Cały dodatek zresztą też. Kto by pomyślał, że w niecałe pół roku po premierze podstawowej wersji Battlefield 2 uda się wydać taki spójny, dopracowany i – co tu dużo gadać – bogaty w zawartość dodatek. Szczerze mówiąc, zaskoczył mnie on trochę, tak pozytywnie – spodziewałem się bardziej czegoś na kształt rozszerzenia tego, co znamy z Battlefield 2, w stylu jaki prezentowały dodatki do Battlefield 1942, a nie takiego odejścia od tematu. Niezbyt dalekiego odejścia, ale jednak trzeba przyznać, że gra się inaczej. Czasem trochę lepiej, czasem trochę gorzej – i choć Jednostki Specjalne mają swoje ewidentnie słabe strony, których ciężko się było doszukiwać w wersji podstawowej (poza problemami technicznymi i bugami), to trudno zaprzeczyć, że nam się dodatek udał.

A właściwie nie nam, tylko nowemu, świeżemu i prawie dziewiczemu studiu Digital Illusions CE w Kanadzie. Powstało ono po przejęciu szwedzkiego, rodzimego DICE przez Electronic Arts – i jeżeli ktoś spodziewał się, że będzie służyło za podnawkę przypiętą do boku orki czy innego walenia, to... miał w sumie rację. Najprawdopodobniej kanadyjski wydział sprowadzony został do roli tak zwanych „murzynów”, którzy obrabiają to, co stworzył ten najbardziej kreatywny rdzeń firmy ze Sztokholmu. Szwedzi zrobili silnik, opracowali wszystko, stworzyli grę – a Kanadyjczycy produkują teraz do niej dodatki, podczas gdy część podstawowego teamu montuje kolejne, jakże oczekiwane przez grająca społeczność patche oraz pracuje nad kolejnymi produkcjami pełnowymiarowymi. Sprytnie pomyślane – i bynajmniej nie ze szkodą dla nas, chyba że ktoś za szkodę poczytuje sobie wydanie tych kilkudziesięciu złotych na Jednostki Specjalne. Na szczęście jakiegoś większego przymusu nie ma...