W pudełku o wyglądzie typowym dla produktów Razera poza samymi słuchawkami znajdziecie „Certyfikat Autentyczności” produktu, krótki opis oraz instrukcję obsługi. Trzeba przyznać, że początkowo słuchawki sprawiają wrażenie urządzenia wyglądającego zbyt „zwyczajnie” – nie do tego producent nas przyzwyczaił...
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to tajemnicza wtyczka USB, towarzysząca dwu standardowym wtykom mini-jack. Przeznaczenie wtyczki odkrywamy zaraz po podłączeniu jej do portu USB w komputerze: doprowadza ona napięcie zasilające diody, podświetlające wężowe logo w nausznikach i na regulatorze głośności, dzięki czemu całkiem zwyczajnie prezentujący się zestaw słuchawkowy przeistacza się w jarzące się niebieskim światłem dziwadło, nawiązujące stylistyką do reszty urządzeń Razera.
Słuchawki mają konstrukcję półotwartą – nauszniki są niewielkie, ściśle przylegają do ucha, jednak nie zasłaniają go całego.
Pałąk, na którym słuchawki są mocowane, jest dość sztywny i regulowany w zakresie 15–18 cm. W konstrukcji słuchawek użyto przetworników dynamicznych o średnicy 35 mm, charakteryzujących się pasmem przenoszenia 18 Hz – 22 kHz, impedancją na poziomie 32 Ω oraz efektywnością 114 dB.
Na obudowie lewej słuchawki mieści się mikrofon, odchylany od pałąka maksymalnie o kąt ok. 110°. Ramię mikrofonu wykonane jest w większej części z gumy – możemy je dowolnie wyginać w płaszczyźnie poziomej, w zależności od swoich potrzeb. Mikrofon zastosowany w Piraniach ma silnie kierunkową charakterystykę, pasmo przenoszenia 80 Hz – 15 kHz, impedancję 2 kΩ i czułość 38 dB. Producent nie podaje, jakiego konkretnie jest on typu, jednak z parametrów możemy wywnioskować, że mamy do czynienia z mikrofonem magnetoelektrycznym (inaczej zwanym dynamicznym; jest to typ mikrofonu standardowo wykorzystywany w komputerowych zestawach słuchawkowych „codziennego” przeznaczenia).
Ergonomia
Pałąk wyściełany jest miękką, cienką gąbką, pokrytą warstwą tekstylnego materiału, i daje się regulować w zakresie, który powinien wystarczyć nawet osobom o dość dużych głowach. Pokrycie nauszników jest identyczne, dodatkowo ich zewnętrzną część obszyto materiałem skóropodobnym.
Przewód słuchawek ma 3 m długości. Biegnie w nylonowym oplocie i sprawia solidne wrażenie, choć mógłby być trochę mniej sztywny.
Mikrofon w pozycji maksymalnie odchylonej od pałąka umiejscowiony jest na płaszczyźnie między ustami a nosem w taki sposób, że cały czas mamy go w polu widzenia. Wyginanie gumowego ramienia nic w tym wypadku nie daje – mikrofon cały czas jest widoczny, co rozprasza uwagę i odciąga wzrok od monitora.
Słuchawki są wprawdzie niewielkie i lekkie, jednak przylegają do głowy tak ciasno, że nawet godzina użytkowania skutkuje bólem małżowin usznych.
Regulator głośności też pozostawia wiele do życzenia. Mieści się on na przewodzie w odległości 76 cm od słuchawek. Nie ma możliwości pozostawienia go wiszącego swobodnie, ponieważ będzie się plątać w okolicach kolan. Dodatkowo w takim wypadku przy każdym ruchu głowy czujemy na lewej słuchawce mały ciężarek... Zmuszeni więc jesteśmy do przypinania regulatora do koszulki przy użyciu klamerki, w którą jest zaopatrzony, co też nie wydaje się zbyt przemyślanym rozwiązaniem. Zestaw przeznaczony jest dla wytrawnych graczy, wyobraźmy więc sobie następującą sytuację: zapalony gracz w Counter Strike'a gra właśnie ważny mecz klanowy. Rozgrywka jest bardzo zacięta. Podłożona bomba tyka, czasu coraz mniej. Gracz w ostatniej chwili zauważa czającego się za skrzynią jedynego pozostałego przy życiu terrorystę i celną serią z M4A1 posłaną w skrzynię funduje mu bezpłatną audiencję u Allaha. Sprawnie lokalizuje podłożony ładunek wybuchowy i w ostatniej sekundzie rozbraja go. Gracz sam nie wie, czy bardziej cieszyć się z wygranej w pięknym stylu rundy czy ze spowodowanej zmianą mapy chwilowej przerwy w grze, która była mu tak potrzebna, na którą z takim utęsknieniem czekał... Zrzuca słuchawki z głowy i pospiesznie kieruje się w stronę ubikacji, ciągnąc za sobą komputer i wyrywając przy okazji gniazda w swojej dopiero co kupionej, pro gamerskiej karcie dźwiękowej. Nie pamiętając już o stanie swego pęcherza, zrozpaczony gracz orientuje się, że zapomniał odpiąć klamerki regulatora głośności...
Scenariusz dość pesymistyczny – niestety, w tym wypadku jak najbardziej możliwy.
Gdyby tego było mało, potencjometr głośności działa w ograniczonym zakresie: nie da się nim całkowicie wyciszyć dźwięku w słuchawkach, a właściwe ustawienie włącznika-wyłącznika mikrofonu zmuszeni jesteśmy odkryć metodą prób i błędów (na przełączniku brak jakiegokolwiek oznaczenia).
Odsłuch
Słuchawki były podpięte do karty Sound Blaster X-Fi Titanium Fatal1ty Professional Series. Do odsłuchu wykorzystaliśmy swój standardowy zestaw gier, filmów i utworów muzycznych.
W grach skoncentrowanych na trybie jednoosobowym Piranie radzą sobie dość przyzwoicie. Efekty środowiskowe, strzały czy wybuchy są słyszalne wystarczająco dobrze, by móc beztrosko cieszyć się grą, a lokalizacja przestrzenna sprowadza się do przekazania graczowi informacji o tym, czy przeciwnik znajduje się z prawej czy z lewej strony, czyli... po prostu standard w tej klasie. Niestety, ciężko napisać coś więcej, a szkoda, bo przeznaczeniem słuchawek są przecież gry. Tak czy inaczej, Piranie sprawiają tu raczej neutralne wrażenie: narzucamy je na uszy, regulujemy głośność i nic więcej nas nie interesuje. No może z wyjątkiem częstych przerw na odpoczynek dla pobolewających małżowin.
Z grami wieloosobowymi jest już nieco gorzej. Wprawdzie mikrofon rejestruje nasz głos bez szumów otoczenia i w naprawdę dobrej jakości, jednak wspomniane konstrukcyjne niedoróbki sprawiają, że ma się ochotę ściągnąć słuchawki z głowy i jak najszybciej o nich zapomnieć.
Filmy – bez większych zgrzytów. Słuchawki całkiem dobrze odtwarzają średnicę, dzięki czemu dialogi są wyraźne. Bas jest nieco dudniący, jednak mieści się w granicach normy dla urządzeń tej klasy. Brak precyzyjnej sceny dźwiękowej również nie powinien dziwić – nawet słuchawki wielokrotnie droższe miewają z nią problemy.
Osoby słuchające muzyki elektronicznej, szczególnie spod znaku techno, powinny być zadowolone z brzmienia słuchawek. Bas jest wprawdzie niezbyt precyzyjny, ale za to wszechobecny. Zarówno tony średnie, jak i wysokie brzmią na tyle wyraźnie, by z odtwarzaniem syntetycznego brzmienia nie mieć żadnych problemów.
Akustyczne brzmienia średniego pasma – również bez większych zastrzeżeń. Głos Claptona jest wyraźny, a gitara dobrze słyszalna. Wprawdzie brakuje takich niuansów jak zgrzyt palców na strunach podczas zmiany chwytów czy precyzji talerzy perkusyjnych, ale w tej klasie urządzeń nie powinno to dziwić. Trzeba przyznać, że akustyczny bas schodzi dość nisko, jednak jego dynamika i precyzja pozostawiają wiele do życzenia.
Słuchawki niezbyt dobrze sprawdzają się w muzyce symfonicznej. Vangelis byłby pewnie smutny, że utwór Song of the Seas właściwie sprowadza się do gitary prowadzącej. Subtelny w oryginale szum fal morskich brzmi bardziej jak wentylator komputerowy z zatartymi łożyskami ślizgowymi. Im bliżej w stronę krańców pasma, tym dźwięk mniej szczegółowy, by nie powiedzieć: zamulony.
Stanowczo można stwierdzić, że utwory rockowe z bogatą warstwą instrumentalną nie są przeznaczeniem słuchawek Razera. Przekładając wrażenia odsłuchowe na język „komputerowy”, można by rzec, że Piranie źle radzą sobie z wielowątkowością ;) Im więcej instrumentów i efektów dźwiękowych naraz, tym gorsza całość brzmienia. Bas staje się bardziej dudniący, tony średnie (szczególnie w niższych rejestrach) – nieco charczące, a tony wysokie – wycofane. Ponadto można zapomnieć o stosowaniu wszelkich „uzdatniaczy” dźwięku (jak Creative X-Fi Crystalizer), bo czynią brzmienie bardziej podkolorowanym, ale równie wątpliwej jakości. Całości dopełnia scena stereo, którą można określić krótko: kanał lewy i prawy, nic pomiędzy. Kanały stereo są odseparowane i mocno od siebie odległe. Nie jest to akurat nic nadzwyczajnego i karygodnego w słuchawkach tej klasy, jednak na pewno nie wpływa pozytywnie na i tak bardzo kiepskie wrażenia z odsłuchu. Fani Petera Gabriela czy Pink Floyd, nie wspominając już o entuzjastach agresywniejszych brzmień, w stylu metalu progresywnego, z Piraniami raczej się nie zaprzyjaźnią.
Podsumowanie
Słuchawki Razera bardzo nas zawiodły. Po znakomitych głośnikach Razer Mako obcowanie z Piraniami było jak kubeł zimnej wody. Słuchawki przeznaczone specjalnie dla graczy mają zestaw wad tak pokaźny, że ciężko doszukiwać się podobnego w słuchawkach komputerowych innych producentów: od nauszników ściskających uszy zbyt mocno i ramienia mikrofonu „przesłaniającego cały świat”, poprzez zupełnie nieprzemyślany i niewygodnie umiejscowiony regulator głośności, po takie detale jak zbyt sztywny przewód.
Jeśli chodzi o samo brzmienie, to słuchawki względnie dobrze sprawdzą się w gatunkach typowo elektronicznych lub w niezbyt wymagającej muzyce akustycznej. Osoby słuchające muzyki symfonicznej czy chociażby ambitniejszych odmian rocka i elektrycznego jazzu zdecydowanie powinny rozejrzeć się za zestawami słuchawkowymi bardziej „muzycznych” firm. Na przykład niektóre modele słuchawek Sennheiser (np. HD 465) potrafią w całym paśmie grać klarowniej, mogą ponadto pochwalić się dźwiękiem bardziej wyważonym i detalicznym, przy niższej od Piranii cenie.
Warto na koniec wspomnieć o jedynej zalecie, jakiej doszukaliśmy się w słuchawkach Razer Piranha. To mikrofon, który choć ma źle zaprojektowane ramię, jest zdolny rejestrować głos gracza z precyzją niespotykaną w innych słuchawkach komputerowych tej klasy obecnych na polskim rynku.
Podsumowując: 170 zł za dobry mikrofon komputerowy, świecący na niebiesko, to kwota stanowczo za wysoka.
Do testów dostarczył: Multimedia Vision
Cena w dniu publikacji (z VAT): około 170 zł