Far Cry to dobra, choć nie do końca równa, seria gier. Mają one kilka charakterystycznych cech wspólnych, między innymi sandboksowy model świata, realistyczne bronie i ogólnie styl, ale w każdej bardzo zmienia się otoczenie. Dla mnie niedoścignionym wzorem jest pierwsza część. Jak na 2004 rok, wyglądała naprawdę świetnie, dostarczała masę frajdy, a do tego zawierała chyba największą niespodziankę, jaką widziałem w grach komputerowych. Osoby, które ukończyły pierwszego Far Crya, z pewnością wiedzą, o co mi chodzi.
Część druga była przeciętna. Pisałem już kiedyś, że nie przemówił do mnie afrykański klimat, zabrakło też atmosfery. Biegałem od jednego punktu kontrolnego do drugiego tak szybko, jak tylko się dało, chciałem po prostu odhaczyć kolejną pozycję na liście gier. Czegoś ewidentnie zabrakło.
Trójka zręcznie połączyła poprzednie części, naprawdę setnie się przy niej bawiłem, a następca ewidentnie podąża tym samym tropem. Ale znów zmieniły się realia. Z pewnością do pewnego czasu nikt się nie spodziewał, że fabuła będzie się rozgrywać kilka tysięcy metrów nad poziomem morza. Ci z Was, którzy uważają, że górskie krajobrazy nie miały prawa się sprawdzić, niech czytają dalej, bo stało się inaczej.
Akcja Far Cry 4 dzieje się na terenach Kyriatu. To fikcyjny region wymyślony na potrzeby tej gry, mocno wzorowany na Nepalu. Gracz wciela się w postać Ajaya Ghale'a, 22-letniego młodzieńca pochodzenia amerykańsko-kyriackiego. To pierwszy w tej serii bohater związany z regionem, w którym wszystko się rozgrywa. Ajay podróżuje do Kyriatu z prochami swojej matki, chcąc spełnić jej ostatnie życzenie. Jednakże w rodzinnych stronach zastaje małe piekło. Dyktator Pagan Min sprawuje rządy twardą ręką. To tyran pierwszej wody: podporządkował sobie cały kraj, uprzednio wymordowawszy całą rodzinę królewską. Naprzeciw jego wojsku wychodzą siły partyzantów z ugrupowania Złota Droga. Powołał je ojciec Ajaya. Tyle że Pagan Min to jego wujek...
„Ejdżej”, mordeczko Ty moja!”
Far Cry 4 to, a jakże, pierwszoosobowa strzelanka – i to było wiadomo już od dawna. Postać, w którą wciela się gracz, Ajay Ghale, to wyjątkowo wysportowany i wszechstronny młody człowiek. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Biega, skacze, pływa. Ale to dopiero wierzchołek góry lodowej. Nie są mu obce różnego rodzaju pojazdy naziemne, których w grze jest naprawdę dużo. Quady, samochody osobowe, motory, opancerzone terenówki – to jedynie część dostępnych maszyn. Ajay może też się wspinać za pomocą liny, która trafia w jego ręce już na początku przygody. Co prawda wcześniej musi znaleźć miejsce umożliwiające wspinaczkę, ale tych jest całkiem sporo. Gdy już sobie wisi na linie, może się huśtać i skakać na odległe półki skalne i tak dalej. Nie brak także miejsc z zaparkowaną paralotnią, która nie jest niczym nowym w serii. Jest też dwuosobowy helikopter, który może się wznieść całkiem wysoko. Trzeba tylko uważać, żeby nie przesadzić, wówczas bowiem robi się niestabilny.
Ale największą nowością w Far Cry 4 jest tak zwany wingsuit. To się ludziom z Ubisoftu naprawdę udało. Dla tych, którzy jeszcze o nim nie słyszeli: to specjalny kombinezon z doszytymi w paru miejscach skrzydłami. Ma zadanie zmniejszyć prędkość opadania, a tę horyzontalną zwiększyć. Lot kończy się otwarciem spadochronu. Ajay może zeskoczyć z urwiska i po naciśnięciu jednego guzika szybować i pokonywać bardzo duże fragmenty terenu. Oczywiście, musi w porę otworzyć spadochron, inaczej czeka go śmierć. Pomysł oraz to, jak został wcielony w życie, bardzo mi się podoba.
Sednem serii Far Cry od początku była wymiana ognia i nie inaczej jest w czwartej części. Gracz ma dostęp do mnóstwa narzędzi mordu, które podzielono na kilka kategorii. Są pistolety, łuki, ręczne kusze, cała masa mniejszej i większej broni automatycznej, a nawet wyrzutnia rakiet. Na początku przygody dostępny arsenał liczy ich zaledwie kilka, ale z czasem, wraz z postępem głównego wątku i wykonywaniem zadań pobocznych, przybywa ich. Ajay może podnosić to, z czego korzystają siły Pagana Mina, lub kupować w sklepie kolejne zabawki, by w ten sposób zyskać do nich stały dostęp z poziomu sklepu lub miejsca odpoczynku. Do tego każdy pistolet, łuk czy karabin da się usprawnić. Można dokupić tłumik, celownik, pojemniejszy magazynek i tak dalej. Choć to wszystko klasyka gatunku, jest tego sporo i nikt nie powinien narzekać.
Ajay może na początku nosić przy sobie dwie bronie: jedną podręczną, najczęściej krótką, oraz jedną większą. Do tego dochodzą granaty, miny, koktajle Mołotowa i tym podobne. Może też mieć przy sobie przynętę. To kawał mięsa, który rzuca w pobliże wroga, by przywabić jakiego drapieżnika. To także skuteczna forma dywersji, przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby rzucić kilka mięsnych paczek za mur. Nie trzeba nawet widzieć przeciwnika, bo lokalna fauna zrobi swoje.
Innym elementem znanym z poprzedniej części serii jest skórowanie zwierząt. Ale nie robi się tego dla sportu, lecz po to, aby móc więcej unieść. Nawet podstawowy portfel szybko się zapełnia walutą. Gdy jest wypełniony po brzegi, lecz nie ulepszony, nie da się kupić wielu broni. Niezwykle ważna jest też możliwość noszenia większej ilości amunicji oraz większej liczby granatów i innych narzędzi mordu. Docelowo dobrze jest mieć przy sobie jedną broń wybuchową, jeden łuk i ze dwa karabiny maszynowe.
Ajay może też wezwać na pomoc kilkuosobowy oddział Złotej Drogi. Początkowo sojusznicy nie są zbyt przydatni, ale z czasem jest z nimi coraz lepiej. Oczywiście, trzeba wykupywać kolejne ulepszenia.
Główny bohater wraz z postępem w grze staje się coraz silniejszy. Za każdego zabitego przeciwnika czy każde wykonane zadanie otrzymuje doświadczenie, a wejście na kolejny poziom owocuje przyznaniem mu punktu do wydania w drzewku umiejętności. To zaś jest podzielone na dwie sekcje. Pierwsza to zdolności typowo bojowe, takie jak umiejętność przeładowywania broni podczas strzelania, większa odporność na obrażenia każdego pojazdu i możliwość likwidowania przeciwników z pozycji nad nimi i pod nimi. Druga pozwala między innymi nauczyć się jazdy na słoniu i naprawiać pojazdy oraz zwiększać liczbę punktów zdrowia i szybkość regeneracji po obrażeniach. Sporo tego, jest na co wydawać punkty.
Powrócił system radzenia sobie z obrażeniami po raz pierwszy wprowadzony w Far Cry 2. Ajay może się całkowicie wyleczyć, ale to chwilę trwa. Sprowadza się to do efektownej animacji gaszenia ognia na ręku, wyciągania kuli patykiem czy nastawiania palca. Prawdziwy kyriacki twardziel. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby użyć strzykawki ze środkiem leczniczym, ale praktyka pokazuje, że tych zawsze jest za mało, a żeby mieć ich więcej... cóż, trzeba polować na określoną zwierzynę. Ten łańcuszek zależności jest całkiem dobrze pomyślany i prosty. To powoduje, że chce się robić rzeczy niezwiązane z wątkiem głównym, po to aby być po prostu lepszym. Far Cry 4 w bardzo nienatarczywy sposób zachęca do eksplorowania Kyriatu.
W górach jest gorąco
Kyriat jest bardzo duży. Twórcy gry przyrównują go do obszaru dostępnego w poprzedniej części serii. Bardzo się jednak rozrósł w pionie. To w połączeniu z sandboksową konstrukcją świata robi wrażenie. Dotarcie z jednego końca na drugi o własnych siłach zajmuje naprawdę dużo czasu.
Zanim po raz pierwszy uruchomiłem grę, miałem określone oczekiwania co do wyglądu tej krainy. Oczywiście, chciałem, żeby była mocno rozbudowana – i faktycznie taka jest. To po prostu ogromny, bogaty świat. Ale też miałem nadzieję, że będzie to nieco mistyczne, tajemnicze miejsce, pełne świątyń, orientalnych akcentów, przydrożnych kapliczek, wiosek składających się z kilku domostw na krzyż, tajemniczych tubylców i tym podobnych. I dokładnie to dostałem. Dzięki temu wszystkiemu klimat gry jest świetny.
Obszary, które odwiedza Ajay, są bardzo różne. Wszędzie dominuje górski krajobraz, lecz znakomicie zróżnicowano poszczególne warstwy terenu. Gdzieniegdzie można biegać dosłownie w koszulce, a dziesięć minut drogi dalej jest śnieg i łatwo zamarznąć. Strome zbocza, charakterystyczna roślinność i pasujące do poszczególnych miejsc zwierzęta przydają temu wszystkiemu uroku i wiarygodności. Kyriat podoba mi się dużo bardziej niż świat poprzednich gier z tej serii. Nadspodziewanie dobrze oddano atmosferę tego miejsca.
W nowym Far Cryu są też frakcje. Skoro sprawdziły się w poprzedniej części gry, i tym razem nie mogło ich zabraknąć. Niemniej gracz automatycznie staje ramię w ramię ze Złotą Drogą. To dość oczywiste, w grach bohater zawsze opowiada się po stronie ciemiężonych. Jednakże w obrębie partyzanckiego grupowania też sporo się dzieje. Dwaj przywódcy mają różne spojrzenie na to, co należy zrobić, aby zdetronizować Pagana Mina. Nie chcę za dużo tutaj zdradzać, nadmienię tylko, że wykonanie misji dla pewnej dziewczyny ze Złotej Drogi jest nie na rękę jednemu z liderów. On ma inne podejście do walki z tyranem, a konsekwencje stronniczości często zostają graczowi wyłożone dosadnie. Jego wybory co prawda nie wywołują zbyt silnego moralnego kaca, lecz niektóre ich skutki skłaniają do tego, by następnym razem zastanowić się dwa razy, od kogo przyjmuje się robotę.
Fabuła nie jest przesadnie zagmatwana, ale do oczywistych i płytkich też raczej nie należy.
Sednem gry jest walka, tutaj nic innego się nie robi. Gracz prędzej czy później będzie do kogoś strzelał w praktycznie każdym zadaniu. Jednak świat gry i duża część misji są tak skonstruowane, że da się sprawę załatwić po cichu, eliminując jednego wroga za drugim bez wznoszenia alarmu. Zresztą niektóre misje wręcz to narzucają. Przykładowo jednym z zadań pobocznych jest uwolnienie zakładników. Na niewielkim obszarze jest kilku rojalistów, którzy pilnują związanych jeńców. Wywołanie alarmu niemalże automatycznie oznacza egzekucję porwanych. Trzeba zatem po cichu likwidować pojedyncze cele, najlepiej za pomocą łuku, kuszy lub po prostu nożem od tyłu. Nie brak też sytuacji, w których skradanka jest zaledwie wskazana, bo odpowiednio wyposażony bohater może wpaść między wrogów i wyciąć wszystkich dookoła w pień, stojąc na środku placu. Co kto lubi. To miło ze strony twórców, że zapewnili tu niemałą dowolność. Masowa eksterminacja się nie nudzi, cały czas chce się kombinować z broniami i dostępnymi środkami... i to zapewnia niemałą frajdę na długie godziny. Grywalność to bardzo mocna strona Far Cry 4.
Mapa świata jest naprawdę duża. Gracz ma, oczywiście, sporą dowolność w tym, co chce robić. Nie będzie bezczynny dłużej niż kilka minut; nawet w drodze do punktu docelowego popychającego wątek główny do przodu napotyka masę wydarzeń pobocznych. A to można ostrzelać jakiś konwój Pagana Mina, odbić zakładników, obronić rebeliantów, a to zapolować na zwierzynę czy pomóc okolicznej ludności. Masa tego, nie sposób się nudzić. Jest też mnóstwo różnych skrzyń i starożytnych masek do odszukania. A jeżeli to dla kogoś za mało, niech wie, że kilkanaście godzin można spędzić na odbijaniu fortów z rąk rojalistów oraz likwidowaniu przekaźników propagandowych na szczytach wież. Jest też bardzo dużo ciekawych miejsc do odwiedzenia, a pojawienie się w każdym to przecież cenne doświadczenie.
Był taki moment, że po wykupieniu umiejętności jazdy na słoniu przez bite dwie godziny przemierzałem Kyriat i niszczyłem, co tylko się dało, szarżując na grzbiecie zwierzęcia z granatnikiem w ręku. Nawet przez moment nie poczułem się znużony. Mógłbym tak jeszcze długo bawić się w najlepsze, musiałem jednak poznać jak najwięcej z bogatego świata gry, aby się podzielić wrażeniami.
Nie było mi jednak dane spróbować zabawy wieloosobowej, ale intuicja mi podpowiada, że zabawa na TS-ie z kumplem to byłaby nieziemska frajda. Jest też wiele innych aspektów, o których mógłbym tutaj napisać, lecz wystarczy to, że gra jest olbrzymia, zabawa zaś – po prostu przednia. A jeżeli komuś będzie mało, jest dostępny prosty w obsłudze edytor map. Mało kto dzisiaj zapewnia takie narzędzia – spory plus dla twórców gry.
Platforma testowa
Oto podzespoły komputera, który posłużył mi do przetestowania gry Far Cry 4:
Model | Dostarczył | |
---|---|---|
Procesor | Intel Core i5-2500K | www.intel.pl |
Płyta główna | Asus Maximus IV Gene-Z | pl.asus.com |
Pamięć | 2 × 8 GB Corsair Vengeance Pro Series 240 MHz C10 | www.corsair.com |
Karta graficzna | Asus GeForce GTX 780 DirectCU II OC | pl.asus.com |
Zasilacz | Enermax Revolution 1250 W | www.enermax.com |
Schładzacz procesora | Prolimatech Armageddon | www.prolimatech.com |
Wentylatory | 2 × Noctua NF-P14 FLX | www.noctua.at |
Karta dźwiękowa | Asus Xonar Xense | pl.asus.com |
Nośnik systemowy | Corsair Neutron GTX 240 GB | www.corsair.com |
Nośnik na gry | Samsung HD503HI 500 GB | www.samsung.com |
Monitor | NEC PA241W | www.nec-display-solutions.com |
Obudowa | Corsair Graphite 600T | www.corsair.com |
Mysz | SteelSeries Sensei | steelseries.com |
Klawiatura | Corsair K95 | www.corsair.com |
Podkładka | SteelSeries l-2 | steelseries.com |
Stolik | Rogoz Audio 3QB3 | rogoz-audio.nazwa.pl |
DAC | NuForce DAC-9 | www.nuforce.com |
Słuchawki | Creative Aurvana Live! |
Grafika i dźwięk
Far Cry 4 pod względem oprawy graficznej ani trochę nie zaskakuje. Widać, że jest oparty na tym samym narzędziu co trzecia część serii, czyli Dunia Engine. Nie jest ono zbyt popularne. Jego pierwsza wersja została wykorzystana wyłącznie w Far Cry 2 oraz grze stworzonej na podstawie filmu Avatar. Drugiej użyto jedynie w Far Cry 3, Far Cry 3: Blood Dragon oraz Far Cry 4. Sami chyba przyznacie, że te liczby nie robią wrażenia, dość wspomnieć dla porównania narzędzie firmy Epic. Jednak liczy się wykorzystanie możliwości narzędzia, a nie portfolio, a już Far Cry 3 pokazał, że są niemałe.
Grafika w Far Cry 4 jest po prostu dobra. Miejscami bardzo pozytywnie zaskakuje, miejscami pozostawia niesmak, ale przez znakomitą większość czasu trzyma wysoki poziom. Nie jest to co prawda poziom Assassin's Creed: Unity, lecz jest naprawdę dobra. Aspiruje do miana realistycznej, zwłaszcza jeśli chodzi o otoczenie, bo postacie niezależne, szczególnie zaś ich twarze, są nieco groteskowe. To jednak nie wada, a raczej kwestia podejścia. Liczba wielokątów, z których zbudowane są poszczególne obiekty, nie odbiega od oczekiwań: rewolucja nie nastąpiła, ale nie można narzekać. Mo-cap też jest przyzwoity, choć tylko tyle. Za to tekstury są w dobrej rozdzielczości. Ich niedociągnięcia nie zwracają tak mocno uwagi, jak zwykle się to dzieje, a powodem jest liczba detali na ekranie: trawy, drzew i tak dalej. Nie brakuje jednak błędów graficznych, widocznych zwłaszcza podczas czołgania się, przykładem trawa pół metra nad ziemią. Niemniej to drobnostki, widoczne tylko w określonych sytuacjach.
Far Cry 4 powstał we współpracy z Nvidią. Wykorzystano technikę HairWorks, która działa naprawdę nieźle na zwierzętach, lecz na ludzkich głowach – już nie. Nie wiem, ile w tym zasługi Nvidii, a ile Ubisoftu, ale ludzi spotyka się znacznie częściej niż okoliczną faunę. PCSS oraz promienie słońca w wykonaniu „zielonych” są naprawdę dobre. Są też efekty nieodłączne w pierwszoosobowych strzelankach, takie jak: bloom, głębia ostrości, HDR.
Oprawa dźwiękowa nie budzi zastrzeżeń. Orientalne wstawki zawsze mi się podobały, a w grze jest ich pełno. Samochodowe radia grające tybetańskie disco też cieszą ucho. To mocna strona Czwórki.
(Zobacz też test kart graficznych i procesorów w Far Cry 4).
Galeria
Podsumowanie
Far Cry 4 to nie jest gra rewolucyjna, ani nawet innowacyjna. Oczy nie wychodzą z orbit na widok tego, co się rozgrywa na ekranie. Pod względem mechaniki naprawdę niewiele różni się od Trójki, zatem komu tamta się nie spodobała, ten nie polubi także najnowszej części serii. Ale to kwestia gustu. Obiektywnie rzecz biorąc, to bardzo dobra gra.
Załodze Ubisoft Montreal nie zależało na tym, żeby stworzyć coś zupełnie nowego. Można by powiedzieć, że poszła na łatwiznę. Postanowiono wykorzystać te rozwiązania, które się sprawdziły w trzeciej części Far Crya. Zaprojektowano zupełnie nowy, ciekawy i mocno rozbudowany w pionie świat z masą rzeczy do zrobienia, nieco poprawiono grafikę, a całość okraszono znanym z poprzednika pewniakiem: charyzmatycznym psychopatą. Jest nawet prosty w obsłudze edytor map. I wiecie co? To wszystko działa, bo Far Cry 4 bawi jeszcze bardziej niż Trójka.
Fabuła tej gry wielu osobom wyda się oklepana i ogólnie przesadzona. Mechanika innowacyjna nie jest, system ulepszeń i nabywania broni to również nic nowego, to samo tyczy się wymiany ognia. Banały mógłbym dalej mnożyć. Wyjąwszy detale praktycznie wszystko już gdzieś widzieliśmy. Wiele osób zarzuci Ubisoftowi, że serwuje odgrzewane kotlety, nie omieszka też wypomnieć choćby problemów natury technicznej.
Ale nawet pomimo tego Far Cry 4 jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika pierwszoosobowych sandboksowych strzelanek. Wycieczka do Kyriatu to naprawdę niezła, wciągająca i rozbudowana przygoda, sporo lepsza od tej z poprzedniej części serii. Wszystkiego jest więcej i choć wszystko jest podobne do tego, co już wcześniej widzieliśmy, jest lepszej próby. Skoro Trójka została – podkreślmy: zasłużenie – nagrodzona, Czwórce też się należy zielony znaczek. Przyznaję go bez chwili wahania.
Do testów dostarczył: Ubisoft
Cena w dniu publikacji (z VAT): 129 zł