Historia lubi się powtarzać; oto kilka tygodni temu, Timegate Studios bez wielkiego rozgłosu zaprezentowała kontynuację programu o podtytule „Kings of War”. Czy i tym razem utrzymana w realiach fantasy strategia czasu rzeczywistego, opowiadająca o zmaganiach nieśmiertelnej, nobliwej rasy zwanej Kohan z zakusami Zła przejdzie na naszym rynku bez echa i większego zainteresowania ze strony rodzimych graczy? Przekonajmy się!
Fabuła: Magia i miecz w natarciu, albo opowieść o tym, jak się maskuje sztafaż fantasy
Od wydarzeń opowiedzianych w Kohan: Immortal Sovereigns minęły dwa pokolenia. Klęska Ahrimana i jego popleczników − krwiożerczych Ceyah − nie zapewniła trwałego pokoju. Tak więc, kolejny raz przerażające siły zła w postaci Demonów Cienia zbierają się niczym mroczne chmury nad kontynentem Khaldun. Nieśmiertelna rasa Kohan, najbardziej świadoma nadchodzącego niebezpieczeństwa, próbuje wskrzesić dawne sojusze, aby wspólnie ze śmiertelnikami stawić czoła zakusom Cienia i niedobitkom armii Ahrimana.
Tym z Was − drodzy Czytelnicy − którzy nie parsknęli śmiechem po przeczytaniu powyższego akapitu, składam szczere gratulacje! Sam czuję lekkie zażenowanie, przybliżając Wam fabułę najnowszej gry Timegate Studios. Musimy jednak wziąć poprawkę na fakt, że sam literacki gatunek fantasy − z którego Kohan II: KoW czerpie pełnymi garściami − operuje dosyć prostymi pojęciami i archetypami. Walka Dobra ze Złem, honor, wyraziści i mało skomplikowani pod względem psychologicznym bohaterowie i tak dalej... Nie bądźmy więc dla fabuły KohanII: Kings of War zbyt surowi.
Uniwersum Khaldun zaludniają cztery rasy: dzicy i nieokrzesani Drauga, zamieszkująca górzyste krainy rasa Gauri, miłujący pokój i harmonię z naturą Haroun, oraz Ludzie. To właśnie te nacje musimy zjednoczyć pod przewodnictwem nieśmiertelnych Kohan i poprowadzić w bój przeciwko hordom Nieumarłych i Demonom Cienia.
Mechanika rozgrywki: Nareszcie powiew świeżości!
Na pierwszy rzut oka Kohan II: Kings of War to klasyczna gra z gatunku RTS (Real Time Strategy) osadzona w wyświechtanych do granic możliwości realiach fantasy. Odium kultowego Warcrafta ciąży nad tym gatunkiem niemiłosiernie. Programiści z Timegate Studios potrafili jednak wprowadzić do swojego produktu kilka innowacji, dzięki którym Kohan II: KoW nie jest jedynie klonem słynnej trylogii ze stajni Blizzarda. Przede wszystkim gra skupia się na aspekcie militarnym. Podczas rozgrywki przyjdzie nam dowodzić całymi regimentami, a nie pojedynczymi jednostkami. Standardowa drużyna to dowódca i kilku podkomendnych. Tylko od inwencji gracza zależy, czy zastęp wojowników składać się będzie z samych kawalerzystów lub na przykład kilku łuczników i zwykłych piechurów. Dostępne jednostki można przydzielać wedle swojej woli i upodobania. Nie ma sztywnego, narzuconego przez mechanikę gry szablonu. Masz kaprys wystawienia do boju jednego z trzech dostępnych podczas rozgrywki herosów? Nie ma problemu. Zamiast dowódcy oddziału, wystarczy przydzielić żołnierzom jednego z bohaterów, który dzięki swym unikalnym, magicznym umiejętnościom z pewnością przyda się w boju. Równie ważnym − a często pomijanym w innych tego typu grach − aspektem jest ustawienie i konkretny szyk bojowy naszych wojowników. Czasy, kiedy wystarczyło na złamanie karku pędzić przed sobą chmarę jednostek minęły bezpowrotnie. Kohan II: Kings of War wymusza na graczu stosowanie nieco bardziej wyrafinowanej taktyki. Formując kolumnę nasze oddziały poruszają się nieco szybciej, jednocześnie spada ich wartość ataku. Niejednokrotnie przez złe ustawienie jednostek bojowych można przegrać starcie z wielokrotnie słabszym przeciwnikiem!
Jak już wcześniej napisałem, główny nacisk programu to działania militarne. Nie oznacza to jednak, że ekonomia leży w Kohan II:KoW odłogiem. Nic z tych rzeczy! Nadal − podobnie jak w innych grach tego gatunku − należy dbać o zaplecze i stały dopływ zaopatrzenia. W obrębie miasta czy osady rozwijamy infrastrukturę, dzięki której mamy dostęp do usprawnień i udoskonaleń naszych jednostek bojowych, nowych wynalazków itd. Jednym słowem rozbudowa zaplecza jest bardzo ważna i wpływa w znaczący sposób na nasz militarny sukces. Na szczęście mechanika gry została tak skonstruowana, że gracz nie musi sobie zaprzątać głowy wszystkimi szczegółami i meandrami ekonomii. Przykłady? Proszę bardzo. Kiedy w okolicy naszej warowni zaanektujemy do naszych potrzeb kopalnię szlachetnego kruszcu, deszcz pieniędzy automatycznie zasili nasze konto; podobnie jest z innymi surowcami naturalnymi. Dzięki takiemu rozwiązaniu, można skupić się na militarnych podbojach. Kolejną nowinką nie występującą w innych grach tego typu jest tak zwana „strefa oddziaływania”. Wokół miast lub warowni istnieje niewidzialna strefa, w granicach której macierzyste jednostki otrzymują automatyczne wsparcie. Dzięki takiemu rozwiązaniu, możemy bronić naszych grodów i osad przy niewielkiej liczbie jednostek bojowych. Warto przyklasnąć temu prostemu, a jednocześnie bardzo logicznemu rozwiązaniu − wróg atakujący nasze włości nie otrzymuje wsparcia, gdyż znajduje się na obcym terenie. Tymczasem nasza armia, przebywająca w granicach „strefy oddziaływania” może liczyć na logistyczną pomoc. Tak więc, kiedy nasze wojska zostają poważnie przetrzebione przez wrogie hordy, zamiast mozolnego tworzenia kolejnych „u źródła” (czytaj „w mieście”), wystarczy powrócić na macierzysty grunt, aby po chwili odzyskać pierwotny stan osobowy naszych sił zbrojnych.
Grafika i muzyka : Warcraft III Deluxe... znowu...
Oprawa wizualna Kohan II: KoW robi naprawdę bardzo duże wrażenie. Izometryczny rzut na pole gry, pełna kontrola nad kamerą, doskonały zoom. Trójwymiarowe modele postaci i budynków wykonano z wielkim pietyzmem i dbałością o najmniejszy szczegół. Silnik graficzny radzi sobie również z animowanymi efektami pogodowymi. Korony drzew uginają się pod naporem delikatnej bryzy, nasze wojska często brną przez siarczystą ulewę. Jednakże dopiero podczas potyczek naszym oczom ukazuje się cała feeria barw i odcieni − nad głowami walczących przemykają ogniste pociski ciskane przez magów. Uzdrowiciele otaczają jednostki aurą leczenia bądź błogosławieństwa. Wygląda to naprawdę imponująco.
Oceniając oprawę graficzną Kohan II: Kings of War nie można nie wspomnieć o licznych zapożyczeniach z Warcrafta. Tak jest! Styl graficzny i kolorystyka niektórych budynków i jednostek jednoznacznie przywodzą na myśl gry ze stajni Blizzarda. Podobieństwa te jednak nie rażą, więc nie ma raczej mowy o plagiacie. Warcraft III wyznaczył pewien styl − również graficzny − dla trójwymiarowych gier fantasy z gatunku RTS (niektórzy wolą określenie RPS − Roleplaying Strategy) i nie ma nic złego we wzorowaniu się na klasyku gatunku.
Również dźwięk i muzyka w Kohan II stoi na wysokim poziomie. Szczęk broni, odgłosy walczących jednostek, głosy herosów, efekty towarzyszące spektakularnym manifestacjom bojowej magii. Wszystko jest wysmakowane i na swoim miejscu. Dopełnieniem oprawy dźwiękowej jest doskonała, wręcz porywająca muzyka, która towarzyszy nam podczas rozgrywki. Tajemnicze ambientowe dźwięki, delikatne brzmienie fletu, wreszcie, emocjonalne crescendo werbli. Taką muzykę i ten styl wszyscy znają i kochają! Tylko jeden kompozytor związany z branżą elektronicznej rozrywki potrafi wznieść „melodyjkę” z gry komputerowej na nowy poziom, wyżyny, graniczące niemalże ze sztuką. Jeremy Soule − bo właśnie o nim mowa − skomponował utwory muzyczne, którymi okraszono Kohan II: Kings of War. Portfolio pana Soule może zawstydzić niejednego. Neverwinter Nights, Giants: Citizen Kabuto, Total Annihilation, Icewind Dale, Elder Scrolls: Morrowind, czy wreszcie Star Wars: Knights of the Old Republic. W tych wszystkich produkcjach maczał palce Jeremy Soule. Z jakim skutkiem? Któż nie pamięta monumentalnej muzyki z Morrowinda? Kto ośmieli się powiedzieć, że Icewind Dale lub KotOR miały kiepską oprawę muzyczną? Podobnie jest z Kohan II. Muzyka skomponowana przez J. Soule’a stanowi integralny element gry, idealnie pasujący do klimatu rodem z kart powieści fantasy.
Wymagania sprzętowe: Witaj w XXI wieku...
Piękna, wycyzelowana grafika, bogate w szczegóły trójwymiarowe postacie, mnogość efektów świetlnych. To wszystko ma swoje odbicie w wymaganiach sprzętowych gry. Według producenta programu, minimalna konfiguracja to Pentium 4 1,5 Ghz 256 MB RAM, karta graficzna GeForce3 lub RADEON 8500. Przyznam się szczerze, że jeszcze nie spotkałem się z grą RTS o tak wyśrubowanych potrzebach względem sprzętu. Ja grałem w Kohan II: Kings of War na dwóch komputerach. Pierwsza konfiguracja to Intel Pentium 4 2,4 Ghz z kartą RADEON 9700 PRO, druga − AMD Athlon XP 2000+ z GeForce FX 5700. W obydwu przypadkach komputer wyposażony był w 512 MB RAM. O ile przy pierwszej, mocniejszej konfiguracji, Kohan II: KoW działał bardzo płynnie w rozdzielczości rzędu 1280x1024 z włączonym filtrowaniem anizotropowym i czterokrotnym anty-aliasingiem, to niestety nie można już tego powiedzieć o drugiej maszynie. Zakładam, że „najsłabszym ogniwem” konfiguracji była karta graficzna. Na szczęście zmniejszenie rozdzielczości do standardowej 1024x768 i zrezygnowanie z „wodotrysków” poprawiło sytuację. Nie ma się jednak co oszukiwać. Kohan II: Kings of War ma bardzo duże − wręcz nieprzyzwoite jak na ten gatunek gier − wymagania sprzętowe. No cóż, technologiczny postęp branży elektronicznej rozrywki słono kosztuje. Szkoda tylko, że „postęp” bije po kieszeniach przede wszystkim nas − graczy.
Podsumowanie: Godny następca Warcrafta? Jak najbardziej!
Cóż można napisać na zakończenie? Kohan II: Kings of War to z początku niepozorna, niczym nie wyróżniająca się z tłumu produkcja. Ot, kolejny klon trzeciej odsłony kultowego Warcrafta. Nic bardziej mylnego! Aby docenić grę programistów z Timegate Studios trzeba nad nią spędzić kilka dobrych godzin. Mnogość opcji i taktycznych niuansów (szyk bojowy, zmienne morale jednostek) nie jest z początku widoczna. Dopiero kolejne misje odkrywają przed nami bogactwo, świeżość pomysłu i nowatorstwo Kohan II: KoW. Nawet fabuła z biegiem czasu nabiera rumieńców. Historię konfliktu wpleciono w pięć długich rozdziałów. Podczas 25 misji powoli odkrywamy historię trójki bohaterów − Nieśmiertelnej pary Jonasa Teramuna i Naavy Daishan, oraz Melchiora, cynicznego renegata Ceyah. Ten ostatni wolał ponoć ratować własną skórę i dla doraźnych korzyści przystąpił do sił Dobra...
Od samego początku doskonale zdajemy sobie sprawę, jak zakończy się ta historia. Tryumf Dobra nad Złem. Dzielni bohaterowie, wbrew zakusom mrocznych sił, pokonają przeciwności na swojej drodze i tak dalej. Banał? Bajka? Być może. Ale my przecież kochamy takie historie. Czy to w literaturze, filmie, czy też w grze komputerowej. Tkwiące w nas atawistyczne poczucie tęsknoty za porządkiem, gdzie wszystko jest albo czarne albo białe − dobre lub złe jest bardzo kuszące i pożądane. Szczególnie dla nas, ludzi żyjących w świecie o wielu odcieniach szarości. Na chwilę odstawmy relatywizm na boczny tor ! To przecież Fantasy! Tu reguły są jasne i klarowne!
Tak więc dajcie się porwać do krainy fantazji. Wypłazujcie magią i ostrym mieczem grzbiety paskudnych potworów. Uratujcie niezwykły świat Khaldun i przyjmijcie laury należne zwycięzcy. Oczywiście, o ile Wasza konfiguracja sprzętowa podoła temu zadaniu...
OCENA:
Grafika: | 8,5/10 |
Dźwięk: | 9/10 |
Grywalność: | 8/10 |
Ogółem: | 8,5/10 |
Dystrybutor: Cenega Cena: 119,90 zł