Słowo wstępu
Po wielu latach oczekiwań wreszcie ukazała się gra, która ma szansę na długo zapaść w pamięci wielu graczy. Uniwersum Aliens versus Predator na przestrzeni latrozrosło się do całkiem pokaźnych rozmiarów. Rok 1979 został bardzo dobrze zapamiętany przez Hollywood w dużej mierze za sprawą reżysera Ridleya Scotta oraz rzeźbiarza H.R. Gigera, którzy wspólnymi siłami powołali do życia wyjątkową istotę pozaziemskiego pochodzenia. Giger stworzył model ksenomorfa, a Scott uczynił film Obcy: Ósmy pasażer Nostromo kultowym. Od tego czasu minęło już trzydzieści jeden lat. Ciężko uwierzyć, prawda? Jest jeszcze postać Predatora – galaktycznego łowcy, który z lubością oddaje się polowaniu na najgroźniejsze stworzenia zamieszkujące nawet bardzo odległe planety. Doczekał się on niemałego rozgłosu po filmie Predator, w którym wystąpił Arnold Schwarzenegger.
Przez trzydzieści lat doczekaliśmy się czterech filmów poświęconych Obcemu oraz dwóch z Predatorem. Następne dwie produkcje pokazują zmagania obydwu ras w środowisku zamieszkałym przez ludzi, którzy dziwnym trafem zawsze znajdą się tam, gdzie nie powinni. Najwyraźniej mamy we krwi uprzykrzanie sobie życia – albo zwykły niefart. Filmy to zaledwie ułamek całego uniwersum, które obejmuje ogromną liczbę komiksów oraz gier komputerowych i konsolowych. Najpopularniejszą z tych, w których tematem przewodnim jest wojna pomiędzy Predatorem a Obcym, była wydana w 1999 roku Aliens versus Predator. Dzieło studia Rebellion pozwalało wcielić się w jedną z trzech dostępnych ras. Bardzo mocną stroną gry okazał się jej klimat, wszechobecny niepokój. Palpitacje serca wywoływane przez dźwięki osobistego skanera to jedno z tych doznań, o których się nie zapomina. Aż się łezka w oku kręci...
Dwa lata później przyszła kolej na część drugą, wyprodukowaną przez studio Monolith, znane przede wszystkim z takich gier, jak Blood oraz Blood 2: The Chosen. Pod względem klimatu nie odbiegała znacząco od pierwszej. Bardzo dużym plusem obydwu części była możliwość wcielenia się we wszystkie trzy strony konfliktu: ludzi, obcych oraz łowców. Minęło dziewięć lat i Rebellion ponownie postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce. Najnowsza część serii nie jest ściśle powiązana z wydarzeniami, które miały miejsce w poprzednich grach i w filmach, ale pojawiają się w niej niektóre charakterystyczne postacie, miejsca, bronie itp. Gracz może wcielić się w dowolną postać już na samym początku, ale komputer sugeruje rozpoczęcie gry jako żołnierz, żeby zachować ciągłość fabuły.
Fabuła gry jest nieszczególnie wyszukana, żeby nie powiedzieć: oklepana, ale na pewno nie jest jej słabą stroną. Po prostu nie da się za wiele tu wymyślić. Każda z dostępnych postaci ma swoją misję do spełnienia. Wcielamy się w żółtodzioba (ang. rookie) z oddziału marines, który przybywa do bazy naukowej na bliżej nieokreślonej tropikalnej planecie. Standardem w produkcjach tego typu jest wyjątkowo szybkie odseparowanie gracza od oddziału. Sam jak palec, żołnierz jest zmuszony odszukać pozostałych kompanów. Już na samym początku dowiadujemy się, że teren jest opanowany przez wszędobylskie ksenomorfy, czyli Obcych.
Ludzie zwalczają ksenomorfy, te w obronie ula walczą z ludźmi, a drapieżcy przywędrowali w imię łowów: polują na wszystko, co nie należy do ich gatunku. Za całe zamieszanie odpowiedzialna jest korporacja Weyland-Yutani, której założyciel ubzdurał sobie, że Obcych da się oswoić i wytresować, chociaż nie to jest jego głównym celem. W interesie ksenomorfa prowadzonego przez gracza jest udowodnienie pracownikom korporacji, jak bardzo się mylą. Gra drapieżcą sprowadza się do tego co zwykle, czyli mordowania w imię sportu narodowego. Gracz niezależnie od wybranej rasy dopiero musi dowieść swoim pobratymcom, że potrafi polować. Dodatkowo okazuje się, że na tropikalnej planecie, na której rozgrywa się cały dramat, zostaje odkryta piramida będąca reliktem przeszłości drapieżców. Ludzie nie mogą się dowiedzieć o sekretach łowców, a gracz ma tego dopilnować. Pora wybrać się na polowanie.
Obcy, drapieżnik lub żołnierz
Po raz kolejny są dostępne trzy postacie. Najbardziej standardową jest żołnierz oddziału marines, któremu zachciało się przynależności do elity. Z takim wyborem wiążą się konsekwencje, jak choćby właśnie walka z ksenomorfami. Są to główni wrogowie naszego wojaka, ale zdecydowanie nie jedyni, więc trzeba mieć oczy dookoła głowy. W poszczególnych miejscach napotkacie masę pustych jaj, które sugerują dwie rzeczy: więcej ksenomorfów albo jeszcze więcej facehuggerów – do wyboru, do koloru. Znane powiedzenie: co nas nie zabije, to nas wzmocni, nie ma racji bytu w najnowszej grze studia Rebellion, ponieważ przez większość czasu jesteśmy zewsząd atakowani. Granie żołnierzem daje masę frajdy, ponieważ boimy się tak samo jak dekadę temu. Teraz to wszystko jest dużo bardziej rzeczywiste i namacalne za sprawą lepszej oprawy audiowizualnej. Po raz kolejny głupawo wpatrywaliśmy się w skaner, chociaż podobnie jak kiedyś nikły z niego pożytek. Zdecydowanie lepiej jest zaufać własnym oczom, latarce oraz flarom, które są najwyraźniej magiczne, bo się nie kończą. Warto na nich polegać, bo na wyższych poziomach trudności światło to nasz największy sojusznik. Ciekawie rozwiązano kwestię zdrowia ludzkiego bohatera. Pasek życia został podzielony na trzy części, które się regenerują do pewnego poziomu w zależności od tego, jak bardzo zostaliśmy uszkodzeni. Możemy nosić przy sobie również trzy stimpacki i uzupełniać nimi nadwątlony stan zdrowia, ale nie ma ich za wiele. Wyższe poziomy trudności to inna bajka – tam zazwyczaj dwa szybkie ciosy przeciwnika unieszkodliwiają nas na amen. Naprawdę nie jest lekko. Do rozgrywki żołnierzem nie możemy się przyczepić, ponieważ mieliśmy nadzieję, że po raz kolejny poczujemy się jak intruzi i teoretycznie najsłabsza z dostępnych ras. Tak też się stało.
Gra Obcym to drugi etap gry. Numer Sześć to ksenomorf, w którego się wcielamy. Został wyhodowany w warunkach laboratoryjnych, był przy tym ulubioną maskotką pana Weylanda, czyli założyciela całej korporacji. Po raz kolejny głosu i wizerunku użyczył Weylandowi Lance Henriksen. Dobrze, że niektóre rzeczy się nie zmieniają, bo bez niego czegoś by brakowało. Szóstka nie odbiega od pozostałych przedstawicieli swojej rasy. Jest to stworzenie gwałtowne, bezlitosne i zdecydowanie nadpobudliwe. Uciekamy z laboratorium w pięknym stylu, a naszym zadaniem jest to co zwykle, czyli mordowanie ludzi i unikanie ich broni automatycznej. Gra Obcym to korzystanie w głównej mierze z dobrodziejstw ciemności i wykorzystywanie wrodzonych umiejętności. Szybkość to jego główny atut. Szóstka może poruszać się po praktycznie każdej powierzchni, chociaż w porównaniu z poprzednimi częściami gry sterowanie ksenomorfem jest dużo bardziej toporne. Nie jest to duża wada, ale skuteczna gra tym stworzeniem wymaga treningu, jeżeli ktoś zamierza toczyć wirtualne boje z innymi graczami. Kwestia zdrowia ksenomorfa została rozwiązana wyjątkowo logicznie: autoregeneracja to spory atut, pod warunkiem że nie damy się zabić za szybko i zdążymy się wycofać. Szóstka jest wyjątkowo mało odpornym stworzeniem, ale zlikwidowanie największego twardziela nie jest dla niego dużym problemem.
Kampania Obcego jest najkrótszą ze wszystkich. Jest też sporo sytuacji, w których możemy uniknąć walki i przemknąć bezpośrednio do punktu kontrolnego, pozostając niezauważonym. O miejscu, do którego mamy się udać, informuje nas duża strzałka. Nie jesteśmy zwolennikami takich rozwiązań, ale cóż – to ostatnio modny dodatek do najróżniejszych gier. Najważniejszą pomocą dla Obcego w walce z innymi jest jego „radar”, który pozwala mu wykrywać przeciwników znajdujących się np. za ścianą. Ksenomorf widzi obrys sylwetek stanowiących zagrożenie i może odpowiednio przygotować się do walki, zajmując dogodną pozycję. Aby zwrócić uwagę przeciwnika, Obcy może również syczeć, ale z tej umiejętności rzadko się korzysta.
Po Predatorze spodziewaliśmy się skutecznej walki z ukrycia i na dystans. Tak też było, ponieważ postać drapieżcy została zmieniona tylko nieznacznie w stosunku do poprzednich dwóch części gry. Głównym atutem Predatora w walce z ludźmi jest możliwość kamuflażu, który jest aktywny dopóty, dopóki nie zaatakujemy. Rozwiązanie jest niezłe, ponieważ tym razem nie kosztuje nas to energii, więc Predator w pełnej krasie jest rzadkim widokiem podczas gry wieloosobowej. Dodano mu również jedną dodatkową umiejętność, pozwalającą odwracać uwagę ludzi. Wystarczy wskazać miejsce, w którym ma się pojawić źródło dźwięku, i zaznaczyć osobnika, na którego ma mieć ono wpływ. Po chwili widzimy, że człowiek przemieszcza się w zaplanowanym kierunku, po czym możemy go zlikwidować według swojego widzimisię. Jest to dobry sposób na rozdzielanie grup trzech i więcej żołnierzy, a takie się trafiają. Predator zyskał też umiejętność skakania na znaczne odległości, ale w dosyć ograniczonym stopniu, jeżeli chodzi o miejsca docelowe. Jest też klawisz pozwalający osiągnąć skupienie. Wówczas nasz łowca będzie mógł wybrać miejsce, w które zamierza się dostać skokiem. A skoki bywają momentami wyjątkowo karkołomne. Nie da się do woli skakać za pomocą jednego przycisku, co uważamy za strzał w kolano każdego, kto zamierza grać postacią Predatora w trybie gry wieloosobowej. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Po raz kolejny amunicją gracza jest energia, którą możemy pozyskiwać z określonych urządzeń ziemskiego pochodzenia, co jest całkiem sprytnym posunięciem.
Podsumowując, rasy są wyjątkowe, wyjątkowo ciekawe i każdy bez problemu znajdzie swoją ulubioną. Największą wadą jest długość rozgrywki. Kampania żołnierza jest zdecydowanie najdłuższa, ale można ją ukończyć w trzy godziny. Pozostałe dwie rasy to w sumie dodatkowe cztery godziny, czyli mniej więcej tyle, ile obecnie trwa rozgrywka w grach tego typu. Nie jesteśmy tym zaskoczeni, ale po ponad trzydziestogodzinnej Mass Effect 2 siedem godzin to zdecydowanie mało. Wzięliśmy jednak poprawkę na to, że Aliens versus Predator to gra, której mocną stroną ma być tryb wieloosobowy. Jak wiadomo, to często dodatkowe setki godzin. Rozgrywka dla pojedynczego gracza jest wyjątkowo klimatyczna i intensywna, a o to przecież chodzi. Esencją gry nie jest rzeźnia – pacyfikowanie setek Obcych itp. To gra, której główną zaletą jest nastrój grozy i niepewności. Na to czekaliśmy i to otrzymaliśmy.
Walczymy, walczymy „dzielnie”
Narzędzia mordu rozpozna większość osób, które grały w poprzednie części gry. Jako marine zostaliśmy zaopatrzeni w typowe zabawki, czyli głównie broń palną. Podstawową bronią jest pistolet, który jest „magiczny” podobnie jak flary. Alternatywny tryb to wystrzelenie trzech pocisków naraz, co pozwala np. skutecznie pozbawić obcego nogi. Im dalej w las, tym więcej żelastwa. Podstawową, kultową bronią jest karabin impulsowy, który ma dodatkowo magazynek zdolny pomieścić cztery sztuki granatów. Do wartości tej broni nie trzeba nikogo przekonywać, bo celnie ulokowany granat rozrywa wszystkie istoty w pobliżu, ale niecelny wystrzał w okolicę swoich nóg to pewna śmierć. Potkniecie się wiele razy o shotguna, który jest bronią niezwykle przydatną w walce na krótki dystans. Alternatywny strzał to dwa pociski naraz, czyli akurat tyle, ile potrzeba, by ubić dorosłego ksenomorfa. Warto pamiętać, że ta broń działa na krótki dystans. Miotacz ognia okazał się mało przydatny przez większą część gry, ponieważ przeciwnicy byli odrobinę zbyt odporni na jego działanie. Alternatywny tryb to spryskanie terenu paliwem, które wypada podpalić, gdy sytuacja będzie tego wymagać. Automatyczny karabin snajperski to prawdziwe cacko, które zapewnia niezłą siłę ognia, ma lunetę oraz dodatkowo podświetla wroga. Amunicji do tej zabawki jest sporo, więc to najprawdopodobniej ona okaże się alternatywą dla karabinu impulsowego przez większą część gry. Ostatni śmiercionośny smakołyk to powrót do korzeni – smartgun. Broń ta na półdystansie jest niezrównana. Karabin celuje za nas i bardzo skutecznie rozczłonkowuje wrogów. Jedyne, co musimy zrobić, to skierować olbrzymi prostokątny celownik mniej więcej na wroga i naciskać spust. Alternatywny tryb wyłącza namierzanie, ale kto by z tego korzystał? Broń jest piekielnie skuteczna również podczas gry wieloosobowej, ale na szczęście autorzy zadbali o małą ilość amunicji oraz rzadkość występowania – prawidłowo, zabawka jest odpowiednio zbalansowana. Człowiek bardziej docenia tę pukawkę, gdy już się stanie jej posiadaczem. Ponadto broń ta zajmuje dwa miejsca w ekwipunku, zatem aby cieszyć się smartgunem, wyrzucamy wszystkie inne pukawki, pozostawiając sobie jedynie pistolet. Korzystając ze smartguna, nie możemy również biegać, a zanim lufa tego cacka rozkręci się na dobre, wprawny gracz może pozbawić nas głowy, więc warto o tym pamiętać. Arsenał żołnierza jest świetny. Bronie są odpowiednio zbalansowane, chłopak ma sensowną ilość życia, a gra nim daje dużo frajdy i emocji.
Gra ksenomorfem to drażliwy temat. Przez pierwszych kilkanaście minut ogarnia nas frustracja wynikająca z mało płynnych i mało dokładnych ruchów. Nie jest to bynajmniej kwestia odpowiedniej czułości myszy. Ksenomorf potrafi biec z zadziwiającą prędkością po naciśnięciu odpowiedniego guzika, ale gdy gracz tego nie robi, Obcy porusza się powoli, jak na swoją anatomię. Korzysta on z dwóch form ataku. Standardowe pacnięcie ręką jest wyjątkowo wolne w porównaniu z dwoma poprzednimi częściami gry, podobnie jak cios ogonem, który stanowi drugi atak stworzenia. Obcy musi polegać na swoim sprycie, szybkości oraz zdolności poruszania się po niemalże każdej płaszczyźnie, ale naszym zdaniem jest on odrobinę poszkodowany. Podczas starć w trybie gry wieloosobowej ksenomorfy nie mają lekkiego żywota, ale w trybie dla samotnego gracza jest dość łatwo.
Sporo zmian spotkało kosmicznego łowcę czaszek. Jego arsenał wyraźnie zmalał. Jest kultowe działko naramienne, skuteczne, ale zatrważająco „drogie” w użytkowaniu. Shoulder cannon korzysta z energii Predatora, a przy oszczędnym używaniu wystarczy jej na zaledwie kilka strzałów. Dodatkowo zabawa nim wiąże się z wykryciem gracza, ponieważ do celowania jest wykorzystywany laser umieszczony w hełmie drapieżnika. Broń jest skuteczna i dobrze, że korzystanie z niej jest mocno ograniczone przez amunicję. Następną zabawką jest dysk, który zadaje zadziwiająco małe obrażenia, ale gracz ma nad nim całkowitą kontrolę po rzucie. Dodatkowo nie musimy się martwić o szukanie go, ponieważ zawsze do nas wraca. Predator może również zostawić miny, które zadają kolosalne obrażenia agresorom, ale kosztują energię, dużo energii. Nie jest to broń typowo ofensywna, ale może uratować życie podczas ucieczki. Ostatnią zabawką, z której korzysta ulubieniec ksenomorfów, jest włócznia, przeznaczona tylko do rzucania. Broń ta zadaje ogromne obrażenia, ale czas lotu i jego precyzja pozostawiają wiele do życzenia. Atak włócznią na daleki dystans wiąże się z parabolicznym torem lotu, który zwiększa swoją amplitudę wraz ze wzrostem odległości rzutu. W praktyce wygląda to tak, że im dalej rzucimy, tym większa szansa, że włócznia zahaczy np. o sufit. Predator ma również odpowiednie tryby widzenia, które znacznie ułatwiają poszukiwania różnych przeciwników. Ponadto jako jedyny może wejść w tryb skupienia, przez naciśnięcie i przytrzymanie określonego klawisza. W tym trybie drapieżca, oprócz tego, że daleko skacze, automatycznie kieruje swoje naręczne ostrza na przeciwnika. Autonamierzanie działa w zależności od trybu wizji, który jest włączony. W tym wspaniałym trybie, jeśli wizja w hełmie będzie ustawiona na szukanie Obcych i trafi się jakiś ksenomorf, który zostanie namierzony, efekt może być następujący: Predator doskoczy do przeciwnika, ogłuszy go i zrani pierwszym uderzeniem, a potem następnym i następnym... Automatyczne „walenie z garści” to najprostsza i najskuteczniejsza metoda eliminowania wrogów zarówno w trybie jedno-, jak i wieloosobowym. To kolejny powód, dla którego ksenomorfy naszym zdaniem mają prze#$%^&e podczas zmagań z żywymi przeciwnikami. Nie ma róży bez kolców – i tak też jest w przypadku Predatora. Jak na takiego skurczybyka, jego odporność na obrażenia jest zatrważająco niska. Króciutka seria z karabinu impulsowego w zupełności wystarczy, aby wysłać go do krainy wiecznych łowów. W pierwszej części gry był to beton niemal nie do zarąbania, teraz nie jest wcale taki żywotny. Miło się nim gra, ale momentami fragi zdobywa się aż za prosto.
Ważnym elementem rozgrywki jest walka wręcz, którą warto mieć opanowaną głównie w trybie wieloosobowym. Gdy gramy żołnierzem i atakuje nas obcy, w odpowiednim momencie pojawia się informacja, że możemy zablokować jego atak i wyprowadzić kontrę, która go zwali z nóg. Gdy tak się stanie, sprawa jest prosta: wypadałoby, aby nie żył, zanim będzie mógł się podnieść. Pozostałe dwie rasy to odrębna kwestia. Gra jest wyjątkowo brutalna, głównie dlatego, że w odpowiednich okolicznościach zarówno obcy, jak i drapieżca mogą przeprowadzać ataki kończące. W przypadku obydwu ras działa to w ten sam sposób: podejdź do przeciwnika, naciśnij klawisz E (przypisany domyślnie) i podziwiaj krwawą animację. To, co się dzieje wtedy na ekranie, po prostu trzeba zobaczyć. Obcy potrafi wgryźć się w głowę, oderwać ją, wbić pazury do oczodołów itp. Mało tego, korzysta również ze swojego ogona, wbijając go w ciało ofiary gdzieś tak pomiędzy pośladkami. Po chwili ostry koniec ogona wychodzi z głowy denata. Jest to niewątpliwie uczta dla fanów klimatów gore. Rzadko kiedy taka dawka brutalności jest serwowana tak dokładnie i powoli. Predator ma w sobie nieco więcej „wyrafinowania”. Potrafi złamać Obcego na kolanie, odciąć mu głowę, wyrwać język albo złamać kark. Człowiekowi może poderżnąć gardło, wyrwać głowę i wziąć ją sobie, uprzednio pobawiwszy się kręgosłupem, a to tylko część z jego rzeźnickiego repertuaru. Ciekawie się to ogląda, ale te animacje nie są szczególnie krótkie i mogą irytować po dłuższym czasie. Ponadto podczas wykonywania sekwencji kończącej nie możemy kompletnie nic zrobić z wyjątkiem podziwiania tej krwawej sceny. Przeciwnik może taką sytuację wykorzystać, a wówczas, jeśli jest to tryb wieloosobowy, jest już po nas. Zgadza się, dzieje się tak nawet wtedy! Wiąże się z tym parę nieprzyjemnych kwestii, ale o tym za chwilę.
Miejsca w grze są ciekawe, ale powtarzalne. Podczas pokonywania gry solo każda z ras będzie odwiedzała sześć tych samych obszarów. To nie przeszkadza, gdy gra się pierwszy raz. Na późniejszym etapie rozgrywki gracz chcąc nie chcąc zaczyna zwracać uwagę na powtarzalność miejsc. Są one ładne i tworzą spójną całość, ale zabrakło paru dodatkowych zakątków do odwiedzenia. Ponadto zirytowało nas jedno miejsce, którym twórcy gry zachwycali się w filmach pokazowych. Predator był ukazany jako postać, która skokami poruszała się pomiędzy drzewami powyżej poziomu, na którym znajdowali się ludzie. Okazało się, że w całej grze jest zaledwie kilka drzew, pomiędzy którymi możemy się w taki sposób poruszać. Drzewa te mają grube gałęzie na odpowiedniej wysokości, którym w zasadzie brakuje tylko tabliczek z napisem „Predator – kolejny skok w tym miejscu”. Mogliśmy się spodziewać, że swoboda skoków będzie właśnie tak ograniczona. Wielka szkoda, że twórcy nie stworzyli bardziej rozbudowanej dżungli. Dodatkowo zirytowało nas to, że te wszystkie drzewa znajdowały się w wyjątkowo krótkim i wąskim wąwozie. Naprawdę chcielibyśmy pohasać łowcą tak jak w pierwszej części filmu Predator. Ale nie jest to gra typu piaskownica (ang. sandbox) i trzeba się z tym pogodzić.
Gra wieloosobowa
Tryb gry wieloosobowej to zdecydowanie powrót do starej szkoły. Mamy do czynienia z sieczką w trybie deathmatch albo drużynowy deathmatch, a to tylko dwie opcje spośród siedmiu dostępnych w grze. Autorzy postarali się o parę innowacyjnych rozgrywek, które całkiem nieźle pasują do uniwersum Aliens versus Predator. Tryb deathmatch nie wymaga szczegółowego opisu – jest to walka „każdy na każdego” i wygrywa ten, kto uzyska największą liczbę fragów. Musimy przyznać, że taka klasyczna walka okazała się emocjonująca. Dzieje się dużo, szybko i jest krwawo. Rozgrywki drużynowe zostały podzielone na te, w których toczy się wojna poszczególnych klas, i tradycyjną drużynową sieczkę bez ograniczeń co do rasy. Jest to zdecydowanie ciekawy sposób na udowodnienie, że wybrana rasa jest lepsza od dwóch pozostałych. „Predator Hunt” to rozgrywka, w której jeden gracz staje się Predatorem i zdobywa punkty tylko przez zabijanie innych graczy. Gdy ktoś ubije Predatora, sam się nim staje. Ten tryb nie spodobał się nam, ponieważ łowca ma względnie mało punktów życia, a sama gra nie jest szczególnie dynamiczna. „Przetrwanie” to odpieranie kolejnych fal ksenomorfów. Ten tryb jest dostępny także dla samotnego gracza, który może się w ten sposób sprawdzić w walce z hordami obcych. „Plaga” to rozgrywka, w której po mapie hasa jeden ksenomorf, a marines starają się go pokonać. Jeżeli Obcy pokona gracza, ten staje się ksenomorfem. Gra kończy się w momencie, kiedy wszyscy staną się Obcymi. Jest jeszcze „dominacja”, w której gracze mają za zadanie kontrolować poszczególne obszary danej mapy i za to otrzymują punkty. Tryby są całkiem niezłe, biorąc pod uwagę realia gry – nam bardzo się spodobał powrót do korzeni. Tak naprawdę zabrakło nam tylko popularnego trybu, w którym każdy z graczy rozpoczyna z określoną liczbą „żyć” i wygrywa ten, kto pozostanie na mapie jako ostatni. Nie uznajemy tego za istotną wadę, ponieważ trybów jest dostatek. Ostatnimi czasy rynek spłodził dosyć dużo strzelanek taktycznych z podziałem na klasy oraz zadaniami do wykonywania. Studio Rebellion postanowiło zdać się na stare i sprawdzone sposoby, a my jesteśmy zadowoleni. Wyobrażacie sobie Obcego grenadiera, szpiega albo medyka? My też nie, choć w wirtualnym świecie wszystko jest możliwe.
Pora powiedzieć o zbalansowaniu poszczególnych klas. Możemy śmiało stwierdzić, że jest prawie w porządku. Żywotność Predatora jest podejrzanie niska w porównaniu z poprzednimi grami. Nam to nie przeszkadza, ale niektórzy uznają, że łowca zdecydowanie za szybko ginie, zwłaszcza w konfrontacji z żołnierzem i jego podstawowym karabinem. Obcy wymaga intensywnego treningu ze względu na toporne sterowanie, ale w trybie gry wieloosobowej radzi sobie całkiem dobrze. Granie żołnierzem jest zdecydowanie najbardziej emocjonujące. Pomimo wyjątkowo skutecznego uzbrojenia do walki na dystans jest on bezbronny podczas bezpośredniego starcia z pozostałymi rasami. Przepis na sukces podczas gry żołnierzem to dostrzeżenie wroga szybciej, niż on nas zauważy. Łowca jest naszym zdaniem postacią, którą gra się najłatwiej. Pomijamy podświetlanie poszczególnych wrogów, które jest możliwe dzięki odpowiedniemu trybowi wizji. Predator może znikać, co się bardzo przydaje w walce z przeciwnikami ludzkiego pochodzenia. Poza tym może doskakiwać do wroga z naprawdę dużej odległości, więc w większości starć tego typu to właśnie on wygra. Każda z ras ma swoje dobre i złe strony i nie odnieśliśmy wrażenia, że jedna z nich ma dużą przewagę nad pozostałymi dwiema. Naszym zdaniem Obcy ma najcięższy żywot, ale kilka nadchodzących miesięcy pokaże, czy faktycznie tak jest.
Walka kilkuosobowa w Aliens versus Predator to wyjątkowo drażliwy temat. Do gry w kilka osób nie mamy żadnych zastrzeżeń, z wyjątkiem ciosów kończących Predatora i Obcego. Podczas gry jednoosobowej dwie rasy pozaziemskiego pochodzenia mogą wykańczać swoich wrogów przez zbliżenie się do nich od tyłu i naciśnięcie jednego przycisku, który pojawi się w odpowiednim momencie. Gdy tak się stanie, wówczas na zaatakowanej postaci zostanie wykonana egzekucja. To rozwiązanie w trybie dla wielu graczy nie spodobało nam się z kilku powodów. Po pierwsze, sekwencje kończące eliminują wroga automatycznie. Po drugie, czas trwania animacji jest na tyle długi, że ktoś może wykorzystać to, iż jesteśmy zajęci mordowaniem, i po chwili sami giniemy niejako od własnej broni. Po trzecie, nie możemy nic w tym czasie zrobić. Po czwarte, taka forma zabijania jest wyjątkowo łatwa i często sprowadza się do tego, kto kogo podejdzie i pierwszy zdąży wcisnąć magiczny guzik, więc umiejętności gracza schodzą na daleki plan. Często zdarza się (autentyczny przykład), że obserwujemy walkę pomiędzy Obcym a Predatorem i ten drugi likwiduje pierwszego przy użyciu jednego guzika. Wiele nie myśląc, sami podbiegamy do łowcy i pokonujemy go jego własną bronią, czyli jednym przyciskiem. Po chwili okazuje się, że także za nami ktoś już czekał w kolejce, żeby nam zrobić dokładnie to samo. Cała makabryczna scena trwa chwilę; trzy postacie giną tak naprawdę dlatego, że gracze potrafili podejść wroga jeden po drugim i zabić go jednym ruchem palca. Dzięki uprzejmości CD Projektu testowaliśmy grę również na konsolach. Nasze odczucia nie zmieniły się. Naszym zdaniem w „finisherach” jest za dużo automatyki, a za mało umiejętności gracza. Ale wielu graczy może uznać to za niezwykle udane rozwiązanie.
Podsumowując, kilkuosobowa walka jest dynamiczna, zapewnia odpowiednią ilość adrenaliny, a co najważniejsze, są tryby kluczowe dla tego typu gier. Mapy są klimatyczne i grywalne, choć jest ich mało, ale mamy nadzieję, że będą się pokazywały dodatki, które przyniosą nowe poziomy.
Uczta dla oka i ucha
Gra korzysta z silnika graficznego Asura. Istniały podejrzenia, że Asura jest w rzeczywistości pochodną silnika id Tech 4, ale studio id Software nie potwierdziło tej informacji. Wersja prasowa gry, która została nam udostępniona, nie obsługuje najnowszego zestawu funkcji API Microsoftu – DirectX 11. Zostaną one odblokowane dopiero po ukazaniu się gry, więc na razie możemy zapomnieć o teselacji i innych graficznych ciekawostkach. Gra wykorzystuje „zaledwie” zestaw funkcji API DirectX 9.0, ale... No właśnie, wygląda naprawdę bardzo dobrze.
Wiadomo nie od wczoraj, że gry, które są tworzone zarówno na konsolę, jak i na komputery osobiste, na pecetach często wyglądają kiepsko, poza tym grywalność jest gorsza. Najgorszą z możliwych opcji jest konwersja gry z konsoli na peceta. Zdecydowana większość takich produkcji spotyka się ze słabymi ocenami w prasie i krytyką graczy. Aliens versus Predator była tworzona na wszystkie platformy jednocześnie, ale nawet jeżeli to faktycznie konwersja, to twórcy bardzo się postarali.
Pierwsza rzecz, którą zauważa się już na samym początku, to tekstury w wysokiej rozdzielczości. Przez całą grę udało się nam wychwycić jedynie nieliczne przypadki kiepskiego oteksturowania obiektów. Broń niektórych żołnierzy podczas przybliżenia obrazu nie rzuca na kolana. Podobnie jest z wierzchołkami gór, które stanowią tło. Wspominamy o tym tylko dlatego, że grafika jest na tyle dobra, iż podczas rozgrywki w ogóle nie zauważaliśmy gorszych tekstur i zwróciliśmy na nie uwagę, przeglądając zrzuty ekranu. Poziomy są dobrze przemyślane, a poszczególne obiekty, takie jak: budynki, klaustrofobiczne korytarze, starożytne budowle, to kawał solidnej roboty. Nie możemy się przyczepić do dusznej i ciężkiej atmosfery, która panuje w zamkniętych pomieszczeniach, ale otwarte obszary odrobinę za bardzo ograniczają gracza. Najbardziej irytująca jest dżungla, która w istocie jest jedynie wąskim wąwozem.
Przedstawiciele poszczególnych ras są świetnie wymodelowani i widać, że grafikom pracującym w studio Rebellion chciało się przysiąść fałdów nad drobiazgami. Pomimo ładnego wymodelowania i pokaźnej liczby wielokątów (która zapewne dodatkowo wzrośnie za sprawą teselacji) postaciom brakuje kilku klatek animacji. W trybie przeznaczonym dla samotnego gracza jest bardzo dobrze. Skradający się Obcy to prawdziwa uczta dla oka. Nie ekscytujemy się byle czym, ale niezwykle płynny, świetny pod względem fizyki ogon ksenomorfa zrobił na nas spore wrażenie. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Rozgrywka wieloosobowa to inna para kaloszy. Odnieśliśmy wrażenie, że właśnie tam zaczęła szwankować animacja postaci. Spodobał się nam efekt poparzenia kwasem oraz fizyka zastosowana w grze, zwłaszcza całkiem niezły tzw. rag doll, czyli bezwładność martwego ciała, które reaguje na podłoże itp.
Najważniejszą cechą gry jest klimatyczna i mroczna oprawa graficzna. To właśnie dzięki niej gracz może się wczuć w postać. Oświetlenie poszczególnych miejsc jest znakomite. Autorzy gry nie zapomnieli dodać takich efektów graficznych, jak bloom, HDR, dynamiczne cienie, promienie słońca. Ba, nie zabrakło nawet wolumetrycznego dymu i wyjątkowo realistycznego ognia. Oprawa audio stoi na bardzo wysokim poziomie. Ścieżka dźwiękowa jest jedną z lepszych, jakie było nam dane usłyszeć w paru ostatnich latach. Instrumentalne kawałki doskonale budują nastrój grozy i uczucie niepokoju. Rozgrywka żołnierzem jest najbardziej intensywna pod względem napięcia, a dźwięki oraz muzyka powodują, że niektórzy naprawdę będą się bać.Nie mamy wątpliwości, że grafika to obok klimatu zdecydowanie najmocniejsza strona tej gry. Jest jeszcze za wcześnie, by móc stwierdzić, że jest ona przełomowa, ale silnik Asura nieprędko odejdzie w zapomnienie.
Galeria
Platforma testowa i parę słów o wydajności
Poniżej znajduje się konfiguracja, na której testowaliśmy grę Aliens versus Predator, oraz garść informacji dotyczących płynności obrazu w poszczególnych ustawieniach jakości.
Model | Dostarczył | |
---|---|---|
Procesor: | Core 2 Duo E8400 @ 4,05 GHz | Redakcyjny |
Płyta główna: | ASUS P5E | Redakcyjny |
Pamięć: | OCZ ReaperX DDR2 1000 MHz | Redakcyjny |
Karta graficzna: | HIS Radeon 5970 | |
Schładzacz procesora: | Arctic Cooling Freezer7 | Redakcyjny |
Dysk twardy – system: | Seagate Barracuda 7200.11 500 GB | Redakcyjny |
Dysk twardy – gry: | Seagate Barracuda 7200.11 320 GB | Redakcyjny |
Zasilacz: | Tagan Below Zero 800 W | Redakcyjny |
Monitor: | LG L245WP (24 cale, 1920×1200) | Redakcyjny |
Obudowa: | Antec Twelve Hundred | Redakcyjny |
Karta dźwiękowa: | ASUS Xonar Essence ST | asus.com.pl |
Zestaw głośnikowy: | Zestaw głośnikowy Logitech Z-5500 + okablowanie ProCab LS-25 | Redakcyjny |
Maksymalne ustawienia, jakie można włączyć w grze, to w przypadku naszej maszyny testowej: rozdzielczość ekranu 1920×1200, wygładzanie krawędzi ×16, włączona opcja ambient occlusion, bardzo wysoka jakość tekstur oraz wysoka jakość cieni. Podczas grania na najbardziej otwartej przestrzeni liczba klatek na sekundę wahała się od 25 do 45 w zależności od tego, czy walczyliśmy czy nie. W zamkniętej niedużej przestrzeni, jak korytarze laboratoriów, liczba ta wahała się od 52 do 78. Cały czas należy pamiętać o tym, że korzystaliśmy z prasowej wersji gry (DirectX 9.0), która nie pozwala zmierzyć wydajności po włączeniu teselacji. W najniższych możliwych ustawieniach graficznych i rozdzielczości 1680×1050 płynność animacji wahała się w granicach 45–122 kl./s. W bardziej klaustrofobicznym miejscu było to 60–95 kl./s. Gra nawet w najniższych możliwych ustawieniach wygląda całkiem nieźle. Możemy również założyć, że włączenie teselacji po ukazaniu się gry bardzo odczuwalnie wpłynie na wydajność.
Pora kończyć
Pora odpowiedzieć na pytanie, czy warto było czekać na grę Aliens versus Predator. Po ponad dekadzie otrzymaliśmy produkt dobry, ale zdecydowanie nie rewolucyjny, który ma też parę irytujących wad. Zdecydowanie mocną stroną gry jest grafika, naszym zdaniem po prostu świetna. Oprawa wizualna jest przykładem na to, że jak się grafikowi chce (albo się go dobrze opłaci), wrażenia gracza mogą daleko wykraczać poza zwykłe zadowolenie. Oprawa graficzna zawiera zaledwie kilka błędów, które mają tak marginalne znaczenie, że zdecydowana większość graczy nie zwróci na nie uwagi. Brawa należą się również osobom odpowiedzialnym za przygotowanie większości poziomów, chociaż nie możemy im darować tych paru brzydkich drzew, które mogły zostać zastąpione bardziej złożonymi obiektami – i w większej liczbie. Jegomość, który stoi za oprawą dźwiękową, jest naszym bohaterem. Osobnik ten bardzo subtelnie udowodnił nam, jak duży wpływ na rozgrywkę mają dźwięki oraz odpowiednia muzyka, a ostatnio nasza wiara w ten aspekt gier została mocno nadwyrężona.
Czas na wady. Przede wszystkim gra jest krótka. Zdążyliśmy przywyknąć do tego, że ostatnimi czasy producenci wykazują tendencję do produkowania gier, które można ukończyć w zaledwie kilka godzin. Przymknęlibyśmy oko na długość, gdyby nie to, że rozgrywka obcym to niespełna dwie godziny. Naszym zdaniem Obcy został potraktowany po macoszemu pod wieloma względami, a najbardziej odczuwalne jest to w sterowaniu, które nie jest tak płynne, jak byśmy sobie tego życzyli. Największa nadzieja w walce z żywym przeciwnikiem.
Z jednej strony mamy trzy rasy, dużo trybów rozgrywki oraz pokaźną liczbę narzędzi mordu. Z drugiej widać, że gra była tworzona tak, aby grało się „automatycznie”. Naprawdę nie mamy nic przeciwko prostocie rozgrywki, ale używanie jednego guzika i oglądanie kilkusekundowej animacji to naszym zdaniem chybiony pomysł. Finishery to sposób walki, który nie przypadnie do gustu starym wyjadaczom gier FPP.
Kupić czy nie kupić? Naszym zdaniem warto wydać niecałe sto złotych, bo to jedna z najładniejszych i najbardziej klimatycznych gier, jakie ukazały się na przestrzeni ostatnich paru lat. Gra ma swoje wady, ale dostarcza również masę frajdy. Gdy już przyzwyczajamy się do frustracji wynikającej z finishera, który właśnie został na nas wykonany, rozgrywka staje się naprawdę przyjemna i podnosi poziom adrenaliny. Przygoda przeznaczona dla pojedynczego gracza jest solidna i będziecie z niej zadowoleni, jeżeli przymkniecie oko na długość. Nawet jeżeli Aliens versus Predator okaże się grą, o której szybko zapomnicie, o silniku Asura usłyszycie jeszcze wiele razy. Gra pokazuje pazur tam, gdzie powinna: ocieka grozą, niepokojem. Jeżeli ktoś szuka mocnych wrażeń, powinien dać jej szansę. Łowy się rozpoczęły, a my życzymy Wam dużo szczęścia podczas rozgrywek sieciowych. Będzie wam ono potrzebne.
Do testów dostarczył: CD Projekt
Cena w dniu publikacji (z VAT): 99 zł