Wraz z rosnącą popularnością esek w kolejnych modelach rośnie... ekran. W trójce ma on już prawie 5-calową przekątną (a dokładniej: 4,8 cala) i straszy rozmiarami. W praktyce okazuje się, że strach ma wielkie oczy: sprzęt leży w ręku sporo lepiej, niżby się mogło wydawać, i mogą go polubić nawet osoby niegustujące w tej wielkości smartfonach. Jest to zasługa niewielkiej masy i grubości obudowy, dzięki czemu prawie się nie czuje, że coś się trzyma, a objąć tego kolosa pomagają zaokrąglone brzegi i rogi. A w kieszeni... można wręcz zapomnieć, że coś się w niej znajduje. Kilka razy testerowi zdarzyło się nerwowo macać po spodniach. Wygoda jest naprawdę zaskakująco dobra i zanim nazwie się Galaxy S III dachówką albo deską, warto go sprawdzić, bo może miło zaskoczyć. Mimo to nie da się całkowicie zaczarować rzeczywistości: obsługiwanie systemu jedną dłonią jest czasem utrudnione, chyba że ktoś ma kciuk długości palca wskazującego ;) Trudności pogłębia śliska tylna klapka, przez którą cały czas ma się wrażenie, że telefon za chwilę wyląduje na ziemi.

Skoro już jesteśmy przy materiałach i klapkach: rosnącej popularności esek nie towarzyszy wzrost jakości wykonania. Samsung Galaxy S III jest „królem plastiku” tak samo jak jego poprzednicy, a nawet można powiedzieć, że jest pewnym krokiem wstecz w stosunku do dwójki, która miała chropowatą fakturę tylnej klapki, umożliwiającą pewniejszy chwyt i zapewniającą trochę lepszą odporność na zarysowania. Tył obudowy jest płaski, gładki, śliski i plastikowy. Samsung co prawda twierdził, że wytrzymałość jest zaletą tego tworzywa, ale w praktyce okazało się, że nie przechodzi ono „testu blatu”. Na czym on polega? Otóż na każdym blacie, nawet najczystszym, jest lekka warstewka kurzu i pyłu, która „chrzęści”, jeśli przejedzie się po niej czymś płaskim. Jak sobie radzi z czymś takim trójka?