Wtórnym zanikom pamięci aparatów cyfrowych nie pomoże Bilobil, dlatego Epson proponuje specyfik znacznie rozkoszniejszy dla zmysłów: przenośny „bank” zdjęć w najbardziej luksusowej wersji, nazwany z prawdziwym wykopem – P-5000. Ukryty w nim dysk twardy o pojemności 80 GB zapewnia przechowanie tysięcy zdjęć, ale projektanci Epsona pomyśleli, że znacznie zabawniej jest rozbudować funkcje urządzenia o możliwość odtwarzania filmów i muzyki. Dodali do tego dość duży (4 cale) i bardzo wysokiej jakości ekran LCD, co uczyniło z P-5000 prawdziwy multimedialny kombajn. Niestety – relatywnie trudny w obsłudze i nieco powolny.
P-5000 należy do kategorii "pancerników kieszonkowych": wymiary 15 × 9 × 3,3 cm i waga z bateriami 435 gramów sprawiają, że trudno nie odczuć jego obecności w kieszeni kamizelki (tylko tam jest szansa go zmieścić w garderobie), a nawet i torbie. Trochę tak, jakby przybyło nam jeszcze jedno „body” lustrzanki. Dlatego też w myśli zakwalifikowałem go sobie raczej jako ultranowoczesną zabawkę dla bardzo bogatych i wszystkomających modnisiów, niż urządzenie przydatne w terenie. Trochę potwierdza to niemała cena. W dodatku coś, co nazwałbym „luksusowością”, widoczne zresztą na pierwszy rzut oka, sprawia, że nie chciałbym mieć przy sobie P-5000 w torbie na przykład w zatłoczonym warszawskim autobusie 175 na odcinku od Dworca Centralnego do Placu Zawiszy.
Jednak owa „luksusowość” jest także atutem urządzenia. Wykonane bardzo solidnie od razu budzi zaufanie swoim wyglądem i ciężarem. Nie znaczy to jednak, że polecałbym komukolwiek zrzucanie go dajmy na to – ze stołu na podłogę. Duży ekranik, zajmujący prawie całą przednią ściankę urządzenia, dość łatwo można zarysować. Na szczęście obudowa P-5000 jest wyprofilowana po bokach i pokryta gumowatym tworzywem dla zapewnienia pewnego chwytu. Z boku znajduje się także przycisk, pełniący jednocześnie rolę włącznika i blokady klawiatury.
Pod gumowymi klapkami schowano też gniazda USB, USB-Host, AV Out oraz wejście zasilacza. Kompletu wejść i wyjść dopełniają „sitko” głośnika, gniazdko słuchawkowe oraz czytniki kart pamięci standardu CompactFlash (CF) i Secure Digital (SD).
Osobny akapit należy się wyświetlaczowi. Jakość odwzorowania barw jest niemal nienaganna, a to dzięki temu, że ekranik LCD zastosowany w P-5000 wyświetla wszystkie kolory z palety Adobe RGB. Jest to rozszerzona paleta barw, stosowana tylko w najdroższych wyświetlaczach LCD montowanych w monitorach dla profesjonalnych grafików. Osiągnięto ją przez specjalną konstrukcję ekranu, w którym powiększono liczbę pikseli odpowiedzialnych za wyświetlanie poszczególnych kolorów. Normalnie w jednym pikselu obrazu mieszają się trzy piksele kolorów R-G-B – tutaj jest ich pięć. Dzięki temu kolorystykę zdjęć oglądanych na ekranie urządzenia można ocenić znacznie precyzyjniej niż np. przeglądając je na ekraniku aparatu cyfrowego – nawet i najlepszego.
Nawet na większości monitorach pecetów nie osiągniemy takiego efektu. Jednak ta kosztowna przyjemność to przywilej prawdziwej arystokracji – w istocie tak precyzyjny i kosztowny ekranik w „banku” zdjęć wydaje się nieco nie na miejscu. I znów powracam do swojej myśli o zabawce – nie przypadkiem, bo oto zbliżam się do rzeczy najprzyjemniejszych w P-5000. Ale o tym za chwilę… Na razie, jako podsumowanie tego akapitu napiszę, że konstruktorzy dołożyli wiele starań, by zaprojektować P-5000 jako urządzenie praktyczne i poręczne. W dużej mierze udało się to, chociaż dla mnie niemiłą niespodzianką był brak gniazda na kartę xD.
A trzeba powiedzieć, że i posiadacze aparatów Sony mogliby poczuć się niedowartościowani przez brak gniazda dla kart Memory Stick. Można oczywiście – korzystając z obecności gniazda USB Host – podłączyć zewnętrzny czytnik kart xD, jednak to dodatkowy wydatek i „coś” do noszenia przy sobie. Jak sądzę, główną rolę zagrała tu chwalebna chęć zmniejszenia rozmiaru. Chociaż karty SD i CF są najczęściej spotykane, to nie jestem do końca przekonany, czy ten zestaw gniazd jest wystarczający.
Działanie i obsługa
P-5000 pomyślano z rozmachem. Można na nim przechowywać i oglądać zdjęcia oraz filmy, a dzięki wbudowanemu odtwarzaczowi dźwięku do filmów – niejako „ubocznie” również słuchać muzyki z wgranych na dysk urządzenia „empetrójek” i WMA. Starczy, prawda? Powiedzmy do tego, że muzyka odtwarzana jest naprawdę bardzo dobrze, pod warunkiem jednakże podłączenia do wyjścia P-5000 wysokiej jakości słuchawek. Także dźwięk z filmów odtwarzany jest przez słuchawki dość realistycznie. Wbudowany głośnik wprawdzie nie budzi od razu chęci rozbicia urządzenia o pierwszy lepszy kamień, ale niewiele lepiej.
Rozmach potwierdza wiele dostępnych metod przenoszenia plików na dysk P-5000. Dane można kopiować poprzez wbudowane czytniki kart pamięci i port USB-Host, dzięki któremu łączymy urządzenie bezpośrednio z pendrivem czy zewnętrznym czytnikiem kart pamięci. Zdjęcia i filmy z komputera prześlemy przez port USB, wykorzystując P-5000 jak przenośny dysk twardy. Urządzenie ma też ciekawą opcję backupu, czyli całościowego kopiowania zawartości podłączonej pamięci do specjalnego katalogu Backup Files. Trwa to niestety dość długo; w ogóle demonem szybkości przy kopiowaniu czegokolwiek to P-5000 nie jest, powiedzmy szczerze. Najszybciej kopiuje się poprzez złącze USB do komputera, jednak transmisja odwrotna już jest wyraźnie powolniejsza. No i pojemność 80 GB przy całym „wypasie” urządzenia wydaje się już skąpa.
System operacyjny P-5000 nie wiem czemu uparcie kojarzył mi się z Linuksem. Może dlatego, że wygląda na darmowy? Wiem, że to złośliwe, ale zarówno spartańskie menu, jak i żółwiowata reakcja przeglądarki na wydawane komendy są jakieś takie… nieprzystające. Grzebanie po plikach na dysku nie jest wcale łatwe; wprawdzie interfejs jakby nieco okienkowaty, w stylu Eksploratora Windows.
Przydałoby się jednak jakoś go ożywić i stąd skojarzenie z wierszowym promptem Linuksa. W dodatku nie ma co marzyć o wersji polskiej. Myślę, że przeciętny konsument elektroniki użytkowej trochę by poklął – jak ja – poruszając się po katalogach dysku P-5000. Jednak warto przez chwilę stracić cierpliwość, żeby potem obejrzeć film. Pokazując P-5000 znajomym wszędzie słyszałem okrzyki entuzjazmu i że każdy by sobie kupił, choć po wymienieniu ceny początkowy zapał ochładzał się i szybko rozmowa schodziła na inne tematy, a jedynie zazdrosne spojrzenia pozwalały odczytać myśli co poniektórych. Bo jako przenośna imprezówka to P-5000 naprawdę jest niezły – i filmy ogląda się przyjemnie, i muzyki dobrze słucha.
Ale wróćmy do tematu, czyli „P-5000 jako pamięć dla fotografa”. Szacunek budzi uniwersalność epsonowskiej przeglądarki jeśli chodzi o dekodowanie plików RAW. Znajdziemy tu praktycznie wszystkie liczące się modele aparatów – w sumie według danych Epsona 41. Jednak lista kończy się tam, gdzie zaczynają się najnowsze modele. Zaradzi temu zapewne upgrade oprogramowania. Gorzej, że prócz JPEG-ów nie odczytamy żadnych innych popularnych formatów graficznych, takich jak np. PNG czy TIFF. Fakt, w aparatach raczej nie stosowane. Jednak co szkodziło dodać? Podobnie z odtwarzaniem wideo – P-5000 nie odtwarza np. plików XviD. Wydajność wbudowanego procesora nie pozwala też na uzyskiwanie wysokich rozdzielczości odtwarzania, co jednak przy przekątnej ekranu wcale nie jest widoczną wadą. Niemniej o wideo HD trzeba zapomnieć – maksymalna rozdzielczość to dobry, stary PAL. Ale i tak wystarczy.
Zabawną funkcją oprogramowania P-5000 jest możliwość nadania ocen zdjęciom w skali od 1 do 5. Z założenia służy to przyspieszeniu wyszukiwania zdjęć: dzięki ocenom łatwiej zorientować się w rosnących kolekcjach. Zgrywając fotki z karty na dysk przeglądarki zawsze miałem zamiar je ocenić, ale jakoś w końcu nigdy tego nie robiłem na większa skalę, co najwyżej na próbę. Nie jestem zawodowcem; komuś kto potraktuje P-5000 jako narzędzie pracy zapewne ta funkcja się przyda. Jednak, tak naprawdę, nadal wydaje mi się, że koncepcja P-5000 jako „znacznie więcej niż tylko pamięć masowa” jest trochę na wyrost. W końcu te zdjęcia przegra się kiedyś na komputer po powrocie z wyjazdu, więc czy warto je pracowicie oceniać? Co niekonsekwentne, to brak możliwości oceniania filmów i muzyki – wyraźnie spadają tu do roli pobocznej przyjemności.
Zasilanie i czas pracy
Epson P-5000 w terenie jest zasilany z wbudowanego akumulatora litowo-jonowego o pojemności 2600 mAh. To dość dobre rozwiązanie, zapewniające mniej więcej dwie i pół godziny nieprzerwanego odtwarzania filmów. Więcej nie ma się co spodziewać, biorąc pod uwagę przekątną ekranu i obecność twardego dysku. Warto jednak zauważyć, że projektanci P-5000 postarali się o zapewnienie optymalnego zużycia energii poprzez zaimplementowanie w oprogramowaniu procedur automatycznie wygaszających ekran podczas kopiowania kart czy bezczynności urządzenia, a także wyłaczających nieużywane urządzenie po zaprogramowanym przez użytkownika czasie.
Do zasilania zewnętrznego użyto osobnego zasilacza. Przeglądarka nie może być zasilana ani nawet ładowana z komputera poprzez port USB. Nie jest to najważniejsze, akumulator można ładować wykorzystując zasilacz sieciowy, jednak obwód ładowania nie jest zbyt wydajny. Akumulator ładuje się około trzech godzin, co wcale nie jest najlepszym wynikiem. W pewnych sytuacjach, zwłaszcza jeśli mielibyśmy używać P-5000 intensywnie w terenie, konieczne wydaje się zakupienie zapasowego źródła zasilania mobilnego.
Podsumowanie
Szlachetność P-5000 nie budzi żadnych wątpliwości. Jest to urządzenie złożone z komponentów najwyższej jakości, wytrzymałe i relatywnie wygodne w obsłudze, choć nie podczas poruszania się po zawartości dysku twardego. Przy jego projektowaniu konstruktorzy położyli nacisk na uniwersalność, choć niekonsekwentnie – brak np. możliwości dekodowania obrazów PNG i TIF czy tylko dwa sloty na karty pamięci nieco ograniczają potencjalne możliwości przeglądarki. Ale nie można mieć wszystkiego. Jako rozsądny kompromis P-5000 jest naprawdę ze wszech miar udanym modelem przeglądarki i banku zdjęć.
Jednak żeby nie wystawiać laurki zbyt kwiecistej – wysoka cena bardzo ogranicza ilość chętnych do zakupienia P-5000, co zresztą niejako widać w podejściu Epsona do sprzedaży na polskim rynku. W momencie testowania urządzenie nie tylko nie miało polskiej wersji oprogramowania, ale nawet polskiej instrukcji obsługi. A szkoda, bo nie każdy musi znać angielski, natomiast nawigowanie po systemie operacyjnym przeglądarki czasami, zwłaszcza w pierwszych chwilach, skłania do sięgnięcia po instrukcję. Poza tym pozostaje niedosyt i niejasność, czy P-5000 jest tak naprawdę multimedialną przenośną przeglądarką, czy bankiem pamięci na zdjęcia. Jak na pierwsze urządzenie, Epson ma trochę braków – np. przy oglądaniu filmów nie mamy szans na wykorzystanie napisów z zewnętrznego pliku tekstowego. Jako „bank” wydaje się wręcz rozpasanie przeładowany możliwościami. Słowem – w pierwszym rzędzie gadżet i dopiero potem narzędzie.
Do testów dostarczył: Epson
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2500 złotych