Zalążek zła
Pierwsza część Resident Evil wywarła na mnie ogromne wrażenie. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że to wtedy zapałałem miłością do gatunku survival horror. Druga część również była świetna, trzecia jednak okazała się rozczarowaniem. Czwórka, pomimo zupełnie innego podejścia twórców, wyszła z tarczą – to znakomita gra, choć nastawiona bardziej na akcję. Następna, piąta część była dobra, ale tylko tyle. Przede wszystkim to już nie był survival horror. Dlatego podobną do niej Szóstkę i każdą następną, która pojawiła się w wersji na pecety, już sobie darowałem. Jako miłośnik serii, byłem mocno zawiedziony tym, że ewoluowała w kierunku gier zręcznościowych, niestrasznych.
Wielu weteranów Resident Evil, wliczając w to mnie, zapewne zdawało sobie sprawę z tego, że prędzej czy później otrzymamy nowe, lepsze wersje kultowych części, a więc pierwszej i drugiej. Owszem, graczom pecetowym przyszło czekać na to wiele lat, lecz w końcu Jedynka trafiła w nasze ręce. Pozostaje już tylko ocenić, czy było warto. No i pomimo tego, że druga część nie została zapowiedziana, mamy ogląd tego, jak mniej więcej może wyglądać, czego można się po niej spodziewać, a to już coś. I na nią też przyjdzie kolej – zakładam, że nie dalej niż w ciągu roku, dwóch.
Pojawienie się Resident Evil HD Remaster niewątpliwie cieszy. Miłośnicy gatunku survival horror otrzymują chyba najbardziej kultowy tytuł (może wyjąwszy Silent Hill...), co samo w sobie jest dla nich powodem do świętowania. Z drugiej strony oczekiwania względem unowocześnionej Jedynki są bardzo duże. Gracze chcą, żeby wciągała tak jak w latach 90., lecz nie wiedzą, czy to, co sprawdziło się lata temu, zadziała i tym razem. Nadszedł czas, by to zweryfikować.
Stara, ale jara
Akcja Resident Evil HD Remaster dzieje się na obrzeżach fikcyjnego miasta Raccoon City. Zadaniem gracza, członka tak zwanego oddziału alfa, jest ustalenie, co się stało z wysłaną tam wcześniej grupą brawo. Ma też zbadać nietypowe, bo kanibalistyczne, morderstwa popełnione w okolicy. Po gwałtownych wydarzeniach, które następują już na samym początku, niewielka grupa ocalałych dociera do posępnej willi. Gracz wciela się w jedną z dwóch dostępnych postaci i zaczyna dochodzenie.
Resident Evil HD Remaster to gra z gatunku survival horror. Celem jest przede wszystkim przeżycie. Szybko się okazuje, że po willi panoszą się nieumarli. Walka z nimi to nic niezwykłego, w końcu pojawiają się w wielu grach, lecz tu bardzo łatwo się ginie, nie ma punktów kontrolnych, a zapisywać stan gry można tylko w wybranych, rzadko spotykanych miejscach. Zresztą do tego i tak są potrzebne specjalne przedmioty, których też za dużo nie ma. Na domiar złego niewiele jest także amunicji, co się odczuwa zwłaszcza na wyższych poziomach trudności. Częściej się manewruje pomiędzy przeciwnikami, niż walczy z nimi. Dodajmy do tego posępność przybytku i pobliskich terenów – i mamy gotowy obrazek. Gra straszy niemiłosiernie, atmosfera jest gęsta, a poczucie zagrożenia – nieustanne. Właśnie to jest w niej takie fajne.
Sporo rzeczy z oryginału pozostało w niezmienionej formie. Przede wszystkim mechanika gry. Czuć, że postać jest dość ociężała, powolna. Steruje się nią dokładnie tak jak w pierwszej, drugiej i trzeciej części serii. Aby przejść w tryb walki, trzeba przytrzymać jeden guzik, bo dopiero wówczas można przeładowywać broń lub strzelać. Postać prowadzona przez gracza jest ukazywana w różnej perspektywie, w zależności od tego, w jakim pomieszczeniu się znajduje – to esencja tej gry. Położenia kamery są ustalone: raz widać bohatera pod kątem, innym razem w oddali, a jeszcze innym – tylko z boku, przy czym to tylko niektóre warianty. Choć to czasem utrudnia życie, przydaje grze atmosfery, pozwala pokazać proste scenerie w sugestywny sposób, tak aby gracz się ich obawiał, stale czuł niepewnie, nawet w dobrze oświetlonych miejscach. Na osłodę można strzelać i celować za pomocą myszy, co trochę ułatwia zabawę. Choć ci, którzy dotąd nie mieli styczności z grami pokroju Resident Evil HD Remaster, niewątpliwie odniosą wrażenie, że wszystko jest jakieś powolne, spokojne i ociężałe.
Miłośnicy serii z pewnością się zastanawiają, czy poszczególne miejsca w grze są te same co w pierwowzorze. W znakomitej większości przypadków – tak. Wiele osób poczuje się jak w domu, od razu będą wiedziały, co gdzie jest. Pod tym względem obie wersje tak naprawdę niewiele się różnią. Owszem, ta nowsza bardzo zmieniła się wizualnie, ale większość zagadek i przedmiotów jest tam, gdzie była, praktycznie nie ma niespodzianek. Nie widzę w tym nic złego. Zabawa polega na pozostaniu przy życiu, ale też na backtrackingu, który jest nieodłączną częścią serii. Uzyskiwanie dostępu do pomieszczeń, które przez większą część gry były zamknięte, to żadna nowość. Nie zmienił się też system zapisu oraz przechowywania przedmiotów. Zapis umożliwiają nieśmiertelne maszyny do pisania, wymagające, oczywiście, taśm z tuszem. Wszelkie zaś niepotrzebne w danym momencie znajdźki przechowuje się w nadspodziewanie pojemnych skrzyniach – raz tam umieszczone, będą dostępne w dowolnym momencie zabawy. Ci, którzy spodziewali się tego, że podręczny bagaż się powiększy, będą rozczarowani (albo wręcz przeciwnie): znowu jest tylko sześć miejsc. A zatem trzeba kombinować, często wracać i wymieniać w skrzyni jedne rzeczy na drugie. Broni nie przybyło, choć nie wykluczam, że gdybym grę ukończył więcej niż raz, coś bym jeszcze znalazł. Ja zacząłem Chrisem. W moje ręce wpadł na początku pistolet i nóż, później strzelba, okazjonalnie trafiał się miotacz ognia, a pod koniec gry – rewolwer. I tyle w zupełności wystarczy.
Sposób walki także się nie zmienił, a wrogów praktycznie nie przybyło. Ba, często spotyka się te same monstra w tych samych miejscach co dwie dekady temu! Na widok hunterów czy dobermanów niejeden koneser serii się uśmiechnie. Nawet bossowie są ci sami. System celowania też pozostał bez zmian, choć nie ukrywam, że z myszą jest sporo łatwiej – to element zapożyczony z czwartej części serii.
Pomimo mocno poprawionej grafiki nie zmieniły się animacje postaci bohatera i przeciwników. Walka w dalszym ciągu jest dość toporna, choć satysfakcjonująca. Na gracza czekają stare wyzwania, na przykład huntery, zdolne jednym atakiem pozbawić głowy, ale jest też jedno nowe monstrum. Niektóre podstawowe zombie mogą po ubiciu jeszcze raz powrócić do świata żywych jako tak zwane crimson heads. Zachowują się wówczas dużo agresywniej, są sporo szybsze, mocniej atakują. Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że w wersji z 1996 roku ich nie było. Nowością są też narzędzia obronne, granaty oraz noże. Gdy gracz zostanie pochwycony przez nieumarłego, może albo wbić mu kawał stali w głowę, albo wpakować w usta wybuchową niespodziankę i z daleka obserwować deszcz resztek ze zgniłej łepetyny. Mała rzecz, a cieszy.
Każdy, nawet najmniejszy obszar w grze przeszedł całkiem mocny lifting. Willa w czysto artystycznym sensie wygląda obłędnie, posępnie jak nigdy przedtem. W jej korytarzach po prostu czuć, że dzieje się tam coś złego. Atmosfera jest naprawdę ciężka, wręcz grobowa i pomimo tego, że grę znam na pamięć, nie brakowało momentów, kiedy podskakiwałem w fotelu. Klimat to bezsprzecznie jeden z największych atutów Resident Evil HD Remaster. To właśnie ten element w połączeniu ze sprawdzonymi środkami sprawił, że przygodę po raz kolejny ukończyłem w jeden wieczór. Jeśli przejście gry, którą przecież bardzo dobrze się zna, to nie magia, to już nie wiem, jak to inaczej określić.
Choć to nie jest tytuł dla każdego. Gracze niepamiętający Jedynki z pewnością odniosą wrażenie, że wszystko jest jakieś takie powolne, toporne, a w efekcie – zupełnie niedzisiejsze. Ale można się do tego przyzwyczaić. A miłośnicy serii przywitają tę toporność z otwartymi rękoma. Takich gier już się dzisiaj nie robi. Trochę szkoda, bo Resident Evil HD Remaster oferuje naprawdę przednią zabawę.
Platforma testowa
Oto podzespoły komputera, który posłużył mi do przetestowania gry Resident Evil HD Remaster:
Model | Dostarczył | |
---|---|---|
Procesor | Intel Core i5-2500K | www.intel.pl |
Płyta główna | Asus Maximus IV Gene-Z | pl.asus.com |
Pamięć | 2 × 8 GB Corsair Vengeance Pro Series 240 MHz C10 | www.corsair.com |
Karta graficzna | Asus GeForce GTX 780 DirectCU II OC | pl.asus.com |
Zasilacz | Enermax Revolution 1250 W | www.enermax.com |
Schładzacz procesora | Prolimatech Armageddon | www.prolimatech.com |
Wentylatory | 2 × Noctua NF-P14 FLX | www.noctua.at |
Karta dźwiękowa | Asus Xonar Xense | pl.asus.com |
Nośnik systemowy | Corsair Neutron GTX 240 GB | www.corsair.com |
Nośnik na gry | Samsung HD503HI 500 GB | www.samsung.com |
Monitor | NEC PA241W | www.nec-display-solutions.com |
Obudowa | Corsair Graphite 600T | www.corsair.com |
Mysz | SteelSeries Sensei | steelseries.com |
Klawiatura | Corsair K95 | www.corsair.com |
Podkładka | SteelSeries l-2 | steelseries.com |
Stolik | Rogoz Audio 3QB3 | rogoz-audio.nazwa.pl |
DAC | NuForce DAC-9 | www.nuforce.com |
Słuchawki | Creative Aurvana Live! |
Grafika i dźwięk
Resident Evil HD Remaster jest naprawdę ładna w sensie artystycznym. Kto nie wierzy, niech wyszuka zrzuty ekranowe z wersji oryginalnej i porówna je z tymi w naszej galerii. Ludziom z Capcomu udało się stworzyć coś, co naprawdę robi wrażenie. Po prostu widać, że nie potraktowano tematu po macoszemu. Starano się jak najlepiej oddać posępność rezydencji, na której rozgrywa się spora część przygody. To jeden z ważniejszych czynników, które trzymają przed komputerem aż do momentu, gdy pojawiają się napisy końcowe. Przynajmniej tak było w moim przypadku.
Co innego warstwa techniczna. Pod tym względem jest dobrze, ale próżno doszukiwać się tu graficznego efekciarstwa znanego z najbardziej zaawansowanych technicznie gier. Resident Evil HD Remaster w porównaniu z nimi wydaje się co najwyżej przeciętny, ale i tak wypada znakomicie na tle pierwowzoru, w końcu obydwa tytuły dzielą blisko dwie dekady. Warto zaznaczyć, że pecetowa wersja jest oparta na wydanej w 2002 grze przeznaczonej dla konsoli GameCube. Choć wyglądają podobnie, nowość jest wizualnie lepsza praktycznie w każdym calu.
Nie sposób się przyczepić do postaci. Składają się ze stosownej liczby wielokątów i ogólnie odpowiadają dzisiejszym standardom. Są też należycie pokryte teksturami w odpowiednio wysokiej rozdzielczości. To dotyczy także większości przeciwników, choć w tym miejscu należy zaznaczyć, że wyglądają oni gorzej od ludzi.
Poszczególne miejsca są zróżnicowane, co zapewne ma ułatwić zapamiętanie ich przez gracza. Ich ocena to dość subiektywna kwestia. Miejscami tekstury są naprawdę w niskiej rozdzielczości, by za chwilę wyglądać znacznie lepiej. Ale to celowy zabieg, bo mają szare barwy, są wyblakłe, przydają grze uroku. Są też świetnie dopasowane do konkretnych miejsc, nieco pastelowe, rozmyte. Normalnie uznałbym to za wadę, lecz na obraz jest nałożonych sporo filtrów zmiękczających i przydających otoczeniu posępnej, ciężkiej atmosfery. To sprawia, że świat w Resident Evil HD Remaster można podziwiać.
Nie zabrakło kilku nowoczesnych efektów przetwarzania końcowego, na przykład dynamicznych cieni i delikatnego operowania HDR-em. Roślinność porusza się na wietrze, niektóre tekstury odbijają obraz. Ale to w zasadzie tyle. Choć jeszcze raz podkreślam, że oszczędność środków nie przekłada się na gorszą ocenę jakości obrazu. Ludzie z Capcomu wykorzystali je po mistrzowsku, a rezultat możecie obejrzeć w galerii i pomiędzy akapitami tekstu. Tak naprawdę poprawiłbym tylko jedno: trójwymiarowe i interaktywne obiekty zbyt mocno odcinają się od tła. Czasem jest tak, że wchodzi się do jakiegoś posępnego, brudnego pokoju, a dająca się przesuwać półka z książkami wygląda jak nówka z wystawy w Ikei. To samo dotyczy NPC i ludzi: zbyt mocno wyróżniają się na tle otoczenia. Ale to drobnostka.
Na płynność animacji też nie można narzekać, nawet pomimo tego, że na stałe ustawiono 30 kl./s. Taka wartość dobrze pasuje do gry.
Oprawa dźwiękowa jest naprawdę dobra i nie zmieniłbym w niej dosłownie nic. Muzyka pasuje do nastroju, poszczególne odgłosy przywołują wspomnienia sprzed kilkunastu lat. Ale wszystkiego jest, oczywiście, więcej i wszystko brzmi lepiej, wyraźniej.
Galeria
Podsumowanie
Zazwyczaj obojętnie podchodzę do zremasteryzowanych wersji gier, przy których bawiłem się wiele lat temu. Skoro je przeszedłem i znam jak własną kieszeń, to nie ma potrzeby po raz kolejny wchodzić do tej samej rzeki. Ale od każdej reguły jest wyjątek.
Ulepszona pierwsza część Resident Evil jest wzorowana na wersji wydanej w 2002 roku na konsolę GameCube. W normalnych okolicznościach należałoby ubolewać nad wtórnością fabuły, miejsc, mechaniki i setki innych rzeczy, a tym samym zarzucić twórcom gry pójście na łatwiznę, lecz nie tym razem. Ta gra tak dobrze bawi właśnie dlatego, że odwiedza się te same miejsca co blisko dwadzieścia lat temu, tyle że ładniejsze, straszniejsze niż kiedykolwiek, po prostu wyborne. Niektórym, owszem, przyjdzie rzucać mięsem przez pracę kamery i mocno toporne sterowanie, ale w tym też jest urok i ci, którzy grali w Jedynkę lub Dwójkę, zapewne się zgodzą.
Resident Evil HD Remaster to obowiązkowa pozycja dla miłośników serii, choć nie tylko. Gorąco polecam ją także tym, którzy chcieliby się z nią zapoznać, ale nie bardzo wiedzą, od czego zacząć. Liczba tytułów wchodzących w jej skład jest przytłaczająca. Poprawiona Jedynka po prostu straszy jak trzeba – dzisiaj takich gier już się nie tworzy. To perełka, której koniecznie trzeba dać szansę. Zalicza naprawdę niewiele potknięć, a daje masę frajdy. Do niej się po prostu siada i gra, dopóki nie pojawią się napisy końcowe. Ja tak właśnie zrobiłem, dlatego nie mogło się obejść bez rekomendacji.
Do testów dostarczył: Cenega
Cena w dniu publikacji (z VAT): około 90 zł