Zalążek zła

Pierwsza część Resident Evil wywarła na mnie ogromne wrażenie. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że to wtedy zapałałem miłością do gatunku survival horror. Druga część również była świetna, trzecia jednak okazała się rozczarowaniem. Czwórka, pomimo zupełnie innego podejścia twórców, wyszła z tarczą – to znakomita gra, choć nastawiona bardziej na akcję. Następna, piąta część była dobra, ale tylko tyle. Przede wszystkim to już nie był survival horror. Dlatego podobną do niej Szóstkę i każdą następną, która pojawiła się w wersji na pecety, już sobie darowałem. Jako miłośnik serii, byłem mocno zawiedziony tym, że ewoluowała w kierunku gier zręcznościowych, niestrasznych.

Wielu weteranów Resident Evil, wliczając w to mnie, zapewne zdawało sobie sprawę z tego, że prędzej czy później otrzymamy nowe, lepsze wersje kultowych części, a więc pierwszej i drugiej. Owszem, graczom pecetowym przyszło czekać na to wiele lat, lecz w końcu Jedynka trafiła w nasze ręce. Pozostaje już tylko ocenić, czy było warto. No i pomimo tego, że druga część nie została zapowiedziana, mamy ogląd tego, jak mniej więcej może wyglądać, czego można się po niej spodziewać, a to już coś. I na nią też przyjdzie kolej – zakładam, że nie dalej niż w ciągu roku, dwóch.