Apple iPad mini Retina – test nowego 8-calowca z jabłkiem na obudowie
Pierwszy iPad mini był hitem, co nas zupełnie nie dziwi. Choć wykorzystano w nim pozostałości magazynowe procesorów i jego ekran już się lekko pokrył „siwizną”, to nie dało mu się odmówić klasy, poręczności i mobilności. Świetny dobór przekątnej i proporcji ekranu oraz smukła, lekka i wygodna w trzymaniu obudowa okazały się strzałem w dziesiątkę. Dlatego od początku mieliśmy nadzieję, że gdy Apple zdecyduje się zwiększyć rozdzielczość ekranu do poziomu dużego iPada (co wydawało się nieuniknione), to nie namiesza przy okazji w formie iPada mini i tablet ten pozostanie równie ergonomiczny.
Nasze prośby zostały wysłuchane i z zewnątrz nowy „miniacz” wygląda tak jak oryginał. Osoba mniej zorientowana może mieć spory problem z odróżnieniem od siebie tych dwóch modeli, ale mamy wskazówkę: szukajcie małego otworu mikrofonu w górnej części tyłu obudowy iPada mini z Retiną. A jeśli ktoś jest półcyborgiem i ma wagę zintegrowaną w ręku, to może zauważyć, że nowość jest o kilkadziesiąt gramów cięższa. I to w sumie tyle, jeśli chodzi o nowości na zewnątrz.
I dobrze, bo na razie nie za bardzo jest tu co poprawiać. Szerokość urządzenia jest dobrana w taki sposób, że wciąż da się je objąć dłonią i zmieścić w kieszeni marynarki, kurtki, a nawet spodni (choć w tym ostatnim przypadku wygląda to dość komicznie). Jakość wykonania jest wzorcowa i tył już tradycyjnie jest wykonany z jednego, solidnego i pieszczącego chłodem opuszki palców kawałka aluminium (wbrew pozorom, osoba pisząca te słowa nie ma żadnego gadżetowego fetyszu). Dbałość o szczegóły jak zwykle stoi na najwyższym poziomie i po prostu od samego początku widać, za co się płaci niemałe przecież pieniądze. Niby nic nowego, ale bardzo byśmy chcieli, aby wszyscy producenci zanudzali nas w taki sposób.
Budowa | Wyposażenie | ||
---|---|---|---|
Wymiary | 200 mm × 135 mm × 7,5 mm | Modem 3G | Opcjonalny |
Masa | 331 g | GPS | Tylko w wersji LTE |
Ekran | 7,9 cala, 2048 × 1536 | Bluetooth | Tak |
SoC (CPU + GPU) | Apple A7 2 × 1,3 GHz, 64-bitowy PowerVR G6430 | HDMI | Tak (wymagana specjalna przejściówka) |
RAM | 1 GB | Host USB | Nie |
Pamięć wbudowana | 16/32/64/128 GB brak slotu na kartę SD | Aparat | tył: 5 MP, autofokus, nagrywanie wideo 1080p przód: 1,2 MP, nagrywanie wideo 720p |
Pojemność akumulatora | 6470 mAh | Dodatki | ładowarka, kabel USB |
Pozostałe elementy budowy nowego iPada mini z ekranem Retina to ciąg dalszy wystawy pod tytułem klasyka Apple. Regulacja głośności i przełącznik blokady obracania lub wyciszania dźwięków (w zależności od tego, co się wybierze w ustawieniach systemowych)? Jest. Przyzwoite głośniki stereo na dole, pomiędzy którymi wstawiono złącze Lightning, przeszkadzające od pewnego czasu Parlamentowi Europejskiemu? Jest. Przedni i tylny aparat rodem z poprzednich iPadów? Są. Okrągły guzik systemowy pod ekranem? Jest. Wyjście słuchawkowe zapewniające rewelacyjną jakość dźwięku? Jest. Czytnik linii papilarnych? Ups, to akurat dodatek nadal zarezerwowany dla najnowszego „jabłkofona”. No cóż, trzeba mieć co dodawać i poprawiać w przyszłym roku ;)
Nie mamy tu za bardzo o czym pisać, bo iPad mini z Retiną... jest dokładnie tym, na co wskazuje nazwa, czyli iPadem mini z Retiną. Na zewnątrz jest to stary iPad mini, a w środku – nowy iPad Air, bo tablety te mają niemal identyczne podzespoły oraz niemal tyle samo megabajtów i gigaherców. Forma wykuta i dopracowana w ubiegłym roku przez kalifornijskich projektantów nadal jest świeża i świetnie się spisuje w praktyce. Krócej i dosadniej chyba się nie da.
Matryca prawie jak z iPada Air, ale mniejsza
Matryce o proporcjach 4 : 3 to jedna z najbardziej charakterystycznych cech tabletów Apple. Co prawda nie nadają się do multimediów równie dobrze jak bardziej panoramiczna konkurencja, ale rewelacyjnie się spisują w czasie przeglądania stron internetowych oraz zdjęć i czytania e-książek. Trudno to dokładnie opisać, ale po oswojeniu się z iPadem mini dochodzi się do wniosku, że jego wymiary po prostu mają sens. Zapewne nie każdy się z tym zgodzi i sporo osób będzie wolało 7-calowe wyświetlacze o proporcjach 16 : 10, jednak iPad mini trafia bliżej pewnego rodzaju złotego środka i szybko zaczyna się doceniać jego uniwersalność, choć w ostatecznym rozrachunku każdy musi sam zadecydować, które rozwiązanie bardziej pasuje do jego potrzeb.
Przejdźmy do jednej z najbardziej widocznych i najważniejszych zmian poczynionych w iPadzie mini, czyli do czterokrotnego wzrostu rozdzielczości ekranu. Nowy „miniacz” w końcu został pobłogosławiony chwałą mistycznej Retiny i nie kryjemy zadowolenia z tego powodu. Wszystko wygląda teraz o wiele lepiej, jest ostrzejsze, wyraźniejsze i trudno dostrzec gołym okiem poszczególne piksele. Każdy, komu przeszkadzała zbyt mała liczba punktów wyświetlacza w poprzedniku, powinien czuć się teraz usatysfakcjonowany.
Jest jednak druga strona medalu, bo ocena ekranu retinowego iPada mini nie jest tak jednoznaczna jak w przypadku iPada Air. Na wzroście rozdzielczości trochę ucierpiała maksymalna jasność podświetlenia, która już nie zapewnia tak czytelnego obrazu w słoneczne dni. Co prawda nadal nie jest pod tym względem źle, ale zmiana na gorsze jest widoczna, a gdy nowy produkt Apple zestawi się z nowym Nexusem 7, różnica jest już bardzo zauważalna. Zawiodło nas także to, że nowa matryca iPada mini nie pokrywa 100% palety sRGB, przez co nie zapewnia on tak nasyconych i poprawnych barw, jak iPad Air czy Nexus 7. I znowu: nie jest to jakaś straszna wpadka, ale jednak po sprzęcie Apple spodziewaliśmy się czegoś więcej, tym bardziej że konkurencja oferuje takie „bajery” w dużo niższej cenie.
Reasumując, retinowy ekran nowego iPada mini jest lepszy od swojego starszego odpowiednika i bez wątpienia jest to najlepszy tabletowy wyświetlacz o takich proporcjach i rozmiarach, ale... jeśli się go zestawi z 7-calowym ekranem Nexusa 7, to pozostaje spory niedosyt. Zwłaszcza że Apple nieco się przeliczyło, oceniając możliwości produkcyjne Sharpa, i o ile nam wiadomo, część iPadów mini dostaje matryce IGZO, a część – bardziej standardowe matryce tworzone przez LG, więc robiąc zakupy w iStore, można się poczuć prawie jak w kasynie, bo nigdy nie wiadomo, co się dostanie w pudełku. Żeby za bardzo nie przesadzać i nie przedłużać: jest dobrze, ale jeśli oczekujesz od tabletu jak najlepszej jakości obrazu – możliwie wiernego odwzorowania barw, głębokiej czerni i dużej maksymalnej jasności – to wiedz, że nie tędy droga i że nie jest trudno znaleźć lepsze i tańsze opcje.
Kolejny maratończyk w rodzinie
Na poprzedniej stronie wspominaliśmy, że retinowy iPad mini jest trochę cięższy od poprzednika. Różnica w masie wynika głównie z tego, że w nowości zamontowano dużo pojemniejszy akumulator. Efekt? Nawet do 2 godzin dłuższy czas działania po naładowaniu, i to pomimo znacznie wyższej rozdzielczości ekranu. Rozładowanie tego tabletu w ciągu jednego dnia jest niemożliwe bez długich sesji w jakiejś bardzo wymagającej grze. Wyniki są porównywalne z osiągami Nexusa 7 i niewiele gorsze od tego, co zapewnia iPad Air. Brawo! A największe wrażenie robi to, jak wolno rozładowują się ogniwa po wyłączeniu ekranu, gdy system tylko sprawdza w tle pocztę i nowości w witrynach społecznościowych. Trudno opisać nasze zaskoczenie po tym, jak odłączyliśmy sprzęt od ładowarki i zostawiliśmy go w spokoju na 2 dni... Wskaźnik naładowania nie drgnął nawet o procent. Czas czuwania można mierzyć w tygodniach, a nawet miesiącach. Pod tym względem nowe urządzenie Apple jest obecnie nie do pobicia.
Jeszcze więcej A7
Głównym naszym zastrzeżeniem co do pierwszego iPada mini było to, że dostał on procesor o generację starszy niż reszta gadżetów Apple. Co prawda w praktyce nie miało to zbyt dużego znaczenia i nadal jest to świetny sprzęt, ale cieszymy się, że iPad mini z Retiną nie jest wolniejszy od innych najważniejszych mobilnych nowości Apple, a to dzięki wykorzystaniu układu A7 (więcej pisaliśmy o nim chociażby na jednym z blogów). Jego możliwości i to, jak programiści dostosowali do niego oprogramowanie, nadal robią na nas wielkie wrażenie. Różnica w porównaniu z poprzednikiem jest ogromna: strony ładują się dużo szybciej, wszystkie programy uruchamiają się błyskawicznie, a praca w kilku naraz jest o wiele przyjemniejsza. Wydaje Ci się, że Twój tablet szybko wczytuje witryny internetowe? To lepiej nie dotykaj nowości z jabłkiem na obudowie, bo przy nim wszystko inne wydaje się dziwnie powolne. Wcale nie przesadzamy! Ta prędkość jest uzależniająca. Urządzenie działa niesamowicie sprawnie i możemy mu zarzucić jedynie to, że fajnie byłoby mieć do dyspozycji 2 GB pamięci operacyjnej i że 64-bitowy iOS nadal ma drobne problemy ze stabilnością, objawiające się skłonnością do zamykania programów bez ostrzeżenia.
Naturalna ewolucja
iPada mini z Retiną najłatwiej opisać jako skrzyżowanie pierwszego iPada mini z iPadem Air, starające się połączyć w sobie wszystko, co najlepsze w obu urządzeniach. Każda zmiana wydaje się tu bardzo naturalna i przemyślana i chyba była długo wyczekiwana. Nowy mały iPad jest tak samo poręczny jak poprzednik, a przy tym zapewnia znacznie wyraźniejszy obraz i dłużej działa na zasilaniu akumulatorowym, a porównywanie ich szybkości działania i wydajności to jak pojedynek auta Formuły 1 z hot hatchem. Nowość jest o wiele lepsza, przez co każdy miłośnik tej serii produktów powinien się zastanowić, czyby nie potraktować młotkiem świnki skarbonki, bo to (niemal) iPad mini, na którego wszyscy czekali.
A co z tymi, którzy po prostu szukają dobrego małego tabletu, bezproblemowo wsuwającego się w kieszeń marynarki, i nie są emocjonalnie przywiązani do jabłka na obudowie ani nie twierdzą, że jeśli kupować tablet, to tylko taki z ekranem o proporcjach 4 : 3? Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana, bo choć o iPadzie Air nie baliśmy się powiedzieć, że to najlepszy sprzęt w swojej klasie, to iPad mini ma o wiele prężniejszą konkurencję. Niewątpliwie jest niesamowicie wykonany, dopracowany i szybki. Niewątpliwie 8 cali i wyświetlacz 4 : 3 to połączenie pełne specyficznej magii. Niewątpliwie iPad mini z Retiną to po prostu świetny gadżet. Ale trzeba pamiętać, że aby mieć małego iPada z GPS-em, trzeba wydać 2200 zł (auć!), czyli o niemal 1000 zł więcej, niż kosztuje Nexus 7 LTE. Jakby tego było mało, za tę dodatkową kwotę dostaje się urządzenie, które wprawdzie jest wyjątkowe, ale nie działa dłużej, nie ma płynniejszego interfejsu (obu tabletom zdarza się zgubić kilka klatek), nie zapewnia lepszej funkcjonalności i na dodatek... ma gorszy ekran. Cena jest oderwana od rzeczywistości i choć sprzęt bardzo kusi, to wielu uzna, że taki zakup urągałby zdrowemu rozsądkowi.
Krótko mówiąc, jest dobrze, ale mogło być lepiej i... zdecydowanie taniej.
Do testów dostarczył: X-Kom.pl
Cena w dniu publikacji (z VAT): od 1700 zł