Trafność nazwy można rozpatrywać jeszcze inaczej i na tym polu posunięcie Ikonik wydaje się bardzo odważne. Bogini słynęła bowiem z urody, więc trudno odmówić sobie przyjemności omówienia wrażeń estetycznych. Trzeba przy tym pamiętać, że Zaria była również odpowiednikiem Wenus, Afrodyty w słowiańskiej mitologii. Oczekiwania można mieć zatem duże. Niestety, choć nadanie pudełkowatemu przedmiotowi ładnego wyglądu to rzecz bardzo trudna, to nawet pomimo tej okoliczności łagodzącej Ikonik Zaria urodą ewidentnie nie zdradza cech boskich. O gustach oczywiście się nie dyskutuje... ale tutaj trzeba zrobić wyjątek, skoro obudowa przywdziała imię najpiękniejszej spośród bogiń.
Front, czyli miejsce, które najczęściej służy projektantom do designerskich popisów, ciekawy jest tylko w dolnej części. Sylwetka w tym miejscu zgrabnie chudnie, a surowe, szczotkowane aluminium daje miły oku kontrast dla jasnego logo Ikonik oraz chromowanej linii w 1/5 wysokości panelu. Tutaj linia ta daje naprawdę interesujący efekt, szczególnie w miejscu, w którym rozwidla się i otacza podświetlany napis „Zaria”… niczym kobiece, umalowane oko.
Niestety, pozostałe dwa plastikowe elementy pomalowane na kolor chromu na szczycie i spodzie frontu psują efekt, bo sprawiają wrażenie tandetnych. Aluminiowe drzwiczki dodają co prawda klasy, ale są tak przytłaczająco duże i proste, że trudno uznać je za ozdobę. Prostota może być bowiem ładna, o ile nie jest toporna. Skorupa ta od wewnątrz ma na szczęście całkowicie matową fakturę, co ładnie kontrastuje z wykończoną na wysoki połysk powierzchnią panelu napędów optycznych. Ta właściwa część przedniego panelu skonstruowana ze sztywnego tworzywa prezentuje się ładnie i jest dobrej jakości. Podobnie nieźle wykonano zawiasy, na których osadzono drzwiczki – działają bardzo „kulturalnie”.
Za sprawą wspomnianego grubego płata aluminium front obudowy jest stosunkowo ciężki nie tylko wizualnie, ale również dosłownie. Tym bardziej martwi rozwiązanie mocowania panelu do konstrukcji obudowy. Całość trzyma się na sześciu delikatnych, bo cienkich i miękkich zatrzaskach… i również jakby odrobinę na słowo honoru. Czyszczenie przedniego filtra przeciwpyłowego jest możliwe jedynie po uprzednim zdjęciu tego panelu, więc każda taka próba to jak czyhanie na te wątłe plastikowe ząbki, aż się złamią. Trzeba przy tym wspomnieć, że niedokładne dopasowanie frontu do reszty obudowy połączone z niezbyt silnym dociśnięciem może szybko nadwyrężyć to i tak wątłe uzębienie. Wspomnijmy jeszcze, że zatarcie śladów demontażu panelu przedniego przez nieupoważnione osoby, co jest niewątpliwą plagą w dzisiejszych czasach, jest nad wyraz trudne.
W lewym panelu wycięto solidnych rozmiarów otwór, który nabywcy może służyć dwojako: przy wykorzystaniu wypełnienia z siatki – zamiast trzymania obudowy otwartej, a przy wykorzystaniu przezroczystego akrylu – jako klasyczne okno. Siatka skądinąd, poza bardzo nietypowo rozwiązanym chłodzeniem podzespołów, podważa niemal całkowicie zasadę funkcjonowania systemu wentylacji, a w szczególności sens wykorzystania filtrów przeciwkurzowych. Producent daje jednak wybór każdemu nabywcy, bo w zestawie są oba wypełnienia. Miło, że projektujący zdecydowali się na ukośne ucięcie dwóch wierzchołków prostokątnego otworu, bo dzięki temu zwykłość wyglądu obudowy nie jest aż tak dojmująca ;)
Choć może zbyt surowo oceniam Zarię. Koledzy w redakcji uznali ją za bardzo ładną i zarazem elegancką. Być może powinienem napisać, że o gustach się nie dyskutuje... ale wszyscy to rozumieją i bez powtarzania tej maksymy. Swoją drogą, maksyma maksymą, ale przecież widać, że to ja mam rację ;)
Jest jednak akcent, który nie tylko został niespotykanie rozwiązany, ale również jest pozbawiony niedoróbek... i podoba się nam wszystkim: panel wejść, wyjść oraz przycisk uruchamiający komputer umieszczono pod fikuśnym kawałkiem gumy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby właśnie nie to bardzo przyjemne w dotyku tworzywo siwego koloru z firmowym logo Ikonik. Nie dość, że jest na tyle miękkie, że można nim włączać komputer, a światełko przycisku delikatnie prześwituje, to trzyma się na niewielkim magnesie. Nie ma zatem najmniejszego problemu, żeby gumową zaślepkę zdjąć czy przesunąć, z drugiej zaś strony nie zsuwa się ona ze swojego miejsca. Cieszy również sam minipanelik, który wykończono w aluminium i poza wejściem i wyjściem audio wyposażono we wszystkie trzy najpopularniejsze porty do transferu danych: USB, FireWire oraz eSATA. Jedyną skazą na wykończeniu jest sam przycisk Power, który reaguje dopiero po nieco zbyt mocnym wciśnięciu. Deliberacje o samej lokalizacji tego panelu nie mają sensu. Umieszczenie go na wierzchu obudowy jest równie dobrym (złym) rozwiązaniem jak umieszczenie go na samym licu frontu obudowy czy na jednym z boków. Tylko potencjalny nabywca na podstawie własnej decyzji co do planowanego usytuowania komputera może rozsądzić, czy to rozwiązanie będzie dla niego wygodne.
Midi Tower – konstrukcja, tłumienie drgań:
Sama konstrukcja to typowy Midi Tower, nad którego za i przeciw też nie warto się rozwodzić. Równie typowe są możliwości zwiększania liczby napędów: cztery 5,25 cala, jeden zewnętrzny i pięć wewnętrznych 3,5 cala. Wszystkie da się zamontować bezśrubkowo. Nie udzielę pochwały, bo to zbytnio pachniałoby urzędniczym ważniactwem, ale bardzo cieszy dopracowanie tego elementu.
Napędy optyczne zabezpiecza się przyciskiem, który wysuwa wąski, blokujący bolczyk. Nagrywarka podczas pracy nie powinna rezonować, gdyż po przeciwnej stronie od plastikowego mechanizmu umieszczono metalową kształtkę, która dociska napęd do ścianki. Gdyby jednak przyszło nabywcy wykorzystać napęd o charakterystyce działania zbliżonej do mieszarki farb, to Ikonik daje także możliwość przykręcenia go na sicher.
Wygodnie rozwiązano również koszyk na dyski, który po odkręceniu trzech szybkośrubek łatwo się wyjmuje. Trudno o wygodniejsze rozwiązanie, zwłaszcza że napędy są układane poprzecznie. Jakościowa konsekwencja jest widoczna również w sposobie mocowania każdego z osobna, a mówiąc dokładniej: w sankach, na których owe napędy wiszą. Sanki te mają dociskające je do metalowych szyn koszyka napinacze z elastycznego tworzywa oraz gumowe kołeczki. Dzięki obu tym rozwiązaniom dysk jest dobrze dociśnięty do metalowej konstrukcji i nie ma obawy, że plastiki zaczną z czasem dzwonić, co jest utrapieniem w przypadku tańszych sposobów na bezśrubkowe mocowanie. Trzeba jednak zaznaczyć, że sam dysk od konstrukcji jest odizolowany minimalnie lub wcale. Nie ma złudzeń, do tego potrzeba znacznie solidniejszego rozwiązania niż tak drobne, gumowe kołki. Tłumienie zatem zapewnia jedynie wspomniany docisk do obudowy, co oczywiście nie jest niczym ponadprzeciętnym. Sanki blokowane są zatrzaskami, co odrobinę niepokoi, zwłaszcza gdy ktoś zamierza częściej żonglować dyskami. Nie powinno to być jednak znaczącą wadą dla większości użytkowników.
Godnym komentarza jest, również wpisujący się w bezśrubkowy system obsługi, sposób montażu kart rozszerzeń. Ikonik opracował pojedynczy zatrzask, który trzyma wszystkie śledzie kart rozszerzeń. Używa się go istotnie dość wygodnie, choć może mógłby łatwiej się przesuwać. Problemem jest jednak jego konstrukcja, bo przy kartach graficznych wykorzystujących referencyjne, tunelowe i dwuslotowe schładzacze nie sposób go zamknąć. Problem jest o tyle istotny, że metalowa blaszka zawadza o kilka milimetrów, więc nie da się zrobić tego zwyczajowo – na siłę. W tym momencie z całą mocą daje o sobie znać to, że jest tylko jeden zatrzask dla wszystkich śledzi. Wystarczy, że karta graficzna nam przeszkodzi, i ta metalowa blaszka nie przytrzyma żadnego z nich. Dobrze zatem będzie mieć kombinerki w domowej skrzynce z narzędziami. Szkoda.
Za to Zaria pozytywnie zaskakuje w innym miejscu. Zasilacz dzięki wyposażeniu obudowy w gumowe podkładki nigdzie nie styka się bezpośrednio z konstrukcją obudowy. Podkładki przy otworach montażowych są co prawda dość cienkie, ale przykręcając zasilacz, wystarczy zostawić po około ćwierć obrotu na każdej śrubie. Trzeba się, co prawda, liczyć z tym, że system ten nie będzie nigdy całkowicie skuteczny i nie podoła szczególnie rozdygotanym typkom, jednak jest to i tak znacznie więcej, niż zwykło się oczekiwać. Nie – i to jest zbyt łagodnym stwierdzeniem. Elementów tłumiących drgania zasilacza w obudowach nie spotyka się prawie w ogóle, więc Ikonik skutecznie przeciera szlaki. Zatem w połączeniu z cichym zasilaczem będzie to na pewno dobre rozwiązanie dla osób, które starają się wyciszyć swój komputer.
Poruszając kwestię wyciszenia, nie sposób zapomnieć o samej blasze konstrukcyjnej, która ma niebagatelne znaczenie przy tłumieniu drgań czy odgłosów dochodzących ze środka. Wykorzystano tutaj stalowe płaty o standardowej dla nie najtańszych obudów grubości 0,8 mm. Jest zatem dobrze, ale Zaria nie zwiastuje tu odmiany. Producent usztywnił przy tym metalowymi napinaczami oba zdejmowane, boczne panele, dzięki czemu nie stanowią one membrany dla wzbudzonej drganiami obudowy. A dzięki dobrej jakości nóżkom obudowa stoi stabilnie, nie przesuwa się.
Zaria została również wyposażona w dwa otwory dla rurek układu chłodzenia wodnego. Być może jest grupa osób, które będą zadowolone z tego rozwiązania, wydaje się jednak, że ostatnio staje się to obowiązkowym dodatkiem w produktach wielu producentów, który ma świadczyć o tym, że producent kieruje swoje obudowy również do najbardziej wymagających użytkowników. Niestety, tutaj jest to trochę pozbawione sensu, zwłaszcza że sama obudowa nie jest szczególnie przystosowana do chłodzenia wodą. Trudno mieć coś przeciw ułatwianiu życia potencjalnym nabywcom, ale pod warunkiem, że jest w tym jakaś konsekwencja. A tak dla rzeszy nabywców będą to jedynie dwie dodatkowe dziury, które w niczym im nie pomogą… a jeśli chodzi o wentylację, być może zaszkodzą.
Ikonik obudowę wyposażył jeszcze w zestaw dodatków, na który składają się oczywiście śruby, sterowniki i instrukcja, ale także plastikowe zatrzaski do porządkowania przewodów oraz… filcowa ściereczka. Nie trzeba pisać, do czego służy, ale warto nadmienić, że aluminiowy front będzie wymagał jej częstego użycia. Dobrze jednak, że producent nie pozostawił użytkownika z tym problemem samemu sobie :)
Dmuchanina – wentylatory, filtry, grille:
Czy jednak Jutrzenka Ikonika wnosi choć lekki powiew świeżości w sferę wentylacji komputerów? Pamiętajmy, że jeśli rozumieć nazwę obudowy dosłownie, ma to być jedynie zwiastun nowego, a nie wywrócenie wszystkiego do góry nogami. Czy zatem jest tak w istocie? Czy może jest to świeżość koszuli robotnika skropionej dwoma kroplami Przemysławki*? Cóż… Mogę z całą stanowczością stwierdzić, że chciałbym, aby Ikonik poszedł za ciosem, bo dzień w blasku różanopalcej bogini rysuje się w interesujących barwach.
Najpierw zajmiemy się potencjałem, jaki ma sama konstrukcja obudowy, oraz jego wykorzystaniem w wersji prosto po wyjęciu z pudła. Potem będzie mowa o tym, jakie „turbo” pod maskę dorzucił Ikonik.
Konstrukcja obudowy pozwala na zamontowanie trzech wentylatorów 120 mm: na przedniej, tylnej oraz spodniej ściance obudowy, oraz dwóch 80 mm na prawym panelu, z zastrzeżeniem, że te 80 mm mogą mieć jedynie grubość 15 mm. Jako przedni wentylator można zastosować również model 140 mm, gdyż producent przewidział otwory pod oba rozmiary. Takie rozwiązanie wentylacji zdecydowanie wykracza poza standard powszechny na rynku, bo króluje na nim tandem dwóch 120 w systemie push-pull (przód-tył), wspomagany przez boczne, opcjonalne wentylatory, zamontowane na lewym panelu w rejonie procesora i (lub) karty graficznej. Tutaj zamiast z bocznym, lokalnym nawiewem mamy do czynienia z dodatkowym wentylatorem na spodzie, dmuchającym właśnie w kierunku kart rozszerzeń. Jest to rozwiązanie korzystniejsze z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, nie zakłóca, lecz wspomaga plan wentylacji oparty na standardzie ATX. Po drugie, pasywne radiatory kart graficznych o listkach radiatora ułożonych wzdłużnie względem ich płaszczyzny (popularne Arctic Cooling Accelero S1 czy seria Thermalright HR-03) są wydajniej chłodzone niż przy bocznym nawiewie. Po trzecie, schładzacze procesora w układzie wieżowym również skorzystają z tego dodatkowego źródła chłodnego powietrza. Przy lokalnie dmuchających, bocznych wentylatorach korzyść odnosi tylko komponent w bezpośredniej bliskości otworu… A bywa, że szkodzi to całemu systemowi wentylacji.
Boczne, odsysające wentylatory 80 mm są ciekawym rozwiązaniem, zwłaszcza jako dodatkowa siła zabierająca z obudowy ogrzane powietrze. Jednak pojedyncza 120 umieszczona na wierzchniej ściance miałaby porównywalną bądź wyższą wydajność od obu 80, a przy tym pracowałaby ciszej. Szkoda tym bardziej, że w konstrukcji obudowy nie widać żadnych przeciwwskazań do jej zastosowania, a decyzja Ikonika o wykorzystaniu węższych 80 poważnie ograniczyła wybór potencjalnych zamienników.
Bateria fabrycznych wentylatorów Ikonika to zatem 140 mm na froncie (zasysający), 120 mm na tylnej ściance (odsysający) oraz dwa 80 mm (odsysające) na prawym panelu. Jedynie dolny otwór pozostawiono nieobsadzony. Chciałoby się, by Zaria rodzajem zastosowanych fabrycznie dmuchaw zwiastowała pewne zmiany, niestety, użytkownik szybko się przekona, że powinien zaopatrzyć się w nowe, lepsze. Te bowiem, które zamontowano, są jak najbardziej typowymi elementami wyposażenia obudów, co jest równoznaczne z ich niską jakością. I choć nie można im zarzucać tego, że przy maksymalnym napięciu są głośne, to jak najbardziej można to, że na minimalnym zdecydowanie nie są ciche. Słychać wyraźnie łożyska, a najniższe obroty są zestrojone zbyt wysoko. To rozczarowuje także dlatego, że producentem wentylatorów jest Everflow, a więc producent marki Evercool. Odczytując oznaczenia na zamontowanych przez Ikonika modelach, można dociec, że zastosowano w nich łożyska ślizgowe. Przeważnie mają one tę przewagę nad kulkowymi odpowiednikami, że pracują od nich ciszej, przynajmniej z początku. Niestety, jak już wspomniałem, nic z tych rzeczy, co więcej, jest to rozwiązanie mniej trwałe.
Maksymalne obroty fabrycznych wentylatorów Ikonika wynoszą: 140 mm – ok. 1650 obr./min, 120 mm – ok. 2100 obr./min, 80 mm – ok. 2650 obr./min. Oczywiście z wentylatorami obracającymi się z takimi prędkościami nie sposób wytrzymać przy komputerze, chyba że ktoś znajduje przyjemność w szumie rodem z serwerowni.
Słowo opisu należy się również filtrom. Są one wykonane z tworzywa i trzymają się na wygodnych w użyciu zatrzaskach. Siatka jest bardziej przepuszczalna niż w modelach o wypełnieniu z gąbki, więc pył łatwiej dostanie się do środka. Można być jednak spokojnym, bo filtr taki z łatwością zatrzymuje te bardziej lepkie i elektrostatycznie aktywne substancje obecne w powietrzu. Pył, który z czasem w jakiejś mierze przedostanie się do środka, daje się łatwo usunąć jedynie sprężonym powietrzem. W Zarii takie filtry są dwa – w obu miejscach, przez które powietrze pompowane jest do wewnątrz, czyli na froncie i na spodzie. Jednak pewną konsternację wywołują dwa przeoczenia:
Dziury te nie są duże, więc można się spodziewać, że kurzu przez nie wpadnie niewiele. Szkoda jednak, że umknęło to projektantom Ikonika. Cierpi bowiem na tym również szczelność wentylacji, bo choć nie musi ocierać się o hermetyczność, to wszelkie zbędne otwory mają swój wpływ na wydajność całego układu.
Większość grillów wycięto ze stali konstrukcyjnej, co wprawdzie nie jest najlepszym rozwiązaniem, lecz na ich przepuszczalność nie można narzekać. Wyjątkiem jest metalowa kratka przy frontowym wentylatorze, której struktura, niestety, przypomina odrobinę cedzak do makaronu. Tym okrągłym otworom nawierconym na planie kwadratu daleko do optimum przewiewności. Jedynie dwa boczne wentylatory 80 mm osłonięto inaczej, bo za pomocą stalowej siatki. Jest to rozwiązanie lepsze niż kratki wycięte z blachy, ale nadal przepuszczalność jest niższa, a głośność większa niż przy okrągłym, drucianym grillu.
Koszyk z dyskami ułożonymi poprzecznie, choć bardzo wygodny, stwarza pewien problem, jeśli chodzi o wentylację. Przypominam, że wentylator 120/140 mm umieszczony na przedniej ściance jest już nieco przytkany przez swój stalowy grill, a także przez filtr przeciwkurzowy schowany pod ozdobnym panelem. Tutaj koszyk przytyka drugą stronę dmuchawy – powietrze, jak sprawdziliśmy, zdecydowanie chętniej płynie dookoła niż poprzez szczeliny w nim. To ma negatywne konsekwencje dla chłodzenia dysków, a także zwiększa wytwarzany szum. Nie jest to jednak charakterystyczne jedynie dla Ikonika – to typowa wada tak rozwiązanego montażu wewnętrznych napędów 3,5 cala. Taka jest cena za wygodę.
Podsumowując tę część, warto docenić to, że plan wentylacyjny Zarii zapewnia bez wątpienia lepsze niż standardowo wietrzenie wnętrza. Godne podkreślenia jest przy tym to, że poza większą liczbą miejsc pod wentylatory zachowano zrównoważony charakter tego planu, z lekką przewagą odsysania (po uwzględnieniu roli zasilacza). Projektujący nie ulegli zatem tendencji do stosowania jedynie nawiewu we wrażliwych na temperaturę miejscach, ale tak zaprojektowali układ, by w całości był skuteczny.
Na koniec jedno zastrzeżenie: jak już zostało wspomniane, korzyści w dziedzinie wentylacji, które oferuje Zaria, tracą na znaczeniu, jeśli lewy panel jest wypełniony siatką. Dmuchawy tylna i te z prawego panelu w takiej sytuacji zasysają powietrze w dużej części bezpośrednio spoza obudowy. Co za tym idzie, ich praca w roli wentylatorów wymuszających kierunek przepływu powietrza w obudowie oraz odprowadzających z wnętrza ogrzane powietrze w równym stopniu idzie na marne. Na dodatek w tym przypadku trudno mówić o jakimkolwiek wytłumieniu obudowy, a użyteczność filtrów jest znikoma. Z tych względów wentylacja Zarii została omówiona dla opcji z przezroczystym i nieprzepuszczalnym akrylem jako wypełnieniem bocznego panelu. Trzeba jednak zaznaczyć, że w specyficznych sytuacjach rozwiązanie z siatką jest jak najbardziej korzystne, na przykład gdyby użytkownik zdemontował wentylatory w obudowie, a komponenty pragnął chłodzić w dużej mierze lub całkowicie pasywnie. W tym przypadku możliwość wyboru jest zatem bardzo dobrym posunięciem.
--------------
* Być może młodsi Czytelnicy już tego nie wiedzą: jest to aluzja do filmowego „Dwie krople Przemysławki zastąpią Ci świeżą koszul” – czy jakoś tak. Cytat pochodzi z jednego z filmów Barei.
Dmuchanina – System Intelligent Management (dalej SIM):
Tak Ikonik nazwał wspomniane wyżej „turbo” montowane „pod maską”, czyli moduł zajmujący się automatyczną kontrolą wentylatorów. Nazwa nie napawa optymizmem być może dlatego, że ostatnio zbyt wiele systemów, czy to samochodowych, czy to komputerowych, określa się mianem inteligentnych, choć często głupotą doprowadzają użytkowników do pasji. Jest to jednak chyba najważniejszy element Zarii, ten który wyróżnia ją na tle innych obudów. Co ważniejsze, jest to autorskie rozwiązanie Ikonika.
Moduł ten ma dwie warstwy: sprzętową i programową.
Pierwsza z nich to płytka drukowana z układem sterującym oraz zasilającym wentylatory i czujniki temperatury. Została ona umieszczona dokładnie w linii zatok 5,25 cala pod prawym panelem obudowy – płytka nie jest duża, więc bez problemu się tam mieści. Zabezpieczono ją dodatkowo aluminiową pokrywą, która pełni również rolę informacyjną. Oznaczono na niej bowiem kanały dla wentylatorów oraz czujników, które są obsługiwane przez warstwę programową Zarii. Ta ma ich fabrycznie po cztery z każdego rodzaju, a płytka ma ich po sześć. Istotna jest zatem informacja, które z nich będą funkcjonować. Czytelnik ma prawo wiedzieć przy tym, że taki sam SIM wykorzystywany jest we flagowym modelu Ikonika – Ra. Tam jednak oprogramowanie pozwala na obsługę wszystkich kanałów umieszczonych na płytce. Niewiele jednak trzeba, żeby SIM od Zarii stał się SIM-em od Ra: wystarczy zdjęcie zasłaniającej niektóre porty pokrywy oraz wybranie z listy w oknie oprogramowania wyższego modelu obudowy Ikonika. Dzięki temu również wentylatory procesora i karty graficznej, o ile mają standardowe złącze trzypinowe, można oddać pod kontrolę systemu. Producent dołączył nawet stosowną przejściówkę (jedną) do wyposażonych w PWM schładzaczy procesora. Płytka ma również jeden port dla diod ulokowanych w wentylatorach. Za pomocą dołączonych rozgałęziaczy można podłączyć do niej nawet cztery zestawy podświetleń, o ile mają oddzielną wtyczkę dwupinową.
Druga warstwa, programowa, to wymieniona już wyżej prosta aplikacja. Jej funkcjonalność nie jest zbyt duża, ale zdecydowanej większości użytkowników powinna wystarczyć. Udało się przy tym Ikonikowi uczynić program czytelnym i prostym w obsłudze. Ponadto ma on atrakcyjny wygląd dzięki stonowanym, grafitowym barwom i zestawowi dwóch zegarów z niby-podświetleniem pod tarczami.
Poza wskazywaniem bieżącej prędkości obrotowej wentylatorów oraz temperatury panującej przy czujnikach aplikacja ta udostępnia oczywiście możliwość zarządzania tymi parametrami. Automatyka modułu jest jednak uproszczona – nie można jej konfigurować. Zapisano cztery główne tryby pracy, z których dwa dają do wyboru po dwie dalsze opcje. Jest to z jednej strony zaleta, bo wystarczy kilka chwil na zorientowanie się we wszystkich możliwościach i ustawienie wybranego sposobu sterowania, z drugiej strony martwi nieco zmuszanie użytkownika do korzystania wyłącznie z predefiniowanych trybów. Nie każdego one usatysfakcjonują. Decyzja Ikonika o tym, by minimalne obroty (nie licząc zerowych) usytuować na poziomie 7 V, jest mało zrozumiała. To jednak nieco zbyt wysoko dla wielu osób wyciszających komputery, zwłaszcza że obecnie większość paneli sterujących udostępnia napięcia już od 5 V, a czasem mniej. Istotne w automatyce SIM-u jest jednak to, że każdy tryb można uzależnić od dowolnego czujnika temperatury. Innymi słowy, wszystkie wentylatory mogą na przykład reagować jedynie na temperaturę procesora czy innego komponentu lub też każdy może reagować na temperaturę w innym miejscu.
Pierwszy i ostatni tryb, czyli Performance oraz Fanless, są najprostsze, bo polegają jedynie na jednostajnym podawaniu wentylatorom maksymalnego napięcia 12 V lub też zupełnym odcięciu zasilania. Oba nie są uzależnione od temperatur i są niezmienne po ich wybraniu. W przeciwieństwie do nich drugi i trzeci model działania są ściśle zależne od temperatury panującej przy wybranym czujniku. Różnica między tymi dwoma trybami polega na wartości startowej podawanego napięcia. W przypadku Silent wentylator rusza od początku na minimalnym napięciu (7 V) i w miarę wzrostu temperatury zwiększa swoją prędkość obrotową. 0 dB Start, jak sama nazwa wskazuje, początkowo wcale nie uruchamia wentylatorów – to następuje dopiero po wskazaniu przez wybrany czujnik określonej temperatury, dalej zaś zachowuje się analogicznie do Silent. Oba te modele działania mają, jak wspomniałem, dwie opcje: A i B. Opcje te mają zapisaną tę samą charakterystykę pracy, to znaczy w obu przypadkach napięcie podawane wentylatorowi jest liniowo zwiększane wraz ze wzrostem odczytów temperatury. Różnica między nimi polega jedynie na wartości, po której wentylatory zaczną zwiększać swoją prędkość obrotową. Dla 0 dB Start wartość ta jest również momentem, w którym następuje uruchomienie wentylatora. Opcji A przyporządkowano próg 40 stopni, a opcji B – 60.
SIM ma jeszcze kilka prostszych funkcji, które winien mieć dobry kontroler. Przede wszystkim są to alarmy, które uruchamiają się po przekroczeniu danej temperatury lub też po zmniejszeniu się prędkości obrotowej wentylatora poniżej określonej wartości. Zarówno jedno, jak i drugie można samemu ustawić w zakładce Alarm, z zastrzeżeniem, że muszą się zmieścić w określonych widełkach. W przypadku obrotów jest to zakres 500–3000. Dolny próg ustawiono nieco zbyt wysoko, szczególnie dla wentylatorów 140 mm. Natomiast zakres temperatur alarmowych wydaje się wystarczająco szeroki: od 20 do 70 stopni Celsjusza. Dzięki dwóm dalszym przełącznikom można wybrać skalę termometryczną (stopnie Celsjusza lub Fahrenheita) oraz włączać i wyłączać podświetlenie wentylatorów.
I na tym kończą się funkcje modułu SIM. Warto jednak podkreślić, że korzystanie z niego jest bardzo wygodne i proste. Ciekawostką godną odnotowania jest wizualizacja w lewym górnym rogu okna programu, w której wybrany w danym momencie wentylator jest zawsze wyraźnie zaznaczony na tle przekroju obudowy. Z drugiej strony konfiguracja alarmów przez przeciąganie wskazówek zegarów mogłaby być bardziej dopracowana, bo chwilę zajmuje zorientowanie się, gdzie trzeba złapać kursorem, by wskazówka zaczęła reagować (jedynie u jej nasady). Jest jednak wada, która wpisana jest niejako we wszelkie rozwiązania oparte na programowej kontroli. Otóż dopóki system operacyjny się nie załaduje, a z nim oprogramowanie SIM, dopóty wszystkie wentylatory będą działały na maksymalnych obrotach. W przypadku fabrycznie wyposażonej Zarii było to bardzo irytujące.
Podsumowanie
To, co decyduje o treści podsumowania, to przede wszystkim cena. Ale w jaki sposób można się do niej odnieść, skoro w wyniku ostatnich posunięć na rynkach walutowych dolar amerykański tak bardzo zdrożał? Gdyby Ikonik rozpoczął sprzedaż Zarii we wrześniu, to 149 dol. przełożyłoby się w Polsce zapewne na ok. 450–500 zł, co jest kwotą dość wysoką, ale do przełknięcia, jeśli wziąć pod uwagę klasę obudowy. Dziś trzeba jednak się spodziewać, że cena ta wyniesie nawet 600 zł po uwzględnieniu wszelkich marż oraz podatków. Ewidentnie musimy podbić Chiny i narzucić producentom wycenianie wszystkiego w złotówkach, bo te wahania są nie do zniesienia. Zaria A10 jeszcze nie weszła na nasz rynek, ale według informacji producenta trwają już negocjacje z polskimi dystrybutorami. Chciałoby się wierzyć, że Ikonik zrozumie realia polskiego rynku i nieco spuści z ceny.
Co jednak Ikonik zaoferował za tę płynną w polskich realiach kwotę? Zaria nie jest żadną rewolucją czy objawieniem w dziedzinie obudów komputerowych, ale producent postarał się o to, by nie było to kolejne zwykłe stalowe pudło: od bardzo kompleksowo potraktowanego tematu tłumienia drgań, poprzez nieco odmienny niż zwykle model wentylacji, uzupełniony o odpowiedni system zarządzania, po przydatne drobiazgi (jak: gumowa osłonka panelu wejścia-wyjścia, bok o wypełnieniu z siatki bądź akrylu, filcowa ściereczka). Ikonikowi nie udało się oczywiście uniknąć wad, lecz biorąc pod uwagę to, że jest to marka zupełnie nowa, należy się jej jeszcze trochę pobłażliwości przy ogólnej ocenie. Zwłaszcza że producent ewidentnie stara się stworzyć coś nowego i lepszego niż konkurenci. I dlatego właśnie Zaria A10 z modułem SIM (!), choć ma pewne, niekiedy znaczące niedociągnięcia, otrzymuje rekomendację PCLab.pl – za widoczną w tym modelu konsekwencję w dążeniu do przemyślanych i innowacyjnych rozwiązań.
Do testów dostarczył: Ikonik
Cena w dniu publikacji (z VAT): ok. 550–600 zł (1 dol. = 2,8 zł)