O czytnikach
Czytniki książek elektronicznych (ang. e-book reader) oparte na wyświetlaczach z elektronicznym papierem są na świecie znacznie mniej popularne niż multimedialne tablety z LCD, które mają funkcje czytania publikacji elektronicznych. W Polsce zjawisko to jest jeszcze silniejsze: jedni z najważniejszych graczy światowego rynku czytników, Amazon i Sony, w ogóle nie oferują u nas tego typu urządzeń. Mamy co prawda rodzimych „producentów”, jak Empik i Kolporter, którzy przystosowali zagraniczne konstrukcje do sprzedaży książek za pomocą własnych sieci dystrybucji, wciąż jednak polski rynek można nazwać niszowym. Wynika to m.in. z cen sprzętu: średnio jest to ok. 900–1000 zł, a to sporo, jak na coś, co w praktyce umożliwia niemal wyłącznie czytanie książek.
Idealny czytnik
Okazuje się także, że trudno jest zbudować idealny czytnik książek elektronicznych, bo opinie co do potrzebnego zestawu funkcji są podzielone. Zdaniem niektórych powinien umożliwiać wygodne czytanie powieści, a przy tym być jak najtańszy. Inni preferują urządzenia bardziej zaawansowane, które pozwalają także oglądać komiksy, słuchać muzyki czy przeglądać internet, i nie chcą kupować oddzielnego sprzętu tylko do książek.
Pierwsi mogą znaleźć coś dla siebie wśród czytników z e-papierem, choć wielu ceny mogą odstraszyć. Drugich trudno będzie zadowolić, gdyż ograniczenia techniczne e-papieru nie pozwalają budować wyświetlaczy odpowiednich do urządzeń prawdziwie multimedialnych. Ale testując cztery modele z papierem elektronicznym, postanowiliśmy oceniać je z perspektywy obu tych grup i starać się wybrać:
- wygodny, tani czytnik powieści,
- urządzenie wielofunkcyjne z czytnikiem książek.
Idealny czytnik powieści powinien przede wszystkim zapewniać wygodę czytania, dobrze leżeć w dłoniach i nie być zbyt ciężki, dzięki czemu można by go trzymać godzinami. Jego wyświetlacz nie powinien odbijać światła, a całość musi długo działać na bateriach. Cena – oczywiście jak najniższa.
Urządzenie wielofunkcyjne z czytnikiem książek powinno pozwalać na znacznie więcej niż samo czytanie powieści. Dobrze by było, gdyby umożliwiało przeglądanie internetu dzięki połączeniu bezprzewodowemu, słuchanie muzyki, a biorąc pod uwagę funkcje dostępnych modeli – także szkicowanie. Oczywiście, skoro wyświetlacz w założeniu jest czarno-biały, powinien być czytelny i nie powodować refleksów. W przeciwnym razie zdecydowanie lepszy byłby jakiś niewiele droższy, najprostszy chiński tablet.
Empik Oyo
Jako pierwszy do testów trafił Oyo, który pojawił się pod koniec 2010 roku.
Czytnik ten jest produkowany przez niemiecką firmę Medion, ale został tak zmodyfikowany, by mógł korzystać ze sklepu internetowego Empiku. Obok eClicto Kolportera jest to obecnie jeden z dwóch czytników z e-papierem, które są bezpośrednio powiązane z dostawcami książek i prasy. Ten drugi mieliśmy okazję recenzować w pierwszym kwartale 2010 roku.
Z zewnątrz Oyo wygląda całkiem nieźle. Jego obudowa wydaje się bardzo solidna i dobrze leży w dłoniach. Jest co prawda nieco ciężki, ale pierwsze wrażenie jest bardzo dobre.
Dzięki wbudowanemu ekranowi dotykowemu producent mógł do minimum ograniczyć liczbę przycisków mechanicznych, tym samym nadając czytnikowi elegancki wygląd. W konsekwencji Oyo ma tylko cztery, przy czym dwa z nich to strzałki „nawigacyjne”, jeden przycisk powrotu do menu oraz wyłącznik. Na dolnym brzegu obudowy znalazły się: gniazdo kart microSD, złącze minijack i port mini-USB.
Empik Oyo ma 2 GB wbudowanej pamięci flash.
Funkcje
Niestety, gdy testowaliśmy Oyo, nie mieliśmy jeszcze w planach uzupełnienia recenzji o porównanie z innymi czytnikami. Pełny zestaw testów odczytywania różnych formatów plików określiliśmy dopiero wtedy, gdy musieliśmy oddać sprzęt Empikowi. W Oyo sprawdziliśmy tylko poprawność odczytu plików określanych przez producenta jako obsługiwane. Nie mieliśmy zastrzeżeń co do sposobu wyświetlania plików: EPUB, TXT i tekstowych HTML, ale już sposób prezentacji PDF-ów nie spodobał się nam. Niektóre z nich wyświetlały się z niepoprawnie umieszczonymi obrazkami.
Oyo jest ubogi w funkcje. Widać to już po ekranie startowym, na którym dostępnych jest praktycznie tylko pięć przycisków. Dwa z nich prowadzą do biblioteki z książkami, jeden – do ustawień, jeden – do internetu, a przycisk Dodatki służy jedynie do przeglądania obrazów zapisanych w czytniku lub odtwarzania plików dźwiękowych.
Rozbawił nas nieco przycisk Empik.com, który pozwala wykorzystać wbudowaną przeglądarkę internetową. Urządzenie sprawnie łączy się z siecią przez Wi-Fi, ale przeglądarka została, niestety, tak skonfigurowana, by wyświetlać jedynie strony Empiku. Co więcej, chyba nie różnią się one praktycznie niczym od normalnych stron firmy, tyle że są czarno-białe. W konsekwencji napisy i przyciski wyświetlane na małym, czarno-białym ekranie są mało czytelne, a trafienie palcem w malutkie odnośniki bywa prawie niemożliwe. Jeszcze bardziej niż Empik.com rozbawił nas przycisk Darmowy fragment, który był tak mały, że po kilkukrotnej próbie trafienia w niego przyszło nam do głowy, że już lepiej kupić pełną wersję książki (większy przycisk), niż męczyć się z tą miniaturką.
Sposób użytkowania
Oyo wypada bardzo słabo pod względem cech użytkowych. Jest to jedyny czytnik w naszym teście z ekranem firmy Sipix, podczas gdy pozostałe mają wyświetlacze marki E Ink. Nie mieliśmy okazji bezpośrednio porównać czytników z e inkiem i sipiksem, ale niewątpliwie Oyo był ciemniejszy, przez co nie czytało się z niego zbyt przyjemnie. Trudno powiedzieć, czy jest to cecha tego modelu ekranu czy jego konstrukcji jako takiej. Warto jednak zaznaczyć, że o ile rozmiar wyświetlacza i jego rozdzielczość były identyczne w przypadku wszystkich testowanych czytników, czcionki w Oyo wydawały się najmniej poszarpane. (Piksele generowane w technice elektronicznego papieru nie są bowiem idealnie kwadratowe ani okrągłe, tylko właśnie poszarpane). To i 16 poziomów szarości (zamiast 8, jak w pozostałych czytnikach) sprawiało, że obraz w Oyo wyglądał najlepiej.
Niestety, dosyć ciemny wyświetlacz to niejedyny problem Oyo. Najbardziej irytująca, szczególnie dla osoby, która po raz pierwszy trzyma czytnik w ręku, jest szybkość działania. Oyo jest najwolniejszym z testowanych urządzeń, a ponadto w żaden sposób nie sygnalizuje, że przetwarza otrzymane polecenie. W konsekwencji początkujący użytkownik zdąży kilkukrotnie stuknąć palcem w ekran (za każdym razem z większą siłą), myśląc, że być może zrobił to za słabo, zanim urządzenie wykona pierwsze z serii poleceń. Bardziej doświadczony już nie będzie się tak szybko irytował, ale nawet po kilku dniach korzystania z czytnika trudno się do tego przyzwyczaić. O ile w trakcie czytania książki nie przeszkadza to zbytnio, to korzystanie z menu jest bardzo frustrujące. Jeśli nie dało się zastosować ramki pojawiającej się naokoło przycisku lub animowanego zegara, tak jak w pozostałych z testowanych czytników, to przynajmniej można było umieścić gdzieś w obudowie delikatnie świecącą, malutką diodę LED, której zapalenie, choćby na chwilę, informowałoby, że czytnik zareagował, a nie czeka na polecenie.
Mieliśmy też problem z wbudowanym żyroskopem. Domyślnie jest on używany do obracania ekranu w zależności od sposobu czytania. Już pomińmy to, że człowiek, czekając na obrót, zdąży kilka razy zmienić pozycję czytnika, więc gdy się zorientuje, że funkcja jednak działa, znów będzie musiał czekać. Otóż okazało się, że po pewnym czasie użytkowania Oyo w ogóle przestał reagować na obracanie, a nawet na polecenie obrotu wymuszone w opcjach.
Podsumowanie
Koncepcja Oyo jako polskiego Kindle'a, a zarazem taniej konkurencji dla eClicto bardzo nam się spodobała, ale sposób jej realizacji – już nie. O ile czytnik jest solidnie wykonany, to sposób jego działania budzi wiele zastrzeżeń. Z jednej strony niska cena i brak dodatkowych funkcji sprawiają, że mógłby on zostać uznany najlepszym czytnikiem w pierwszej z określonych na początku kategorii, ale zbyt ciemny ekran sprawia, że nie możemy go szczerze polecić wszystkim Czytelnikom.
Szkoda też, że Empik nie dostarcza wraz z Oyo zestawu darmowych książek, tylko same ich próbki, a funkcja przeglądarki internetowej została ograniczona do stron dostawcy.
Warto też dodać, że Oyo można samodzielnie pobawić się w niektórych salonach Empiku, ale zalecamy uzbrojenie się w cierpliwość.
Iriver Cover Story
Cover Story to najnowszy czytnik książek elektronicznych firmy Iriver. Jako jeden z nielicznych na rynku ma pokrywkę, która pozwala zakryć wyświetlacz. Jest ona mocowana magnetycznie, dzięki czemu łatwo ją założyć i trudno zgubić, mimo że nie ma żadnych zatrzasków.
Cover story wygląda całkiem ładnie i jest solidnie zbudowany. Z przodu ma jedynie prosty joystick, który pełni rolę przycisków menu i służy do przełączania stron. Na krawędziach czytnika znajdują się: wyłącznik, przycisk menu i zmiany głośności oraz złącza kart SD i mini-USB, zakryte gumową zatyczką. Na tylnej ściance umieszczono podłużny głośniczek.
Po zdjęciu pokrywki można ją z łatwością przyczepić do tylnej strony obudowy, również na magnes.
Cover Story ma zintegrowany rysik wsuwany w krawędź obudowy. Panel dotykowy pozwala jednak korzystać z urządzenia także za pomocą palców.
Iriver Cover Story ma 2 GB wbudowanej pamięci flash.
Funkcje
Cover Story nie tylko odczytuje pliki, ale także umożliwia szkicowanie, tworzenie notatek tekstowych z użyciem klawiatury ekranowej oraz notowanie na książkach lub ich wycinkach. Główne menu jest dostępne w dwóch wersjach, przy czym obie są dosyć ładnie wykonane. Ponadto Cover Story daje użytkownikowi wybór, czy barwy wczytywanych obrazków mają być wyświetlane po kwantyzacji do kilku odcieni szarości, czy też ma wprowadzać dithering w celu zwiększenia liczby dostępnych odcieni.
Dodatkowe funkcje czytnika to odtwarzanie muzyki, dyktafon o trzech poziomach jakości dźwięku i słownik języka angielskiego. Ze słownika korzysta się za pomocą klawiatury ekranowej.
Sposób użytkowania
Czytnik obsługuje się bardzo wygodnie, zarówno rysikiem, jak i palcami. Przyciski są na tyle duże, że nie ma problemu z trafianiem w nie opuszkami. Rysik działa precyzyjnie, dzięki czemu wykonywane szkice niewiele będą odbiegać od zamierzeń autora.
Producent zastosował bardzo intuicyjny interfejs dotykowy, który usprawnia przerzucanie stron w książkach. Zamiast naciskać na podłużny dżojstik, wystarczy lekko dotknąć ekranu palcem lub rysikiem po lewej lub prawej stronie wirtualnej kartki. Dotknięcie na dole lub górze strony uruchamia menu, za pomocą którego można stworzyć wycinek lub dopisać coś na czytanej książce.
Głośnik zamontowany w obudowie trudno nazwać dobrym, ale do odsłuchiwania audiobooków jest w zupełności wystarczający.
Niestety, największą wadą tego czytnika jest wyświetlacz, który teoretycznie powinien być jego główną zaletą. Zastosowany ekran dotykowy (prawdopodobnie rezystancyjny) ma szereg folii nałożonych na jego powierzchnię. Niestety, znacząco pogarszają one czytelność tekstu, gdyż odbijają światło. W czytniku nie można się przejrzeć, ale bez problemu widać kolory i kształty obiektów z otoczenia. W efekcie dobrze się czyta tylko wtedy, gdy dookoła nie ma punktowych źródeł światła. W przeciwnym razie czytelność obrazu jest tylko trochę lepsza niż w przypadku tradycyjnego wyświetlacza LCD, choć należy pamiętać, że elektroniczny papier i tak mniej męczy oczy.
Warto też dodać, że Iriver szybko reaguje na polecenia. Praktycznie każdy przycisk po dotknięciu jest przez chwilę pokazywany jako zaznaczony, dzięki czemu wiadomo, że polecenie zostało przyjęte. To, że trzeba poczekać na jego wykonanie, to kwestia drugorzędna.
Podsumowanie
Iriver Cover Story to urządzenie bardzo przyjemne w użytkowaniu. Ma wygodny, względnie szybki interfejs i jest porządnie wykonany. Otwiera wszystkie podstawowe formaty oraz m.in. arkusze Excela. Niestety, sposób, w jaki traktuje PDF-y, sprawia, że niewygodnie się je powiększa, a mały ekran bardzo utrudnia czytanie komiksów.
Gdyby nie ekran, na którym pojawiają się refleksy, moglibyśmy ocenić ten czytnik bardzo dobrze w pierwszej z omówionych we wstępie kategorii. Niestety, tekst czyta się niezbyt wygodnie, dlatego nie możemy go polecić.
Iriver Story
Story to starszy z czytników Irivera. Jako jeden z niewielu wyposażony jest w klawiaturę, przez co jego obudowa jest najdłuższa ze wszystkich testowanych urządzeń. Na brzegach znalazły się dodatkowo cztery przyciski „nawigacyjne”, a na dolnej krawędzi umieszczono wyłącznik, złącze słuchawkowe i gniazda SD i mini-USB. Z tyłu znajduje się podłużny głośniczek.
Iriver Story dobrze leży w dłoni, a dzięki dłuższej obudowie można go wygodnie trzymać bez zasłaniania palcem ekranu. Niestety, jest on gorzej wykonany niż pozostałe czytniki – obudowa trzeszczy praktycznie za każdym razem, gdy się go chwyci. Poza tym egzemplarz, który dostaliśmy do testów, był miejscami nieco pożółkły i przybrudzony, więc jak podejrzewamy, przeszedł już przez wiele rąk. Nie wpłynęło to jednak na jego funkcjonowanie.
Iriver Story ma 2 GB wbudowanej pamięci flash.
Funkcje
Jako jedyny z omawianej grupy czytników, Story nie ma ekranu dotykowego, przez co jego funkcje są ograniczone. Pozwala jedynie na czytanie książek i komiksów, słuchanie muzyki, tworzenie notatek oraz może pracować jako dyktafon. Dodatkowo wbudowano mu kalendarz, w którym można planować zadania na kolejne dni. We wszystkich tych kategoriach, z wyjątkiem samego czytania książek, Story znacząco ustępuje większości nowoczesnych telefonów komórkowych.
Sposób użytkowania
Czytanie książek na Iriver Story jest wygodne. Ekran jest całkiem jasny i bardzo czytelny, a całość wygodnie trzyma się w dłoni, szczególnie w ułożeniu poziomym. Przyciski „nawigacyjne” są intuicyjnie rozmieszczone, co więcej, producent sprawił, że można użyć licznych klawiszy klawiatury, by jednym ruchem wydać wiele poleceń. Niestety, są one zupełnie mylnie oznaczone, a najbardziej problematyczne jest to, że pełnią różne role w zależności od formatu otwartego pliku. Przykładowo w niektórych dokumentach do zmiany orientacji ekranu używa się klawisza po lewej stronie od spacji. Został on oznaczony ikonką, która symbolizuje obrót ekranu. Niestety, w większości dokumentów nie działa, wtedy do obracania ekranu należy użyć... spacji.
Problematyczne jest również powiększanie. Byłoby wygodniej, gdyby w obrębie klawiatury zmieszczono jeden przycisk powiększania i jeden pomniejszania i sprawiono, by każdorazowe ich naciśnięcie, odpowiednio, powiększało lub pomniejszało czcionkę lub obraz. Zamiast tego jest jeden przycisk, który powoduje wyświetlenie kilku lup o różnej wielkości, z których za pomocą kursorów trzeba wybrać tę właściwą, a następnie potwierdzić wybór, wciskając Enter. Liczba lup jest różna w zależności od formatu pliku, a w przypadku PDF-ów w lewym górnym i prawym dolnym rogu ekranu zamiast lup pojawiają się dwa rogi służące do ustalenia miejsca, które zostanie powiększone do rozmiaru wyświetlacza.
Funkcja notatnika działa tak sobie, gdyż klawiatura reaguje na polecenia zbyt wolno, by osoba wprawnie pisząca na komputerze mogła wygodnie z niej korzystać.
Podsumowanie
Iriver Story przypadł nam do gustu jako czytnik książek, ale nie do końca. Wygodnie się go używa tylko wtedy, gdy książki są tego samego formatu. Po jego zmianie inaczej działają niektóre przyciski, co jest mylące. Naszym zdaniem to właśnie ten model najlepiej leży w dłoni, ale jakość wykonania jest najniższa z całej stawki. Trzeszcząca obudowa sprawia, że trudno się nim pochwalić przed znajomymi.
Czytnik ten całkiem nieźle oceniamy w pierwszej z określonych na początku kategorii, w drugiej – bardzo nisko.
Onyx Boox 60
Boox 60 zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych czytników, bo standardowo dostarczany jest wraz z futerałem wykonanym ze skóropodobnego materiału. Robi przez to wrażenie naprawdę porządnego produktu – i nieco przypomina notes.
Po wyjęciu czytnika z okładek okazuje się, że jakość wykonania obudowy nie budzi prawie żadnych zastrzeżeń. Miejscami spasowanie elementów wydaje się nieidealne, ale trzymają się mocno razem, więc trudno zauważyć te niedociągnięcia. Tył obudowy jest przyjemnie chropowaty w dotyku – przypomina skórkę twardej brzoskwini.
Oprócz wyświetlacza na froncie obudowy znajdują się przyciski „nawigacyjne” i niebieska dioda LED. Tych przycisków jest dziewięć i są ułożone dosyć intuicyjnie, jak na tak dużą liczbę opcji. Z lewej strony umieszczono przełącznik do uruchamiania sieci bezprzewodowej. Przesuwa się go niewygodnie, a do tego nie ma się pewności, czy zadziałał, ma bowiem ma bardzo mały skok, mimo że miejsce pozwala na większy.
Na dolnej krawędzi czytnika znalazły się złącza: słuchawkowe, mini-USB i kart SD, a także przyciski do zmiany głośności i wyłącznik.
W górnej krawędzi umieszczono rysik, który jest niezbędny do korzystania z wbudowanego ekranu dotykowego.
Onyx Boox 60 ma tylko 512 MB wbudowanej pamięci flash. Być może z tego powodu producent dostarcza dwie wersje firmware'u, z czego jedną okrojoną, pozbawioną słowników i modułu Ivona.
Funkcje
Onyx Boox 60 to prawdziwy „kombajn” w porównaniu z pozostałymi czytnikami. Obsługuje więcej formatów, a połączenie dużej liczby przycisków i ekranu dotykowego sprawia, że udało się zaimplementować w nim bardzo wiele funkcji.
Oprócz tego, że pozwala przeglądać książki i komiksy, ma wbudowany notatnik, szkicownik, słownik i przeglądarkę internetową.
Każda z funkcji Booksa jest nieco bardziej rozbudowana niż w przypadku pozostałych czytników. Przykładowo czcionkę tekstu można powiększyć (jeśli format na to pozwala) w zakresie 100–500% ze skokiem co 25%. Niezależnie powiększyć można cały dokument: od 75% do 200% ze skokiem co 25%, lub wybrać z menu opcję powiększenia o 300%, 400%, do całej strony, do szerokości lub wysokości strony albo też ręcznie zaznaczyć rogi obszaru, który ma być wyświetlany.
Urządzenie umożliwia tworzenie adnotacji w tekście i wyszukiwanie w słowniku słów z książki przez ich zaznaczanie. Ponadto w menu pojawia się funkcja czytania książek na głos za pomocą syntezatora głosu Ivona. Niestety, pomimo że próbowaliśmy z niej skorzystać na kilka sposobów, z użyciem wielu różnych plików, nigdy nie usłyszeliśmy, jak Ivona czyta powieść. Jedyne, co było słychać, to chwilowy szum w słuchawkach, typowy dla sytuacji, gdy urządzenie na moment włącza układ dźwiękowy.
Boox urzekł nas za to przeglądarką internetową, która w odcieniach szarości prezentowała nam zasoby internetu. Działa ona znacznie sprawniej, niż się spodziewaliśmy, choć topornie w porównaniu z przeglądarkami nawet w prostych telefonach komórkowych, ale 6-calowy wyświetlacz sprawiał, że strony czytało się całkiem przyjemnie. A do czarno-białych witryn polscy internauci już chyba zdążyli się przyzwyczaić, a to dzięki licznym żałobom narodowym.
Sposób użytkowania
Boox 60 działa dosyć sprawnie i jest wygodny w użytkowaniu. Dopracowano w nim liczne drobiazgi, które utrudniają korzystanie z innych czytników. Przykładowo Onyx Boox 60 pozwala na przewijanie strony internetowej lub kartki książki o dowolną długość, zależnie od długości ruchu rysika po ekranie, a ponieważ działa to względnie szybko, strony internetowe i pliki PDF z obrazkami czyta się całkiem wygodnie.
Czytnik szybko reaguje na polecenia, błyskawicznie wyświetlając na środku ekranu animowany zegar, który potwierdza, że polecenie zostało przyjęte.
Boox dobrze leży w rękach, choć nie jest lekki. Dostarczany w zestawie futerał sprawia, że trzyma się go pewniej, dzięki czemu ręka mniej się męczy. Warto też dodać, że sam wyświetlacz był odrobinę jaśniejszy niż w przypadku produktów Irivera, ale nie na tyle, by to był powód, aby wybrać właśnie ten model.
Boox ma też trochę wad. Najmniej znaczącą jest to, że ekran dotykowy nie reaguje na dotyk palcami. A sam rysik jest mniej dokładny niż w przypadku Cover Story Irivera, co jest szczególnie zauważalne przy krawędzi wyświetlacza. Pomimo licznych prób ani razu nie udało nam się tak skalibrować piórka, by zlikwidować nieliniowość w wykrywaniu dotyku na krawędziach. W efekcie szkice wykonywane za pomocą Booksa były znacznie mniej dokładne od rysowanych na Cover Story. Trzeba jednak zaznaczyć, że rozmiar przycisków umieszczonych na krawędziach ekranu jest na tyle duży, że nie sprawiają problemu. Poza tym prawie wszystkie funkcje można uruchomić z użyciem mechanicznych przycisków „nawigacyjnych”.
Inną wadą Onyksa jest duży pobór energii. Początkowo mieliśmy problem z jego włączeniem, gdyż przy każdej próbie działał tylko tak długo, jak trzymaliśmy wciśnięty przycisk zasilania. Po jego puszczeniu urządzenie się wieszało, a następne wciśnięcie rozpoczynało uruchamianie czytnika. Po naładowaniu problem znikał, ale do czasu. Wystarczyło, że sprzęt poleżał kilka godzin „wyłączony”, i znów musieliśmy trzymać przycisk zasilania lub na nowo ładować akumulator. Okazało się, że pozostawialiśmy czytnik w trybie wygaszenia, zamiast całkowicie go wyłączyć. Zużywa on wtedy znacznie więcej energii niż pozostałe modele. Po drugie, duże zużycie energii powodowane jest też przez interfejs Wi-Fi, którego na początku nie umieliśmy świadomie wyłączyć ani włączyć.
Podsumowanie
Wydaje się, że producent Booksa 60 chciał z niego zrobić tablet, co częściowo mu się udało. W kategorii „urządzenie multimedialne z czytnikiem książek elektronicznych” Onyx zdecydowanie pokonuje rywali, choć czarno-biały ekran i względnie wolne działanie sprawiają, że jest tylko namiastką prawdziwego wielofunkcyjnego sprzętu.
W kategorii „czytnik powieści” pomimo wygodnych funkcji powiększania i wyświetlania tekstu Boox 60 wypada słabo, głównie ze względu na cenę i ponadprzeciętny czas włączania się. Przy tym trochę brakuje możliwości obsługi palcem.
A zwycięzcą jest...
A zwycięzcę trudno wskazać. Na pewno Onyx Boox 60 jest najbardziej zaawansowanym urządzeniem z przetestowanych, ale jego cena sprawia, że mało który wielbiciel książek się na niego skusi.
Zupełnie inny jest Oyo, który ceną zachęca. 650 zł jest do przyjęcia dla znacznie większej liczby osób niż 900–1000 zł, za które sprzedawana jest większość czytników. Niestety, ciemny ekran sprawia, że nie możemy z czystym sumieniem polecić tego produktu nawet tym, którzy chcieliby tylko pochłaniać powieści. Testując go zimą, gdy słońce szybko zachodzi, czuliśmy, że musimy wytężać wzrok, by przeczytać drobny tekst. Do tego Oyo bardzo szybko irytuje powolnością działania.
Oba Irivery to rozwiązania pośrednie. Ciekawszy i lepiej wykonany Cover Story ma ekran dotykowy, który powoduje zdecydowanie zbyt duże refleksy. Wygodniejszy w trzymaniu Story trzeszczy, łatwo się brudzi i ma mało dodatkowych funkcji.
Omawiając czytniki książek elektronicznych, warto wspomnieć o eClicto, testowanym przez nas niemal rok temu. Okazuje się, że był znacznie gorzej wykonany niż właśnie omówione przez nas produkty, a do tego miał mniej funkcji niż Oyo czy Story. Ale miał tę zaletę, że był lekki. Podczas gdy trzy z przedstawionych w artykule modeli ważą ok. 280 g (Oyo jest o 40 g lżejszy), masa eClicto to zaledwie 174 g. I da się to odczuć. Kilka godzin trzymania cienkiego czytnika w jednej dłoni sprawia, że ta zaczyna boleć. Trzeba, niestety, nieco poćwiczyć, by mięśnie przestały się męczyć, ale nawet pod koniec testów odczuwaliśmy dyskomfort po dłuższym trzymaniu tych urządzeń w ręku.
Należy przy tym dodać, że wygoda trzymania zależy także od rozkładu masy i grubości samego czytnika. Im jest grubszy i im więcej jest miejsca na dłoń, tym mniej się ona męczy.
Na koniec warto przypomnieć, że czytniki książek elektronicznych to nie tablety, a zastosowanie elektronicznego papieru jako wyświetlacza sprawia, że nie mogą konkurować w innych zadaniach z modelami wyposażonymi w LCD lub OLED.
Do testów dostarczył: Empik
Cena w dniu publikacji (z VAT): 649,49 zł
Do testów dostarczył: Iriver
Cena w dniu publikacji (z VAT): 999 zł
Do testów dostarczył: Iriver
Cena w dniu publikacji (z VAT): 799 zł
Do testów dostarczył: Onyx
Cena w dniu publikacji (z VAT): ok. 1200 zł