pochodnej Galaxy S6). Coraz bardziej doceniamy także to, co projektanci Samsunga zrobili z kolorystyką swoich tegorocznych flagowców. Nasz egzemplarz testowy ma barwę nazwaną przez twórców Black Sapphire, co w praktyce oznacza, że w zależności od tego, jakie światło i w jaki sposób pada na powierzchnię telefonu, jest on czarny lub ciemnoniebieski (choć częściej wydaje się niebieski niż czarny). Na żywo wygląda to świetnie. Niestety, edge+ nie występuje w kolorze zielonym, zarezerwowanym dla małego edge'a, ale zastąpiono go (również bardzo gustowną) wersją szaro-srebrną. Oprócz tego dostępne są odmiany złota i biała.
Małe zaskoczenie przeżyliśmy po tym, jak po raz pierwszy wzięliśmy ten telefon do ręki, ponieważ jest on, jak na tak duży gadżet, dość lekki i bardzo poręczny (wypada pod tym względem lepiej od niektórych 5,5-calowców), głównie dzięki bardzo wąskim ramkom i cienkiemu przekrojowi. Natomiast opinie co do tego, czy zaokrąglone brzegi poprawiają ergonomiczność S6 edge+ czy pogarszają, są podzielone. W czasie testów prosiliśmy kilka osób o wyrażenie swojego zdania na ten temat i odpowiedzi były bardzo różne. Najwyraźniej jest to jedna z tych rzeczy, które warto najpierw sprawdzić samemu. Mimo to jedno jest pewne: i tak rozwiązanie to spisuje się lepiej i jest znacznie wygodniejsze, niż to z ubiegłorocznego Note'a Edge.
Rozmieszczenie przycisków to Samsungowy standard. Pod ekranem znajdują się dwie płytki dotykowe: jedna pełni funkcję przycisku cofania, a druga wywołuje menu przełączania się między programami. Są rozdzielone mechanicznym przyciskiem domowym, na którego powierzchni zamontowano skaner odcisków palców. Nic nowego. W prawą krawędź wmontowano regulację głośności, do której mamy małe zastrzeżenie. Mianowicie naszym zdaniem guziki te znajdują się trochę zbyt wysoko, przez co dosięgnąć ich kciukiem można dopiero po przesunięciu dłoni i zmianie sposobu trzymania smartfona, a to nie jest wygodne. Z umieszczonym na drugiej krawędzi wyłącznikiem systemu nie mieliśmy takich problemów.
Szkoda, że w Galaxy S6 edge+ nie przeprojektowano głośników. Pojedynczy przetwornik znajduje się z prawej strony dolnej krawędzi obudowy i choć ma sporo mocy, to łatwo go zasłonić dłonią (a w czasie grania czy oglądania filmów wręcz trudno go nie zasłonić), przez co nie może rywalizować z porządnymi głośnikami stereo.
Szufladka na kartę nano-SIM wysuwa się z górnej krawędzi i, niestety, nie towarzyszy mu szufladka z miejscem na kartę mikro-SD. Taki znak czasów... Akumulator, a jakże, nie jest wymienialny. Na razie więc wygląda na to, że Samsung nie planuje powrotu do wcześniejszych rozwiązań.
Zagięty ekran w praktyce
Jak wspomnieliśmy na poprzedniej stronie, delikatne zagięcie ekranu z obu stron to o wiele rozsądniejsze rozwiązanie niż zagięcie go z jednej strony, co z punktu widzenia ergonomii daje prawdziwego potworka. Ale ile tak naprawdę jest w tym sensu, a ile czegoś, co ma po prostu dobrze wyglądać i zaskakiwać?
Programiści Samsunga próbują jakoś wykorzystać w praktyce kształt wyświetlacza S6 edge+ i wpadli w sumie na niezły trop, że tak zaokrąglone brzegi aż się proszą o to, aby wykonywać na nich jakieś gesty. Tak powstały People Edge i Apps Edge. People Edge to rozwiązanie znane już z małego Galaxy S6 edge. Polega to na tym, że po przesunięciu palcem od krawędzi ekranu pojawia się pionowa kolumna z ikonami pięciu ulubionych kontaktów, umożliwiającymi szybkie łączenie się z nimi, wysyłanie do nich wiadomości czy dostęp do związanych z nimi powiadomień. Apps Edge to druga kolumna z ikonami dostępna w ten sposób, na której umieszcza się skróty do ulubionych programów. Działanie obu funkcji najlepiej zobaczyć w ruchu.
Nie są to jakieś wiekopomne, rewolucyjne dodatki, ale też nie są przekombinowane i faktycznie korzystaliśmy z nich w czasie testów. Z drugiej strony to jednak trochę mało i choć jest tu jeszcze kilka innych opcji wykorzystujących specyficzny kształt ekranu edge'a, takich jak zegar nocny, sprawiają one wrażenie dodanych trochę na siłę.
Poza tym te zaokrąglenia bywają problematyczne, bo wyjątkowo mocno przyciągają wszelkie promienie słoneczne i odbijają dosłownie wszystko, dlatego czasem zupełnie nie widać, co jest wyświetlane na tych wąskich bocznych paskach. Najbardziej dokuczało nam to w trakcie prób precyzyjnego kadrowania zdjęć. Bo jak kadrować, gdy górna i dolna część kadru są niewidoczne? Czyli w pewnych sytuacjach Samsung Galaxy S6 edge+ zamienia się w phablet z 5,5-calowym wyświetlaczem...
Krótko mówiąc, naszym zdaniem tak naprawdę główną zaletą zagiętego z dwóch stron ekranu jest jego wygląd i to, jaką sensację wzbudza, a nie funkcjonalność i każdy musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy taki układ mu odpowiada czy nie.
Genialny ekran z haczykiem
Specyficzny kształt Samsunga Galaxy S6 edge+ jest możliwy dzięki elastycznemu ekranowi Super AMOLED, który jest małym (no, może nie aż tak małym) cudem techniki. I to nie tylko dlatego, że można mu nadać dziwny kształt. Wyświetlacz Galaxy S6 edge+ jest po prostu świetny: jest ostry (rozdzielczość QHD robi swoje), bardzo jasny (choć nie aż tak jak jego mniejsze odpowiedniki), a zatem bardzo czytelny w słońcu, zapewnia idealnie czarną czerń i umie wyświetlać bardzo intensywne kolory (choć wcale nie musi tego robić, bo w ustawieniach systemu znajduje się menu pozwalające wybrać jeden z trzech profili kolorystycznych, w tym bardziej przytłumiony i naturalny). Znamy to? Oczywiście, bo od pewnego czasu wszystkie smartfony Samsunga mają niesamowicie dobre matryce, dla których bardzo trudno znaleźć poważną konkurencję, i S6 edge+ kontynuuje tę tradycję.
Ale w tej beczce miodu znajduje się łyżka dziegciu, bo wygląda na to, że inżynierowie Samsunga nadal nie uporali się do końca z pewnymi problemami z żywotnością swoich matryc i z powidokami. Najlepiej pokaże to zdjęcie:
Widzicie te dwa prostokąty na środku? Nie powinno ich tam być, bo ekran teoretycznie wyświetla gładkie białe tło. Jednak zostały tam po dwóch godzinach wyświetlania interfejsu wykorzystywanego przez nas programu do testowania akumulatora i znikły dopiero następnego dnia. Co prawda jest to skrajny przypadek (rzadko kiedy zdarza się sytuacja, że przez 2 godziny wyświetlany jest dokładnie ten sam kontrastowy obraz) i w czasie typowego użytkowania, gdy na ekranie ciągle coś się rusza, raczej nie pojawi się nic podobnego, jednak faktem jest, że współczesne AMOLED-y nie są w pełni wolne od zjawiska powidoków, więc nadal nie są to wyświetlacze idealne (na szczęście do tego ideału brakuje im bardzo niewiele).
Czas działania – bez szaleństw
Na początek małe wyjaśnienie. Z naszych obserwacji wynika, że jedna z ostatnich aktualizacji Google Chrome przyniosła spore pogorszenie osiągów w naszych przeglądarkowych testach akumulatora, przez co wyniki zebrane przez nas w ciągu ostatniego miesiąca, dwóch nie są do końca porównywalne z trochę starszymi. Inaczej mówiąc, Samsung Galaxy S6 edge+ wcale nie działa krócej od zwykłego Samsunga Galaxy S6, choć niektóre wykresy pokazują coś innego.... Niestety, na razie nie możemy nic z tym zrobić.
A jak Samsung Galaxy S6 edge+ wypada w praktyce? Dość przeciętnie, w porywach – dobrze. Z pewnością nie jest to phablet projektowany pod kątem rekordów w tej dziedzinie, o czym świadczy zwłaszcza jego superjasny ekran, będący głównym konsumentem energii. Jest to, owszem, bardzo przydatne, bo dzięki temu na wyświetlaczu widać wszystko w każdej sytuacji, ale ma to swoją cenę. Coś za coś. Po tym phablecie raczej nie należy się spodziewać więcej niż jednego dnia intensywnego użytkowania. Sytuację ratuje obsługa funkcji szybkiego ładowania – i to zarówno tradycyjnego, z wykorzystaniem kabla, jak i bezprzewodowego. Samsung Galaxy S6 edge+ w trybie przewodowym ładuje się od zera do 100% w 1,5 godziny, a bezprzewodowym – w 2 godziny (po dokupieniu odpowiedniej ładowarki). Ocena czasu działania w dużej mierze zależy od tego, co i gdzie użytkownik będzie robił. Gdy sprzęt będzie wykorzystywany głównie w budynkach i nie będzie musiał nagrywać zbyt wielu filmów UHD, będzie nieźle. Jeśli jednak trafi na słońce, zostanie uruchomiony aparat i skończy się stabilny zasięg sieci LTE, będzie krucho.
16-megapikselowiec z OIS
Aparaty Galaxy S6 edge+ są dokładnie takie same jak aparaty zwykłego Samsunga Galaxy S6, więc nie będziemy się zbytnio rozpisywać na ich temat, ponieważ już raz to zrobiliśmy. Możemy jedynie powiedzieć krótko, że jakość zdjęć i filmów to nadal smartfonowa czołówka, i pewnie jeszcze przez długi czas tak będzie. Dlatego dziś opiszemy jedynie kilka najważniejszych nowości.
Pierwsza z nich to możliwość zapisywania zdjęć RAW. Ta opcja jakiś czas temu pojawiła się w zwykłej szóstej „esce”, ale wcześniej nie mieliśmy okazji sprawdzić jej w działaniu i pokazać, co daje. A daje... w sumie niewiele i pozwala bardziej docenić to, jak dobrze są obrobione standardowe pliki JPEG. Najlepiej pokażą to przykładowe zdjęcia oraz ich wycinki.
Sądzimy, że łatwo się domyślić, które z tych wycinków pochodzą z nieobrobionego i niewyostrzonego RAW-a, a które ze zwykłego pliku JPEG. RAW pozwala zobaczyć, jak miękki i zaszumiony jest obraz generowany przez ten aparat i jak wiele znaczy dobrze zaprogramowany procesor obrazu. Wyciągnięcie z RAW-a podobnej jakości obrazu co z Samsungowego JPEG-a nie jest proste i chyba nie ma większego sensu się w to bawić, bo nie pozwoli to osiągnąć większej szczegółowości czy lepszego odszumiania (bez poświęcenia na to absurdalnie dużej ilości czasu). To samo dotyczy prób wyciągania straconych informacji z cieni i jasnych partii kadru, co pokazują poniższe zdjęcia przykładowe (od lewej: zdjęcie JPEG prosto z aparatu, wywołany nieobrobiony RAW i wywołany obrobiony na szybko RAW).
Tak, można wyciągnąć trochę detali z chmur i rozjaśnić ciemniejsze elementy, ale niemal tak samo dobre efekty, a dużo szybciej, zapewnia włączenie trybu HDR. Nie chcemy przez to powiedzieć, że RAW-y w Galaxy S6 są bezużyteczne, lecz sytuacji, w których byłyby przydatne, jest bardzo niewiele. Po prostu zwykłe pliki JPEG są aż tak dobre (oczywiście, jak na smartfonowe standardy) i wykorzystują niemal w pełni potencjał matrycy użytej w aparacie.
Samsung Galaxy S6 edge+ otrzymał jeszcze dwie nowe funkcje związane z filmowaniem.
Pierwszą jest poprawiony algorytm cyfrowej stabilizacji obrazu. Poprawiony, bo cyfrową stabilizację można włączyć od samego początku także w zwykłym Galaxy S6, teraz jednak ma ona być skuteczniejsza i można z niej korzystać także w trakcie nagrywania przednią kamerą. Rezultat można zobaczyć na poniższych przykładowych filmach. Czy faktycznie jest lepiej, niż było? Szczerze powiedziawszy... nie mamy pojęcia, bo jeśli jest lepiej, to różnica nie jest zbyt duża, ale efekty połączenia optycznej stabilizacji z cyfrową są rewelacyjne i tylko szkoda, że to połączenie jest dostępne jedynie w rozdzielczości Full HD.
Drugi dodatek to funkcja pozwalająca na strumieniowanie obrazu z kamery bezpośrednio do witryny YouTube. Co ważne, obie te zmiany w oprogramowaniu trafią także do podstawowych wersji „esek”.
Przykładowe zdjęcia
Stabilizacja wideo
Przykładowe nagranie 4K
Przykładowe nagranie Full HD
Procesor niby ten sam, ale jednak działający inaczej
Samsung Galaxy S6 edge+ ma dokładnie tę samą jednostkę centralną co Samsung Galaxy S6, ale zachowuje się w trochę inny sposób, przez co ma też trochę inną charakterystykę wydajności. Z naszych obserwacji wynika, że edge+ ma skłonność do szybszego spowalniania taktowania procesora, ale w zamian dłużej utrzymuje szybsze taktowanie układu graficznego. Z tego powodu osiąga on nieznacznie gorsze wyniki w testach procesorowych, za to lepsze w testach graficznych (choć nie jest to żelazną regułą, bo wiele zależy od charakterystyki i długości benchmarku).
Czy to dobrze? Wydaje nam się, że tak, bo to się przekłada na bardziej stabilną i przewidywalną wydajność w grach. Zauważyliśmy, że niektóre tytuły, w których Galaxy S6 zaczynał po kilkunastu minutach tracić płynność, w edge+ działają idealnie – utrzymują stałą, maksymalną dostępną liczbę klatek na sekundę. Tylko w pojedynczych przypadkach widać, że phablet ten ma problemy z throttlingiem (choć z biegiem czasu, gdy zaczną się pojawiać nowsze i bardziej wymagające gry, może to być bardziej dokuczliwe). Poza tym nowość jest chłodniejsza od swojego mniejszego poprzednika. Ogólnie więc pomimo tych samych podzespołów Samsung Galaxy S6 edge+ w praktyce jest wydajniejszy i bardziej przewidywalny, niż zwykłe smartfony należące do tej rodziny. Przy okazji warto kolejny raz pochwalić Samsunga za to, że TouchWiz w końcu działa tak, jak powinien ;)
Pozostaje jeszcze kwestia dodatkowego gigabajta pamięci operacyjnej, który na razie... zdaje się prawie nic nie dawać. Oprogramowanie tego phabletu teraz i tak dość szybko zamyka narzędzia działające w tle i nie zauważyliśmy, aby 4 GB RAM-u w edge+ na dłuższą metę przynosiły jakieś zauważalne korzyści związane z obsługą wielozadaniowości. To znaczy da się uruchomić więcej kart w przeglądarce i więcej dużych programów naraz, ale żeby nie zostały uśpione i wyłączone, trzeba się ciągle między nimi przełączać, w przeciwnym razie zadziała nadgorliwa automatyka systemu. Można to było rozwiązać lepiej.
Podsumowanie
Ten test można pół żartem, pół serio podsumować następująco: największą zaletą Samsunga Galaxy S6 edge+ jest to, że jest on dużym Samsungiem Galaxy S6 edge, a jego największą wadą jest to, że jest... dużym Samsungiem Galaxy S6 edge. Jest to zaleta, ponieważ oznacza, że – choć oryginalne modele Galaxy S6 są już dostępne od kilku miesięcy – jest to świetnie wykonany i nietuzinkowo wyglądający smartfon, wyposażony w fantastyczny ekran, świetny aparat i niemal wszystkie obecnie dostępne zdobycze smartfonowej techniki. Jeśli więc spodobała Ci się tegoroczna formuła Samsunga i miałeś nadzieję na to, że kiedyś powstanie korzystający z niej phablet, to wiedz, że do sklepów właśnie trafia obiekt Twoich westchnień, któremu konkurencja nie zagrozi jeszcze przez kilka ładnych miesięcy.
A dlaczego jest to wada? Szczerze powiedziawszy, S6 edge+ nie przynosi właściwie niczego nowego i nie robi nic, aby przypodobać się tym, którym nie przypadł do gustu zwykły Galaxy S6. Nie pojawił się w nim slot na kartę pamięci ani żadne nowe rozwiązania, które przekonująco by uzasadniały to, że musieliśmy na niego czekać niemal pół roku.
Czyli w zależności od punktu widzenia albo jest to dla Ciebie najnudniejsza tegoroczna nowość, albo najbardziej wyczekiwana. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Samsung Galaxy S6 edge+ to w tym momencie najbardziej zaawansowany i najbardziej intrygujący phablet na rynku (choć nie pozbawiony wad). Ale czy aż tak dobry, zaawansowany i intrygujący, żeby warto było zapłacić za niego 3600 zł lub 4000 zł? No cóż, „galaktyczny” smartfon, to i cena kosmiczna...
Do testów dostarczył: Samsung
Cena w dniu publikacji (z VAT): 3599 zł