Niedawno mieliśmy okazję przetestować Nexusa 7, pierwszy tablet z najnowszą wersją Androida. Niedługo po nim odpowiednie aktualizacje dostały dwa smartfonowe Nexusy (Nexus S i Galaxy Nexus), a niewiele później jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się nieoficjalne ROM-y do wielu popularnych urządzeń. W tym momencie smak „żelka” poznał mniej więcej co dziewięćdziesiąty użytkownik smartfona z Androidem. Z jakich usprawnień mogą korzystać te nieliczne (na razie) osoby?
1. Android „jak po maśle”
Androidowi często zarzuca się „mułowatość” i to, że do sprawnego działania potrzebuje bardzo mocnego sprzętu. Jeśli dłużej się nad tym zastanowić, to głównym sprawcą zamieszania okazuje się... Apple. Zanim pojawił się iPhone, na rynku smartfonów królował Windows Mobile, który nie należał do najżwawszych (oględnie mówiąc), i wtedy to nie przeszkadzało. Apple od samego początku zainwestowało w sprzętową akcelerację interfejsu (który też był dość mocno odchudzony), dzięki czemu iPhone pokazał, co to znaczy płynność i szybkość reakcji na polecenia użytkownika. Od tamtej pory smartfony są coraz popularniejsze i wymagania wobec nich rosną coraz bardziej, a Google raz po raz zwiększało funkcjonalność, zapominając o optymalizacji i akceleracji GUI. Pierwsze oznaki zmian przyniósł Android 2.3, w którym niektóre elementy, efekty i okna zaczęły korzystać z układu graficznego, co pozwoliło wyraźnie „wygładzić” ich działanie.
Wersje 3.0 i 4.0 Androida przyniosły bardzo dużo zmian pod tym względem, jednak wyszło na jaw, że te wszystkie ładne animacje wymagają sporej mocy obliczeniowej: na ekranach słabszych urządzeń często były widoczne spadki płynności i gubione były klatki. Widocznie ktoś w końcu postanowił ostatecznie rozwiązać ten problem: w kodzie Androida 4.1 dokonano sporo zmian, które są częścią tak zwanego Project Butter (ang. Projekt Masło). W interfejsie aktywowano poprawiony mechanizm synchronizacji pionowej z potrójnym buforowaniem, co umożliwia – a wręcz wymusza – utrzymanie płynności animacji na poziomi 60 kl./s (o ile pozwala na to wydajność sprzętu), co wcześniej wcale nie było takie oczywiste nawet w smartfonach o bardzo wydajnym układzie graficznym i procesorze. Krótko mówiąc, Android 4.1 nie gubi niepotrzebnie klatek. Google przygotowało nawet ciekawy filmik pokazujący, na czym w praktyce polega różnica:
Poprawiono też szybkość i sposób reagowania na dotyk. Po pierwsze, system przygotowuje sobie animacje, które będą mu potrzebne za chwilę (gdy użytkownik wybierze jakąś opcję czy ikonkę). Po drugie, dokonano pewnych niskopoziomowych zmian w sposobie i szybkości przełączania stanów procesora. Teraz system szybciej i „agresywniej” przestawia CPU w tryb maksymalnej wydajności. Dzięki temu wszystkiemu udaje się uniknąć sytuacji, gdy widać, że przez pierwszych kilka chwil wyświetlania animacji są gubione klatki, a pełna płynność jest osiągana dopiero po pewnym czasie. Było to szczególnie częste w trakcie szybkiego przewijania albo przełączania się między oknami.
Ostateczny rezultat jest naprawdę świetny. Może w nowszych urządzeniach różnica nie jest aż tak widoczna, ale na przykład Nexus S z Androidem 4.1 działa jak zupełnie inny sprzęt, tak jakby ktoś w magiczny sposób go „stuningował". Ale nawet na ekranach tabletów z Tegrą 3 można było gdzieniegdzie zaobserwować lekkie zacinanie się obrazu, a Jelly Bean redukuje to zjawisko do zera. Oczywiście, nie usuwa to problemów z płynnością, gdy w użyciu jest duża liczba widgetów, które pobierają dane z internetu, albo gdy przeprowadza się masową aktualizację zainstalowanych programów, bo są to sytuacje niezależne od interfejsu i jego optymalizacji. Ale trzeba przyznać, że z Androida 4.1 korzysta się rewelacyjnie i te drobne poprawki mają bardzo duży wpływ na wygodę użytkowania systemu.
Kilka zmian w interfejsie
Zmiany „pod maską” to nie wszystko: Androidowi 4.1 odświeżono lekko lakier i zaaplikowano kilka modyfikacji interfejsu. Szczególne uznanie budzi poprawka w „szufladce” powiadomień. Teraz poszczególne wydarzenia o wiele lepiej wykorzystują dostępne miejsce. Na przykład pod informacją o nieodebranym połączeniu wyświetlają się przyciski pozwalające szybko oddzwonić albo wysłać wiadomość. Nową wiadomość można odczytać bez otwierania klienta poczty czy aplikacji obsługującej SMS. Kilka ciekawych opcji dostał system nawigacji, a także organizer i inne programy. Są bardzo wygodne i często oszczędzają kilku ruchów palca. Mogą z tego skorzystać twórcy oprogramowania: muszą tylko dodać kilka linijek kodu, które powiedzą systemowi, co ma zawierać duże powiadomienie, wyświetlane, gdy jest sporo wolnego miejsca.
W końcu coś zmieniono w sposobie umieszczania widgetów na zapełnionych ekranach. W Androidzie 3.1 wprowadzono opcję zmiany wielkości widgetów, ale w standardowej konfiguracji można było je dodawać tylko w jednym słusznym rozmiarze. Chyba większość użytkowników Androida spotkała się z problemem tego typu: na ekranie wypełnionym ikonkami jest jeszcze miejsce na jakiś pomniejszony widget, ale nie ma gdzie go dodać, aby następnie go zmniejszyć, bo jego podstawowe wymiary są za duże. Więc wzrok pada na sąsiedni ekran, a tam również nie ma miejsca. Trzeba zatem usunąć kilka ikonek, dodać widget, zmniejszyć go i przenieść usunięte odnośniki. Nie zdarza się to zbyt często, ale potrafi mocno zirytować. Rezultat najlepiej pokaże poniższy filmik:
Warto wspomnieć o jeszcze jednej drobnej, ale bardzo widocznej poprawce. Otóż zdjęcia kontaktów nareszcie mają rozdzielczość większą niż 96 × 96 pikseli. W przypadku miniaturek pokazywanych przy imieniu i nazwisku taki rozmiar nie przeszkadzał, ale Android miał brzydki zwyczaj rozciągania ich w niektórych sytuacjach na całą szerokość ekranu. Wyglądało to paskudnie. Teraz maksymalna rozdzielczość zdjęć kontaktów to 720 × 720 pikseli, co przynosi zdecydowaną ulgę dla oczu.
Android Beam nauczył się przesyłać zdjęcia
Ostatnie, o czym wspomnimy na tej stronie, nie dotyczy interfejsu użytkownika, a NFC. Obsługa tego standardu jest obecna w Androidzie od wersji 2.3 i od tamtej pory jest cały czas rozwijana. Android Beam pozwala na szybkie przesyłanie kontaktów, wiadomości, odnośników do stron internetowych itp. Począwszy od Androida 4.1 jest też możliwe szybkie przesyłanie zdjęć. Podobne rozwiązanie zaimplementowano wcześniej w Samsungu Galaxy S III i w Symbianie Belle. Działa to bardzo prosto: wystarczy wyświetlić jakieś zdjęcie, zetknąć ze sobą dwa urządzenia wyposażone w NFC i Bluetooth (no i Androida 4.1), a fotka zostanie automatycznie przesłana. Demonstruje to poniższy filmik:
Jest to naprawdę wygodne. Działa to tak samo w przypadku innych rzeczy, które można przesyłać dzięki Android Beam. Nie trzeba wybierać żadnych opcji ani przedzierać się przez menu. Po prostu stykamy ze sobą dwa urządzenia – i już.
Dodatki tylko dla mówiących po angielsku
Siri, S Voice, a teraz Google Now. Co łączy te usługi? Po pierwsze, wszystkie mają na celu uczynić smartfony „mądrzejszymi” i dać im etat asystenta, którego można o coś zapytać. Łączy je także to, że nie rozumieją języka polskiego, więc są właściwie nieużyteczne w naszym kraju. Oczywiście, polecenia można wydawać po angielsku, ale schody zaczynają się w momencie, gdy padnie nazwa ulicy, miasta, nazwisko... Ale po kolei.
Polecenia głosowe nie są w Androidzie niczym nowym. Już Android 2.3 Gingerbread nauczył się rozpoznawać pewne proste rozkazy, na przykład „Call to...” (ang. Zadzwoń do...), i już od jakiegoś czasu można korzystać z funkcji rozpoznawania mowy, która pozwala dyktować całe wiadomości. O ile ten drugi mechanizm obsługuje język polski, to pierwszy nadal sobie z nim nie radzi. W Androidzie 4.1 rozwinięto ten pomysł i nazwano Google Now.
Google Now to skrzyżowanie starej wyszukiwarki internetowej, „siripodobnego” asystenta i funkcji poleceń głosowych. Google bardzo chce, aby użytkownicy korzystali z tej usługi, co widać po tym, że odnośnik do niej pojawił się na ekranie blokady systemu. Użycie go (albo dotknięcie standardowego paska wyszukiwania znajdującego się na ekranie domowym) uruchamia nowe okno wyszukiwarki, połączone z kartami Google Now.
Karty te zmieniają się w zależności od tego, co robi użytkownik i czego szuka w internecie. System zbiera te informacje, łączy je z danymi GPS, a wtedy może wyświetlić pogodę dla danego miejsca, informacje o cenach biletów lotniczych i połączeniach, których wcześniej się szukało, automatycznie pokazywać informacje o korkach na stale pokonywanych trasach, wyniki meczów ulubionych drużyn itp. Pomysł jest zarazem ciekawy, jak i straszny, a także... właściwie nieprzydatny dla Polaka. Ciekawy, bo jeśli działałoby to tak, jak powinno, telefon uczyłby się, jakie informacje są najczęściej wyszukiwane, i od razu automatycznie je aktualizował, dzięki czemu nie trzeba by ich szukać ponownie. Straszny, bo zaczyna przerażać ilość informacji, do których dostęp ma smartfon i być może inne osoby... Nieprzydatny w Polsce, ponieważ na jej terenie użytkownik nie zobaczy większości z tych kart. Informacje o lotach i wynikach meczów nie są dostępne w wersji przeznaczonej dla naszego kraju, podobnie jak informacje o natężeniu ruchu ulicznego i korkach. Po kilku tygodniach z Google Now najczęściej korzystaliśmy z... informacji o pogodzie, ale do tego starczy zwykły widget pogodowy.
Jednak spora część zabawy z Google Now zaczyna się po wciśnięciu przycisku z mikrofonem (ale i tym razem trzeba znać angielski i mieć odpowiedni akcent). Można wtedy zadawać różne pytania, na przykład o stolicę wybranego państwa, o dobrą restaurację w pobliżu, o dojazd do jakiegoś miejsca (co od razu uruchamia system nawigacji), o to, ile dolarów to jedno euro, itp. Wcześniej wypowiedzenie takiej kwestii po prostu oznaczało wyszukanie jej w przeglądarce internetowej. Teraz pytanie jest przetwarzane, a w odpowiedzi jest uruchamiana jakaś aplikacja albo wyświetlana karta z informacjami na dany temat (przykładowo można na niej przeczytać, że stolicą Francji jest Paryż i ma tyle a tyle mieszkańców, taką a taką powierzchnię itp.), a ponadto odpowiedź może zostać odczytana przez elektronicznego lektora. Polecenia w języku polskim w ogóle nie są rozpoznawane, a nawet jeśli pytanie zostanie zadane po angielsku, to trudno będzie nakłonić funkcję Google Now, żeby pokazała, jak dojechać do Szczebrzeszyna.
Google Now wymaga połączenia z internetem, ale funkcja rozpoznawania mowy – już niekoniecznie. W Androida 4.1 wbudowano niezbędne mechanizmy, więc nie trzeba się łączyć z siecią, żeby podyktować wiadomość. Byle... nie dyktować jej po polsku. Na razie zestaw słowników off-line jest bardzo skromny i nie obejmuje naszego języka.
Listę funkcji pozbawionych obsługi języka polskiego zamyka usprawniona klawiatura ekranowa. Jest to bardzo ważny element smartfona. Google nie tylko stara się go ulepszać w każdym wydaniu Androida: w Google Play Store można znaleźć kilka ciekawych alternatywnych opcji. Najpopularniejszą z nich jest Swiftkey. Jest to bardzo sprytna klawiatura ekranowa, która analizuje styl pisania użytkownika i poza tym, że automatycznie poprawia wpisywane słowa, podpowiada następne, które można wstawiać, wciskając spację. Przy odrobinie szczęścia można w ten sposób napisać wiadomość, wciskając tylko spację. Google podpatrzyło ten pomysł i zaimplementowało podobny mechanizm w standardowej klawiaturze Androida 4.1. Gdy tekst jest w języku angielskim, działa to całkiem sprawnie, choć trudno nam powiedzieć, czy lepiej od Swiftkey, bo żeby dało się to stwierdzić, potrzeba sporo czasu, tak aby algorytmy nauczyły się stylu pisania użytkownika. I jak już wspominaliśmy, brakuje tu obsługi języka polskiego. Zresztą Android 4.0 i 4.1 nadal nie mają polskiej autokorekty...
Podsumowanie
Mówi się, że lepsze jest wrogiem dobrego. Trudno jest poprawić coś, co działa dobrze, zarazem czegoś nie psując. Po mnóstwie zmian, które przyniósł Android 4.0, Jelly Bean na pierwszy rzut oka nie imponuje, zwłaszcza gdy pominie się dodatki nieistotne dla większości Polaków. Google tym razem zajęło się szlifowaniem systemu, a nie przygotowaniami do kolejnej rewolucji. Mimo to po dłuższym okresie użytkowania Androida 4.1 trudno wrócić do wcześniejszej wersji, już samo zwiększenie szybkości działania interfejsu i rozbudowane powiadomienia uczyniłyby taki powrót bolesnym. Oby jak najwięcej smartfonów i tabletów otrzymało aktualizację systemu do najnowszej wersji, szczególnie te trochę starsze i mniej wydajne, bo to im przyniesie najwięcej korzyści.