Hitman 2: Silent Assassin

Już na samym początku powiem, iż Hitman 2 jest grą doskonałą. Lecz zaraz potem muszę dodać słówko “ale”. Owo “ale” bynajmniej nie odnosi się do grafiki i muzyki, silnika gry czy scenariusza. Rzecz leży gdzie indziej, troszkę z boku samej gry. Hitman 2 jest klasycznym przykładem gry, która wymaga od gracza samodyscypliny, w znaczeniu „uświadomienia sobie (odkrycia) sensu gry”. Pojęcie “sens gry” brzmi cokolwiek poważnie, ale dobrze oddaje znaczenie tego, co chcę powiedzieć. Hitman 2 nie jest zabezpieczony w żaden sposób przed “złym graniem”, nie karze gracza za głupie błędy w odbiorze gry. Podobną sytuację możemy zauważyć w IGI 2. W obie gry można grać normalnie, jak w każdy inny FPP, jak w każdą inną strzelaninę – obie gry nie czynią nawet specjalnych wymówek – mimo iż niszczy to całkowicie ich własny sens. Z IGI 2 sytuacja jest o tyle prostsza, że tam droga “nie zaplanowana przez autorów” jest znacząco trudniejsza ze skłonnościami ku niemożliwości. Hitman 2 tego komfortu ostrzeżenia nie oferuje. Możemy przejść każdą misję zachowując się jak świnia w górze pereł – po prostu po chamsku rozwalając wszystko i wszystkich. Gra co najwyżej nazwie nas rzeźnikiem i nie odda nowych broni do dyspozycji. I tutaj leży cały problem.