Test BlackBerry Q5

Ktoś może się oburzyć, że przecież smartfony BlackBerry z klawiaturami mechanicznymi nie rywalizują bezpośrednio ze zwykłymi „dotykowcami”, których teraz pełno na rynku, a już na pewno nie z SGS III. Teoretycznie ktoś o mocno konserwatywnych upodobaniach nie przesiądzie się z „jeżynkofonu” na coś innego, ale topniejące udziały BlackBerry w rynku telefonów pokazują, że jednak większość osób nie ma problemu z porzuceniem przycisków na rzecz dużego ekranu. Więc mimo wszystko przed BlackBerry Q5 stoi trudne zadanie: ponownie przekonać do siebie ludzi młodych i aktywnych, którzy kiedyś byli wierni marce, lub też przyciągnąć tych, którzy jeszcze korzystają z tradycyjnych telefonów, ale rozglądają się za pierwszym smartfonem.

O ile model Q10 urzekł nas solidnością, poręcznością i funkcjonalnością, o tyle w Q5 tej magii jakoś zabrakło. Oczywiście, jest to czysto subiektywna opinia i terminale BlackBerry nigdy nie miały zwracać na siebie więcej uwagi niż snajper w czasie misji, ale o ile w Q10, Z10 czy starszych modelach „jeżynek” można się doszukiwać klasycznej elegancji, to BlackBerry Q5 wygląda trochę zbyt topornie i... nudno. Materiały również nie zachęcają, bo choć wykorzystany czarny plastik zdaje się dość gruby i wytrzymały, to jego lekko śliska i gładka powierzchnia sprawia wrażenie „taniej” i nie do końca pasuje do sprzętu kosztującego 1500 zł. Krótko mówiąc, choć na pierwszy rzut oka Q5 może i nie różni się jakoś szczególnie od Q10, to te drobne różnice składają się na zupełnie inne wrażenia użytkowe. Całość można by opisać jednym słowem: poprawna. Ale czy to trochę nie za mało?