HTC Desire Eye – test
HTC Desire Eye to smartfon stworzony do robienia autoportretów i zupełnie nie próbuje się z tym kryć. Jego nazwa (Eye!), wygląd (o tym za chwilę) i parametry (13-megapikselowy przedni aparat!) wręcz krzyczą „Zrób mną selfie!” i nie pozostawiają złudzeń, że sprzęt jest kierowany do zupełnie innych osób niż HTC One. Naprawdę wystarczy rzut oka, aby wiedzieć, po co ten gadżet powstał.
HTC Desire Eye – dane techniczne | |||
---|---|---|---|
Wymiary | 151,7× 73,8 × 8,5 mm | LTE | Cat 4 (do 150 Mb/s) |
Masa | 154 g | Wi-Fi | dwuzakresowe, n |
Ekran | 5,2 cala | NFC | Tak |
1920 × 1080 | Podczerwień | Nie | |
LCD | Radio FM | Tak | |
Procesor | Snapdragon 801 | Wyjście obrazu | Nie |
4 × 2,3 GHz Krait 400 | Host USB | Tak | |
Adreno 330 | Redukcja szumów | Tak | |
RAM | 2 GB | Pamięć wbudowana | ~9 GB |
Akumulator | 2400 mAh | Mikro-SD | Tak (64+ GB) |
Aparat z tyłu | Zdjęcia: 13 MP, dual-LED, autofokus, HDR | ||
Wideo: 1080p @ 60 kl./sek., HDR | |||
Aparat z przodu | Zdjęcia: 13 MP, dual-LED, autofokus, HDR | ||
Wideo: 1080p @ 30 kl./sek. |
Tego wielkiego okrągłego obiektywu umieszczonego centralnie na górnej ramce po prostu nie da się nie zauważyć. Tym bardziej że obok wstawiono jeszcze dwie diody, takie same jak z tyłu. Wygląda to na tyle kontrowersyjnie i na tyle silnie określa ten gadżet, że najprawdopodobniej już wiesz, czy jest on dla Ciebie, czy będziesz go omijał szerokim łukiem. Uprzedzaliśmy: wielbiciele elegancji HTC One zdecydowanie nie mają tu czego szukać. Nie znaczy to jednak, że urządzenie jest pozbawione uroku, nawet jeśli jest on specyficzny, albo ma jakieś niedostatki pod względem jakości wykonania.
Obudowa jest odlana z plastiku i ma bardzo praktyczną matową powierzchnię. Próby utrzymania masy i rozmiarów w ryzach nie poszły najlepiej (nawet jak na model z ekranem o przekątnej długości 5,2 cala), lecz w praktyce sprzęt leży w dłoni i mieści się w kieszeni dużo lepiej, niżby się mogło wydawać, głównie dzięki temu, że jest bardzo smukły. Choć zgryźliwi zwolennicy mniejszych słuchawek zapewne i tak powiedzą, że HTC Desire Eye spisywałby się lepiej w roli deski do krojenia niż jako telefon ;)
Podoba nam się to, jak połączono dwa kolory, bo czerwona ramka i biały tył obudowy naszego egzemplarza to nie są dwa elementy ani też jeden, w którym część została pomalowana, a sprytne połączenie tworzywa o dwóch różnych barwach, tworzące całość bez jakichkolwiek szpar.
Ogólnie smartfon może się podobać i – obiektywnie rzecz biorąc – sposób, w jaki został zaprojektowany, nie budzi większych wątpliwości. No może poza tym, że tylny aparat umieszczono bardzo niefortunnie i trzeba bardzo uważać, aby nie zasłonić go palcem.
W tym roku ponarzekaliśmy trochę na to, że kolejne smartfony HTC mają niepotrzebnie szeroki czarny pasek pod ekranem i przycisk blokady na górnej krawędzi. Wygląda na to, że projektanci firmy uwzględnili te zastrzeżenia, bo w Desire Eye nieco poprawiono te elementy. Czarny pasek z logo producenta nadal jest tam, gdzie był, ale teraz jest węższy i przeszkadza znacznie mniej. Najczęściej wykorzystywany guzik każdego telefonu został przeniesiony w znacznie wygodniejsze miejsce, tam gdzie łatwiej go dosięgnąć, dzięki czemu kciuki odetchnęły z ulgą. Ba! Znalazło się tu nawet miejsce na spust migawki aparatu! Frontowe głośniki stereo, będące teraz elementem charakterystycznym każdej trochę droższej słuchawki tej marki, zajmują znacznie mniej powierzchni pod ekranem i nad nim, przez co początkowo można je nawet przegapić, a mimo to nadal grają świetnie – głośno i wyraźnie. Postęp jest więc bardzo duży i mamy nadzieję, że w następnych modelach ten kierunek zostanie utrzymany.
Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy trochę nie ponarzekali. Przyciski wprawdzie są teraz we właściwych miejscach, lecz są o wiele mniej wygodne niż w HTC One, port mikro-USB wolelibyśmy mieć pośrodku, a nie z boku, bo jego obecne położenie może być problematyczne dla użytkowników niektórych uchwytów samochodowych, a szufladki na karty powinny być jakoś podpisane, bo łatwo przez pomyłkę wyciągnąć kartę nano-SIM (górna szufladka) zamiast mikro-SD. Na szczęście nie są to szczególnie poważne zastrzeżenia.
Kontrowersyjny – to słowo najlepiej opisuje smartfon HTC Desire Eye. Krótko mówiąc, jeśli nie przeszkadza Ci jego wygląd i charakter, będziesz zadowolony zarówno z wykonania, jak i rozmieszczenia różnych elementów. A jeśli nie... to zapewne nie przekonają Cię do tego telefonu żadne argumenty. Proste, prawda? :)
HTC Desire Eye kontra HTC One (M8)
Jeśli chodzi o stronę sprzętową, Desire Eye ma sporo wspólnego z HTC One. Odziedziczył po swoim bardziej prestiżowym krewniaku sporo dobrych cech, ale nie wszystkie. Największe cięcia nastąpiły w dziedzinie łączności. Zniknęły: wyjście obrazu, port podczerwieni i możliwość łączenia się z sieciami Wi-Fi ac. Desire Eye nie umie też zliczać kroków swojego właściciela. Nie są to nadzwyczaj istotne braki, ale trochę szkoda. Tym bardziej że smartfon ten wcale nie kosztuje mało, a takie dodatki powinny być już standardem w sprzęcie za ponad 2000 zł. Na pocieszenie dodamy, że cięcia całkowicie ominęły wszelkie elementy związane z dźwiękiem, które tak bardzo doceniliśmy w HTC One. Przednie głośniki stereo są mniej widoczne, lecz nadal grają bardzo wyraźnie i ogólnie rewelacyjnie. Gniazdo słuchawkowe jest bardzo mocne i zapewnia bardzo czyste brzmienie – to jedno z najlepszych wyjść spośród tych, z którymi mieliśmy do czynienia w smartfonach, i przynajmniej tak dobre jak w HTC One. Nie zawodzi też jakość połączeń telefonicznych, głównie za sprawą bardzo dobrej i głośnej słuchawki.
Jasny ekran Full HD dobrej jakości
Ekran Desire Eye jest trochę większy niż w ostatniej generacji HTC One, bo ma przekątną o długości 5,2 cala, czyli taką samą jak na przykład Sony Xperia Z3, LG G2 i nowa Motorola Moto X. Nie ma rozdzielczości QHD (płakać z tego powodu raczej nie będziemy), ale i tak jest za co go pochwalić. Na pochwałę zasługuje przede wszystkim rewelacyjna jasność podświetlenia. Na rynku jest bardzo niewiele wyświetlaczy pozwalających tak komfortowo korzystać ze smartfona nawet w bardzo słoneczny dzień, a tych, które są pod tym względem lepsze, doliczyłby się na palcach swoich dłoni niemal każdy doświadczony drwal. Osiągnięto to bez uszczerbku na równomierności podświetlenia i odwzorowaniu czerni, które są tak dobre, jak to tylko możliwe w przypadku matryc ciekłokrystalicznych. Jedynie odwzorowanie barw trochę kuleje, bo obraz jest dość chłodny i kolory mają niewiele wspólnego z prawidłową kalibracją, lecz większość osób i tak zapewne będzie zadowolona. Reasumując, nie można mówić o nowej jakości, ale praca domowa została odrobiona naprawdę porządnie.
Dobrze wykorzystane 2400 mAh
Akumulator jest stosunkowo mały, jak na sprzęt o tych gabarytach, i bardzo zastanawia nas to, czy wynika to z jakiejś strategii producenta (żeby przypadkiem Desire Eye nie działał bez doładowywania dłużej od HTC One). Wystarczy porównać tę słuchawkę z Xperią Z3, która też ma ekran o przekątnej długości 5,2 cala i niewymienialny akumulator, a przy tym jest cieńsza, mniejsza i zapewnia ponad 3000 mAh, a nie „jedynie” 2400 mAh. Zostawmy jednak w spokoju tak lubiane przez wszystkich teorie spiskowe, bo mimo wszystko HTC Desire Eye nie rozczarowuje czasem działania. Umie efektywnie oszczędzać energię w spoczynku, bo nie ma tu żadnych dziwnych procesów systemowych niepostrzeżenie podjadających (podpijających? ;)) kolejne procenty wskaźnika naładowania bez zgody użytkownika. Jest też dostępny znany z HTC One tryb ekstremalnego oszczędzania energii, zamieniający ten i tak całkiem oszczędny sprzęt w jeszcze bardziej oszczędny (choć o mocno ograniczonej funkcjonalności). Skąd zatem to delikatne narzekanie na początku tego akapitu? Bo czasu działania nigdy za dużo, a Desire Eye mógłby być pod tym względem godnym rywalem Xperii Z3.
Dodatkowe informacje o testach akumulatora
13 MP i dwie diody zarówno z tyłu, jak i z przodu
Wygląda na to, że HTC bardzo lubi kombinować z aparatami swoich smartfonów. W pierwszym HTC One zredukowano rozdzielczość matrycy do 4 MP, aby poszczególne piksele mogły być większe. W drugim HTC One doszedł dodatkowy aparat, wykorzystywany do tworzenia efektu rozmytego tła, i 5-megapikselowy z przodu. W Desire Eye postawiono na bardzo popularną ostatnio wartość, 13 MP, co jest krokiem ku normalności, lecz taką rozdzielczość ma nie tylko tylny aparat, ale także przedni. Szaleństwo? Może trochę. Oba aparaty są niemal identyczne: dają podobnie wyglądające zdjęcia o tej samej rozdzielczości i są wspierane przez takie same świecące diody. Za to różnią się tym, że przedni obiektyw ma krótszą ogniskową (czyli widzi trochę szerzej) i wpuszcza mniej światła. Ponadto przedni aparat nie umie nagrywać wideo Full HD z szybkością 60 kl./sek., a tylny – owszem.
Oprogramowanie wygląda jak w HTC One (M8), choć trochę je uporządkowano, więc teraz jest bardziej przejrzyste. Jego dużą zaletą jest szybkość, bo uruchamia się niemal natychmiastowo, autofokus zaś w dobrym świetle działa błyskawicznie. Wszystkie opcje są na swoim miejscu, jest nawet dostępny trochę bardziej rozbudowany tryb ręczny (który bardzo próbuje udawać, że jego projektantów nie zainspirował interfejs Lumii ;)). Przeszkadza nam jedynie to, że cyfrowa stabilizacja obrazu i HDR to oddzielne tryby aparatu, więc nie da się ich łączyć ze sobą lub z ręcznymi ustawieniami, co jest mało logiczne. Poza tym jednak podstawowa funkcjonalność aparatów HTC Desire Eye jest wzorcowa, bo zapewniają wszystkie najważniejsze ustawienia, całość działa bardzo szybko i jest łatwa w użyciu, automatyka zaś należy do najlepszych rozwiązań stosowanych w smartfonach.
Na kilka słów wyjaśnienia zasługują dodatkowe opcje związane z przednim aparatem. Oprócz podstawowych funkcji wykorzystywanych w czasie wykonywania autoportretów, takich jak samowyzwalacz i suwak filtra „upiększającego” (choć czy on faktycznie upiększa i wygładza skórę, to już kwestia dyskusyjna), jest kilka zdecydowanie rzadziej spotykanych, takich jak autofokus z możliwością rozpoznawania twarzy (jest z nim sprzężony punkt pomiaru ekspozycji, więc twarz zawsze jest prawidłowo naświetlona, nawet jeśli za głową widnieje jasne niebo) i tryb HDR. A po zrobieniu zdjęcia można wcisnąć przycisk edycji i wyostrzać, zmiękczać, przycinać, filtrować, powiększać oczy, a nawet... podmieniać twarze. Opcji jest naprawdę mnóstwo. Ich mnogość i dopracowanie świadczą o tym, że HTC potraktowało sprawę poważnie i że to naprawdę smartfon stworzony z myślą o selfie.
Jakość obrazu, jaką zapewnia tylny aparat, jest raczej przeciętna. Nie ma stabilizacji, a matryca jest dość typowa, więc nie za bardzo jest o czym pisać, bo podobne efekty pozwala osiągnąć smartfon za 1000 zł. Także tryb wideo nie zaskakuje niczym specjalnym.
Głównym bohaterem jest zatem przedni aparat. Jednak nie jego rozdzielczość wydaje nam się jego największą zaletą, bo 13 MP to jednak lekka przesada, do tego zdjęcia po przesłaniu na jakąkolwiek witrynę społecznościową i tak zostają mocno zmniejszone i zmasakrowane agresywną kompresją obrazu, dlatego pożytek z dodatkowych pikseli jest stosunkowo mały. Co innego przednia lampa błyskowa. Normalnie błyskanie smartfonowymi diodami prosto w twarz nie jest dobrym pomysłem, bo fotografowane osoby przeważnie wyglądają wtedy, jakby miały zaawansowaną anemię. Tutaj jest inaczej, bo HTC wykorzystuje dwie diody dające światło różnego koloru i dostosowuje ich siłę tak, aby dopasować barwę do światła otoczenia i nie przepalać części kadru. Sprawdziliśmy: to faktycznie działa i zapewnia dobre efekty, nawet w trudnym świetle żarowym lub fluorescencyjnym. To jedna z największych zalet przedniego aparatu Desire Eye. Za to mamy wątpliwości, czy dobrym pomysłem było użycie w nim obiektywu o krótszej ogniskowej. Co prawda dzięki temu łatwiej zrobić zdjęcie grupie osób (bo łatwiej zmieścić wszystkich w kadrze), ale gdy fotografuje się samego siebie, lepiej uważać, bo przy zbyt małej odległości trzeba się liczyć z pewnymi zniekształceniami i tym, że twarz się wtedy zaokrągla. Coś za coś.
Jednym zdaniem, tylny aparat i funkcja kamery to nic szczególnego, ale projektanci HTC postarali się, aby przedni był jak najlepszy i możliwie użyteczny.
Przykładowe zdjęcia
Przykładowe zdjęcia HDR
Przedni aparat
Przykładowe nagranie Full HD
Snapdragon 801 na pół gwizdka
W testach smartfonów często podkreślamy, że aby móc ocenić wydajność gadżetu i to, czy będzie sobie radził jak należy z codziennymi zadaniami i grami, nie wystarczy zerknąć na nazwę procesora na pudełku i wynik w AnTuTu. Nie ma chyba na rynku drugiego sprzętu, który pokazywałby to tak wyraźnie jak HTC Desire Eye. W teorii ma on ten sam procesor co bardziej prestiżowy HTC One, bo oba są wyposażone w czterordzeniowego Snapdragona 801 taktowanego z częstotliwością 2,3 GHz, ale w rzeczywistości Desire Eye jest wyraźnie wolniejszy. Różnica ta wynika głównie z zupełnie innego zarządzania taktowaniem procesora, które w tym modelu jest spowalniane bardzo, bardzo wcześnie. Obserwowaliśmy, jak układ zachowuje się w różnych sytuacjach: 2,3 GHz osiąga jedynie na bardzo krótką chwilę, gdy wykonywane zadanie delikatnie obciąża nie więcej niż dwa rdzenie, czyli na przykład w czasie ładowania jakiejś lekkiej strony internetowej. Jeżeli zaś jest bardziej wymagające i wykorzystuje więcej rdzeni, procesor niemal natychmiast jest ustawiany na 1,6 GHz (czyli działa o 30% wolniej, niżby wskazywała jego specyfikacja), a po kilku minutach (gdy robi się cieplej) spowalnia do 1,3 GHz. Nawet nie jest to kwestia samej temperatury, bo do 1,6 GHz spowalnia od razu, zanim cokolwiek zdoła się rozgrzać, więc jest to wybór projektantów i – naszym zdaniem – forma wprowadzania klienta w błąd. Tym bardziej że HTC nadal w wykrytych benchmarkach używa oddzielnego profilu procesora, który lekko zawyża wyniki (choć i tak są gorsze od osiągów HTC One).
Z drugiej strony w systemowym menu z ustawieniami dla programistów można ręcznie włączyć tryb wysokiej wydajności procesora, diametralnie zmieniający zachowanie tego podzespołu. Aktywowanie go sprawia, że jednostka centralna o wiele chętniej wykorzystuje swoje możliwości i w trakcie obciążenia wszystkich rdzeni ustawia ich zegar na 2 GHz. Efekt? Nawet o kilkadziesiąt procent wyższa wydajność. Niestety, trzeba się wtedy liczyć z trochę szybszym zużyciem energii i tym, że w czasie zabawy w jakiejś wymagającej grze temperatura obudowy może sięgnąć zdecydowanie niekomfortowych wartości.
Pomijając na chwilę kwestię taktowania procesora, musimy przyznać, że przynajmniej układ graficzny zachowuje się tak, jak powinien, a szybkość działania systemu jest wzorcowa i nie ma śladu niepożądanych spowolnień i zacięć, co od pewnego czasu jest standardem w smartfonach HTC z najnowszymi wersjami nakładki Sense. O co więc tyle zamieszania, skoro większość zapewne nawet nie zauważyłaby tak długo opisywanego przez nas problemu? O to, że naszym zdaniem takie działania są antykonsumenckie. Klient widzący na pudełku informację o Snapdragonie 801 taktowanym z częstotliwością 2,3 GHz oczekuje takiej wydajności, za jaką zapłacił. A Desire Eye zapewnia mu tylko część teoretycznych osiągów, i to nawet mniejszą, niż sugerują najpopularniejsze benchmarki. Tak się nie robi.
Podsumowanie
Napisać podsumowanie było wyjątkowo prosto, gdyż jest to sprzęt, którego odbiorca jest wyraźnie określony. Większość tych, do których jest kierowany, od razu będzie wiedziała, czy jest to gadżet dla nich czy nie. Wszystko przez to, że 13-megapikselowy aparat z przodu nie jest tu jedynie dodatkiem: to esencja tego urządzenia, która miała bardzo duży wpływ na jego wygląd, a nawet nazwę. Trudno nam sobie wyobrazić, by jego nabywca nigdy nie zrobił sobie autoportretu, bo właśnie do tego zostało stworzone. I to nie tylko za sprawą wysokiej rozdzielczości, ale też ze względu na świetną podwójną lampę błyskową, dostosowującą kolor błysku do temperatury barwowej światła otoczenia, i ciekawe oprogramowanie.
Na szczęście do przedniego aparatu dołączono przy okazji całkiem niezły smartfon, o bardzo jasnym i czytelnym ekranie, przyzwoicie długo działający, wyposażony w świetne głośniki, porządne wyjście słuchawkowe i dobrze zoptymalizowane oprogramowanie, które nigdy nie spowalnia. Dlatego sprzętu używa się przyjemnie nie tylko do robienia fotek na witryny społecznościowe.
Do omówienia pozostaje jeszcze kwestia sugerowanej ceny detalicznej, równie kontrowersyjnej co samo urządzenie. Otóż wynosi ona 2200 zł. Wygląda to tak, jakby ktoś w HTC myślał, że nadal jest kwiecień i HTC One, Samsung Galaxy S5 oraz inne czołowe modele wciąż kosztują niemal 3000 zł, więc taki prawie „flagowiec” za 2200 zł to dobry pomysł. Cóż, śmiemy twierdzić, że jest inaczej, dlatego wszystkim, do których przemawia najnowszy pomysł HTC, zalecamy odrobinę cierpliwości i regularne śledzenie ofert operatorów. Na razie cena Desire Eye jest wygórowana.
Do testów dostarczył: HTC
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2200 zł