Cały dodatek zresztą też. Kto by pomyślał, że w niecałe pół roku po premierze podstawowej wersji Battlefield 2 uda się wydać taki spójny, dopracowany i – co tu dużo gadać – bogaty w zawartość dodatek. Szczerze mówiąc, zaskoczył mnie on trochę, tak pozytywnie – spodziewałem się bardziej czegoś na kształt rozszerzenia tego, co znamy z Battlefield 2, w stylu jaki prezentowały dodatki do Battlefield 1942, a nie takiego odejścia od tematu. Niezbyt dalekiego odejścia, ale jednak trzeba przyznać, że gra się inaczej. Czasem trochę lepiej, czasem trochę gorzej – i choć Jednostki Specjalne mają swoje ewidentnie słabe strony, których ciężko się było doszukiwać w wersji podstawowej (poza problemami technicznymi i bugami), to trudno zaprzeczyć, że nam się dodatek udał.
A właściwie nie nam, tylko nowemu, świeżemu i prawie dziewiczemu studiu Digital Illusions CE w Kanadzie. Powstało ono po przejęciu szwedzkiego, rodzimego DICE przez Electronic Arts – i jeżeli ktoś spodziewał się, że będzie służyło za podnawkę przypiętą do boku orki czy innego walenia, to... miał w sumie rację. Najprawdopodobniej kanadyjski wydział sprowadzony został do roli tak zwanych „murzynów”, którzy obrabiają to, co stworzył ten najbardziej kreatywny rdzeń firmy ze Sztokholmu. Szwedzi zrobili silnik, opracowali wszystko, stworzyli grę – a Kanadyjczycy produkują teraz do niej dodatki, podczas gdy część podstawowego teamu montuje kolejne, jakże oczekiwane przez grająca społeczność patche oraz pracuje nad kolejnymi produkcjami pełnowymiarowymi. Sprytnie pomyślane – i bynajmniej nie ze szkodą dla nas, chyba że ktoś za szkodę poczytuje sobie wydanie tych kilkudziesięciu złotych na Jednostki Specjalne. Na szczęście jakiegoś większego przymusu nie ma...
Fabularnie dodatek wypływa na nieco szersze wody. W „podstawce” mieliśmy do czynienia z dwoma dużymi konfliktami – w Mandżurii oraz przyległościach Zatoki Perskiej. Tym razem zabawimy w Syrii, na Kaukazie, w Iraku i kilku innych przeuroczych miejscach, w których ludzie strzelają do siebie. Ludzie nowi i starzy. Z tych ostatnich mamy tutaj Amerykanów, którzy ze statusu zwykłej armii wyniesieni zostali do stopnia jednostek elitarnych floty, czyli wspomnianych już mimochodem Navy Seals. Znane twarze prezentują też świetnie wyszkoleni komandosi oddelegowani z sił Koalicji Bliskowschodniej, znanej z Battlefield 2. Chińczyków niestety nie reprezentuje nikt w Jednostkach Specjalnych – widać nie udało się spośród miliarda mieszkańców wybrać jakichś Chucków Norrisów czy innych Rambo. Pozostałe cztery nacje są nowe, z czego jedna jest nowa naprawdę, a trzy na niby. Powstańcy to troszeczkę inaczej ubrani Arabowie, tacy sami jak ci z MEC, nawet gadający tak samo. SpecNaz i Buntownicy to też dwie strony tego samego medalu, wyposażone w znaną nam już doskonale broń produkcji radzieckiej (viva la Kalashnikov!) i różniące się od całej reszty soczystymi „ruso-języcznymi” głosami, które są muzyką dla uszu słowianofilów. Jedynie brytyjski SAS jest świeżutki i nowiutki – chłopaki wysławiają się z przysłowiową flegmą, ubierają w czarne ciuszki i uzbrajają w naprawdę ciekawą dla graczy broń, zupełnie nową i w podstawowej wersji gry niespotykaną. Szkoda, że tylko oni. Nie żebym rzucał się twórcom dodatku do gardła czy coś, ale mam do nich spory żal, bo wszystkie nowe zabawki ręczne przeznaczone są właśnie dla Brytyjczyków, z trzema małymi wyjątkami – dwiema wersjami karabinu SCAR dla Amerykanów oraz prymitywnym, ale skutecznym i szalenie przyjemnym w obsłudze RPG dla SpecNazu i Buntowników, zastępującego znanego nam już wcześniej Eryxa. Poza tym nowych broni nie ma – i to mnie troszeczkę martwi, bo szczerze mówiąc liczyłem na to, że właśnie SpecNaz czy pozostałe strony konfliktu będą miały też coś dla siebie, coś fajnego i morderczego. Ale mówi się trudno i bierze się kałacha z granatnikiem.
Albo i bez. Tak się bowiem dziwnie składa, że na części map udostępnionych w Jednostkach Specjalnych klasa assault (czy tam szturmowiec, jak zwał tak zwał) nie ma podwieszonego pod lufą swojej podstawowej broni granatnika. No i fajnie, ale czy ma to takie duże znaczenie, by zaraz się o tym rozpisywać w recenzji? Owszem, jak najbardziej tak – i wie to każda osoba, która spotkała się na serwerach wersji podstawowej z kangurkami-granatniczkami, z angielska zwanymi nooblauncherami, czy też... hmm, inne określenia są niecenzuralne. To prawdziwe błogosławieństwo, przynajmniej dla niektórych graczy, że można sobie spokojnie wybiec zza rogu budynku, bez strachu, że natkniemy się na jakiegoś pajaca z granatnikiem, który strzeli sobie pod nogi zabijając nas i siebie przy okazji też. Wielki plus dla dodatku za taki mały ukłon w stronę graczy zmęczonych już „granatnikowaniem” na lewo i prawo...
Mapy i pojazdy
Ogólnie mapek jest w Jednostkach Specjalnych sporo i w rozmaitości wszelakiej – ale i tak niewiele, że każda z wymienionych wyżej sześciu stron konfliktu nie pojawia się na więcej niż trzech, a często tylko na dwóch. I zwykle są to starcia dobrych ze złymi, czyli SAS i Seals z Arabami. Niestety tylko raz SAS walczy ze SpecNazem, za to zaś Rosjanie dwa razy mają do czynienia ze swoimi Buntownikami. Wiem, wiem, walka Anglików i komandosów USA raczej nie jest możliwa, ale chciałbym ją zobaczyć, tak samo jak zapewne piękne starcie Seals i twardzieli ze SpecNazu. Nie dane mi są jednak, przynajmniej teraz, gdy jeszcze społeczność moderów i twórców mapek nieoficjalnych nie dorwała się jeszcze do wszystkich tych łakoci – bo gdy już zaczną oni buszować w kodzie, teksturach i modelach 3D, na pewno wymyślą jakieś ostrzejsze rozgrywki.
Kontynuując jednak temat mapek, trzeba powiedzieć, że znacznie różnią się one od rozgrywek znanych z podstawowej wersji. Konkretnie zaś od większości z nich. Jednostki Specjalne są bowiem nastawione na walkę twarzą w twarz, człowiek z człowiekiem, ramię w ramię z nożem w zębach. Dlatego właśnie nie ma tutaj miejsca dla lotnictwa – samolotów nie uświadczymy tu w ogóle, a śmigłowce zdarzają się sporadycznie i to tylko na większych wersjach niektórych map – żadna z tych szesnastoosobowych nie uraczy nas latającymi maszynami. Czołgi też są gośćmi niezbyt często widzianymi, podobnie jak transportery opancerzone i inne dobro podlegające władzy mechanika, czyli faceta z francuskim kluczem. Bardzo widocznie i bardzo wyraźnie dodatek nastawiony jest na prawie czyste i niezbrukane ciężkim sprzętem walki piechoty. I to właśnie jest jego główną zaletą – szczególnie dla tych 90% fanów Battlefield 2, którzy uważają, że najlepsza mapa to wybitnie miejski i nastawiony na piechotę, Strike at Karkand. Dodatek jest właśnie stworzony z myślą o nich – miejmy nadzieję, że docenią oni troskę, jaką wykazało DICE i Electronic Arts.
Mniejsza ilość sprzętu nie oznacza jednak, że i wśród niego nie znalazło się nic nowego. Jest nowe i to w całkiem sporej liczbie. Na początek wyliczanki należałoby wymienić dwa, bardzo słynne śmigłowce szturmowe – czyli Apache Longbow i Mi-24 Hind, z których nie wiadomo który jest bardziej znany. Miło, że uraczono nas takimi perełkami i wielka szkoda z drugiej strony, że jedna z nich posiada dość wyraźne skazy. Mi-24 mianowicie jest ciężki, nieruchawy i zdecydowanie mniej miły w obsłudze niż nie tylko Apache, ale też śmigła znane z wersji podstawowej. Z tymi ostatnimi zresztą bezpośredniego porównania nie ma, bo na żadnej z map Mi-24 nie ma szansy zmierzyć się na przykład z Cobrą – jego jedynym wrogiem jest właśnie Apache. Dodatkowo pilotów heli może zniechęcić fakt, że najwięcej ich występuje na mapie, która wybitnie do latania się nie nadaje – mowa tu o Ghost Town, mocno zabudowanym i okrytym mgłą miasteczku, w którym łatwiej zginąć śmiercią bohaterską od wyrzutni AA czy zawadzając o budynek, niż zestrzelić cokolwiek lawirując i dzikie uniki wyczyniając nad centrum miasta. Cała zabawa sprowadza się w zasadzie do polowania śmigłowców na siebie nawzajem, co wiadomo, nudne jest.
Czołgów nowych nie ma, ale jest transporter mocno opancerzony i w silne działo wyposażony, produkcji rosyjskiej oczywiście, który jest czymś pośrednim pomiędzy czołgiem a zwykłym APC znanym z wersji podstawowej. Fajnie się nim jeździ, fajnie przewozi drużynę – ale też pozostawia lekki niesmak. Po części dlatego, że umieszczono go na mapach, na których piechota dysponuje potężnym RPG, potrafiącym go rozwalić jednym dobrze wymierzonym strzałem, a po drugie dlatego, że na owych mapach nie można go skonfrontować z czołgami i APC właśnie. Ot, jest ten BMP3 tak sam dla siebie. Szkoda. Także pozostałe nowe pojazdy nie zachwycają jakoś szczególnie – wóz cywilny z cekaemem na pace to nie jest ostatni krzyk mody, a Humvee z wyrzutnią TOW byłby może i fajny na mapie z większą ilością ciężkiego sprzętu na przykład, a tak to ni przypiął, ni przyłatał. Ciekawa zabawka to Desert Raider, czyli plątanina rur na kółkach uzbrojona w trzy kaemy i całkiem wytrzymała na ostrzał – ale i tak najprzyjemniejsze są te najmniejsze i najbardziej ścigłe – ATV i skutery wodne. Te ostatnie nie występują szczególnie często i jakiegoś wielkiego znaczenia nie mają, ale już czterokołowe ATV znajdziemy na prawie każdej mapie z dodatku – a jazda nimi daje dużo różnych dziwnych wrażeń, jeździ się bowiem bardzo szybko i w bardzo nieprzewidywalny sposób. Jego opanowanie jednak może być przydatne, zwłaszcza dla tych, którzy lubią rzucić na maskę kilka paczek C4 i wbić się na pełnym pędzie w czołg przeciwnika.
Wymieniony wyżej ciężki sprzęt ani ziębi, ani grzej w zasadzie – nic wielkiego i przełomowego nie wnosi, ot jest, bo jest. Ale to nic nie szkodzi, bo, jak już wspomniałem, Jednostki Specjalne to nie sprzęt, a zmagania samej piechoty. A sama piechota ma na swoim podorędziu właśnie coś wielkiego i przełomowego. I to kilka sztuk tego czegoś. Chłopaki są w końcu komandosami i znają kilka sztuczek zwykłym trepom niedostępnych.
Nowe triki
Pierwszą z tych sztuczek są liny. Jedne z kotwiczką, drugie wystrzeliwane z kuszy, obie niesamowicie zmieniające krajobraz i styl gry. Nie ma już niedostępnych miejsc, dachów, na które nie można wejść, skarp po drugiej stronie rzeki, nieprzebytych murów i innych tego typu przeszkód naturalnych – jak trzeba wejść gdzieś wysoko, to assault lub antitank rzuci linę, a jak trzeba skądś szybko i daleko zjechać, to snajper i specops wystrzelą linki z kuszy i już można śmigać na wielokrążku (czy też jednokrążku właściwie) w upatrzonym kierunku. Dzięki tym linom gra stała się o wiele bardziej podniebna i takoż nieprzewidywalna – nigdy nie wiadomo bowiem, gdzie czai się przeciwnik, który swego czasu mógł jedynie siedzieć na ziemi lub na wybranych, dostępnych drabinowym sposobem dachach. Teraz trzeba patrzeć wszędzie, na każdy daszek, balkonik, wieżyczkę i murek – bo przeciwnik może się czaić w najmniej spodziewanych okolicznościach przyrody. Nawet w ciemności.
Tak, ciemność naszym przyjacielem – prawdziwi komandosi uwielbiają operować nocną porą. I dlatego mamy w Jednostkach Specjalnych kilka map rozgrywających się po zmroku. Większość graczy ich niestety nie lubi, tak samo jak ja do niedawna, całkiem zresztą niesłusznie, bo choć niektóre są trochę pospiesznie poskładane do kupy i niezbyt ciekawe, to inne wynagradzają to całkowicie – nie zdawałem sobie sprawy z tego, do czasu pewnej kilkugodzinnej sesji na Devil's Perch, gdzie bawiliśmy się w snajperów, po której to zmieniłem zdanie co do map nocnych. Faktem jednak jest, że wiele osób ich nie lubi i część serwerów do Jednostek Specjalnych usuwa je z rotacji, zaznaczając w opisie serwera, że jest "day maps only". Ale, ale, miałem pisać o sprzęcie. Czymże zatem byłyby nawet egipskie ciemności bez noktowizora? Każdy z graczy teraz takowy posiada i może w dowolnej chwili na nos założyć, by po ciemku widzieć nie gorzej niż kot. Jedyną jego wadą jest to, że tak bardzo wzmacnia światło, iż w okolice dobrze oświetlone nie ma nawet co patrzeć – i tak nikogo się tam nie zobaczy. Świetnym przeto miejscem do campowania przy dobrze zaciemnionej fladze jest to przy mocnej latarni – bo w tym przypadku akurat pod latarnią jest najciemniej.
Oprócz noktowizora każdy komandos dysponuje jeszcze jedną twarzową częścią ekwipunku – maską przeciwgazową. Służy ona do dyszenia, ograniczania sobie pola widzenia i bronienia się przed halunami wywoływanymi przez gaz łzawiący, którym z pewnością hojnie szafował będzie żołnierz wsparcia (support), wyposażony w miotacz granatów gazowych. Na otwartych przestrzeniach są one niezbyt skuteczne, ale za to w pomieszczeniach i ciasnocie, których jest w Jednostkach Specjalnych o wiele więcej niż w podstawowym Battlefield 2, sprawdzają się znakomicie – bardzo fajnie wycina się nożem takich delikwentów, których gaz zaskoczył bez maski. Lub też tych, których oślepił wybuch granatu błyskowego – także nowej zabawki, dostępnej dla assaulta w zamian za granat dymny. Tenże flashbang dostępny jest już teraz także w wersji podstawowej gry.
Tak się bowiem składa, że posiadacze dodatku uraczeni zostali przez Electronic Arts bardzo miłymi prezentami. Są nimi nowe bronie do odblokowania dla wszystkich klas poza snajperem i grenadierem – i większość z nich pochodzi z bardzo silnego arsenału SAS. Co ciekawe, te nowe zabawki dostępne są tylko podczas grania w podstawową wersję gry – w samym dodatku "działają" jedynie unlocki zwykłe, te zarobione podczas grania na rankingowych serwerach w zwykłego Battlefield 2.
Problemów moc!
Powoli zbliżamy się do końca tej recenzji. Zostały jeszcze tylko sprawy techniczne, szczegóły, w których wedle ludowego porzekadła czai się diabeł. I tutaj rzeczywiście jest to diabeł. Jednostki Specjalne są z punktu widzenia technicznego prawdziwym koszmarkiem. Instalacja bynajmniej nie jest bezproblemowa, ale to tylko czubek góry lodowej – najgorsze jest to, co następuje później. Mapy, bogate w budynki i różne zakamarki, ładują się tak długo i tak boleśnie, że można osiwieć – trwa to czasem dwa razy dłużej niż w przypadku takich samych map z podstawki. Dodatkowo jeszcze gdy już się wgrają, tną niemiłosiernie, gorzej niż w Battlefield 2 cięło przed wszystkimi patchami. Makabra. Liczba klatek na sekundę spada dramatycznie, czasem nawet więcej niż o dziesięć czy dwadzieścia! Koniec świata normalnie. A jeżeli ktoś ma to nieszczęście, że jego Radeon pogryzie się z mapkami nocnymi, to już ma je z głowy – slideshow połączony z artefaktami świetlistymi to nie jest szczyt marzeń przecież, prawda? Możliwe, że nowe stery ATI coś tu zmieniły, ewentualnie nadchodzący patch 1.2, ale w międzyczasie ktoś już mógł potraktować młotkiem swój monitor w przypływie słusznego gniewu. I żeby jeszcze te mapki nocne jakieś dziwa graficzne wprowadzały – ale nie, po prostu dużo dynamicznych świateł i cieni oraz brak tekstury gruntu po włączeniu noktowizora. Tak, właśnie tak – ziemia jest tak samo czarna jak bez "nocnej wizji", dzięki czemu zresztą można bez trudu wypatrzeć jaskrawozielonego przeciwnika, czy też miny i C4 sprytnie podłożone, ale wcale nie zakamuflowane niestety, bo też świecące się jak psu ja... eee, oczy w ciemności kotu. Lekka porażka, żeby nawet nie powiedzieć żenada. Na szczęście mapy dzienne są ładne, zwłaszcza zaś dzięki swojej gęstej zabudowie i klimatycznemu oświetleniu, które na Ghost Town rzeczywiście przyprawia o depresję i każe się rozglądać za duchami.
Jeżeli chodzi o udźwiękowienie, to nowości jest w Jednostkach Specjalnych niewiele – w zasadzie tylko te kapitalnie podłożone głosy żołnierzy brytyjskich i rosyjskich. Są wśród nich prawdziwe perełki, trzeba przyznać, a i pośmiać się można nie gorzej niż z gadki Chińczyków z podstawki – dla mnie hitem jest specnazowe "wiżu... snajpier!", wypowiedziane z wielkim namaszczeniem.
Ogólnie i podsumowując – Jednostki Specjalnie to naprawdę bardzo dobry dodatek. Nastawiony na walki piechoty, bardziej dynamiczny, stanowiący odskocznię od pancerno-lotniczego Battlefield 2, wprowadza sporo nowych broni (szkoda, że nie dla SpecNazu, buuu!), zabawki w stylu linek i gazu łzawiącego – w sumie jest inaczej niż w wersji podstawowej, ale tak samo fajnie. Gra w Jednostki Specjalne mniej ludzi, to pewne, ale jest ich wystarczająco wielu, by zapełnić w dowolnej chwili kilka setek serwerów, więc nie ma problemu ze znalezieniem sobie jakiegoś przyjemnego miejsca do fragowania. Problemem jednak są wymienione wyżej kwestie techniczne, dużo większe wymagania sprzętowe i gryzienie się z niektórymi kartami graficznymi – dlatego nie można z czystym sumieniem ocenić Jednostek Specjalnych aż tak wysoko, jak w sumie już bezproblemowego Battlefield 2.
Ocena:
- Grafika: 8,5/10
- Dźwięk: 9,0/10
- Grywalność: 9,5/10
- Ogółem: 8,5/10
Platforma: PC Nośnik: DVD Cena: 79,90 zł Wydawca: EA Polska