Fabuła gry nie ma większych aspiracji. The Westerner nie jest grą oryginalną, bowiem motyw pięknej córki złego i bogatego ranczera, biednych, gnębionych farmerów, tudzież bohaterskiego rewolwerowca, został ograny na wszystkie strony już dawno i to we wszystkich możliwych mediach. Wiadomo więc, co będzie dalej, jak będzie się zachowywał główny bohater, jak będzie traktować go piękna córka złego ranczera i wreszcie, jak on sam będzie się zachowywał. No i oczywiście wiadomo, kto z kim pod koniec wyląduje w łóżku.
The Westerner nie jest także grą dowcipną, trudno bowiem uznać za dowcipne zdarzenia w stylu "nadział się na kaktus i strzelił" czy "wziął obcęgi i zęba wyrwał" lub "pijany się przewrócił". Humor to szalenie niemrawy, nieprzekonywujący i miałki. Brak żartów słownych (część zresztą spartaczyli tłumacze vide sprawa z telefonem przenośnym), brak także prawdziwych sytuacji gagowych... bo to w końcu gra dla młodszych graczy.
Okładkowe, marketingowe mambo-jambo prawi, pozwolę sobie na smaczny cycat, "150% akcji, szalone sytuacje, powalający humor, znakomity scenariusz, prześmieszne dialogi". Boże... Ludzie z marketingu nie mają wstydu i pewnie nawet się nie zarumienili wymyślając takie bzdury! The Westerner absolutnie nie posiada powalającego humoru. Ba! - nie wywołuje nawet cienia uśmieszku na twarzy! Dlaczego? Z bardzo prostego powodu - gra nie posiada znakomitego - jak twierdzą promujący ją marketingowcy - scenariusza. Znakomity to był Grim Fandango czy The Black Mirror, ale na pewno nie omawiana gra! Wszystko w The Westerner jest przewidywalne, z góry wiadome, charaktery od razu zarysowane i beznadziejnie nadziane na ograne stereotypy charakterologiczne. Nie może wydarzyć się nic, co nas zaskoczy, a więc gdzie tutaj ma być humor? Pamięta ktoś Stana z Monkey Island? No właśnie... to dobry przykład tego, czego brakuje w The Westerner. Po prostu zwykłego humoru i niezwykłego szaleństwa.
Ktoś powie: "Ale przecież gra jest dla dzieci, tak?" I owszem, dla dzieci, ale dziś taki 5 czy 7-latek, po obejrzeniu w Cartoon Network znakomitych przygód Atomówek, Dextera czy Krowy i Kurczaka, po prostu zaśnie na The Westerner. Boję się pomyśleć, co może stać się z bardziej dorosłych graczem. Graliście w Monkey Island? To broń Boże nie sięgajcie po The Westerner!
Pierwszą część przygód Guybrusha z The Secret of Monkey Island przytaczam nie bez powodu. The Westerner mniej lub bardziej usilnie stara się wzorować na tym tytule. Od niezwykłego nazwiska głównego bohatera (nijaki Fenimore Filmore przywodzi jednak na myśl Guybrusha), przez fabułę (zły Stark działa a'la stary, dobry Le Chuck), do drobiazgów w stylu pierwszej rozmowy głównego bohatera z piękną córką ranczera (ale proszę się nie sugerować, daleko owemu dialogowi do słynnej, przezabawnej sceny pierwszego spotkania Guybrusha z Elaine w Monkey Island) czy pojedynków na dialogi (i znowuż, są one wręcz żałosne w porównaniu z mistrzostwem wyczarowanym przez Orsona Scotta Carda specjalnie na potrzebny pirackich pojedynków w Monkey Island). The Westerner próbuje nawiązywać do klimatów niezrównanego pierwowzoru, ale po prostu to nie ta liga. Zupełnie nie ta liga. Co jest wszakże refleksją smutną i mówiącą nam, iż rzeczy dobre – w tym gry – nie powstają na kamieniu.
Postać głównego bohatera Fenimore'a nie jest przekonywująca – nie jest on ani niezgrabny, ni prostoduszny, ni twardy, ni dzielny i ni tchórzliwy – taka jakaś nijaka, charakterologiczna klucha. Być może wynika to z małej ilości tekstu, jaki z siebie "wyrzuca" podczas gry. Albo po prostu z braku dobrego pomysłu scenarzysty, kim właściwie Fenimore Filmore ma być... Słabości scenariusza nie tuszuje akcja gry, która toczy się zgodnie z przewidywaniami – a na dodatek od razu wrzuca nas w środek intrygi, każąc od razu zmierzyć się z Siłami Ciemności.
The Westerner zna dwa polecenia - "użyj" i "patrz" - zwirtualizowane w postaci dwukształtnego kursorka. Przedmioty nie mają swoich opisów – po prostu są na ekranie lub w kieszeni. Polecenie "patrz" tylko przybliża nam dany obiekt, zaś polecenie "użyj" służy wszystkim innym, wielorakim celom przygodowym (za jego pomocą bierzemy rzeczy, używamy ich, a także rozmawiamy z napotkanymi postaciami). Fenimore sporadycznie się odzywa, głównie meldując lakonicznie, iż czegoś nie można w dany sposób użyć (a robi to czasem w szczególny sposób, przecząc słowem "tak").
Dialogi odbywa się w sposób standardowy – wybierając jedną z kilku możliwości. Nie można używać rzeczy w kieszeni na nich samych – co poważnie zawęża liczbę możliwych kombinacji. A że The Westerner dzieje się tylko w kilku małych lokacjach, to i zagadki są szalenie proste i gracz zawsze z góry zna swoich kilka najbliższych kroków (co jest bardzo nieprzyjemne, bo jaki sens ma wtedy granie? Gdzie są bloki powodujące bóle żołądka?). No chyba, iż jest się bardzo młodym graczem i ma się trudności ze skojarzeniem faktów w stylu "szukam ryby, ryby żyją w wodzie, ryba jak wpadnie na plażę, to sama wraca do wody, a więc muszę mieć coś, w co ryba sobie wpadnie..." (na przykład). A nawet gdyby tak było, to gra oferuje dogłębne wskazówki, co i jak zrobić (np. gazety w sklepie zawierają takie małe "walkthrough"). Ma to tę zaletę, że młodszy gracz na pewno nie zginie i nie poczuje się zagubiony w grze. Oto kolejna cegiełka solidnego przeznaczenia The Westernera dla bardzo początkujących, młodych graczy. BARDZO młodych i BARDZO początkujących. Wydawać by się mogło, iż przy tak prostym systemie nie powinno być nieprzyjemnych wpadek – a jednak – można się zablokować np. wpadając do chlewu bez łomu (gra tego nie sprawdza) – co dla młodego gracza może być wielce deprymujące i niezrozumiałe.
Cienkość scenariusza, tudzież małość lokacji wymusiły na autorach wprowadzenie Urozmaicenia. Jak wszystkim graczom grającym w gry przygodowe wiadomo, Urozmaicenie jest to coś, czego być nie powinno, a mimo to sobie jest (vide walki karate w Largo Winch, zabawa skrzyniami w Broken Sword 3, możliwość zginięcia w The Black Mirror itp.). Gry przygodowe są bowiem bardzo wrażliwie na takie wydumane eksperymenta.
Cóż zatem za Urozmaicenie wprowadza The Westerner? Otóż: konia na marchewki, rzeczy na kasę, tudzież bele na pocięcie (plus drobne elementy zręcznościowe w stylu zabaw celowniczkiem po ekranie). Rzeczy na kasę są proste – w grze trzeba zbierać dolary, aby móc kupić parę rzeczy (warto jednak pamiętać, iż część rzeczy ze sklepu da się zdobyć za darmo – jak topór czy pas – trzeba tylko dobrze poszperać). Kasę można wydębnić od cioci, wygrać w pojedynkach na słowa, pożyczyć z banku, od prezydenta czy też na strzelnicy. Kasę można także znaleźć w różnych dziwnych lokacjach (głównie szufladach). Bele przeznaczone na cięcie są tym dokładnie, czym są – czyli belami przeznaczonymi na cięcie – i jest ich na tyle mało, iż także nie stanowią problemu.
Za to koń na marchewkę wkurza. Idea jest zaiste genialna – skoro gracz przemieszcza się pomiędzy lokacjami na koniu, to dlaczegóż by nie zrobić z tego małego, cholernego Sim City? Koń zjada na daną przejechaną lokację jedną marchewkę. Pojemność "baku" konia to 5 marchewek. Dojazd gdziekowiek "zjada" średnio 2-3 marchewki. Rachunek jest prosty. A hodowanie marchewek jest zajęciem po prostu nużącym i powolnym (zwłaszcza w kontekście wielkiej marchewkochłonności naszego konia). I tak gracz co jakiś czas musi uwijać się w ogródku, aby zrobić sobie zapas z 20 marchewek dla konia. Nie powiem, aby porwał mnie ów urozmaicony stan rzeczy. Ale pewnie dzieci taki element ucieszy – móc hodować sobie warzywko i karmić nim miłe zwierzątko. Prawie jak tamagotchi.
The Westerner będąc grą prostą, dziecinną i spokojną – a przy tym okraszoną naprawdę ładną grafiką 3D (zaiste – prawie jak pierwsze Toy Story na żywo) – obroniłby się spokojnie jako miła gra przygodowa dla młodszych graczy (nawet pomimo nieszczęsnych marchewek...). Niestety The Westerner cierpi na paskudną chorobę, którą zarażonych jest większość gier wydawanych w Polsce. A zwą ją – Syfiaste Spolszczenie. Niestety. Można o tym pisać, można o tym mówić – ale nadal się nic nie zmienia. O ile głosy lektorów bywają zwykle na zadowalającym poziomie, to poziom tłumaczenia aż szkoda komentować... Nie rozumiem, dlaczego przy tłumaczeniach nie korzysta się z pomocy profesjonalnych tłumaczy? Dlaczego nie zatrudnia się korektorów i redaktorów? Być może dlatego, iż ma się głęboko gdzieś troskę o poziom tłumaczenia, przecież wystarczy machnąć nalepkę "Profesjonalna polska wersja językowa" i po sprawie. Niestety. Tak się jednak nie da. The Westerner nie jest profesjonalnie, a jedynie bardzo amatorsko spolszczony. Amatorsko jak cholera. Amen.
Tłumaczenie gry jest beznadziejne, poczynając od kuriozalnego po prostu braku odmiany polskich słów, przez bzdury i błędy w tłumaczeniu, aż po zwykły brak rytmu słów i znajomości polszczyzny. Brak odmiany wygląda koszmarnie - "patrz na koń", "weź koń", "użyj koń", "jedź do miasto" - czyli – Kali być głupi i Kali wybulić kasiorę na profesjonalny gniot... Zapewne jest jakieś tam usprawiedliwienie, iż gra pochodzi z obszaru językowego, który nie ma odmian rzeczowników przez przypadki, no ale przy 2 (słownie: dwóch) formach ("użyj" i "patrz") to chyba niewielki problem zmodyfikować słownik (silnik, skoro się ma już licencje na tłumaczenie) gry? Bo na razie to The Westerner przypomina mi lata 80 i Profesjonalne Polskie Oprogramowanie pracujące w DOS-ie i nie posiadające polskich liter (bo na Herculescie bez wymiany generatora znaków nie można... a potem okazało się, iż jednak można...).
Brak odmiany rzeczowników wygląda po prostu obrzydliwie i totalnie nieprofesjonalnie. Bzdury i błędy. Ciekawe, ilu Czytelników domyśli się, co to jest np. "uprząż tyrolska" (podpowiem: nie chodzi tutaj o zabawki do skrajnie perwersyjnego seksu), albo "maszyna powstająca"? (a tutaj nie chodzi o machinę czasu czy inne futurystyczne ustrojstwo). Albo co może robić "Pierś" w banku? Czy też "Czara" w chlewie? (można ogłosić konkurs dla czytelników PCLab.pl: "Co autor miał na myśli?").
Bzdurnie i – znając życie – w ciemno, bez znajomości kontekstu dokonanych tłumaczeń jest więcej. Gracz starszy być może domyśli się prawidłowego źródłosłowu, ale gracz młodszy – a przecież to jest dla niego gra - wpadnie w zgubne zdziwienie i osłupienie (może o ten rodzaj humoru chodzi? Aby kopiować zdjęcia w "maszynie powstającej" i paść przy tym od 150% zdumienia?). Gry dla młodszych graczy powinny być szczególnie perfekcyjnie i starannie przetłumaczone. Podkreślam to z całą mocą - The Westerner jest grą dla młodszych graczy, a więc takie rzeczy są w nim zwyczajnie niedopuszczalne! Nie mówiąc już o kłamliwej nalepce pt. "Profesjonalna polska wersja językowa". Ale idźmy dalej, bo to nie koniec językowych wyczynów The Westerner. Gra posiada także typowe pomyłki (np. nie "telefon przenośny", ale "telegraf przenośny" i już dowcip został zmarnowany...) oraz nosi ślady owego szalenie charakterystycznego nieuctwa tłumaczy, przenoszących na żywo angielską składnię do tłumaczonych polskich zdań. I tak mamy podwójne przeczenia w stylu: "nie możesz jej nie znaleźć", dziwaczne twory, jak: "Billy i Tommy są w ich sekretnej kryjówce", dziwaczne, nielogiczne dialogi &nhash; pytanie "Billy jeszcze nie wrócił?" uzyskujemy odpowiedź: "Tak, bawi się w pokoju obok" (czyli Billy jednak wrócił...), lub pytanie: "Zamierzałem upić się pod stołem", odpowiedź: "Kto mógłby..." i wiele, wiele innych. Język polski w The Westerner straszy takimi konstrukcjami na każdym kroku. Czy nikt nie umie przeprowadzić porządnej korekty takich bzdur? Przecież one od razu rzucają się na ucho i oko. Tłumacz (tłumacze) nie zna ani języka angielskiego dobrze, ani języka ojczystego. The Westerner zieje typowym mam-was-wdupizmem korektorskim. Sens się zgadza? - to czego jeszcze chcecie? To proste – normalnej polszczyzny, a nie chorej kalki składni angielskiej!
Jako przygodówkę The Westernera nie oceniam wysoko. Nie pozwala na to zbyt kiepski, zupełnie nie oryginalny scenariusz. Gra niczym nie zaskakuje, nie wciąga do swojego świata i po prostu potężnie przynudza. Małe lokacje, których jest w dodatku bardzo niewiele plus proste zagadki dopełniają czary niepowodzenia. Wszakże, jako gra dla najmłodszych The Westerner posiada swoją siłę. Dla bardzo początkujących graczy może być wprowadzeniem w świat gier przygodowych, w świat ich reguł. The Westerner bowiem stosuje reguły całkiem "dorosłe" - mamy kieszeń, mamy dialogi, mamy używanie przedmiotów. A to wszystko w bardzo atrakcyjniej, filmowej grafice.
Zapewne dziś początkujący gracz nie sięganie od razu po klasyki w stylu King Quest czy Monkey Island (bo przerazi go pikselowata grafika 2D w małej rozdzielczości...), ale być może, bo zapoznaniu się z The Westerner, zapragnie sięgnąć po coś więcej. I taką to wdzięczną rolę widzę dla tej gry – jako przedszkola dla bardzo młodych graczy, którzy nigdy jeszcze nie grali w gry przygodowe, a chcieliby poznać prawidła gatunku. Eliminuje to z grona potencjalnych graczy tych wszystkich, którzy mieli choćby najmniejszą styczność z grami przygodowymi. Starsi graczy, tudzież starzy wyjadacze: The Westerner nie jest po prostu przeznaczony dla Was.
Sens kupna The Westerner podważa kiepska jakość spolszczenia. Nie widzę żadnego powodu, aby młody gracz miał czytać na ekranie twory językowe w stylu "użyj koń" czy "jedź do miasto". Nie widzę powodu, aby młody gracz miał spotykać "pierś w banku" czy "czarę w chlewie". Młody gracz ma się oswajać z językiem polskim, a nie jakimiś polskawymi tworami. Toteż lepiej już, aby zagrał sobie w oryginalną, angielską wersję The Westerner - przynajmniej nauczy się coś niecoś z obcego języka – i korzyść z grania będzie podwójna. The Westerner polecam początkującym graczom, ale uwaga! - tylko w wersji angielskiej. Zaś The Westerner w wersji polskiej nikomu nie polecam. Szkoda po prostu pieniędzy.
Grafika: 8/10 Grafika zrobiona prawie w stylu pierwszego Toy Story. Ładne, choć szalenie plastikowe modele, ładne i szczegółowe otoczenie, ładne efekty (promienie słońca, odbicia w wodzie itp.)
Dźwięk: 7/10 Przyjemne dla ucha muzyczki w tyle oraz w miarę dobrzy lektorzy (abstrahując tutaj od miernoty tłumaczenia tekstu), choć nie wszystkie głosy są dobrze dobrane (vide nader młody i seksowny głos pewnej starszej, kiwającej się na fotelu pani...).
Grywalność: 3/10 The Westerner jest bardzo prostą grą przygodową. Tytuł przeznaczony jest dla młodego gracza, a nawet bardzo młodego, który, być może, nie zdołałby przebić się przez Monkey Island czy, z nowszych gier, The Longest Journey. The Westerner jest zbyt łatwy i zbyt nudny dla bardziej doświadczonych graczy (zwłaszcza, iż gra praktycznie wszystkie swoje zagadki podaje jak na talerzu, instruując gracza, co ma zrobić). Ale dla bardzo początkujących – doskonały tytuł pozwalający na wprowadzenie w świat gier przygodowych.
Ogółem: 4/10 The Westerner jest prostą grą dla młodszych graczy. Prostą i na swój sposób uroczą, jednak przyjemność grania wybitnie psuje nędzne jakościowo spolszczenie, któremu bardzo, ale to bardzo daleko do dumnego sloganu z pudełka: Profesjonalna polska wersja językowa. Profesjonalna!? The Westerner jest spolszczony tragicznie amatorsko (poza głosami lektorów). The Westerner w polskiej wersji nie polecam nikomu.
PODSUMOWANIE:
Grafika: | 8/10 |
Dźwięk: | 7/10 |
Grywalność: | 3/10 |
Ogółem: | 4/10 |
Dystrybutor: Cenega Polska Cena: 99,90 zł